Czytałam, że najbardziej stresujące doświadczenia w życiu to rozwód, zmiana pracy i ślub. Ale chyba wszystkie dziewczyny potwierdzą, że nie ma w życiu momentu, kiedy bardziej drżą ręce i trzęsą się nogi, niż wtedy, kiedy ma się poznać przyszłych teściów. Co tam teściowie, to teściowa jest prawdziwym koszmarem! Z góry wiadomo, że pewnie cię nie polubi, bo zabierasz jej ukochanego synka. Ja miałam jeszcze gorzej, bo mój Paweł jest jedynakiem, więc cała rodzicielska uwaga skupiła się właśnie na nim.
Przed ich poznaniem strasznie się stresowałam
Poznaliśmy się jeszcze na uczelni, bo studiowaliśmy w tym samym budynku. Któregoś dnia rozlałam na niego kawę, kiedy wpadliśmy na siebie w korytarzu. Długo byliśmy tylko przyjaciółmi na wyprawy w góry, ale w końcu przekonałam się, że z chłopakiem, z którym można wchodzić na Kasprowy, można również pokonywać inne przeszkody w życiu.
Znaliśmy się już kilka lat i mieliśmy w planach zaręczyny, kiedy doszliśmy do wniosku, że najwyższa pora poznać swoich rodziców, tak oficjalnie. Rozmawialiśmy oczywiście przez telefon i raz czy dwa widzieliśmy się w przelocie, ale to nie to samo, co proszony obiad. Miałam wrażenie, że Pawłowi jest z tym wszystkim jakoś łatwiej, no ale w końcu moi rodzice zaprosili go na grilla, więc nie miał wielu okazji, żeby się zbłaźnić. Zresztą, moi staruszkowie są dosyć wyluzowani, więc nawet gdyby zrobił coś kompromitującego, to machnęliby na to ręką.
Co innego w przypadku rodziców Pawła – jego mama była nauczycielką matematyki, której nigdy nie cierpiałam, a do tego, jeśli wierzyć opowieściom mojego chłopaka, straszną kosą, tata zaś był wziętym ortodontą. Nie, żebym miała jakieś kompleksy, ale zawsze to dodatkowy stres.
Do tego zaproszeni byliśmy na niedzielny obiad, więc wiadomo było, że to elegancka okazja, a nie jakaś swobodna nasiadówka. Denerwować się zaczęłam już kilka dni wcześniej. Przede wszystkim, nie wiedziałam, co kupić. Z pustymi rękami nie wypada pojechać, a ja nie miałam żadnego pomysłu. Paweł wcale mi nie pomagał. Czekoladki? Oklepane. Książka?
Paweł nie wiedział, co rodzice czytają. Wino? Rodzice to abstynenci. W końcu, w akcie desperacji i po długich godzinach spędzonych w sklepach, stanęło na najdroższym storczyku, jaki zdołałam znaleźć. Doszłam do wniosku, że jest elegancki i z klasą, a dokładnie tak chciałam się pokazać przed przyszłymi teściami.
W nocy przed wizytą śniła mi się lekcja matematyki, na której miałam rozwiązać zadanie z dwiema niewiadomymi. Nie wiedziałam, jaki zastosować wzór, w rezultacie mama Pawła zapowiedziała, że nie zdałam testu i nie jestem godna jej syna. Obudziłam się zlana potem i już do rana nie mogłam usnąć, więc wyglądałam, jakby mnie wypluł kot.
Cały ranek spędziłam na nakładaniu makijażu i szykowaniu odpowiedniej kreacji, wiadomo – niebyt wyzywającej, ale i nie za skromnej. Paweł śmiał się ze mnie pod nosem, ale nie komentował. Całe szczęście, bo z nerwów gotowa byłam czymś w niego rzucić. Zmusiłam go, żebyśmy wyjechali wcześniej – w razie, gdyby były korki, złapalibyśmy gumę czy zdarzyło się inne nieszczęście.
Oczywiście, nic takiego się nie stało, więc siedzieliśmy w samochodzie na sąsiedniej ulicy, żeby nie wpaść ni z tego, ni z owego, o pół godziny za wcześnie. Nie miałam się czym zająć, więc zajęłam się wymyślaniem katastrof, które mogą się zdarzyć. Mogę rozlać rosół na biały obrus. Mogę się potknąć przy sprzątaniu ze stołu i zbić talerz. Mogę palnąć jakąś głupotę o mojej nienawiści do matematyki. Mogę…
– Już czas – Paweł uścisnął mnie nagle za rękę. – I nie denerwuj się, bo przecież nie są tacy straszni, w końcu wychowali ci takiego dobrego chłopaka jak ja!
Nogi i ręce strasznie mi drżały, kiedy wspinałam się po schodkach do drzwi wejściowych i ściskałam ręce rodziców Pawła. Na pierwszy rzut oka nie wyglądali strasznie – ot, normalna para w średnim wieku. Jeśli się spodziewałam, że pani Alina będzie miała włosy związane w ciasny koczek, garsonkę i linijkę do bicia uczniów w ręce, to bardzo się myliłam. Powitała mnie serdecznie, zresztą tak samo jak pan Henryk, który nawet skomplementował mój uśmiech, co było bardzo miłe.
