„Mężowi zachciało się figli z młodziutką siksą. A niech idzie, ja chętnie zakręcę się wokół bogatego szwagra”

zdradzona żona fot. iStock, Povozniuk
„Płakałam i rozpamiętywałam swoją życiową porażkę niemal codziennie. Starałam się trzymać fason tylko wtedy, gdy przyjeżdżał mój syn”.
/ 18.07.2024 13:21
zdradzona żona fot. iStock, Povozniuk

– Mamo, jednak nie dam rady przyjechać – powiedział Jacek, mój 20-leletni syn. – Ale nie martw się, zadzwoniłem do wujka Kazika. Obiecał, że wpadnie i zreanimuje ci tę pralkę, nawet gdyby musiał zrobić jej usta-usta.

– Kazik? Jezu, tylko nie on! – krzyknęłam w słuchawkę, ale mój syn już tego nie usłyszał: właśnie padła mi komórka.

„O rany! Co ja teraz zrobię” – myślałam gorączkowo. Lubiłam Kazika, ale był za bardzo podobny do swojego brata, a mojego męża – byłego męża – bym mogła znieść jego obecność. Wyglądali jak dwie krople wody, choć Kazik był 2 lata młodszy i kilka centymetrów wyższy. Za to ja nie byłam podobna do nikogo, nawet do siebie samej: zapuchnięte oczy, odrosty…

Nie da się ukryć

No bo jak ma się czuć 50-letnia kobieta, matka dorosłego, studiującego w innym mieście dziecka, którą po ćwierć wieku małżeństwa mąż zostawia dla młodszej? Od miesięcy nie mogłam spać ani jeść. Schudłam, postarzałam się o 10 lat, straciłam energię. Chciałam zniknąć. Najprostsze czynności wydawały mi się zbyt trudne, a najmniejsze przeszkody nie do pokonania.

Mieszkanie, o które zawsze dbałam tak, że wyglądało jak bombonierka, przypominało teraz chlew. Prawda jest taka, że musiałam się zmuszać, by wstać z łóżka, umyć zęby i pójść do pracy… Płakałam i rozpamiętywałam swoją życiową porażkę niemal codziennie. Starałam się trzymać fason tylko wtedy, gdy przyjeżdżał mój syn, ale, szczerze mówiąc, wychodziło mi to tak sobie.

Jacek widział to i starał się mi jakoś pomóc. Tyle że co może zrobić dzieciak, który dopiero wkracza w dorosłe życie i jeszcze niewiele o nim wie? Powinnam zadzwonić do Kazika i odwołać akcję „pralka”, ale nie miałam siły się tłumaczyć, a tym bardziej wymyślać wiarygodnego kłamstwa. Liczyłam na to, że wystarczy mu taktu i sam da sobie spokój.

No bo co on sobie myśli? Jego brat prowadza się z trzydziestoparolatką, a on chce nękać swoim widokiem jego byłą żonę niespełna miesiąc po ostatniej rozprawie rozwodowej? Kazik jednak przyszedł.

Przywitał się i zabrał się do roboty

Naprawił nie tylko pralkę, ale i cieknący kran, a nawet wieszak na ręczniki, który był tak obciążony, że jego mocowanie zaczęło wysuwać się ze ściany. Poza „cześć” na powitanie i „dziękuję” na pożegnanie, nie powiedziałam do niego ani jednego słowa. Nie byłam w stanie. On też nie był rozmowny. Zapytał tylko, czy mógłby mi w czymś jeszcze pomóc.

Gdy w odpowiedzi pokręciłam głową, on po przyjacielsku mnie przytulił, cmoknął w policzek i wyszedł. Jeszcze długo stałam przy drzwiach, a łzy ciekły mi po policzkach. Byli tacy podobni!

Kazik zadzwonił nazajutrz, gdy leżałam na kanapie i usiłowałam skupić myśli na czymkolwiek, co nie dotyczy rozwodu.

– Agata, przepraszam za tego barana, mojego brata. Wiem, że i na mnie nie możesz patrzeć, ale gdybym mógł coś jeszcze dla ciebie zrobić, jakoś ci pomóc… Rozwiodłaś się z moim bratem, a nie z całą rodziną.

To ja przepraszam. Zachowałam się beznadziejnie, ale to wciąż tak cholernie boli – powiedziałam, próbując zapanować nad głosem.

Nie udało się. Zaczęłam szlochać w słuchawkę.

– Już do ciebie jadę – powiedział i przerwał połączenie.

Nie wiem, z jaką prędkością jechał przez miasto, ale nie zdążyłam nawet zwlec się z kanapy, żeby umyć podłogę w kuchni, choć zaczynały mi się do niej przyklejać stopy. Kto by pomyślał, że ja, taka pedantka, kiedyś do tego dopuszczę… –

Przyniosłem bigos. Nie jestem, co prawda, najlepszym kucharzem, ale wydaje mi się, że powinnaś zjeść cokolwiek, nawet jeśli miałoby to być dzieło moich rąk – powiedział od progu Kazik.

