„Baraszkowanie z mechanikiem to najlepsze, co mnie spotkało. Nie błyszczy inteligencją, ale przecież w sypialni się milczy"

zakochana kobieta fot. iStock, Ulza
„Marek mi się oświadczył. Powinnam być szczęśliwa, ale nie jestem… Wręcz przeciwnie, jestem wściekła".
/ 09.07.2024 13:52
zakochana kobieta fot. iStock, Ulza

Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają. To prawda. Marek jest prostym mechanikiem samochodowym, ja adwokatem w najlepszej kancelarii w mieście. Spotkaliśmy się i zakochaliśmy się w sobie, Marek mi się oświadczył. Powinnam być szczęśliwa, ale nie jestem… Wręcz przeciwnie, jestem wściekła.

O rany, kobieto

Nasza znajomość zaczęła się na skrzyżowaniu. Jechałam do sądu. Śpieszyłam się, bo do rozprawy została tylko godzina, a ja musiałam omówić jeszcze strategię obrony z klientem. Ruszyłam ostro na światłach i nagle silnik zgasł. Próbowałam go uruchomić, ale się nie udawało. Inni kierowcy zamiast pomóc, trąbili na mnie, wymachiwali rękami, pokazywali, co myślą o kobietach za kierownicą. Tylko Marek się zatrzymał. Próbował ruszyć moim autem, a jak się nie udało, zepchnął je na pobocze.

– Pracuję w warsztacie samochodowym. Jeśli chcesz, zaraz zadzwonię po kumpla. Zapakujemy auto na lawetę i zobaczymy, co tam nawaliło – powiedział.

– Teraz bardzo się spieszę… Ale dziękuję panu za pomoc – odparłam, specjalnie akcentując słowo pan. Byłam mu wdzięczna za pomoc, ale nie chciałam się z nim zaprzyjaźniać i przechodzić na ty.

– Marek jestem… – ciągnął niezrażony.

– To może później. A na razie cię odwiozę. Gdzie chcesz.

– Naprawdę, nie ma potrzeby. Poradzę sobie – rozglądałam się za taksówką.

– O rany, kobieto, przecież cię nie zjem. Choć przyznaję, mam na to ochotę – otworzył drzwi do swojego samochodu. Wsiadłam, bo czas płynął nieubłaganie i bałam się, że nie zdążę nawet na rozprawę. Gdy znaleźliśmy się przed sądem, złapał mnie za rękę.

– Będę czekał o drugiej, przy twoim aucie. Tylko się nie spóźnij – pogroził mi palcem. Nawet nie zapytał, czy w ogóle chcę naprawiać samochód w jego warsztacie. Zdecydował za mnie. To była dla mnie nowość, bo do tej pory to raczej mnie pytano o zdanie i zgodę. Przyjechałam spóźniona prawie czterdzieści minut. Nie dlatego, że chciałam pokazać Markowi, kto jest górą. Po prostu rozprawa się przeciągnęła. A potem jeszcze kwadrans czekałam na taksówkę.

– Jesteś mi już winna dwie kawy – powiedział, gdy wreszcie dotarłam na miejsce.

– Tak? A niby dlaczego? – Pierwszą za to, że ściągnąłem cię ze skrzyżowania. A drugą, że czekałem tu jak idiota choć normalnie tego nie robię. Doceń to! – patrzył mi prosto w oczy.

– Doceniam, oczywiście… – odparłam.

Podobało mi się, że jest taki władczy, stanowczy

W warsztacie Marek od razu zabrał się do roboty. Otworzył maskę i zaczął grzebać w silniku. Stałam z boku i przyglądałam mu się dyskretnie. Facet mnie zaintrygował. Podobało mi się, że jest taki władczy, stanowczy… A poza tym nieźle się prezentował. Wysoki, dobrze zbudowany… W pewnym momencie pomyślałam, że chętnie poszłabym z nim do łóżka.

Jakiś czas temu zakończyłam długoletni związek z Rafałem, z kolegą z kancelarii i tęskniłam za bliskością mężczyzny. A on wyglądał na takiego, który potrafi zaspokoić kobietę. „Rany boskie, co za głupoty chodzą po głowie? Przecież to bez sensu” – upominałam w myślach samą siebie.

– Hola, hola, jesteś tam? – wyrwał mnie nagle z zadumy głos Marka.

– Jestem, jestem, przepraszam, zamyśliłam się. Mam tyle spraw na głowie – zaczęłam się usprawiedliwiać.

– Jasne! – był rozbawiony.

– Dzisiaj niczego nie zdziałam. Naprawa potrwa ze cztery dni.

– A szybciej się nie da? Bez samochodu jestem jak bez ręki – jęknęłam.

– Dla ciebie wszystko… Trzy dni. Osobiście zajmę się twoim autem – uśmiechnął się. Na widok tego uśmiechu głupie myśli powróciły. Marek dotrzymał słowa. Trzy dni później samochód był gotowy. Gdy przyjechałam go odebrać, przystojny mechanik wyszedł mi na spotkanie.