Buteleczka sama wyśliznęła mi się z rąk
– Takie skrzywienie zawodowe – machnęła ręką pani Alina. – Ja wszystkie dziewczyny mojego syna przepytuję z tabliczki mnożenia… Oczywiście żartuję – dodała, widząc moją przerażona minę. Chyba nie muszę dodawać, że w tamtym momencie nie miałam pojęcia, ile jest siedem razy osiem.
Sam obiad przebiegł w doskonałej atmosferze. Nie brakowałam tematów do rozmowy, nie popełniałam żadnej gafy, więc rozluźniłam się i poczułam naprawdę dobrze. I pewnie tak by już zostało, gdyby nie moja głupota. Po deserze przeprosiłam wszystkich i udałam się do łazienki. Bardzo mi się zresztą spodobała, bo była ślicznie urządzona, tak po kobiecemu, z różyczkami i wiklinowymi koszyczkami na kosmetyki. I właśnie w jednym z tych koszyczków ujrzałam butelkę perfum…
Psiknęłam się nimi kiedyś w perfumerii, ale kiedy zobaczyłam cenę, to dałam sobie spokój. Zapach był jednak boski i obiecałam sobie, że jak będę kiedyś bogata, to tylko takiego będę używać. A tutaj leżała niemal cała buteleczka, i to na wyciągnięcie ręki…
– Nie bądź świnią, Aneta – ostrzegałam się w myślach. – Nie wolno myszkować w cudzych rzeczach, a tym bardziej pożyczać ich sobie bez pytania!
Tylko że ja wcale nie myszkowałam, bo wszystko stało na wierzchu. Pomyślałam sobie, że jedno małe, niewinne psiknięcie nie zrobi nikomu krzywdy… Nawet nikt nie poczuje! Nie mogłam się już oprzeć, więc chwyciłam za buteleczkę, ale okazała się dziwnie śliska, jakoś wymsknęła mi się z rąk… i roztrzaskała na podłodze!
– Jezus Maria! – wrzasnęłam w myślach, błagając siły wyższe, żeby nikt nie usłyszał i nie zapytał, co się stało.
Mleko jednak już się rozlało. A raczej perfumy. Nie dość, że w łazience pachniało jak w drogerii, to wszędzie były drobinki szkła! I co ja miała zrobić?! Pozbieram szkło i nie powiem, co się stało, a potem odkupię i dyskretnie je podrzucę – wymyśliłam. – Ale co będzie, jak pani Alina zauważy, i pomyśli, że je ukradłam? Wyjdę na złodziejkę, a takiej osoby na pewno nie zechce mieć za synową! A może udam, że przez przypadek zrzuciłam cały koszyczek? Ale on leżał w głębi półki, w życiu nikt w to nie uwierzy, chyba że byłabym pijana…
Nikomu nie życzę tego, co ja przeżyłam w tej łazience! Oczami wyobraźni widziałam już, jak Paweł mnie rzuca, bo skompromitowałam się przed jego rodzicami, staję się pośmiewiskiem wszystkich naszych znajomych i umieram w samotności, za jedyne towarzystwo mając kota…
– Anetko, wszystko dobrze? – Paweł zapukał do drzwi łazienki, jakbym go ściągnęła myślami. – Źle się czujesz?
Zdradziła mi pewien sekret...
Czułam się źle jak wszyscy diabli, ale jak miałam się do tego przyznać?
– Zaraz wychodzę – powiedziałam tylko, machając ręcznikiem przy otwartym oknie, żeby pozbyć się oparów perfum.
Robiło mi się na przemian zimno i gorąco, i nie miałam pojęcia, jak się zachować.
Kiedy pani Alina zapytała mnie o coś, siedziałam tylko z głupią miną, taka byłam pogrążona w ponurych myślach. Ale nawet jeśli pozostali zauważyli, że jestem nie w sosie, to z grzeczności nic nie mówili. Kiedy już ubieraliśmy się do wyjścia, a pani Alina wręczała mi ciasto i sałatkę, nie wytrzymałam już nerwowo.
– Przepraszam bardzo! – wybuchłam, płacząc. – Rozbiłam pani flakonik perfum, ale natychmiast, jeszcze dziś go odkupię! Tak mi głupio, nie powinnam go ruszać…
Czułam, po prostu czułam na sobie potępiające spojrzenia wszystkich. Skuliłam się i miałam już uciec, kiedy odezwała się mama Pawła:
– No no, dziewczyno, a miałam cię za taką cichą myszkę, co ani nie krzyknie, ani nie zrobi nić zakazanego – roześmiała się. –A ja zawsze lubiłam uczniów z temperamentem, a nie ciepłe kluchy! No i ta odwaga cywilna, to mi się podoba, nie każdy by się przyznał!
– Fajną masz mamę – powiedziałam Pawłowi, kiedy już znaleźliśmy się w samochodzie. – Nie spodziewałam się nawet, że tak ją polubię!
Chyba nigdy mu nie zdradzę, że zanim wyszliśmy, pani Alina wzięła mnie na chwilę na bok i zdradziła mi w największym sekrecie, że perfumy dostała od syna na urodziny. I że nie cierpiała ich jak zarazy, więc tylko zrobiłam jej przysługę. To będzie nasz pierwszy wspólny sekret – synowej i teściowej…
Czytaj także:
„Wielkanocny obiad z teściową to był test, który oblałam. Po pysznym żurku zostały zgliszcza. Co za kompromitacja”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”
„W Wigilię teściowa po raz pierwszy przemówiła ludzkim głosem. Już nie była tą sztywniarą, która wszystkich tresuje”