Nigdy nie sadziłam, że romans mojego męża wyjdzie przez to, że ciągle bałagani. Ani że którakolwiek kobieta mogłaby chcieć zawitać na majówkę do zawalonej gratami sypialni...
Mąż miał swoje dziwactwa
Poznałam Olafa, gdy był miłym, ambitnym studentem. Nigdy nie zabierał mnie do drogich restauracji, bo oszczędzał każdy grosz, ale uznałam to za odpowiedzialne zachowanie: w końcu odkładał na naszą przyszłość.
Po roku wzięliśmy cichy, skromny ślub w towarzystwie świadków i rodziny. Odziedziczyłam po dziadkach stary, piętrowy dom, który miał stać się twierdzą dla naszej rodziny.
– Kochanie, nie wyrzucaj tego, jeszcze się przyda – powtarzał zawsze, gdy chciałam wziąć się za porządny remont.
– Na co przyda ci się stara, rozklekotana szafa?
– Wszystko przecież z nią w porządku. Trochę odrapana, ale to tyle. Musimy oszczędzać...
Doczekaliśmy się córki
Dałam się zwieść tej wizji. W końcu chcieliśmy powiększyć rodzinę. Tym sposobem niedługo później na świecie pojawiła się Monika.
– Po co dziecku nowe zabawki? Kiedyś całe pokolenia bawiły się ołowianymi żołnierzykami...
Tak, ołowianymi żołnierzykami, które były toksyczne i prowadziły do niewydolności organizmu. Dziecko, jak to dziecko, włoży je kilka razy do buzi i tragedia murowana... Pracowałam w branży dziecięcej i wiedziałam o tym aż za dużo.
– Chcesz, to składuj takie graty na strychu, ale wara z nimi od Moniki! – warknęłam stanowczo.
Oddaliliśmy się od siebie
W ten sposób zaczęliśmy się stopniowo od siebie oddalać. Nawet nie wiem, kiedy nieświadomie wydzieliliśmy w domu dwie strefy. Ja z córką zajmowałam kuchnię i naszą główną sypialnię, a potem również pokój na poddaszu, przerobiony na kącik dla Moniki.
Mąż zajął odrapaną sypialnię dziadka, gdzie zbierał wszelkie pierdółki i zawalał lodówkę turystyczną wątpliwej jakości żywnością. Kochałam go, bo wciąż był tym samym szarmanckim i wesołym facetem, ale nasze cele życiowe były jak dwa bieguny. Teoretycznie się przyciągają, ale w naszym przypadku, do czasu. Zaczęłam skrzętnie fotografować jego część domu, z nadzieją, że zdjęcia przydadzą mi się na ewentualnej rozprawie...
Żałował na wszystko
Olaf nie był głupi, nie był też nierobem. Pracował w pocie czoła w pobliskiej fabryce, przynosił do domu pieniądze. Wspinał się na przeciekający dach, grzebał przy kanalizacji, pielęgnował rośliny w ogrodzie. Rzecz w tym, że naprawiał rzeczy, które nie nadawały się już do naprawy.
Wata szklana wystająca ze starych okiennic wyglądała okropnie, a wąż prysznicowy psuł się średnio raz na miesiąc przez wysokie ciśnienie wody, ale po co wzywać fachowców, skoro teoretycznie wszystko jest jeszcze dobre? Zachowywał się, jakby zaraz miała nadejść wojna. Zbieraliśmy pieniądze, których nie mogliśmy nawet wydać...
– Olaf, Kasia i Bartek nas zaprosili. Robią grilla – powiedziałam w któryś dzień.
– Szkoda kasy, możemy zrobić grilla w domu.
„Zaczyna się” – pomyślałam.
– Tak? Na tym osmolonym grillu? A rozpalisz czym, śmieciami? – odburknęłam prześmiewczo.
Wstydziłam się go
Nie ma mowy. Idzie i już. Skoro i tak był jeszcze moim mężem, musiał chociaż stwarzać pozory. Jeszcze tego mi trzeba było, żeby znajomi zaczęli o mnie gadać. Kobieta na wysokim stanowisku z takim lumpem w domu.
– Dobra, idę. – pojawił się w pokoju po dłuższej przerwie, ubrany w przetarte jeansy i wyblakłą koszulę. Cholera, potrzebowałam rozwodu jak najszybciej, jak ja pokażę go ludziom...
