Kasia była moim oczkiem w głowie i może dlatego ta historia ma taki finał. Źle postąpiłam pozwalając jej na wszystko, co tylko chciała. Miałam jeszcze syna, ale on zawsze dawał sobie ze wszystkim radę. Moją córkę traktowałam jak porcelanową laleczkę, która tak łatwo może się stłuc. Nie mogłam pozwolić, żeby coś jej się stało.
Chroniłam ja przed światem
Razem z mężem rozpieszczaliśmy ją, jak tylko mogliśmy. Kaśka żyła otoczona wianuszkiem adorującej jej rodziny i prawdopodobnie to właśnie jest powód, przez który wyrosła na taka wyrachowaną kobietę.
Nie mam pojęcia jak mogłam być taka ślepa. Nie widziałam, że krzywdzę siebie i swoje dziecko. Leciałam na oślep, gdy tylko Kasieńka zrobiła te swoje maślane oczka. Nie mam pojęcia, ile razy ratowałam ją z opresji.
Błagałam nauczycieli, wychowawców, obiecywałam, że to specjalne dziecko, wyjątkowe i bardzo mądre. Czasem nawet winiłam ich, bo sądziłam, że to ich spisek, żeby usadzić moją kochaną Kasieńkę.
Skoczyłabym za nią w ogień
Dziś wiem, że owszem Kaśka była leniwa, ale też sprytna. Wiedziała, że mamusia i tatuś wszystko załatwia, a ona może na spokojnie dalej chwalić się ubraniami kupionymi za nasze pieniądze, może wylegiwać się na kanapie i imprezować z koleżankami. Oczywiście bezkarnie.
Jedynie syn próbował mi przemówić do rozsądku, ale nie chciałam go słuchać. Uważałam, że jest zwyczajnie zazdrosny o siostrę. Kaśka potrzebowała więcej uwagi niż on. Dlatego nie brałam jego słów na poważnie. I to był wielki błąd, o czym mogłam dowiedzieć się dopiero na starość
Kaśka jakimś cudem skończyła liceum, chciała iść na studia, oczywiście prywatne. Jak mogłabym odmówić mojej perełce? Wyskoczyliśmy z mężem ze wszystkich oszczędności i zapłaciliśmy jej za studia. Chciałam, żeby miała łatwiejsze życie ode mnie. Ja całe życie byłam sprzątaczką. Dlatego właśnie emerytura była dla mnie jak zbawienie.
Moje ciało tego potrzebowało. Kolana wysiadały, stawy już o sobie przypominały. Byłam zmęczona długoletnią pracą. Emerytura jednak nie była dla mnie łaskawym czasem. Ledwo zdążyłam się ucieszyć, lekko odpocząć, a już problemy zaczęły mi się sypać na głowę jak popiół.
Mój mąż zmarł, zostałam wdową
Załamałam się. Kochałam Mariusza nad życie, a teraz nagle zostałam sama. Gdy Kaśka zaproponowała, że wprowadzi się do mnie z rodziną, sądziłam, że robi to, żeby mi pomóc. Przyjęłam ich z otwartymi ramionami i szybko tego pożałowałam.
Nie stawiałam się, gdy Kaśka z mężem zagrabili sobie całe piętro a mi zostawili ledwo pokoik z łazienka i kuchnią. Chciałam, żeby razem z moja ukochaną wnuczką czuli się jak w domu. Właściwie nic więcej mi nie było potrzebne.
Oczywiście zaczęło się od problemów finansowych. Kaśka nie kwapiła się do pracy. Uważała, że więcej zarobi jako makijażystka, niż jako kasjerka czy inna osoba na etacie. Szkoda tylko, że Kasia malowała koleżanki na wesela, czy imprezy może 3 razy w miesiącu. Nie miała z tego stałej wypłaty.
Mieszkała u mnie jak w hotelu. To ja gotowałam, robiłam zakupy, opłacałam rachunki. Odbierałam też jej córkę ze szkoły. Byłam wykończona. Na emeryturze chciałam odpocząć, a wpadłam z deszczu pod rynnę.
Jedynie zięć był dla mnie nieco bardziej życzliwy.
– Mamo, nie może mama sobie na to pozwalać. Kasia to wykorzystuje. To dobra dziewczyna, ale bardzo leniwa. Mama się wykończy – mówił zatroskany.
