Od rozstania z Maćkiem minęło półtora roku, a ja nadal nie mogłam przestać o nim myśleć.
– Dziewczyno, on ma już narzeczoną! Umów się z kimś, wyjdź do ludzi! – nakrzyczała na mnie Krysia, moja przyjaciółka.
– Wychodzę do ludzi – zauważyłam kwaśno. – Tylko oni albo okazują się nudziarzami, albo zapatrzonymi w siebie dupkami. Pamiętasz tego Maksa, co zapytał, czy wpadnę do niego pomóc mu umyć okna? Albo gościa, którego przedstawiła mi Monika? Miał być inteligentny, a nie potrafił zrozumieć, że opowiadanie o pracy zanudzi każdą kobietę na śmierć!
Krysia pokiwała głową w zamyśleniu
Zgadzałam się na wszystkie aranżowane randki, uśmiechałam się uroczo, kiedy ktoś pytał w klubie, co taka ładna dziewczyna robi tutaj sama? W niczym to nie pomagało. Żaden z facetów nawet nie zbliżył się do poziomu, który wyznaczył Maciek. Po prostu byliśmy idealnie dopasowani, jakby ktoś wziął dwie połówki, przyłożył do siebie i stworzył nową osobę. Szkoda tylko, że najwyraźniej tylko ja tak uważałam. Krysia miała dość mojego ciągłego gadania o dwóch połówkach, dopasowaniu i magicznym porozumieniu dusz.
– Słuchaj! – ożywiła się. – Miałam ci powiedzieć! Moja siostra zarejestrowała się na takim portalu, który dopasowuje do siebie ludzi. Nie będziesz musiała spotykać się z żadnymi idiotami ani narcyzami. Wypełnisz formularz, i system przeszuka bazę danych. Jak znajdzie się facet idealnie do ciebie dopasowany, dostaniesz powiadomienie i voilà! Będziesz znowu mieć faceta, a ja spokój! Mnie ten portal jeszcze nikogo nie znalazł, ale może tobie się poszczęści…
Wzruszyłam ramionami
Wypełniłam formularz, starannie opisałam, co lubię, czego nie akceptuję, co mnie bawi i czego oczekuję od przyszłego partnera. I nic się nie wydarzyło. System najwyraźniej nie znalazł ani jednego mężczyzny, który sprostałby moim oczekiwaniom. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja w ogóle mam szanse na znalezienie sobie kogoś.
Na szczęście nie miałam za dużo wolnego czasu. W pracy kocioł, a wieczorami treningi. Zaczęło się od siłowni, a skończyło na grupie maratońskiej. Tak, wciągnęłam się w bieganie i codziennie trenowałam z kilkoma osobami, które przygotowywały się do maratonów. Ja myślałam raczej o półmaratonie, ale bieganie samo w sobie sprawiało mi wiele frajdy. Poświęcałam mu większość wolnych wieczorów, zwłaszcza że miałam dodatkową motywację. To był Zbyszek.
– Hej! Rozgrzałaś się? – zawołał, podchodząc do miejsca zbiórki. – Co to? Nie ma nikogo innego? Biegamy dziś sami?
Nie przeszkadzałoby mi to, bo dobrze się czułam w jego towarzystwie. Był ode mnie starszy i miał doświadczenie, przebiegł już cztery maratony. Zwykle podczas biegu się nie rozmawia, ale kiedy zwalniamy na koniec, żeby odetchnąć, jest okazja, by zamienić z kimś z grupy parę słów. Ja starałam się być wtedy obok Zbyszka. Wiedziałam, że jest singlem i ma dwa psy. On też czuł się przy mnie swobodnie, bo zaproponował kiedyś, żebyśmy po treningu poszli na koktajl mleczny. To wtedy zwierzył mi się, że po bolesnym rozwodzie nie potrafi się z nikim związać. Podobnie jak ja, miał pecha i ciągle trafiał na niewłaściwe osoby.
– Jest taki portal, który dopasowuje ludzi – zdradziłam mu. – Mnie jeszcze nikogo nie znalazł, ale może tobie się poszczęści.
– O, serio? – ucieszył się. – Jestem informatykiem, wierzę w sztuczną inteligencję!
Powiedziałam o Zbyszku
– To kolega. Fajny, ale tylko kolega. Biegamy razem i to wszystko – odparłam. – Nie widzi we mnie kobiety, traktuje mnie jak koleżankę do wspólnego trenowania.
Jakiś tydzień później okazało się jednak, że uśmiechnęło się do mnie szczęście. „Masz dopasowanie” – tak brzmiała wiadomość z portalu randkowego. – „Napisz do swojej połówki już dzisiaj!” Moja para, czyli facet, który ponoć idealnie do mnie pasował, miał login „Ironman77”. Szybko weszłam na jego profil i odkryłam, że jest zupełnie przeciętnym, łysiejącym blondynem, trochę pyzatym. Żaden Adonis. Jednak postanowiłam dać szansę cudownemu algorytmowi, który nas sparował.
Napisałam do Ironmana. To niesamowite, jak działa sztuczna inteligencja! Ten facet naprawdę był dla mnie idealny! Miał nieco sarkastyczne poczucie humoru, bardzo mi bliskie, potrafił zajmująco opowiadać o dalekich podróżach, a przy tym sprawiał wrażenie, że naprawdę interesuje go, kim jestem. Zaczęłam się przed nim otwierać.
Napisałam mu o Maćku i tym, jak przeżyłam nasze rozstanie, wspomniałam, że regularnie biegam, opowiedziałam o przyjaźni z Krysią i marzeniu, by zobaczyć Paryż wiosną. Zdziwiło mnie, że Ironman nie dąży do spotkania. Przecież poznaliśmy się już całkiem nieźle. Podał mi swoje prawdziwe imię: Tomek. W końcu nie wytrzymałam i sama zaproponowałam randkę. Nie wyczułam, by był tym podekscytowany.
