„Modliłam się, by syn uniknął ślubu z tamtą zołzą i Bóg mnie wysłuchał. Teraz ma fajną dziewczynę, ale nie chce się żenić”

matka, której syn nie chce się żenić fot. iStock by Getty Images, Vladimir Vladimirov
„Nijak nie potrafiłam się pogodzić z decyzją syna. Domyślałam się, że nim pewnie powoduje rozgoryczenie po tamtej sprawie z Martyną – bał się sparzyć po raz drugi. No dobra, to Kuba. Ale co z Agatą Przecież kobietom zazwyczaj zależy na ślubie, zwłaszcza że ona nie wyglądała mi na jakąś zbuntowaną feministkę. Pewnie uległa Kubie, bo go kocha”.
/ 26.06.2023 13:15
matka, której syn nie chce się żenić fot. iStock by Getty Images, Vladimir Vladimirov

Pamiętam, że kiedy Kuba zdał maturę, a ja pierwszy raz od pół roku spokojnie przespałam całą noc, obiecałam sobie, że wreszcie odpuszczę. Przestanę się przejmować, martwić na zapas, denerwować, słowem – żyć za siebie i za syna. No ale postanowić łatwo, gorzej powiedzieć matczynemu sercu, żeby nie łomotało jak szalone, ilekroć wydarzy się coś niepokojącego. I nie pomagały prośby: „Mama, nie denerwuj się, zdam ten egzamin” albo: „Idź spać, nie czekaj na mnie, nic mi nie będzie, wrócę taksówką”.

Kuba to moje jedyne dziecko, a po śmierci męża najbliższy mi człowiek. Kocham go i chcę, żeby był zdrowy i szczęśliwy. Życie bym za niego oddała, a jeśli trzeba by było, to i ostatnią koszulę…

Ta dziewczyna działała mi na nerwy

W sumie na to właśnie się zanosiło, kiedy trzy lata temu związał się z Martyną. To znaczy nie, że życie miałam za niego oddać, ale tę przysłowiową ostatnią koszulę. Młodzi zdecydowali bowiem, że ich ślub będzie tradycyjny, a wesele „prawdziwe”, czyli na jakieś dwieście osób, z zespołem muzycznym, wodzirejem i tym podobnymi zbytkami.

Oboje dopiero co po studiach, niewiele zarabiali, wiadomo było, że cały ciężar finansowy wezmą na siebie rodzice Martyny, no i ja. Owszem, miałam jakieś pieniądze odłożone na czarną godzinę, jednak ochotę, żeby się ich tak łatwo wyzbyć, raczej średnią.

– No jak to, Tereska. Przecież od kiedy cię znam, zawsze powtarzałaś, że swojemu jedynemu dziecku wyprawisz huczne wesele. Kościół, ksiądz, zabawa w knajpie, te rzeczy – dziwiła się Ania.

To moja koleżanka z pracy, znamy się i przyjaźnimy od lat. Jak dziś pamiętam dzień, kiedy siedziałam u niej w domu i kiwając się na filiżanką kawy, wylewałam z siebie wszystkie wątpliwości.

– Jasne, nie wyobrażam sobie, żeby Kuba miał brać ślub po cichu, jak to teraz modne, albo nie daj Boże, żeby w ogóle żył z kimś bez ślubu! Sakrament małżeństwa jest bardzo ważny, cieszę się, że on to rozumie – zapewniłam ją gorąco. – Tylko ta Martyna…

No cóż, głupio mi było to przyznać, nawet przed samą sobą, bo obiecałam sobie szanować wybory Kuby, ale jego dziewczyna strasznie działała mi na nerwy. I to od pierwszej chwili, kiedy ją poznałam. Była zbyt pewna siebie!

– No co, fajna, przebojowa dziewczyna – stwierdziła Ania. – Sama mówiłaś, że nie daje sobie w kaszę dmuchać, i że dopiero przy niej Kuba nauczył się wszystkiego, czego ty przez lata nie dałaś rady mu do głowy włożyć. To źle, że chłopak wreszcie gotuje i sprząta?

– Świetnie, pod warunkiem że nie tylko on to robi! – wkurzyłam się. – Przecież ta dziewucha go wykorzystuje! Kochana, nie mówiłam ci, bo głupio przyznać, że wychowało się syna na frajera, ale tak, Kuba to frajer! Za wynajem mieszkania on płaci, sam robi zakupy, i gdyby nie moja pomoc, to pewnie głodem by przymierali! Martyna mieszka tam za friko, całą swoją pensję wydaje na ciuchy i kosmetyki! A Kuba jeszcze się cieszy, że ma taką piękną, zadbaną dziewczynę! – z nerwów mówiłam coraz głośniej. – Boże kochany, ja naprawdę życzę mu jak najlepiej, ale przecież gołym okiem widać, że dobrego małżeństwa z tego nie będzie! Gdzie partnerstwo? Kompromisy? Tu tylko jedna strona ustępuje.

