Kiedy żeniłem się z Mariolą, to marzyłem o tym, aby stworzyć z nią szczęśliwą rodzinę. Sam nie miałem takiego szczęścia, gdyż moi rodzice rozwiedli się, a potem przerzucali się między sobą opieką nade mną. Czułem się jak nikomu niepotrzebny przedmiot. Dlatego gdy moja dziewczyna zgodziła się wyjść za mnie, to byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
Najpiękniejsza dziewczyna w szkole
Mariolka zawsze mi się podobała. Była przebojowa, zabawna i wiecznie roześmiana. A do tego mogła pochwalić się nieprzeciętną urodą i ogromnym zainteresowaniem wśród płci przeciwnej. To zupełnie inaczej niż ja. Ja byłem cichym, nieśmiałym i wiecznie skrzywionym okularnikiem, którego nikt nie zapraszał na imprezy czy spotkania towarzyskie. Byłem odludkiem.
– A może pójdziesz z nami? – zapytała mnie któregoś razu Mariola. Koledzy i koleżanki z klasy organizowali imprezę nad rzeką, gdzie mieli świętować zakończenie roku szkolnego.
– Ja? – zapytałem zdziwiony. Byłem zaskoczony, że największa gwiazda liceum w ogóle się do mnie odezwała. A o zaproszeniu mnie gdziekolwiek to już wcale nie mogłem marzyć.
– Tak, ty – roześmiała się perlistym śmiechem. – A co w tym takiego dziwnego?
Dla mnie wszystko było dziwne. I gdyby zaprosił mnie ktokolwiek inny, to pewnie bym odmówił. Ale Mariolka od zawsze mi się podobała. I chociaż wiedziałem, że nie mam u niej żadnych szans, to nie przeszkadzało mi to w marzeniach.
– Ok – powiedziałem nonszalancko. Chociaż tak naprawdę daleko było mi do nonszalancji.
I tak to się wszystko zaczęło. Podczas tej pamiętnej imprezy Mariolka trzymała się blisko mnie. Nie tylko częstowała mnie tanim winem, ale także zapraszała mnie do tańca i prowadziła ze mną długie rozmowy. Okazało się, że to naprawdę mądra i inteligentna dziewczyna, która ma swoje plany i marzenia. Chciała zostać lekarzem – czyli dokładnie tak samo jak ja.
– A co, myślałeś, że skoro jestem ładna, to jestem głupiutka? – zapytała, gdy zobaczyła moją zdziwioną minę.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziałem szybko. Ale w głębi duszy tak właśnie myślałem.
Straciłem dla niej głowę
Wspólne pasje i zainteresowania sprawiły, że Mariolka zaczęła podobać mi się jeszcze bardziej. Po tej imprezie nabrałem odwagi i zacząłem zapraszać ją na randki. A ona się zgadzała. Pod koniec liceum byliśmy już nierozłączni..
– Ożenisz się ze mną? – zapytała kiedyś ze śmiechem. Byliśmy dopiero po maturze, więc byłem pewien, że z jej strony to tylko żart.
– Kiedyś tak – odpowiedziałem mimo to. I naprawdę miałem takie plany.
Byłem w Mariolce szaleńczo zakochany i moim największym marzeniem było to, aby kiedyś została moją żoną.
– Oby – skwitowała. I spojrzała na mnie wzrokiem, który dawał mi nadzieję.
Ta nadzieja wcale nie okazał się płonna. Jeszcze na studiach oświadczyłem się Mariolce, a ona zgodziła się zostać moją żoną. Postawiła tylko jeden warunek – najpierw musimy skończyć studia i zdać egzamin lekarski. I tak się stało. Kilka miesięcy po rozpoczęciu specjalizacji stanęliśmy na ślubnym kobiercu.
Patrząc na Mariolkę ubraną w suknię ślubną byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. A za niedługo miałem być jeszcze bardziej szczęśliwy. Wtedy nawet nie przypuszczałem, że kolejne dwadzieścia lat mojego małżeństwa będzie opierało się na kłamstwie, a moja żona będzie skrywała tajemnicę.
Cieszyłem się jak głupi
Kilka miesięcy po ślubie zastałem w domu płaczącą żonę.
– Co się stało? – szybko do niej podbiegłem. Byłem przekonany, że zaraz dowiem się o jakimś nieszczęściu. Mariolka wyglądała tak, jakby zawalił jej się cały świat
– Jestem w ciąży – powiedziała cicho. A ja spojrzałem na nią z niedowierzaniem. I to miało być to nieszczęście?
– To cudownie – wykrzyczałem i wziąłem żonę w ramiona. – To najlepsza wiadomość tego dnia – dodałem. Zawsze chciałem zostać ojcem i tak po cichu liczyłem, że za niedługo moje marzenie się spełni.
– Oszalałeś? – zapytała Mariolka. Na jej policzkach wciąż pojawiały się nowe łzy. Wyglądała tak, jakby naprawdę to dziecko było jakimś nieszczęściem.
– Nie chcesz dziecka? – zapytałem z lekkim wyrzutem. Przed ślubem nie rozmawialiśmy na ten temat, a ja założyłem, że każda kobieta chce zostać matką.
– Chcę – usłyszałem. – Ale jeszcze nie teraz – wyszeptała moja żona.
To fakt, moment być może nie był najlepszy. Oboje byliśmy na specjalizacji, a jako rezydenci nie zarabialiśmy najwięcej. Ale przecież inni też jakoś sobie radzili.
