Nie chcę żyć na niczyjej łasce. Tylko jak iść do pracy, mając dziecko przy piersi? To niemożliwe!
Kiedyś prababcia opowiadała mi, że gdy wychodziła za mąż, ojciec musiał przekazać jej solidny posag. Inaczej ślubu by nie było, bo teściowie nie daliby swojego błogosławieństwa. Dostała więc dwie pierzyny, garnki, krowę i kilka kur. No i dwa ary ziemi. Wtedy to był prawdziwy majątek.
Śmiałam się z tego. Myślałam, że te czasy dawno już minęły. I że teraz rodzicom wystarczy, że młodzi się kochają.
No i co? Bardzo się pomyliłam
Zanim wyszłam za Maćka, mieszkałam na wsi pod Rzeszowem. Urodziłam się w dość biednej rodzinie. Jestem najstarsza, poza mną jest jeszcze czwórka rodzeństwa. Rodzice mają malutki domek i niewielkie gospodarstwo – kilka hektarów lichutkiej ziemi.
Z tego, co hodują i uprawiają, nie są w stanie utrzymać rodziny. Nic więc dziwnego, że od kilku lat tata jeździ do Niemiec. Pracuje zwykle na czarno, na budowach. Czasem załapie się na kilka tygodni, czasem nawet na pół roku.
Haruje od świtu do nocy, oszczędza. I przysyła pieniądze do domu. Dzięki temu mama ma na rachunki, ubrania… Jakoś wiąże koniec z końcem. Mój mąż to bardzo porządny chłopak. Pochodzi z Rzeszowa. Poznaliśmy się, gdy byłam w szkole średniej, i zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wszyscy myśleli, że to szczenięca miłość, że nam przejdzie, jednak tak się nie stało.
Im dłużej byliśmy ze sobą, tym silniejsze stawało się nasze uczucie
Nie planowaliśmy jednak ślubu. Najpierw chcieliśmy skończyć szkoły, znaleźć pracę, odłożyć trochę pieniędzy na start i, co najważniejsze, wynajęcie choćby kawalerki. Wiedzieliśmy, że możemy liczyć tylko na siebie. Rodzina Maćka też nie jest bogata.
Wychowywała go matka, mieszkał z nią i bratem w bloku. Miał co prawda swój pokój, ale malutki. Ledwie łóżko i biurko się w nim mieściło. Na początku wszystko szło zgodnie z planem. Maciek zaczął pracować w warsztacie samochodowym, ja miałam obiecane miejsce w naszym wiejskim sklepiku.
Jednak wtedy stało się to, co się stało. Wyjechaliśmy na majówkę w góry i… nas poniosło.
Zobacz także: "Zostawiłam partnera dla aroganckiego mężczyzny i żałuję?” Top 5 romansów na lato, które przeczytasz w jeden dzień
Zaszłam w ciążę. Byłam przerażona
Myślałam, że Maciek mnie zostawi, ucieknie. Ale nie. Powiedział, że już kocha nasze nienarodzone maleństwo. Szybko wzięliśmy ślub. A potem pojawiło się pytanie – co dalej? Nie było wyjścia, musiałam wprowadzić się do Maćka.
Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Raz, że w moim rodzinnym domu panowała olbrzymia ciasnota, dwa – w mieście było bliżej do szpitala, trzy – mąż pracował w Rzeszowie i od moich rodziców musiałby dojeżdżać codziennie kilkadziesiąt kilometrów. A to przecież kosztuje…
Zamieszkaliśmy więc w jego malutkim pokoiku. Gdy wstawiliśmy łóżeczko i dodatkowa szafkę, ledwie można było drzwi otworzyć. Jednak nam to nie przeszkadzało. Cieszyliśmy się, że jesteśmy razem, i z niecierpliwością czekaliśmy na narodziny dziecka.
Wyglądało na to, że wszystko się ułoży. Brat męża, Marek, mnie lubił, teściowa była dla mnie miła. Czułam wobec niej wdzięczność za to, że przyjęła mnie pod swój dach, starałam się więc nie wchodzić jej w drogę.
Szanowałam zwyczaje panujące w jej domu i pomagałam, jak umiałam
Gdy szła do pracy, gotowałam dla wszystkich, prasowałam. Tylko sprzątać i dźwigać nie mogłam, bo lekarz uprzedził, że jak się będę przemęczać, to stracę dziecko. Wydawało mi się, że to, co robię, wystarcza i ona docenia moje starania. Nieraz mówiła, że świetnie gotuję i cieszy się, że syn ma gospodarną żonę.
Maciek dokładał się do czynszu, rachunków, robił zakupy. Nie byliśmy więc darmozjadami. Myślałam, że mimo ciasnoty będziemy żyć spokojnie i w miarę zgodnie. Niestety… Sielanka skończyła się, gdy przyszedł na świat Rafałek.
Przez pierwsze tygodnie teściowa cieszyła się z narodzin wnuka, a potem – jakby diabeł w nią wstąpił. Nagle zaczęliśmy jej przeszkadzać. Narzekała, że przez płacz dziecka nie może spać, a Marek się uczyć, że za długo zajmuję łazienkę i kuchnię. I tylko przy synku siedzę, zamiast w domu pomagać. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się zachowuje.
Przecież sama urodziła dwoje dzieci i wiedziała, jak wygląda życie z maluchem. Dziś wiem, że płacz, łazienka, kuchnia były tylko pretekstem. Bo tak naprawdę chodziło jej o pieniądze.
