„Miałam robić karierę, a błyszczałam tylko w łóżku szefa. Gdy na teście wyszły 2 kreski, pokazał swoją prawdziwą twarz”

Kobieta rozmawia z szefem w pracy fot. iStock by Getty Images, Iurii Maksymiv
„– To jest bardziej skomplikowane, niż myślisz. Nie mogę tak po prostu zostawić żony. Jeśli ta sprawa wyjdzie na jaw, oboje stracimy. Mogę cię ochronić, ale musisz być cicho. Jeśli będziesz robić problemy… – zawahał się, a jego spojrzenie stężało”.
/ 22.09.2024 18:30
Kobieta rozmawia z szefem w pracy fot. iStock by Getty Images, Iurii Maksymiv

Zawsze byłam ambitna. Przeprowadzka do miasta wydawała się idealnym rozwiązaniem – przecież życie w małej wsi to nie była opcja na przyszłość. Wiedziałam, że chcę więcej. I kiedy dostałam tę pracę, czułam, że to moja szansa. Może nie była to od razu kariera, ale przecież wszystko można zbudować od podstaw.

„Mirosław to był ktoś” – myślałam, przypominając sobie pierwsze dni w firmie. „Szef, którego każdy by chciał mieć. Charyzma, pewność siebie, urok osobisty... Wszystko na miejscu”. Wystarczyło jedno spojrzenie, a już miałam wrażenie, że naprawdę mnie zauważa. Inni mówili, że to jego styl. Czasem tak się zachowuje, ale ja wiedziałam, że ze mną jest inaczej.

Na początku nie sądziłam, że ta gra może w ogóle gdzieś prowadzić. Miał żonę, dzieci, a ja… cóż, młoda sekretarka z marzeniami. Nie pasowałam do jego świata. A jednak, każda rozmowa, każdy uśmiech wydawał się coraz bardziej znaczący. Aż w końcu przestałam udawać, że to tylko moje wyobrażenie. Zaczęliśmy się spotykać. Mirosław zaczął coś sugerować – obiecywał, że jego małżeństwo to już tylko formalność, że dzieci są wystarczająco duże. A ja… chciałam w to wierzyć. Chciałam uwierzyć w każdą jego obietnicę.

To tylko kwestia czasu, aż wszystko się zmieni – mówił, a ja przytakiwałam, nie wiedząc, że to tylko słowa. Ale przecież mówił, że kochał tylko mnie.

Nieustannie mydlił mi oczy

Siedziałam przy biurku, przeglądając maile, ale myślami byłam gdzieś indziej. Mirosław. Znowu wyszedł z gabinetu i podszedł do mojego stanowiska, jakby przypadkiem.

– Zosia, masz chwilę? – zapytał cicho.

Podniosłam na niego wzrok, serce zaczęło mi szybciej bić.

– Oczywiście – odpowiedziałam.

– Chciałem, żebyś wiedziała, że myślę o naszej przyszłości – nachylił się, mówiąc cicho. – To z tobą chcę być. Renata to tylko formalność.

Spojrzałam na niego z nadzieją, ale gdzieś w środku czułam wątpliwości.

A kiedy to się stanie? – zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie.

– Wkrótce. Muszę to zrobić mądrze, dla dzieci – odparł, ściskając moją rękę. – Zaufaj mi.

Chciałam wierzyć. Naprawdę chciałam.

Aż nagle zrobiło się poważnie

Test ciążowy leżał przede mną. A na nim dwie kreski. Serce waliło mi jak młot. „To zmieni wszystko” – pomyślałam, czując mieszaninę strachu i radości. Jakiś czas później napisałam do Mirosława: „Musimy porozmawiać”.

Spotkaliśmy się w jego gabinecie po pracy. Jego uśmiech zniknął, kiedy powiedziałam:

Mirosław, słuchaj… jestem w ciąży.

Zamarł na chwilę, a potem odparł chłodno:

– To nie jest dobry moment, Zosia. Musimy to przemyśleć.

– Przemyśleć?! – podniosłam głos. – Nie da się tego przemyśleć, ani odłożyć. Przecież to nasze dziecko!

– Nie mogę teraz odejść od Renaty – odpowiedział bez emocji.

Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Wszystko, co obiecywał, zaczynało się rozpadać.

Z jego strony powiało chłodem

Minęły tygodnie, a Mirosław coraz bardziej się ode mnie oddalał. Kiedyś widywaliśmy się niemal codziennie, teraz unikał mnie w pracy, zbywał rozmowy, a na wiadomości odpowiadał zdawkowo. Czułam, że coś się zmienia, ale nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że jego słowa mogłyby być kłamstwem.