– W zasadzie wszystko jest okej. Ale lepiej to sprawdzić. Dlatego pojeździmy trochę po mieście. Posłucham, czy silnik chodzi jak należy – powiedział.

– O rany, nie mam czasu. Muszę jeszcze wrócić do kancelarii, po akta. I potem je przeczytać. Ale gdyby było coś nie tak, to na pewno zgłoszę się z reklamacją – zapewniłam. Marek jednak nie dał się zbyć.

– Papiery zabierzemy po drodze. A potem postawisz mi pierwszą z dwóch kaw. Chyba nie chcesz mieć u mnie długów? – patrzył mi prosto w oczy. Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie, ciepło…

– W porządku. Najpierw papiery, a potem szybka kawa – poddałam się. Jazda próbna nie miała większego sensu, bo mimo późnej pory miasto było zakorkowane. Wlekliśmy się do kancelarii ponad godzinę.

Nie potrafiłam opanować podniecenia

Przez całą drogę rozmawialiśmy. A właściwie to Marek opowiadał o sobie. Okazało się, że ma wiele męskich pasji. Chodzi na boks, uwielbia remontować stare motocykle. Słuchałam go jak urzeczona.

– Macie tam u siebie czajnik i kawę? – zapytał, gdy zaparkowaliśmy pod kancelarią.

– Coś tam się pewnie znajdzie – odparłam. – No to może zaprosisz mnie na górę? Ja zobaczę, jak wygląda wypasione biuro, a ty będziesz miała pierwszą ratę długu z głowy – uśmiechnął się. Spojrzałam w okna. Były ciemne.

– No dobrze, zapraszam – zgodziłam się. Przysięgam nie było w tym żadnych podtekstów. Naprawdę myślałam, że po prostu wypijemy kawę, jeszcze chwilę pogadamy. Ale po wejściu do kancelarii nie zdążyłam nawet skręcić w stronę kuchni. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Marek oparł mnie o ścianę i podciągnął mi spódnicę. Nie broniłam się. Choć bardzo chciałam, nie potrafiłam opanować rosnącego podniecenia… Zaczęłam rozpinać mu koszulę. Po chwili nasze ubrania leżały na podłodze.

Nie zawiodłam się. To był wspaniały, szalony seks. Dziki, namiętny, chwilami brutalny. O rany, jak mi się to podobało. Miałam w życiu kilku facetów, ale dopiero z nim przeżyłam orgazm. Z kancelarii wymknęliśmy się dopiero nad ranem. Byłam tak wykończona, że ledwie trzymałam się na nogach.

– Skąd wiedziałeś, że zgodzę się na taką zabawę? – zapytałam, gdy wsiadałam do samochodu.

– Miałaś to wypisane na twarzy. Gapiłaś się na mnie tak, jakbyś mnie chciała pożreć – roześmiał się. Wkurzyło mnie, że jest taki pewny siebie.

– No to dostałam, co chciałam i do widzenia. Więcej się nie zobaczymy – naburmuszyłam się.

– Zaraz, zaraz… Ciągle jesteś mi winna kawę… Nie dąsaj się jak mała dziewczynka, tylko zadzwoń! – powiedział stanowczo. Zastanawiałam się przez chwilę.

– No dobrze, zadzwonię – odparłam.

Nie zamierzałam z tego rezygnować

Zaczęliśmy się spotykać. U mnie, u niego. Przed pracą, po pracy, kiedy tylko znaleźliśmy wolny czas. Wcześniej często umawiałam się ze znajomymi. Wychodziliśmy razem do restauracji, na drinka. Teraz jednak odmawiałam. Wolałam pobiec do Marka. Nie chciałam jednak, by ktoś dowiedział się o naszej znajomości. Po rozstaniu z Rafałem ogłosiłam wszem i wobec, że żadne romanse mnie nie interesują.

A tu nagle kochanek… I to, delikatnie mówiąc, dość przypadkowy… Facetom w naszym środowisku takie rzeczy uchodziły na sucho. Kobietom raczej nie… Tłumaczyłam więc przyjaciołom, że boli mnie głowa, jestem zmęczona. Wydawało mi się, że brzmi to wiarygodnie, ale przyjaciółka z kancelarii nie dała się zwieść. Gdy któregoś dnia znowu próbowałam wykręcić się od spotkania, wzięła mnie na stronę.

– Im możesz oczy mydlić, ale nie mnie. Za dobrze cię znam. Przyznaj się, co to za facet? Żonaty, że jesteś taka tajemnicza? Znam go? – zapytała bez ogródek.

– O co ci chodzi? Nie mam żadnego faceta. Rafał skutecznie wyleczył mnie z miłości – mruknęłam.

– Nie oszukuj… Przecież widzę, jak ci się oczy błyszczą… No powiedz – prosiła. Tak nalegała, że w końcu opowiedziałam jej o spotkaniach z Markiem. I o tym pierwszym, w kancelarii też. Słuchała z rozdziawionymi ustami.

– To fascynujące! Nie podejrzewałam, że jesteś zdolna do takich rzeczy. Taka grzeczna dziewczynka… A tu proszę… – pokręciła głową.