Już nie jesteśmy w stanie dokładać się jak przedtem
Kiedy urodził się synek, nasza sytuacja finansowa się pogorszyła. Nie byliśmy już w stanie dawać teściowej aż tak dużych sum na utrzymanie. Czasem nie dawaliśmy nic. Oczywiście Maciek brał nadgodziny, dodatkowe fuchy, ale to i tak było za mało.
Synek często chorował. Biegałam z nim od lekarza do lekarza, nawet w Centrum Zdrowia Dziecka dwa razy byłam. A wiadomo, ile takie wyprawy kosztują. Do tego leki…
Oszczędzaliśmy na wszystkim, ale jedna pensja ledwie wystarczała nam na życie. Myślałam, że teściowa to rozumie… Moja mama starała się pomagać, jak mogła. Przywoziła z gospodarstwa rodziców warzywa, kurczaki, jajka, a w sezonie owoce. Wszyscy je jedliśmy. Nie przedzieliłam lodówki na pół.
Mimo wszystko teściowa była coraz bardziej niezadowolona, coraz częściej się czepiała. Znosiłam to cierpliwie, zaciskałam zęby. Miałam nadzieję, że sobie pogdera i jej przejdzie. Nic z tego… Powoli zaczynałam mieć tego dość.
Coraz częściej dochodziło między nami do kłótni. Maciej starał się łagodzić konflikty, rozmawiał z matką. Prosił, by odnosiła się do mnie grzeczniej. I faktycznie, przez kilka dni było dobrze, ale potem wszystko wracało do normy. Atmosfera w domu robiła się coraz gęstsza.
Przez skórę czułam, że któregoś dnia dojdzie do wybuchu
No i doszło. Teściowa zaziębiła się i została w domu. Właśnie przecierałam warzywa na zupkę dla Rafałka, gdy weszła do kuchni. W ręku trzymała plik rachunków.
– Nie będę tego wszystkiego płacić! Albo się dokładasz, albo fora ze dwora – krzyknęła i rzuciła papiery na stół.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Do tej pory tylko mi dogryzała, nigdy jednak nie chciała wyrzucić mnie z domu.
– Przecież mama wie, że nie mam z czego. Zarabia tylko Maciek. Jak Rafałek podrośnie, pójdzie do przedszkola, wtedy znajdę pracę i będzie nam łatwiej – wykrztusiłam zdezorientowana.
Łypnęła na mnie złym okiem.
– No właśnie, tylko Maciek – syknęła. – Wszystko on i ja. A gdzie jest twój posag? Przyszłaś do nas goła i wesoła, z jedna torbą pełną starych ciuchów. Głupich talerzy i garnków nawet nie przywiozłaś. Korzystasz z moich jak ze swoich. Długo to znosiłam, ale mam już dość. Tatuś za granicą pracuje, kokosy zarabia, więc chyba może dołożyć się do utrzymania córeczki? Nie będę dłużej tolerować w domu darmozjada – wrzasnęła.
Zrobiło mi się potwornie przykro. Aż się popłakałam. Przecież teściowa wiedziała, że rodzice nie mają pieniędzy… Zamknęłam się z dzieckiem w naszym pokoiku i czekałam na powrót męża. Przez drzwi słyszałam, jak teściowa dogaduje, że nie będzie sobie i młodszemu synowi wszystkiego od ust odejmować tylko dlatego, że jej syn ożenił się z nędzarką, której rodzice nie chcą nic dać.
Dość tego, dłużej nie dam sobą poniewierać
Maciek wrócił tamtego dnia późno. Był bardzo zmęczony. Opowiedziałam mu o wszystkim. Miałam nadzieję, że stanie po mojej stronie i ustawi teściową do pionu. I rzeczywiście poszedł do kuchni z nią porozmawiać, ale nie spodobało mi się to, co potem od niego usłyszałam. Wrócił z rozmowy mocno zmieszany.
Westchnął i powiedział, że jego mama ma prawo się denerwować, bo jest jej ciężko, zarabia niewiele. I zamiast się obrażać, powinnam to zrozumieć. Na koniec dodał, że moi rodzice faktycznie powinni dać mi jakieś pieniądze, sprzedać kawałek pola albo coś. I on chce, żebym z nimi o tym poważnie pogadała.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Mój mąż przyznał teściowej rację! Dał mi do zrozumienia, że dla niego też jestem nic niewartą biedaczką. Ależ się wściekłam… Wykrzyczałam, że nie pozwolę się obrażać, nie potrzebuję ich łaski i sama sobie poradzę. A potem spakowałam rzeczy dziecka i pojechałam do rodziców. Od tamtej pory mieszkam na wsi. Siostry gnieżdżą się we trzy w jednym pokoju, żebym ja miała się gdzie podziać z Rafałkiem.
Maciek przyjeżdża, codziennie wydzwania. Przeprasza, kaja się. Mówi, że wtedy był zmęczony i nie wszystko do niego docierało. Błaga, żebym wróciła. Rozmawiał z matką. Podobno ona nie będzie mi już robić wyrzutów, wspominać o posagu.
Nie wierzę jej. Dla niej zawsze będę nikim. Dlatego, choć bardzo tęsknię za mężem, na razie zostanę w rodzinnym domu. Jak Maciek chce, może się do nas wprowadzić. JEGO teściowa przyjmie go z otwartymi ramionami.
Gabrysia, lat 23
Czytaj także:
„Pojechałem na wieś opiekować się babcią. Myślałem, że będę brodził w błocie, a tonąłem w oczach gorącej sąsiadki”
„Znalazłem na ulicy cenny drobiazg. W myślach wydawałem już znaleźne na wakacje, ale dostałem coś zupełnie innego”
„50 pierwszych randek zakończyło się klapą. Internetowe kochanki nie są dobrymi kandydatkami na żonę”