Któregoś dnia nie wytrzymałam. Weszłam do jego gabinetu bez pukania. Siedział za biurkiem, zatopiony w papierach, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.

– Mirosław, co się dzieje? Unikasz mnie. Przestaliśmy rozmawiać. Co z nami? – Zaczęłam mówić coraz szybciej, próbując powstrzymać łzy.

Zerknął na mnie, ale jego twarz była bez wyrazu.

– Zosia, nie teraz. Mam dużo na głowie – mruknął, próbując mnie zbyć.

– Nie teraz?! Mirek, jestem w ciąży, do cholery! Obiecałeś mi coś, a teraz udajesz, że nic się nie dzieje? – Zaczęłam podnosić głos.

Westchnął ciężko, odłożył długopis i wstał, podchodząc bliżej.

– Zosia, zrozum. To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż myślisz. Nie mogę tak po prostu zostawić żony. Jeśli ta sprawa wyjdzie na jaw, oboje stracimy więcej, niż myślisz. Mogę cię ochronić, ale musisz być cicho. Jeśli będziesz robić problemy… – zawahał się, a jego spojrzenie stężało – to możesz stracić pracę.

– Co? – wyszeptałam, czując, jak krew odpływa mi z twarzy. – Czy ty mi grozisz?

Staram się ci pomóc – powiedział spokojnie, ale zimno w jego głosie zmroziło mi krew.

Stałam oszołomiona, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Mirosław, który miał być moim oparciem, teraz groził mi utratą pracy, jeśli nie będę milczeć o ciąży. Czułam, że świat wokół mnie zaczyna się walić.

I tak zostałam na lodzie

Po tej rozmowie Mirosław zaczął mnie unikać jeszcze bardziej. W biurze zbywał mnie krótkimi zdaniami, a telefonów w ogóle nie odbierał. Przestałam być dla niego kimkolwiek poza kolejną pracownicą. Na każdym kroku czułam rosnącą w sobie samotność i strach. W pracy zaczęły się szepty za moimi plecami, spojrzenia, których wcześniej nie zauważałam.

Któregoś dnia, siedząc w kawiarni, odruchowo położyłam dłoń na brzuchu. Jeszcze nie było nic widać, ale ja czułam to życie w sobie. Z jednej strony przerażało mnie, z drugiej było jedyną rzeczą, która trzymała mnie w całości. A jednak nie wiedziałam, co dalej.

Próbowałam dzwonić do Mirosława, pisać. Bez odpowiedzi.

W głowie wciąż brzmiały jego słowa: „Jeśli będziesz robić problemy, możesz stracić pracę”. To było jak zimny cios prosto w serce. Chroni mnie? Nie. To była groźba. Zaczęłam rozważać najgorsze scenariusze – co, jeśli naprawdę mnie zwolni? Co, jeśli zostanę sama, bez pracy, bez wsparcia, w obcym mieście?

Nie mogłam jednak zrezygnować z tego dziecka. Mimo strachu, czułam w sobie determinację. „Przeżyję. Znajdę sposób”. Ale co dalej? Ciąża miała wszystko zmienić, a teraz zostałam z tym całkiem sama.

Chciałam o wszystkim opowiedzieć mojej przyjaciółce, Kamili. Spotkałyśmy się w parku, a ona od razu wyczuła, że coś jest nie tak.

– Zosia, wyglądasz na przybitą. Co się dzieje? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.

– Jestem w ciąży... z Mirkiem – wyszeptałam, próbując ukryć drżenie w głosie.

Kamila zamarła, a potem jej twarz wyrażała tylko szok.

Z Mirosławem? Tym żonatym szefem? O nie, Zosiu, co ty teraz zrobisz? – Z jej głosu biło przerażenie, którego sama nie chciałam okazywać.

– Nie wiem. Mirosław odwrócił się ode mnie. Nie chcę stracić dziecka, ale nie wiem, jak sobie poradzę. Groził mi utratą pracy, jeśli zrobię problem... – mówiąc to, poczułam, że łzy zaczynają napływać mi do oczu.

Kamila przytuliła mnie, a ja czułam, jak mój świat rozpada się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że będę musiała podjąć decyzje, od których zależeć będzie moje całe życie.

Wszystko sypiało się jak domek z kart

Czas płynął, a ja coraz bardziej czułam się uwięziona. Mirosław nie odzywał się już w ogóle. Unikał mnie na każdym kroku, a ja czułam, jak powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek mi pomoże. Coraz częściej rozważałam odejście z firmy. Praca, która miała być moją przepustką do lepszego życia, teraz stała się pułapką.