– Ja też jestem zdziwiona. Do tego stopnia, że czasem zastanawiam, czy to nie sen.

– A dobry jest? No wiesz, co mam na myśli… – dopytywała się.

– Wybacz, szczegółów opowiadać nie będę, bo to nie wypada. Powiem ci tylko tyle, że można się uzależnić. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżywałam… – westchnęłam.

– O rany, chyba się nie zakochałaś? – wpadła mi w słowo.

– Sama nie wiem – zaczęłam się zastanawiać. – A nawet gdyby… Przecież to nic złego!

– Chyba nie mówisz poważnie… Jak to nic złego? Przecież to mechanik samochodowy. Prostak. Nie pasujecie do siebie. Gdybyś go na salony przyprowadziła, ludzie od razu pokazaliby mu, gdzie jest jego miejsce. A ciebie by wyśmiali i wykluczyli z towarzystwa – prychnęła.

– Nie przesadzaj. Liczy się człowiek, a nie wykształcenie, pozycja, zawód. A Marek to naprawdę fajny facet. Wolę go sto razy od Rafała, zapatrzonego w siebie egoisty – zaprotestowałam.

– Nie bądź naiwna. Takie historie kończą się dobrze tylko w bajkach i kiepskich romansach. Baw się więc z nim dalej w łóżku, figluj, bo dobrze ci to robi. Odżyłaś, wypiękniałaś… Ale się nie angażuj. I broń Boże, nie pokazuj go znajomym, bo tylko się ośmieszysz. Pamiętaj, masz za dużo do stracenia – ciągnęła dalej.

– Dobra, skończmy już tę rozmowę, bo zacznę żałować, że ci się w ogóle zwierzyłam. I nie martw się o mnie, poradzę sobie. Jestem rozsądna i umiem panować nad uczuciami – odparłam.

Nie byłam z nią do końca szczera

 Marek bardzo mi się podobał. Gdy zaczynaliśmy się spotykać, nie sądziłam, że połączy nas jakieś głębsze uczucie. To miał być tylko seks. Ale im lepiej poznawałam Marka, tym bardziej byłam nim zafascynowana. Był zupełnie inny niż ludzie, których do tej pory znałam. Bezpośredni, szczery, spontaniczny… Przy nim nie musiałam uważać na słowa, pamiętać o konwenansach, niczego udawać.

Mogłam pić piwo z butelki, jeść palcami, śmiać się głośno z dowcipów, gadać o głupotach… To było naprawdę wspaniałe… Czułam, że się w nim zakochuję. Ale skrzętnie skrywałam swoje uczucia. Po rozmowie z przyjaciółką wolałam ciągle spotykać się z nim w tajemnicy. Uznałam, że tak będzie lepiej. Okazało się jednak, że jemu to już nie wystarcza.

To było kilka tygodni temu. Leżeliśmy przytuleni w łóżku, odpoczywając po szalonym seksie. W pewnym momencie Marek podniósł się na ramieniu.

– Co byś zrobiła, gdybym ci się oświadczył? – zapytał.

– Nie mam pojęcia. Jak to zrobisz, to będę myśleć – roześmiałam się. Zerwał się z łóżka i wyciągnął z torby pierścionek.

– Kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę życia. Wyjdziesz za mnie? – wpatrywał się we mnie z nadzieją.

– Nie wiem… Zaskoczyłeś mnie… Daj mi trochę czasu – wykrztusiłam. Zwodziłam go przez miesiąc. Mówiłam, że nie miałam kiedy o tym pomyśleć, że to za szybko. Wreszcie nie wytrzymał.

– Zdecyduj się, tak albo nie – postawił mnie pod ścianą.

– Oj przestań, nie jestem jeszcze gotowa na taką decyzję… Nie może być tak, jak przedtem? – chciałam się do niego przytulić, ale odsunął mnie od siebie.

– Chcę czegoś więcej. Jak się zastanowisz, daj znać. Będę czekał – odparł. Od tamtej pory Marek się do mnie nie odezwał. A ja? O Boże, jak ja za nim tęsknię!

Marzę o tym, by się do niego przytulić. Ale wiem, że nie da mi na to szansy, dopóki nie przyjmę jego oświadczyn. Nie mam pojęcia, co robić. Z jednej strony chcę powiedzieć tak. Ale z drugiej? Dokładnie pamiętam, co powiedziała przyjaciółka. Za dużo mam do stracenia…

Laura, 36 lat

Czytaj także:
„Urzędniczka popełniła błąd, ale o oszustwo oskarżono mnie i męża. Postanowiłam zawalczyć ze skarbówką i... udało się”
„Chciałam mieć męża i rodzinę, ale teraz żałuję. Najchętniej spakowałabym walizkę i zniknęła gdzieś na zawsze”
„Dzieci traktowały ją jak śmierdzące jajko, bo była inna niż wszyscy. Chciałam jej pomóc, by nie popełniła moich błędów”

Redakcja poleca

REKLAMA