– Chyba przesadzasz – wtrąciła Ania. – Kuba jest, wybacz szczerość, nieźle przez ciebie rozpieszczony. Więc nie wierzę, że daje się pannie tak za nos wodzić.

– A daje, daje! Siedzi u niej pod pantoflem, mówię ci, aż przykro patrzeć. Nie znoszę tej dziewuchy, normalnie nie znoszę. Fiu bździu ma w głowie, i tyle.

– To ty tak ją postrzegasz, a Kuba jest szczęśliwy. Widać dostaje od niej to, czego mu potrzeba – zachichotała Ania, ale na widok mojej miny wyraźnie się zmitygowała: – Jakby im naprawdę nie wyszło, to zawsze są przecież rozwody.

– Co ty mówisz?! Jaki rozwód? Po ślubie kościelnym? Złożona przed ołtarzem przysięga wiąże do śmierci. Ja syna na porządnego człowieka chowałam. Dlatego nie chcę, żeby on w ogóle brał ślub z Martyną – wreszcie powiedziałam na głos to, o czym od dawna myślałam.

– Ejże, Tereska. Na kocią łapę mają mieszkać? W grzechu? – zapytała Ania żartobliwie. – Jak ty to przeżyjesz?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo rzeczywiście – i tak źle, i tak niedobrze.

– E tam, moje zdanie się nie liczy – przyznałam, nie kryjąc rozgoryczenia. – On jest po uszy zakochany, już po zaręczynach, i nie ma o czym rozmawiać – zakończyłam drażliwy temat. – Nalej lepiej jakiegoś wina, Ania, bo aż mi się ręce z nerwów trzęsą.

Jak to tak bez ślubu? To się nie godzi!

Przez kolejne tygodnie wszystko kręciło się wokół tematu ślubu i wesela. Kilka razy spotkałam się z rodzicami Martyny (o dziwo, całkiem przyzwoici ludzie), ustaliliśmy menu, listę gości, dogadaliśmy wszelkie szczegóły. Już zaczynałam się rozglądać za jakąś tanią kiecką na wesele, gdy wybuchła bomba.

Któregoś wieczoru mój syn wtarabanił się do mieszkania z wypakowanym plecakiem, jakąś torbą na ramieniu i z lampą na biurko pod pachą. Rzucił to wszystko w przedpokoju, a potem klapnął ciężko na fotel i oznajmił:

Martyna jest w ciąży. Ślub odwołany.

Słabo mi się zrobiło, gdy to usłyszałam. Musiałam przysiąść na krześle.

– Synu, co ty mówisz? – wyszeptałam. – Własne dziecko chcesz porzucić?!

– To nie moje dziecko, mamo – odparł matowym głosem.

– Jak to nie twoje? – nie rozumiałam.

– Normalnie! – krzyknął. – Ona mnie zdradziła. Kocha innego – powiedział, po czym zamilkł na dobre.

Powinnam była poczuć ulgę. Przecież tak naprawdę właśnie tego chciałam – żeby się Kuba z Martyną rozstał. No ale nie w taki sposób! Przecież to musiał być dla niego naprawdę wielki cios. Patrzyłam na poszarzałą twarz mojego syna i serce ściskało mi się z żalu. Chciałam go przytulić, pocieszyć jakoś, bałam się jednak choćby poruszyć. Potem on poszedł do swojego pokoju, a ja leżałam na niepościelonym łóżku prawie do rana, powtarzając w myślach, że to w końcu dorosły mężczyzna i na pewno da sobie radę.

Rzeczywiście w miarę szybko się pozbierał – głównie z pomocą dawnych kolegów. Niestety nie tak to sobie wyobrażałam. Kuba zaczął palić, wieczory spędzał w klubach, a kiedy wracał, wyraźnie czuć było od niego alkohol i damskie perfumy. A ja znowu się martwiłam i zamiast zająć się sobą, zastanawiałam się, co będzie z moim dzieckiem.

Minął rok, Kuba zmienił pracę na lepiej płatną, stać go było na wynajęcie jakiegoś mieszkania. Mniej więcej wtedy pojawiła się w jego życiu Agata. Niewysoka blondyneczka z poczuciem humoru, fajna, miła, zakochana w Kubie, na dodatek świetna kucharka – no po prostu zawładnęła moim sercem!

I byłoby idealnie, ale… Dość szybko zamieszkali razem, to znaczy Agata wprowadziła się do Kuby, tak jak poprzednio Martyna. Cóż, trudno. W tym względzie jestem akurat nowoczesna, więc pogodziłam się z tym, że młodzi chcą się sprawdzić w codziennym życiu, zanim wezmą ślub. Problem w tym, że oni w ogóle nie zamierzali brać ślubu. Choć mieszkali ze sobą już ponad rok.

