„W domu rządziła teściowa, a mąż nie widział problemu. Zrobiłam im taką niespodziankę, że zbierali szczęki z podłogi”

kobieta w kuchni fot. Naszym życiem rządziła teściowa/iStock by Getty, pixelfit
„Postawiłam przed jego matką talerz z moją ukochaną lasagne. Chciałam zaimponować, pokazać, że umiem gotować, że jej syn będzie miał przy mnie dobrze. Jego matka spojrzała na danie jak na coś, co ktoś przed chwilą wyciągnął ze śmietnika”.
/ 13.03.2025 17:30
kobieta w kuchni fot. Naszym życiem rządziła teściowa/iStock by Getty, pixelfit

Pierwszy raz spojrzałam na Tomka inaczej niż na zwykłego kolegę, kiedy podał mi termos z herbatą na korytarzu uczelni. Był chłodny, listopadowy wieczór, a ja zmarzłam, idąc z przystanku. On się uśmiechnął, ciepło i bez żadnych podtekstów, i po prostu powiedział:

– Napij się. Jest gorąca.

Nie cierpiała mnie

Byłam wtedy przekonana, że właśnie taki będzie nasz związek – ciepły, troskliwy, oparty na drobnych gestach. Przez pierwsze miesiące nosił zakupy, robił mi kanapki, kiedy się uczyłam do sesji, przychodził po mnie na zajęcia, żebyśmy mogli razem wracać do domu. Nie miałam pojęcia, że te drobne czułości to tylko cisza przed burzą, która miała nadejść, gdy stanę w progu jego rodzinnego domu.

Pamiętam, jak na pierwszym proszonym obiedzie, już po naszych zaręczynach, postawiłam przed jego matką talerz z moją ukochaną lasagne. Chciałam zaimponować, pokazać, że umiem gotować, że jej syn będzie miał przy mnie dobrze. Jego matka spojrzała na danie jak na coś, co ktoś przed chwilą wyciągnął ze śmietnika.

– No cóż… – westchnęła, nakładając sobie maleńką porcję. – Mój syn jadł lepiej w domu.

Tomek jadł w milczeniu, a ja poczułam się jak intruz, który próbuje wejść w coś, co nigdy nie będzie jego. Tego wieczoru, po wyjściu przyszłej teściowej, zapytałam Tomka:

– Co ja takiego zrobiłam, że ona mnie nie lubi?

Roześmiał się, jakbym właśnie opowiedziała dobry żart.

– Oj, nie przejmuj się. Mama zawsze taka była.

W tym momencie pojawiła się pierwsza rysa na naszym związku.

Była wredna

Tamten obiad był dopiero początkiem. Z biegiem czasu zrozumiałam, że dla teściowej nigdy nie będę wystarczająco dobra. Naprawdę próbowałam. Kiedyś, jeszcze zanim wyszłam za Tomka, słyszałam, że teściowe bywają złośliwe, ale myślałam, że jeśli będę miła i cierpliwa, to z czasem się przekona do mnie. Byłam naiwna.

Tomasz nie widział w tym problemu. Dla niego to było normalne. W jego domu matka rządziła, a wszyscy wokół się dostosowywali. Myślał, że i ja to zaakceptuję.

Kilka tygodni po ślubie postanowiłam znowu zaprosić teściową na obiad do nas. Chciałam pokazać, że się staram, że mi zależy. Przygotowałam pieczone udka kurczaka w miodowej glazurze, z chrupiącymi ziemniakami i domową surówką. Wszystko pachniało obłędnie. Kiedy teściowa usiadła do stołu, spojrzała na talerz i westchnęła przeciągle.

– Nie wykazałaś się specjalną pomysłowością.

Zacisnęłam dłonie na kolanach, ale się uśmiechnęłam.

– Następnym razem zrobię coś innego.

– Wiesz, gotowanie to nie wszystko. Mam nadzieję, że prasujesz mu koszule? – Uniosła brew i włożyła do ust kawałek kurczaka.

Tomek nawet nie podniósł wzroku. Jadł w milczeniu, jakby nie chciał być częścią tej rozmowy.

Nic jej nie pasowało

Czułam, jak ogarnia mnie frustracja. Zaciskałam zęby, powtarzając sobie, że nie mogę dać po sobie poznać, że jest mi przykro. Zmywałam potem naczynia, a w głowie wciąż słyszałam jej ton – niby uprzejmy, ale jednocześnie podszyty czymś, co sprawiało, że czułam się jak dziecko, które zrobiło coś nie tak.

