„Nadgorliwy ochroniarz sklepu przyprawił mi gębę złodzieja. Mimo iż nic nie ukradłem, najadłem się wstydu przed ludźmi”

chłopak, którego oskarżyli o kradzież fot. iStock by Getty Images, franckreporter
„Podałem pieniądze kasjerce i już miałem odejść lekkim krokiem od kasy, gdy… zapiszczała bramka. Dziwne, przecież nie brałem z półek niczego, prócz chipsów. Całą resztę miałem przy sobie, wchodząc do sklepu, a wtedy żadna bramka nie dzwoniła”.
/ 18.04.2023 11:15
chłopak, którego oskarżyli o kradzież fot. iStock by Getty Images, franckreporter

Kiedy zobaczyłem nadjeżdżający autobus, puściłem się biegiem. Nie miałem czasu, aby czekać na następny, bo wtedy na pewno spóźniłbym się na mecz. Kiedy już jechałem w ścisku, zadzwonił mój telefon. To był ojciec.

– Kupiłbyś jakieś chipsy do piwa, bo żadnych nie ma w domu – poprosił.

– Kurcze, nie zdążę na pierwszą połowę. Mecz zaczyna się o dziewiętnastej! – jęknąłem.

– Piętnaście po! Punktualnie o siódmej startuje studio sportowe, możesz sobie darować te gadki redaktorów – stwierdził tata.

Skoro tak, to dobrze – obiecałem ojcu, że kupię te chipsy, w końcu wizyta w minimarkecie nie powinna mi zająć więcej niż kilka minut.

Tak, samo wybranie chipsów zajęło mi istotnie tylko chwilkę, ale ta kolejka do kasy! Pięć osób i każda z wyładowanym po brzegi wózkiem!

– Przepraszam, czy przepuszczą mnie państwo? Mam tylko tę paczkę i odliczoną kwotę? – zapytałem.

Na szczęście ludzie mają jeszcze w sobie odrobinę człowieczeństwa, bo kolejka rozstąpiła się życzliwie.

Ale mi było wstyd przy tych ludziach…

Podałem pieniądze kasjerce i już miałem odejść lekkim krokiem od kasy, gdy… zapiszczała bramka. Dziwne, przecież nie brałem z półek niczego, prócz chipsów. Całą resztę miałem przy sobie, wchodząc do sklepu, a wtedy żadna bramka nie dzwoniła. Nie przejąłem się więc zbytnio.

– Pan przejdzie z torbą – poprosił mnie ochroniarz poważnym tonem.

Przeszedłem. Bramka zapiszczała.

– Poproszę torbę – powiedział ochroniarz i przeszedł z nią sam.

Bramka zapiszczała.

– A teraz, proszę przejść bez torby.

Przeszedłem. Bramka milczała.

Popatrzyłem ze zdumieniem na swoją torbę, jakby nagle wyskoczył z niej Obcy. Dlaczego piszczy, przecież ja w niej nic nie mam!

– Proszę pokazać zawartość torby – powiedział ochroniarz, a we mnie zrodził się bunt studenta prawa.

Przecież on nie ma takich uprawnień, aby mnie przeszukiwać, od tego jest straż miejska, policja…

– Tutaj? Przy wszystkich? – zapytałem, a ochroniarz westchnął.

– Jeśli pan woli na osobności, zapraszam do pokoju ochrony – powiedział.

Podreptałem za nim wściekły i upokorzony, bo przecież wszyscy w kolejce widzieli, co się dzieje.

To dlatego tak się spieszył i chciał szybko wyjść ze sklepu. Zwędził coś! – usłyszałem za swoimi plecami.

Pożałowałem, że się nie postawiłem ochroniarzowi, bo właściwie to jakim prawem mnie podejrzewał? Że bramka zapiszczała? Może jest zepsuta?!

Jaka policja? Nie jestem złodziejem!

– Proszę pokazać zawartość torby – usłyszałem raz jeszcze i postanowiłem się nie kłócić, bo za dziesięć minut zaczynał się mecz i chciałem zdążyć!

– Bardzo proszę – wywaliłem zawartość torby przed ochroniarzem. Książki, zeszyt, niedojedzona kanapka, wypita do połowy butelka wody…

Ochroniarz był wyraźnie zawiedziony, bo faktycznie trudno mnie było podejrzewać o kradzież czegokolwiek.

– A może ta torba ma ukryte drugie dno? Pan ją pokaże! – wymyślił.

– Tutaj nie ma żadnego drugiego dna! – zaprotestowałem.

– Może szew ma kieszonkę…

– I co niby miałbym w nią wsadzić, gdyby nawet ją miał? Wąskiego i długiego kabanosa? – zakpiłem.

Ochroniarzowi wyraźnie nie spodobał się mój ton. Zmarszczył brwi.

– Widzę, że będziemy musieli wezwać policję... – zaczął.

– Pan nie żartuje! Proszę pójść z tą pustą torbą na bramkę i sprawdzić, czy nadal piszczy – jęknąłem.

Jeszcze by tego brakowało, żeby wezwał policję. A mój mecz?

Ochroniarz poszedł i zaraz wrócił.

– Teraz nie piszczy – przyznał.

– A widzi pan! – ucieszyłem się. – To znaczy, że piszczy coś, co było w torbie, a to są wszystko moje stare rzeczy.

– Może pan ukrył coś w kanapce? – zastanawiał się ochroniarz.

Zaczynał mi grać na nerwach! Zacisnąłem pięści.

Proszę ją sobie zabrać i mnie puścić! – stwierdziłem.

– Ale ja tak nie mogę! Pan piszczał!

Wzniosłem oczy do nieba, a potem poszukałem spojrzeniem pomocy u drugiego ochroniarza, który siedział przed komputerem i się nie odzywał. Zerkał co i rusz w telewizor. Trwało sportowe studio…

Drugi ochroniarz wstał i spojrzał na moje rzeczy rozłożone na stole.

–  A to co? – zapytał, wskazując na książkę, którą ostatnio czytam i wszędzie wożę ze sobą. – Z biblioteki?

Skinąłem głową.

Zabrał moją książę i poszedł z nią przez bramkę. Zapiszczała.

– Biblioteki mają teraz swoje paski magnetyczne, po to, aby książki im nie ginęły – wyjaśnił. – Jest pan wolny.

W tym momencie sędzia odgwizdał początek meczu. Co za pech! Tata musiał poczekać na swoje chipsy, bo ja popędziłem do domu dopiero w przerwie. Pierwszą obejrzałem w pokoiku ochroniarzy, którzy nie mieli sumienia mnie wyrzucić.

Czytaj także:
„Chciałem odwdzięczyć się przyjacielowi za pomoc i przypadkiem podłożyłem mu świnię. W oczach ludzi stał się złodziejem”
„Właściciel sklepu oskarżył mnie o kradzież. Drań upokorzył mnie przy wszystkich klientach, mimo że nie miał dowodów”
„Klientka niesłusznie oskarżyła mnie o kradzież. Myśli, że jak jest wielką panią mecenas, to może ludzi bezkarnie szkalować”

Redakcja poleca

REKLAMA