– Wiesz co? Pójdę sama – zdecydowałam za nas obojga.
Olaf z czasem sam zauważył, że oddalam się od niego przez to, że wstyd mi pokazać się z nim przy ludziach. Chodził własnymi drogami, znikał, kiedy sąsiadka przychodziła do mnie z najnowszą garścią plotek... Wiedział, że ma problem i że jest się, czego wstydzić, ale ani myślał o terapii. Namawiałam go na nią latami.
– Sylwia, obrzydzam cię? Obrzydza cię twój własny mąż? A co, jak stanę się stary i schorowany? – wyrzucił mi w końcu, widząc, jak szykuję się na kolację na mieście, całkowicie ignorując jego obecność.
Bredził od rzeczy. Nie widziałam powiązań między tymi tematami.
– Póki co nie jesteś stary i schorowany, ale zachowujesz się, jakbyś był. I nie zamierzasz nic z tym zrobić.
Czułam, że coś się święci
Prawniczka od początku opowiadała mi, że zdjęcia bałaganu w domu to za mało, żebym mogła odzyskać cały swój majątek. Nie zamierzałam dzielić się z nim domem, który zmienił w ruinę. Na domiar złego, musiałam poczekać z rozwodem, bo mój szef, bardzo rodzinny człowiek, chciał poznać moich bliskich przed powierzeniem mi nowych funkcji w firmie.
Olaf jednak nie dość, że nie zamierzał zainwestować w lepszy wizerunek, to jeszcze zupełnie stracił zainteresowanie życiem rodzinnym. Całe wieczory spędzał na pogaduszkach online z kobietą, która pojawiła się znikąd.
– Co tam robi mój kochany mąż? Dobrze spędza ci się czas z koleżanką? – zaczęłam mu dogryzać.
Byłam już na tyle sfrustrowana, że nie obchodziło mnie, czy moje słowa go dotkną.
– Dzień dobry pani – odpowiedziała na tą zaczepkę jego specyficzna znajoma, którą widziałam na monitorze.
Jej sklejone, kręcone włosy wyglądały na niemyte od miesiąca, a hipisowskie ciuchy przyprawiały mnie o zawroty głowy.
– Miło mi panią poznać.
Zignorowałam przywitanie. Mimo wszystko, było mi go żal. Być może znalazł w niej osobę, która rozumie jego styl życia, ale w żaden sposób nie mogło pomóc mu to w wyjściu z tego bagna. Mogli jedynie wzajemnie ciągnąć się w dół.
Chciałam, by mąż się ogarnął
– Olaf. Nie obchodzą mnie twoi dziwaczni znajomi. Pamiętam, jak zadawałeś się ze zbieraczem złomu – zaczęłam monolog. – Ale mój szef nie może być tego świadkiem. Zaprosił mnie na majówkę. Odwiedzisz fryzjera, kupię ci ładny garnitur i pojedziemy na Mazury. Ogranicz też kontakty ze swoim towarzystwem, wiesz, że szef mieszka niedaleko. Zrób to dla mnie.
W odpowiedzi otrzymałam jedynie puste spojrzenie pełne wstydu. Chyba nawet nie wierzył w to, że może wyglądać i zachowywać się, jak człowiek.
Udawał chorego
Postawiłam go więc przed faktem dokonanym i oznajmiłam o terminach w renomowanym salonie fryzjerskim i u stylisty. Zadbałam nawet o zarezerwowanie warsztatów tańca towarzyskiego na wyłączność. Na tę wieść, mąż tylko zapatrzył się jak zahipnotyzowany w ścianę...
W noc przed wyjazdem Olaf krzyczał z bólu, co zbudziło Monikę. Przerażona, z dzieckiem przyklejonym do uda, wparowałam do łazienki. Wkładał sobie palce do gardła, ewidentnie prowokując wymioty. Więc tak zamierzał to rozegrać? Położyłam się spać, ale zaśnięcie utrudniały mi dźwięki kaszlu, smarkania i spuszczanej co pięć minut wody.