– Nie widzisz, jak ona mnie traktuje? – zapytałam męża, kiedy wieczorem siedzieliśmy na kanapie.

Spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem.

– Po prostu bądź dla niej milsza. Nie ma co robić dramatu.

Wtedy poczułam, że nie chodzi tylko o jego matkę. Chodziło o to, że Tomek nigdy nie stanie po mojej stronie.

Z czasem jej uwagi stały się codziennością. Komentowała wszystko – od sposobu, w jaki składam ręczniki, po wybór imienia dla naszego dziecka. Wciąż poprawiała, doradzała, krytykowała.

– Dziś dzieci jedzą jakieś dziwactwa. Kiedyś nie grymasiły, jadły wszystko! – skwitowała, gdy nasza córka odmówiła zjedzenia zupy.

– Dziś trochę inaczej wychowuje się dzieci – odpowiedziałam spokojnie.

– Czasy może i się zmieniają, ale dobre zasady wychowawcze nie – dodała z uśmiechem, który miał udawać życzliwość.

Miarka się przebrała

Spojrzałam na męża, licząc, że wreszcie coś powie. Ale on tylko pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć: „Nie przejmuj się, taka już jest”. Coraz częściej czułam się w tym domu sama.

Któregoś dnia po prostu przestałam tłumaczyć się teściowej i starać się o jej akceptację.

Nie oznaczało to, że ona się wycofała. Wręcz przeciwnie – kiedy przestałam reagować na jej zaczepki, stała się jeszcze bardziej uszczypliwa.

– Nie podajesz już Tomkowi śniadania? – zapytała, kiedy przyszła niezapowiedziana z samego rana. – W moich czasach mąż dostawał rano świeżo parzoną kawę i jajecznicę.

– Tomek umie zrobić sobie kanapkę – odparłam, wracając do swoich zajęć.

Czułam jej wzrok na plecach. Spodziewała się, że zacznę zapewniać, że miałam dużo pracy, że nadrobię. Nie doczekała się. Wieczorem powiedziałam Tomaszowi, że dłużej tego nie zniosę.

– Albo staniesz po mojej stronie, albo nie wiem, co dalej – powiedziałam spokojnie.

– Przesadzasz. Mama jest dla ciebie surowa, bo chce dobrze – odpowiedział, jakby to wszystko było wymyślonym problemem.

Wtedy podjęłam decyzję. Nie robiłam scen. Nie było krzyków, łez, dramatycznych pożegnań. Po prostu spakowałam walizkę.

Zdziwił się

Tomek wszedł do sypialni, gdy właśnie zapinałam suwak.

– Przecież to tylko moja mama. Naprawdę chcesz to skończyć przez nią?

Zamknęłam oczy, czując, jak narasta we mnie złość.

– Nie przez nią. Przez ciebie. Bo nigdy nie stanąłeś po mojej stronie.

Stał bez słowa, jakby dopiero teraz coś do niego dotarło. Ale było już za późno. Po prostu wyszłam.

Gdy zamknęłam za sobą drzwi, poczułam coś dziwnego. Spodziewałam się bólu, rozczarowania, może nawet poczucia porażki. A jednak stałam tam na klatce schodowej z walizką w dłoni i… czułam ulgę. Nie miałam już siły walczyć o coś, czego nigdy nie dostałam – o szacunek teściowej, o uwagę Tomka, o miejsce w rodzinie.

Latami próbowałam się dopasować, wierząc, że jeśli będę wystarczająco dobra, kiedyś mnie zaakceptują. Ale to nie miało znaczenia. Tego wieczoru zatrzymałam się u przyjaciółki. Siedziałyśmy przy winie, a ona uważnie mi się przyglądała.

– Wiesz, że wyglądasz inaczej? – powiedziała nagle.

– Jak?

– Jak ktoś, kto w końcu przestał się bać.

Nie odpowiedziałam. Może nie miałam pojęcia, jak ułożyć życie po tylu latach w cieniu teściowej. Ale jedno było pewne – to była moja walizka i moje życie. I tym razem to ja decydowałam, dokąd pójdę.

Agnieszka, 38 lat

Czytaj także:
„Uciekłem od matki, bo miałem dosyć jej życiowych dobrych rad. Zabolało, gdy zrozumiałem, że to jednak ona miała rację”
„Chciałem mieć dużą rodzinę, ale żona nie chce więcej dzieci. Chyba zasieję nasionko w innym ogródku”
„Poszłam na kurs tańca, by dobrze wypaść na weselu. Narzeczony nie miał pojęcia, jakie figury ćwiczyliśmy po godzinach”

Redakcja poleca

REKLAMA