„Jak obudzić pożądanie w starym zrzędzie? Wystarczy zmysłowe spojrzenie innego faceta i nutka zazdrości”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, shurkin_son
„Nagle poczułam, że cofnął się czas. Jakbym miała znowu dwadzieścia lat. Czuję się zjawiskowo i intrygująco. Odzyskałam wiarę w siebie, którą gdzieś po drodze zapodziałam. Mój małżonek z każdą chwilą robił się purpurowy na twarzy. W tym momencie byłam pewna, że dał się złapać w sidła”.
/ 30.04.2024 22:00
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, shurkin_son

Zazdrość bywa toksyczna, ale również potrafi działać niczym remedium. Doskonale zdają sobie z tego sprawę takie babki jak ja. Te, które przeżyły dwie dekady u boku małżonka. Których faceci wymazali z pamięci fakt, że dom to nie tylko kuchenka, ale i łóżko, że ogień pożądania należy wzniecać powoli, stopniowo, że poklepywanie po pleckach to nie te czułości, o jakich śnimy po nocach.

Ależ z niego maruda...

Mój Rysio przypomniał sobie o tych sprawach pod wpływem zazdrości. Dźgnęła go ona tak boleśnie, że z ospałego misia przeistoczył się w napastliwego grizzly. Wszystko wzięło swój początek od wspólnego obiadu ze znajomymi w knajpie, na który wybraliśmy się pierwszy raz od bardzo dawna.

– Mariola się odezwała. Chciała wiedzieć, czy w piątek wybierzemy się razem z nimi na miasto – zwróciłam się do męża któregoś dnia.

– Na miasto?! – Rysiek zrobił niezadowoloną minę. – Na miasto to łażą nasze dzieciaki. Chyba już wyrosłem z tego, nie sądzisz?

– Co ty gadasz, że wyrosłeś? O czym ty mówisz?

– No tak, jak się ma tyle lat na karku, to raczej świętuje się w mieszkaniu.

– O czym ty mówisz? – byłam zaskoczona. – Przecież wyskoczymy do restauracji. Każdy tak robi!

– Do restauracji? A kasy to ci nie szkoda wydawać na takie rzeczy?

No cóż, mąż stawał się coraz większym sknerą…

– Nie zapłacimy więcej, niż ty przeznaczasz tygodniowo na złocisty trunek! – postawiłam się.

– No tak, tygodniowo! A tu mowa o dwóch godzinach jedzenia – odgryzł się.

– Rysiek, co się z tobą dzieje?! – wykrzyczałam. – Dawniej byłeś zupełnie inny. Czuły, ciekawy świata… Po prostu super facet. A teraz?! Nic cię nie obchodzi. Nawet na mnie nie spojrzysz! – od dłuższego czasu kipiały we mnie te uczucia. – Kiedyś robiłeś mi całe albumy zdjęć. Pamiętasz? Nad morzem, wśród zieleni… Co się z tobą stało?!

– No cóż, ja byłem fotografem, a ty modelką. Ale wszystko się zmienia… – odciął się zjadliwie, a mi zachciało się płakać.

Dostrzegł, że przegiął. Postanowiłam jednak ukryć, jak mocno mnie to dotknęło, dlatego poszłam do kuchni.

– Ja idę! A ty rób, jak chcesz! – wrzasnęłam na odchodne i nasza konwersacja dobiegła końca.

Nie puścił mnie samej

Skontaktowałam się z Mariolą, aby ustalić dokładną godzinę spotkania. Zdawałam sobie sprawę, że Rysiek nie pozwoli mi iść samej, tylko będzie mi towarzyszył. Pomimo tego, przez cały dzień nie odezwałam się do niego ani słowem. Jego zachowanie mocno mnie zraniło.

Kiedy on już zasnął, sięgnęłam po stare albumy i rozpoczęłam oglądanie fotografii, które Rysiek kiedyś mi zrobił. Miałam ich naprawdę sporo, ponieważ on uwielbiał mnie fotografować. Nasze sesje zdjęciowe za każdym razem kończyły się identycznie. W sypialni… Wspominałam tamte momenty i roniłam łzy z tęsknoty i żalu za dawnym Ryśkiem.