Tak mi powiedział Kuba, gdy miesiąc temu spytałam, kiedy planują się pobrać.

– Synku, a jeśli pojawią się dzieci?

Wtedy pomyślimy o większym mieszkaniu, może nawet kupimy coś na kredyt – odparł spokojnie.

– Ale ja o ślub pytam… – jęknęłam.

– My z Agatą ślubu brać nie chcemy – Kuba powtórzył to, co powiedział już wcześniej. – W ogóle. Nigdy.

– Nawet cywilnego? – zapytałam trochę wbrew sobie.

– Żadnego, mamo – uciął dyskusję.

Mam idealne wyczucie czasu

To brzmiało tak stanowczo, że nie mogłam mieć złudzeń. I szczerze mówiąc, załamałam się. Tyle nerwów mnie kosztował ten jego beznadziejny związek z Martyną, a teraz, kiedy pojawiła się ta mądra, dobra dziewczyna, właśnie taka, z którą warto się związać na całe życie, to on się upiera, że nie, ślubu nie będzie!

Już nawet nie chciało mi się o tym gadać z Anią. Ona zresztą nie miała ostatnio dla mnie czasu, bo jej córka niedawno wyszła za mąż i przyjaciółka właśnie niańczyła swoją pierwszą wnuczkę.

„Mój Boże, czyli matka moich wnuków będzie mieć inne nazwisko niż one? – olśniło mnie nagle. – No bo skoro planują dzieci, to chyba Kuba da im swoje nazwisko, prawda. A chrzest, a komunia? Jak to wszystko będzie?”.

Starałam się, słowo daję, jednak nijak nie potrafiłam się pogodzić z decyzją syna. Domyślałam się, że nim pewnie powoduje rozgoryczenie po tamtej sprawie z Martyną – bał się sparzyć po raz drugi. No dobra, to Kuba. Ale co z Agatą Przecież kobietom zazwyczaj zależy na ślubie, zwłaszcza że ona nie wyglądała mi na jakąś zbuntowaną feministkę. Pewnie uległa Kubie, bo go kocha…

Właśnie wczoraj podjęłam decyzję, że koniec – ten jeden raz się wtrącę. Pogadam z Agatą. Zapytam, jak ona widzi tę całą sprawę. Może uda mi się ją przekonać, może we dwie jakoś wpłyniemy na Kubę. Przecież nie muszą robić żadnej wielkiej fety, wystarczy cichy ślub w naszym kościółku, a jeśli im szkoda pieniędzy, to ja za wszystko zapłacę!

Przez cały dzień nie mogłam się do Agaty dodzwonić, więc chcąc nie chcąc, wieczorem do nich zapukałam. Za drzwiami chwilę panowała cisza, potem coś zaszurało, zaszeleściło i w progu stanął mój syn. Okropnie głupio mi się zrobiło, bo był zarumieniony, oczy mu błyszczały, na dodatek koszulę miał jakoś krzywo zapiętą, włosy zmierzwione. Jak nic, przyszłam nie w porę.

– Synku, to ja może jutro… – zaczęłam, ale w przedpokoju stanęła Agata.

Uśmiechała się jakoś dziwnie, na jej policzkach dostrzegłam ślady łez.

– Co się stało? – nie wytrzymałam, a w głowie natychmiast wyświetlił mi się wielki napis: „To koniec! Zerwali!”.

– Nic, mamo, nic złego – odezwał się Kuba i szerzej otworzył drzwi.

Cała roztrzęsiona weszłam i spojrzałam pytająco na Agatę. Wtedy ona podniosła w górę prawą dłoń i odwróciła ją w moją stronę. W świetle kinkietu zamigotało oczko złotego pierścionka.

Kubuś mi się oświadczył – wyszeptała z wyraźnym wzruszeniem.

– Właśnie przed chwilą – dobiegł mnie zza pleców głos syna. – Masz, mama, naprawdę świetne wyczucie czasu – roześmiał się, a ja razem z nim.

Czytaj także:
„Grzesiek nie chciał się żenić, więc zaszłam w ciążę. Powiedziałam mu, że to wpadka, ale wszystko dokładnie zaplanowałam”
„Rodzice na siłę zaciągnęli nas przed ołtarz. Nie ważne, że wcale nie kochałem Kasi. Musiałem tańczyć, jak mi zagrają”
„Nie chciałem brać ślubu z Gosią, aż nie zauważyłem, ilu facetów chce mi ją zabrać. Trzeba zaklepać i po sprawie”

Redakcja poleca

REKLAMA