Znów zaczęłam płakać, a on znów mnie przytulił.

Boże, zatłukę tego sukinsyna za to, co ci zrobił, chociaż to mój rodzony brat – szepnął w moje włosy.

A potem posadził mnie w fotelu i zabrał się za odgrzewanie bigosu. Zjedliśmy w milczeniu, ale gdy zbieraliśmy talerze ze stołu, Kazik zaczął mówić.

Na szczęście nie wypytywał, jak się czuję

Nie musiał: to było widać jak na dłoni. Powiedział tylko, że nie pojmuje, co jego bratu strzeliło do głowy, że Adam będzie tego żałował do końca życia, a jego nowa dama puści go w trąbę najdalej po roku.

Mówił też, że boi się o mnie, bo podejrzewa, że popadam w depresję, ale on zrobi wszystko, żeby mi pomóc. I że jeśli wolę, zniknie i przyśle kogoś na zastępstwo, bo rozumie, że trudno mi na niego patrzeć, bo przecież wie, że jest podobny do brata jakby byli bliźniakami.

Jeśli jednak jestem w stanie znieść jego widok, pomoże mi przez to wszystko przejść, bo przecież znamy się od wieków i mnie tak nie zostawi.

– Mam wyjść, Agatko? – zapytał.

Długo milczałam. A potem powiedziałam:

– Zostań.

Zaczęłam wracać do życia

Kazik pojawiał się dwa, trzy razy w tygodniu. Jedliśmy razem obiad, oglądaliśmy telewizję. Najczęściej milczeliśmy. Gdy po kilku takich wizytach oswoiłam się z jego obecnością i  poczułam się trochę lepiej, zaczęliśmy rozmawiać.

O Adamie, o jego nowej pani, o  moim synu. I o samotności – że można się do niej przyzwyczaić, ale jednak ciąży. Kazik znał ten temat od podszewki. Z żoną rozstał się już dawno, a dzieci nie miał… I choć spotykał się z kilkoma „narzeczonymi”, z żadną na dłużej się nie związał. Jakoś nie było im po drodze. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu.

Zaczęliśmy umawiać się także w mieście: załatwialiśmy jakieś sprawy, na przykład razem kupowaliśmy prezent dla jego mamy. Czasem szliśmy na spacer albo do kina, a raz nawet wybraliśmy się na koncert. Kazik zapraszał mnie do siebie na kolację, ja zapraszałam go do siebie na obiad.

Wyjeżdżaliśmy za miasto. On poznał moje przyjaciółki, ja jego kumpli. Zaprzyjaźniliśmy się.

Dzięki niemu zaczęłam wracać do formy

Znów dbałam o siebie i dom. Znów zaczęłam się śmiać, choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że w moim życiu nie będzie już miejsca na radość.

– Usiądź i zamknij oczy – powiedział któregoś dnia, gdy przyszłam do niego na umówioną wcześniej kolację.

Posłusznie wykonałam polecenie, umierając z ciekawości, jaką niespodziankę mi szykuje. Chwilę później poczułam na kolanach jakiś ciężar, a potem ciepłą wilgoć. Otworzyłam oczy i zobaczyłam sporych rozmiarów szczeniaka. Właśnie zrobił siusiu na moją wizytową sukienkę.

– Jejku, jaki śliczny! – zachwyciłam się niezrażona wpadką malucha.

Był taki słodki i energiczny: właśnie zaczął ogryzać mój wisiorek.

– Jak ma na imię?

– Tak, jak zechcesz, tylko pamiętaj, że to suczka. Jest twoja – usłyszałam w odpowiedzi.

Kazik położył przede mną wyprawkę mojej nowej przyjaciółki: obróżkę, smycz i zabawkę: kawałek zawiązanego na dwa supły grubego, kolorowego sznurka. Kochany! Wiedział, że od dawna marzyłam o psie.

– Będzie cię wyprowadzała na spacer – dodał i, patrząc na swoje buty, dodał po cichu. – Zabierzecie mnie czasem ze sobą?

Mańka – bo tak nazwałam swoją sunię – rosła jak na drożdżach i niszczyła wszystko, co jej wpadło w ząbki: zjadła moje sandały, ogryzła nogę krzesła, rozszarpała pudełko z chusteczkami, które zdjęła sobie z niskiego stolika. Strzępki papieru znalazłam nawet w drugim pokoju.