Wieczorami leżałam na łóżku, trzymając dłoń na brzuchu, zastanawiając się, jak to wszystko się skończy. Ciąża, która na początku wydawała mi się szansą, teraz była moim ciężarem – byłam samotna, bez wsparcia, przerażona. Nie mogłam wrócić do domu, do małego miasteczka, gdzie wszyscy patrzyliby na mnie jak na nieudacznicę. Zostanie tutaj też wydawało się niemożliwe.

Zaczęłam rozważać najtrudniejszą decyzję. Czy mogę wychować dziecko sama? Bez pracy, bez pieniędzy, w mieście, które wciąż wydawało mi się obce? Myśl o zakończeniu ciąży pojawiała się nieoczekiwanie, jak cień, który próbowałam od siebie odepchnąć. Każda próba rozważenia tego kończyła się łzami, bólem, a jednak lęk o przyszłość był coraz silniejszy.

Pewnego dnia usiadłam z Kamilą w jej małym mieszkaniu. Spojrzała na mnie poważnie, wyczuwając, że zmagam się z czymś więcej niż tylko problemami z Mirosławem.

– Co chcesz teraz zrobić? – zapytała ostrożnie, ale jej głos był pełen troski.

Zawahałam się, próbując znaleźć właściwe słowa.

– Nie wiem, Kamila. Myślę o odejściu z firmy. Może nawet... – wyszeptałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Kamila przyglądała mi się przez chwilę, a potem delikatnie wzięła mnie za rękę.

– Zosia, to twoja decyzja. Ale cokolwiek wybierzesz, nie jesteś sama. Nie pozwolę, żebyś przez to przeszła sama – powiedziała stanowczo.

Słowa Kamili były dla mnie pocieszeniem, ale nie rozwiały moich wątpliwości. Z każdą chwilą czułam, że zbliża się moment, w którym będę musiała podjąć ostateczną decyzję.

I wtedy zrozumiałam. Bez względu na wszystko, na to, co zrobi Mirosław, muszę zacząć liczyć tylko na siebie.

Musiałam znaleźć w sobie siłę

Decyzja przyszła stopniowo, jakby osiadała we mnie krok po kroku. Zrozumiałam, że Mirosław już nigdy nie stanie po mojej stronie. Nie czekały mnie żadne wyjaśnienia, żadne przyszłe obietnice. Nie odejdzie od żony. Dziecko, które nosiłam pod sercem, było moim jedynym towarzyszem. Mirosław odciął się od wszystkiego.

Złożyłam wypowiedzenie w firmie. Nikt nie pytał, dlaczego. Wiedziałam, że jeśli zostanę, on i tak znajdzie sposób, by mnie zwolnić. W dzień, kiedy oddałam swój identyfikator, czułam mieszaninę strachu i ulgi. To była nowa pustka, która z jednej strony przerażała, z drugiej – dawała nadzieję, że wreszcie mogę zacząć od nowa. Ale sama.

Kilka dni później usiadłam na ławce w parku. Było ciepło, wiosna zaczynała rozkwitać, a ja po raz pierwszy od tygodni czułam się wolna. Może i zostałam bez pracy, bez wsparcia, ale miałam swoje dziecko. I miałam siebie. To musiało mi wystarczyć.

Kamila usiadła obok mnie, trzymając mnie za rękę.

– Wiesz, że to nie będzie łatwe, prawda? – powiedziała cicho.

– Wiem – odpowiedziałam. – Ale przynajmniej już nie będę żyła w kłamstwie. Zaczynam od nowa. Sama, ale silniejsza.

Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale byłam gotowa na to, żeby przestać czekać na cud. Mirosław nie był już częścią mojego życia, a ja postanowiłam, że będę walczyć o swoją przyszłość. O siebie i o dziecko. Cokolwiek by się nie wydarzyło.

Poczułam, jak nadchodzi wewnętrzna zmiana. Kiedyś byłam słaba, wpatrzona w obietnice, które nigdy się nie spełnią. Teraz wiedziałam, że nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś mną manipulował. To była nowa wersja mnie – silniejsza, niezależna, gotowa walczyć o swoje.

Zofia, 26 lat

Czytaj także:
„Moja córka ma 4 dzieci z 3 tatusiami. Ze wstydu najchętniej zapadłabym się pod ziemię, idąc z tą dzieciarnią po ulicy”
„Straciłam głowę dla ucznia, choć wzbraniałam się przed zakazaną miłością. Gdy wzięliśmy ślub, rodzice się mnie wyrzekli”
„Ze szwagrem najlepiej dogadywałam się w łóżku. Ale gdy ja szykowałam rozwód, on grzał już pościel innej naiwnej”

Redakcja poleca

REKLAMA