„Lubię z Tobą pisać”– napisał mi dzień przed spotkaniem. „Świetnie się rozumiemy, codziennie czekam na Twoje wiadomości. Co jeśli jak się zobaczymy na żywo, okaże się, że czar prysł? Stracimy coś fajnego. Nie boisz się tego?”.
Trochę się bałam, ale chciałam spróbować. Ostatecznie szukałam partnera, a nie kogoś do korespondencji mejlowej… Na spotkanie wybrałam sobotę. Tego dnia odpuściłam sobie trening, za to poświęciłam sporo czasu na makijaż i ułożenie włosów. Włożyłam wrzosową bluzeczkę i pomalowałam paznokcie tym samym odcieniem lakieru. Denerwowałam się.
Bałam się
Ale kiedy weszłam do knajpki, poczułam, jak moja twarz się rozjaśnia.
– Cześć! – rzuciłam do Zbyszka, który czytał gazetę przy kontuarze i popijał jakiś zielony koktajl. – Co ty tu robisz?! Co za spotkanie! Dzisiaj nie byłam na treningu, bo… – nagle zdałam sobie sprawę, że gadam jak nakręcona, bo jestem zdenerwowana.
To nieoczekiwane spotkanie wytrąciło mnie z równowagi. Zbyszek podobał mi się od dawna i najchętniej to z nim bym się tu umówiła. Czułam się zmieszana, że spotkał mnie czekającą na faceta z Internetu.
– Czekasz na kogoś? – zapytał Zbyszek.
Przypomniałam sobie blondyna z zakolami ze zdjęcia i zrozumiałam, że to moment, w którym muszę dokonać wyboru. Jeśli przyznam, że jestem na randce, Zbyszek będzie traktował mnie z dystansem. A jeśli nie, to może kiedyś znowu pójdziemy po treningu na koktajl? Z drugiej strony ten Ironman naprawdę do mnie pasował, a Zbyszka niezbyt dobrze znałam. Zaczęłam się pocić, próbując znaleźć wyjście z sytuacji.
– A ty? – zapytałam, by zyskać na czasie.
Gdyby powiedział, że czeka na dziewczynę, miałabym ułatwione zadanie.
– Nie. Siedzę sam – odpowiedział z uśmiechem, którym trafił prosto w moje serce. – Postawić ci koktajl bananowo-szpinakowy? – zapytał. – Jest pyszny!
Zrozumiałam, że chciałam ten koktajl. I tego faceta, który właśnie patrzył na mnie wyczekująco, gotowy do tego, by spędzić ze mną popołudnie w uroczej knajpce.
– Czekam na kogoś… – powiedziałam cicho, próbując ukryć rezygnację. – Pamiętasz, jak ci mówiłam o tym portalu, co dopasowuje ludzi? Właśnie czekam tu na faceta, którego mi wytypował system.
– Nie wydajesz się z tego powodu szczęśliwa – zauważył. – Co jest nie tak z tym gościem z internetu? – zapytał.
Oczywiście zaprzeczyłam, że cokolwiek jest nie tak. Naprawdę byłam pod wrażeniem przenikliwości Zbyszka. Piętnaście minut później zrozumiałam, że Ironman mnie wystawił. Zwyczajnie nie przyszedł. Kiedy włączyłam telefon, znalazłam wiadomość, że miał stłuczkę i nie dotrze na spotkanie ze mną. Wstyd przyznać, ale poczułam ulgę. Zamówiłam zielony koktajl bananowo-szpinakowy i spojrzałam na Zbyszka.
– Nie przyjdzie, co? – domyślił się. – Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć…
Na początku myślałam, że żartuje i chce mnie jakoś pocieszyć, ponieważ uważa, że Ironman z portalu randkowego zranił moje uczucia. Ale on był śmiertelnie poważny.
– Zarejestrowałem się tam i dosłownie kwadrans później system podał mi link do twojego profilu – wyznał. – Widzisz, spanikowałem… Podmieniłem fotkę na zdjęcie mojego kuzyna, ponieważ nie chciałem, żebyś się zorientowała. Nie mam pojęcia czemu w sumie. Wiem, że to trochę chore, ale działałem automatycznie. A potem ty się odezwałaś i jakoś tak popłynąłem… – przyznał, czekając na to, jak zareaguję.
W końcu my naprawdę do siebie pasowaliśmy, a ten algorytm tylko to potwierdził! I nawet chyba rozumiałam, dlaczego Zbyszek spanikował. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym zobaczyła jego zdjęcie. Może to samo? W końcu naprawdę jesteśmy do siebie podobni. A że wyswatała nas sztuczna inteligencja?
Niby znaliśmy się wcześniej, ale oboje byliśmy zbyt nieśmiali, by przyznać, że coś do siebie czujemy. Pewnie biegalibyśmy w nieskończoność, a żadne z nas nie zrobiłoby pierwszego kroku. A tak mamy już za sobą wiele kroków! W ostatni weekend przebiegłam mój pierwszy w życiu maraton! Dodam tylko, że mamy ze Zbyszkiem identyczny czas. Jak wszystkie pary, które na metę wpadają, trzymając się za ręce!
Justyna, 28 lat
Czytaj także:
„Córka mnie dręczy, bo chce znać biologicznego ojca. Trudno mi się przyznać, że potraktował mnie jak worek na śmieci”
„Gdy ja opiekowałam się dziećmi, mąż ciężko pracował. Tak bardzo, że po 16 latach zapukał do drzwi owoc jego harówki”
„Zamiast zajmować się wnukami, karmię gołębie w domu starców. Tak po latach poświęceń odpłacili mi się synowie”