Liczyłam na awans
Nazajutrz, bez słowa, zawiozłam małą do moich rodziców i pojechałam prosto do kompleksu domków wynajętych na majówkę. Wszystkich swoich współpracowników zastałam z małżonkami. Szef wypytywał ich o szczegóły z życia, wysłuchiwał historii miłosnych, a ja stałam sama jak palec. Miałam nadzieję na awans w takich nieformalnych warunkach.
– Cieszę się, że zebraliśmy się tu w gronie, które przypomina jedną, wielką rodzinę. Produkujemy innowacyjne produkty dla dzieci. Ale co z tego? Te innowacje nie powstałyby bez osób, które rozumieją najlepiej, co jest najważniejsze w życiu. – zaczął przemawiać szef.
Czułam w kościach, że już tylko moment dzieli mnie od zmian zawodowych. Te rodzinki wyglądają dobrze tylko na zdjęciu. Modliłam się, by szef wziął pod uwagę kompetencje...
– Szczególnie zauroczyło mi to, jak pani Marzena z mężem patrzą sobie w oczy. Tak, jakby wciąż byli zakochanymi licealistami... Gratulujemy zatem awansu, pani Marzeno! – szef zadał mi cios, który momentalnie przeszył moje serce i duszę.
Wszystkie moje marzenia legły w gruzach. Co z tego, że byłam od niej lepsza i wydajniejsza, skoro jej rodzinny obrazek pasował bardziej do wizji szefa? Miałam teraz tylko jeden cel: pokazać mojemu stukniętemu mężowi, gdzie jego miejsce.
Byłam wściekła
„Koniec tego. Dość. Wystarczy.” – powtarzałam jak mantrę, gdy wracałam do domu z majówki. Otworzyłam zatęchłe drzwi i zaczęłam wywalać graty męża za okno.
Był tak umierająco chory, że aż zaraził kochankę swoją pulą genową
Nie było go nawet w domu, a przecież był na skraju wycieńczenia! Dobre sobie. Za okno wylatywały kolejno dziurawe skarpety, kolekcja reklamówek ze śmieciami, niedziałający od lat robot kuchenny, zjedzone przez mole książki... Sąsiedzi patrzyli na mnie jak na wariatkę, chociaż zdecydowanie nie mnie należał się taki tytuł.
– Mam to gdzieś! Chcecie widowiska, to może wyrzucę łóżko! – krzyknęłam w amoku.
Odsunęłam połamany stelaż i zaczęłam przebierać w kurzu, brudzie i zardzewiałych puszkach. Nagle niewielki przedmiot przykuł moją uwagę. Zbliżyłam się do niego i zwątpiłam w to, co widzę. W całym tym syfie, do którego na miejscu Olafa nigdy nie wpuściłabym kobiety, znalazłam test ciążowy z wyraźnymi dwiema kreskami. Tuż obok leżała damska bielizna wątpliwej świeżości.
Puszczę go z torbami
– Pani Aniu? – chwyciłam za telefon i szybko wybrałam numer. – Mam dowód, którego potrzebujemy. Zrobiłam już zdjęcie i schowałam test do kieszeni, ale ciężko mit to wyjaśnić przez telefon...
– Sylwia? Co ty tu robisz? – usłyszałam nagle zaskoczony głos Olafa.
Mąż stanął przede mną cały i zdrowy, a za jego plecami próbowała się schować kobieta z pogaduszek online. Pasowali do siebie. Wyglądali jak dwie ofiary losu i ewidentnie nie było to ich pierwsze spotkanie w realu.
Nie odpowiedziałam, i kopiąc rozrzucone wszędzie przedmioty, wyszłam za drzwi. Kilka godzin później byłam już w domu rodziców, którzy właśnie serwowali herbatę mojej prawniczce. Nie pozostało mi nic, tylko czekać na rezultaty pozwu: i liczyć na to, że mój mąż nie zepsuje życia kolejnej kobiecie i dziecku.
Sylwia, 35 lat
Czytaj także: „Matka zabroniła mi mieć drugie dziecko. Uważa, że jestem za biedna i na pewno zrobię z niej darmową niańkę”
„Narzeczony długo trzymał nasz związek w tajemnicy. Dopiero po zaręczynach poznałam jego ponury sekret”
„Romans z synową był bardzo gorący. Teraz nie wiem, czy za 9 miesięcy urodzi się mój syn czy wnuk”