Ale wybaczałam jej to: dawała mi mnóstwo radości i sprawiła, że coraz rzadziej myślałam o rozwodzie. Byłam zbyt zajęta uczeniem jej siusiania na dworze, naprawą szkód, głaskaniem i długimi spacerami, na które coraz częściej chodził z nami Kazik.

Czułam się coraz lepiej i nie podskakiwałam już jak oparzona, gdy Kazik wspominał o moim byłym. Tak, mieli ze sobą kontakt, byli w końcu rodziną. Kazik nawet próbował nawet przeprowadzić z bratem męską rozmowę, ale ten nie bardzo chciał słuchać o tym, jak bardzo mnie skrzywdził.

Stary, ja dopiero teraz czuję, że żyję! Przykro mi, że Agata cierpi, ale takie rzeczy się przecież zdarzają. Ces’t la vie – powiedział mój były.

Gdy Kazik przytoczył mi tę rozmowę, zabolało, ale… nie tak bardzo, jak się spodziewałam. Nie zapomniałam oczywiście o Adamie i wspólnie spędzonych latach, ale okazało się, że czas goi rany.

Mogłam już nawet z nim rozmawiać

A było o czym: musieliśmy postanowić, co z mieszkaniem.

– Czy ty się czasem, mamo, nie zakochałaś – zapytał któregoś dnia Jacek, gdy wpadł na weekend do domu i zobaczył, jak przymierzam trzecią z rzędu kieckę.

– Możliwe, synku, całkiem możliwe… – odpowiedziałam ze śmiechem.

Sama już wiedziałam, że mój syn ma rację. Jestem szczęśliwa i nie obchodzi mnie, co myślą o nas inni Mówi się, że przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie jest na dłuższą metę możliwa. Sama nie wiem, może jednak jest. Ale w naszym – moim i Kazika – przypadku, z czasem przerodziła się w uczucie.

Nie mam pojęcia, kiedy się to stało. Może wtedy, gdy zaczęłam czekać na niego i wypatrywać go z okna na kwadrans przed umówioną porą? Albo wtedy, gdy zasnęłam z głową na jego kolanach, a on gładził moje włosy? A może nasza miłość zaczęła się rodzić, gdy dzwoniliśmy do siebie nie po to, by załatwić coś ważnego, ale by podzielić się jakąś myślą, obserwacją, drobiazgiem?

Tak czy inaczej jesteśmy razem i jest nam dobrze, choć rodzina i znajomi uważają, że ta sytuacja jest bardzo dziwna.

– Jak to wygląda, żeby kobieta wiązała się z bratem męża? – zapytała moja ciotka ze grozą w oczach.

Inni milczeli taktownie, jednak widziałam, że i oni mają kłopot z moim nowym związkiem.

Jacek nie ma z tym problemu

Zakochał się w koleżance z roku, jest szczęśliwy i chce, bym i ja żyła pełnią życia. A Adam? Wiem tylko tyle, ile czasem usłyszę od Kazia, bo nie bywam u matki braci, gdy jest tam mój eksmąż ze swoją nową żoną (tak, wzięli ślub, bo wbrew przypuszczeniom Kazika, wybranka mojego męża nie znudziła się nim po roku).

W każdym razie słyszałam, że był w szoku, gdy dowiedział się, że brat pokochał jego byłą żonę.

– Życie bywa bardzo dziwne, ale życzę wam szczęścia – powiedział.

Od roku mieszkamy z Mańką u Kazia. Mieszkanie, w którym żyłam z Adamem, sprzedałam, by podzielić się z byłym mężem pieniędzmi. Niech sobie ma na nową drogę życia. Za swoją część kupiłam kawalerkę, którą teraz wynajmuję młodemu małżeństwu z Ukrainy.

Nie zarabiam na tym dużo, ale co tam, niczego mi przecież nie brakuje. I jeszcze jedno: po dwóch latach od mojego rozwodu Kazik poprosił, bym została jego żoną. Odmówiłam. Chcę z nim być, ale nie wyjdę za niego za mąż, bo już wiem, że małżeństwo niczego nie gwarantuje. Wystarczy mi, że jesteśmy razem i że mogę na niego liczyć. Kazimierz rozumie to i nie ma do mnie żalu.

– Poza tym – powiedziałam mu, gdy pytał o powód odmowy – przecież i tak noszę już twoje nazwisko! 

Agata, 52 lata

Czytaj także:
„Wesele mojej siostry przypominało stypę. Rodzice zmusili ją do ślubu, bo przecież panna z brzuchem to wstyd”
„Urabiałem się po łokcie, żeby moja laska opływała w dostatki. Niewdzięcznica zwiała do takiego, co śpi na kasie”
„Gdy dawny kochanek pochwalił się furą i męską klatą, zbierałam szczękę z podłogi. Miałam w głowie jeden cel”

Redakcja poleca

REKLAMA