Nadszedł weekend i spotkaliśmy się w gronie przyjaciół w restauracji. Atmosfera była super. Opowiadaliśmy sobie kawały, zjedliśmy pyszne dania i pogadaliśmy o różnych sprawach. Mój mąż całkiem nieźle sobie radził. Przed wyjściem z domu nie sprawiał wrażenia zachwyconego perspektywą spotkania, ale potem trzymał klasę. Nawet gdy kelner przyniósł rachunek, nie pisnął ani słowem na temat podanej kwoty. Jedynie głęboko westchnął. Chętnie pochwaliłabym go za opanowanie, ale wciąż miałam mu za złe ten tekst z modelką.

Po obiedzie, ignorując sprzeciwy małżonka, zdecydowaliśmy się na wieczorny spacerek po miejskiej starówce. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz przechadzałam się po zabytkowych uliczkach, dlatego byłam wprost przeszczęśliwa. Wędrówka wprawiła mnie w tak znakomite samopoczucie, że w pewnym momencie przyszedł mi do głowy totalnie zwariowany pomysł.

Od dawna nie czułam się tak pociągająca

Spacerując alejką, natknęłyśmy się na kącik artystyczny, gdzie uliczny malarz wystawiał swoje dzieła. Zaciekawiona, przystanęłam na moment, aby przyjrzeć się bliżej namalowanym przez niego portretom. Prace zdawały się być nad wyraz udane, więc zawołałam Mariolę, by również mogła je podziwiać. W tym momencie uwagę malarza przykuła moja skromna osoba. Muszę przyznać, że był to niezwykle atrakcyjny mężczyzna i niewiele od nas młodszy.

– Co pani powie na to, żebym uwiecznił panią na portrecie? – zagadnął z figlarnym uśmiechem.

– Eee, nie, gdzie tam, już nie mam urody, żeby pozować do takich rzeczy... – wymamrotałam, czując, jak się czerwienię.

– Pani uroda jest teraz w pełnym rozkwicie, idealnym do portretowania. Grzechem byłoby to zmarnować. Zapraszam – tu wskazał na stołek, na którym siadali modele.

– Pan chyba sobie ze mnie żartuje... – wybąkałam coraz bardziej zdenerwowana.

– Często mi się to zdarza, ale nie wtedy, gdy najdzie mnie wena twórcza – znowu się uśmiechnął, a mnie zrobiło się miękko w kolanach.

Rysiek chyba przeczuł, co się święci, bo w mgnieniu oka pojawił się obok mnie.

– O co chodzi? Ruszamy? – rzucił pytanie.

– Ten pan ma zamiar mnie malować – odpowiedziałam.

– A daj spokój, to strata kasy. Idziemy!

Ludzie, ratujcie! Poczułam, że ciśnienie mi podskoczyło i coś we mnie pękło.

– Niech pan maluje! – rozkazałam stanowczo artyście. – A wy sobie idźcie tu gdzieś na piwo.

Obudziła się w nim zazdrość

Z miną obrażonego dziecka mąż odszedł, a Mariola zdążyła jeszcze puścić do mnie porozumiewawcze spojrzenie. W jednej chwili opuściło mnie całe napięcie, a na mojej twarzy zagościł najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Malarz odpowiedział tym samym, chwycił paletę i rozpoczął się proces przywracania blasku mojej kobiecości.

Właśnie tak odebrałam to pozowanie. Nagle poczułam, że cofnął się czas. Jakbym miała znowu dwadzieścia lat na. Czuję się zjawiskowo, intrygująco i seksownie. Odzyskałam wiarę w siebie, którą gdzieś po drodze zapodziałam. Gdy tak siedziałam, czułam, jak wzrok malarza dokładnie studiuje rysy mojej twarzy i linię ramion.

Odnosiłam uczucie, że malarz raz po raz spogląda na mój dekolt. Z jednej strony wprawiało mnie to w zakłopotanie, a z drugiej – mile łechtało próżność. W pewnym momencie zupełnie wyleciało mi z głowy, że mój małżonek siedzi tuż obok. On tymczasem bacznie nas obserwował.

Mariola dopiero później wyjawiła mi, że Rysiek kompletnie ucichł po paru chwilach portretowania i w miarę upływu czasu robił się coraz bardziej purpurowy na twarzy. Pod koniec aż gotował się z wściekłości. Kiedy dzieło było już gotowe artysta, przywołał mnie na swoją stronę, Rysiek także podszedł rzucić okiem. Już po sposobie, w jaki zmierzał w naszym kierunku, domyśliłam się, że zanosi się na niezłą awanturę.