Czas mijał, a życie stało w miejscu
Lata mijały, a naszym domu nic się nie zmieniło. Kaśka nadal żyła na moim garnuszku, nie dokładała się do domowego budżetu. Ciągle tylko latała z koleżankami po sklepach. Czas się dla niej zatrzymał na etapie beztroskiego liceum. Pewnie byłoby tak aż do mojej śmierci, gdyby nie to, co zrobił zięć.
Otóż Marek pewnego dnia spakował walizki i wyniósł się. Kaśka powiedziała, że złożył papiery o rozwód. Próbowałam z nim porozmawiać, ale jedynie co, to napisał mi smsa o treści:
Przepraszam mamo. Dłużej już nie wytrzymam.
Od tamtej pory nieszczęście spadały na nas hurtowo, jakby ktoś otworzył puszkę Pandory. Kaśka chciała zaleczyć złamane serce jakimś chłystkiem spod sklepu i sprowadziła mi go do domu.
Bałam się go, nie patrzyło mu zbyt dobrze z oczu. Łysa głowa, dres, tatuaże po rękach i widoczne braki w uzębieniu nie wskazywały na to, że jest eleganckim dżentelmenem. Nawet koleżanki zaczepiały mnie z tekstami typu:
– Nie chcę cię straszyć kochana, ale ta twoja córka to się chyba z jakimiś gangsterami prowadza. Miałabym na niego oko. Wygląda jak typ spod ciemnej gwiazdy. Uważaj na siebie... – powiedziała Jolka.
Jakby tego było mało, to zachorowałam
Festiwal nieszczęść nie miał dla mnie końca. To właśnie wtedy w najgorszym momencie, moje wykończone stresem i pracą ciało odmówiło mmi posłuszeństwa. Podczas sobotnich zakupów runęłam jak długa. Wezwano do mnie pogotowie i lekarze stwierdzili udar.
Całe szczęście wyszłam praktycznie bez szwanku, jednak jedna część mojego ciała była odrętwiała. Ruszałam ręką i nogą, jednak nie były one aż tak sprawne jak przed tym wydarzeniem. Lekarz zalecił stałą opiekę pielęgniarki i fizjoterapię. Byłam szczerze pewna, że córka mi pomoże. Niestety, zawiodłam się.
Kaśka podczas każdej czynności fukała na mnie i prychała, jakby to wszystko była moja wina. Musiała mi pomagać w higienie, przygotowywać jedzenie i wozić na rehabilitację. Niejednokrotnie potrafiła zostawić mnie sama na pastwę losu. Nie mówiła nawet, gdzie idzie i o której wróci. Nie było jej przez cały weekend.
Musiałam sobie radzić sama
Kaśka zaczęła urządzać mi awantury. Krzyczała, że żałuje, że ze mną zamieszkała. Usłyszałam, że mnie nienawidzi. Nie chce mnie znać, że jestem ciężarem. Łzy napływały mi do oczu. Był nawet moment, że zaczęła mnie poszturchiwać.
Szczerze? Pogodziłam się ze swoim losem. Czułam, że umrę samotnie, szkalowana przez własną córkę. Pewnie tak by było, gdyby nie mój były zięć. To on od którejś z sąsiadek dowiedział się, jak wygląda sytuacja. Przyjechał do mnie, pomógł mi się spakować i zawiózł do syna.
Razem z nim załatwili mi miejsce w domu seniora i pomogli doprowadzić sprawy mieszkania do końca. Na początku upierałam się, że nie mogę wywalić z niego Kasi, ale syn przemówił mi do rozsądku. Kazaliśmy się jej wyprowadzić, a pieniądze ze sprzedaży dałam synowi, żeby opłacał mój dom seniora.
Byłam mu strasznie wdzięczna. Do końca życia będę żałowała, że tak go traktowałam. Tylko on mi pozostał. No i mój zięć, który bardzo często mnie odwiedza. A Kaśka? Nie chcę jej znać. Nie mam już córki.
Mariola, 70 lat
Czytaj także:
„Żonaty kolega z pracy prowadził ze mną niebezpieczną grę. Flirtowaliśmy do upadłego, aż jedno z nas nie wytrzymało”
„Mąż pakował w siłowni i narzekał, że nie mam figury modelki. Instruktor jogi szybko jednak docenił moje wdzięki”
„Marzyłam o wielkiej karierze i uciekłam z wioski zabitej dechami. Pech chciał, że trafiłam do jeszcze większej dziury”