– To niby jest moja żona?! – zakpił.

– Rysiek… – próbowałam załagodzić sytuację.

– Co Rysiek! To ewidentny oszust! Nie widzisz tego?! – zaczął krzyczeć, a przechodnie zaczęli się nam przypatrywać.

– Proszę uważać na to, co pan mówi! – zdenerwował się malarz.

– Zaraz ja ci pokażę, co myślę o tych twoich bohomazach! – wydarł się mój mąż i rzucił się z pięściami na artystę.

– Ryszard! – wrzasnęłam.

Ale mąż kompletnie mnie zignorował i złapał malarza za koszulę, unosząc go do góry. Dopiero kiedy artysta zaczął wołać o pomoc, krzycząc: „Policja!”, Rysiek się opamiętał i opuścił go na ziemię.

Czyżby coś zrozumiał?

– Co ty wyprawiasz, do cholery?! Jesteś takim skąpcem, że robisz taką scenę tylko po to, żeby uniknąć płacenia za ten rysunek?! – darłam się na cały głos, nie przejmując się tym, że połowa ludzi na rynku się na nas gapi.

– Tu nie chodzi o kasę! – wydyszał Rysiek, wyjmując z portfela dwie stówy. – Chodzi o to, że ten gość cię obraził tym swoim gryzmołem. Bo jesteś dużo piękniejsza niż na tym obrazku!

Cisnął w jego kierunku dwieście złotych, będąc wyraźnie wkurzonym, obrócił się na pięcie i odszedł. Ja z kolei osłupiałam. Stałam w miejscu jak wryta, próbując dojść do siebie. Po chwili pożegnałam Mariolę i czym prędzej zmyłam się z rynku.

Głowa mi pękała od nadmiaru myśli. Czułam gniew na Ryszarda, ale też zaskoczenie tym, co mi oznajmił. Nie odbierał, gdy do niego wydzwaniałam. Cała roztrzęsiona, czekałam w mieszkaniu prawie do północy. Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Drzwi uchyliły się niezgrabnie, ponieważ Rysiek ledwo trzymał się na nogach po solidnej dawce procentów. Dzierżył w dłoniach jakąś paczuszkę. Już chciałam się odezwać, ale uciszył mnie zdecydowanym ruchem ręki, odłożył zawiniątko na szafkę w korytarzu i powlókł się do sypialni.

Tam momentalnie zasnął kamiennym snem. Ja tymczasem zajęłam się rozpakowywaniem tajemniczego pakunku i po raz kolejny zaniemówiłam z wrażenia. W środku znajdował się zupełnie nowiutki, szokująco kosztowny aparat do robienia zdjęć. Tamtej nocy nawet przez chwilę nie zmrużyłam oka, tak byłam podekscytowana.

Rysiek spał jak zabity. Gdy nastał ranek, wygramolił się z łóżka, umył się, pozbył się zarostu z twarzy, doprowadził swój wygląd do porządku i przyszedł do salonu, gdzie oglądałam telewizję. Przystanął naprzeciwko mnie, ubrany w elegancką marynarkę i rzekł.

– Chciałem cię zaprosić do parku na sesję fotograficzną.

Jasne, że się zgodziłam. Zabraliśmy ze sobą nowy sprzęt i z początku atmosfera była dość napięta, oboje odczuwaliśmy pewien dyskomfort. Jednak po chwili wróciły wspomnienia z minionych lat i zabawa była przednia. A kiedy wróciliśmy do domu... Kiedy wróciliśmy, powtórzyliśmy nasz dawny rytuał, który celebrowaliśmy po każdym z tych nastrojowych plenerów.

Jolanta, 48 lat

Czytaj także: 
„Po śmierci taty zostałam ofiarą matki, zrobiła ze mnie służącą. Nie dziwię się, że ojciec wyprawił się na tamten świat”
„Mąż wyjechał do pracy w Anglii i nie ma go już 2 lata. Czuję, że z naszego małżeństwa zostanie tylko gruz i zgliszcza”
„Ożeniłem się, doczekałem dziecka i owdowiałem. Teraz nowa kobieta każe mi wybierać między nią, dzieckiem i rodzicami”

Redakcja poleca

REKLAMA