– Poradzimy sobie – zapewniłem żonę. A potem mocno ją przytuliłem i obiecałem, że wszystko będzie dobrze. I chociaż wiedziałem, że jej będzie trudniej, to zamierzałem pomagać jej ze wszystkich sił.
Oszalałem na punkcie syna
Bartek przyszedł na świat pewnego zimowego popołudnia. I od pierwszej minuty całkowicie skradł moje serce.
– Jaki podobny do mnie – zachwyciłem się od razu, gdy tylko wziąłem malucha na ręce. Mariola spojrzała na mnie w dziwny sposób, ale złożyłem to na karb zmęczenia.
Od tamtego momentu syn stał się dla mnie najważniejszy. Wprawdzie nie odpuściłem specjalizacji, ale pomagałem Mariolce jak tylko mogłem. A gdy moja żona postanowiła wrócić do pracy i nauki, to wynająłem opiekunkę. I bardzo wspierałem ją w jej decyzjach.
Jednocześnie starałem się spędzać z Bartkiem jak najwięcej czasu. Nie miałem problemu aby pójść na urlop lub chorobowe i w tym czasie zająć się maluchem. A Bartek za to wszystko odpłacał się przytulaniem, radosnym uśmiechem i słowami „kocham cię tato”. W takich momentach czułem, że mam w życiu wszystko.
Jedno badanie krwi zmieniło wszystko
Przez kolejne lata wychowywaliśmy Bartka i od czasu do czasu rozmawialiśmy o drugim dziecku. I chociaż niespecjalnie się zabezpieczaliśmy, to Mariolka nie zachodziła w ciążę.
– Może zróbcie badania – zaproponowała siostra, której zwierzyłem się, że słabo nam idzie w staraniach o drugie dziecko.
– Przecież mamy Bartka – zaoponowałem z oburzeniem. – Więc chyba wszystko jest w porządku – dodałem już nieco spokojniej. A Hanka tylko wzruszyła ramionami i powiedziała, że zrobimy jak chcemy.
A mnie myśl o badaniach nie chciała opuścić. Ale gdy zaproponowałem to Mariolce, to tylko się zdenerwowała.
– Chyba nie myślisz, że coś jest ze mną nie tak?! – podniosła głos.
– Oczywiście, że tak nie myślę – próbowałem ją uspokoić. – Ale czasami dobrze jest sprawdzić pewne rzeczy – dodałem. Jednak moja żona nie chciała o tym słyszeć. A żeby jej nie denerwować, to nie kontynuowałem tematu. I z czasem pogodziłem się z tym, że będziemy mieć tylko jedno dziecko.
Wszystko zmieniło się pewnego zimowego popołudnia. Bartek wracał z uczelni, gdy potrącił go samochód. A gdy dotarłem do szpitala, to okazało się, że jest w ciężkim stanie i potrzebuje dużo krwi.
– Ja oddam – zadeklarowałem się bez wahania. A kiedy szedłem za pielęgniarką, to zobaczyłem żonę wbiegającą do szpitala. – Zaraz wracam. Oddam tylko krew. Bartek jej potrzebuje – poinformowałem ją. Panikę malującą się na twarzy Mariolki wzięłam za przejaw jej niepokoju o syna. Prawda okazała się zupełnie inna.
– Pan nie może być dawcą – poinformował mnie lekarz kilkadziesiąt minut później. Patrzył na mnie w dziwny sposób.
– Ale jak to? – zapytałem zdezorientowany.
Czułem, jakbym dostał w twarz
Lekarz przez chwilę milczał, a potem powiedział coś, czego zupełnie się nie spodziewałem.
– Nie macie zgodności krwi – powiedział. A potem dodał, że powinienem porozmawiać z żoną.
Gdy wyszedłem na korytarz, to zobaczyłem Mariolkę siedzącą na szpitalnym krześle i trzymającą twarz w dłoniach.
– Wyjaśnisz mi to? – zapytałem cicho. Nie byłem w stanie spojrzeć jej w twarz, ale słyszałem, że cicho płacze.
– Bartek nie jest twoim synem – powiedziała w końcu. Okazało się, że Mariolka zdradziła mnie zaledwie kilka tygodni po naszym ślubie. I chociaż myślała, że to tylko zwykły numerek, to jednak okazał się on bardzo brzemienny w skutkach.
– Dlaczego? – zapytałem tylko. I nie chodziło o samą zdradę, ale o to, że przez dwadzieścia lat nie powiedziała mi, że wychowuję nieswoje dziecko.
– Bałam się – powiedziała. – Nie chciałam cię stracić – dodała jeszcze.
Nie mogłem tego słuchać. Podniosłem się z krzesła i ruszyłem w stronę wyjścia.
– Krzysiek, poczekaj! – usłyszałem jeszcze głos żony. Jednak już się nie odwróciłem.
Bartek dostał krew od kogoś obcego i po kilku dniach zaczął dochodzić do siebie. A ja postanowiłem sprawdzić jeszcze jedną rzecz. Okazało się, że jestem bezpłodny. I gdybym wcześniej zdecydował się na to badanie, to już kilka lat temu znałbym prawdę, A tak żyłem w całkowitej nieświadomości.
Nie byłem w stanie wytrzymać z Mariolą ani jednego dnia dłużej.
Wyprowadziłem się z domu i złożyłem pozew o rozwód. Jeszcze nie powiedzieliśmy prawdy Bartkowi, ale wiem, że to nas nie minie. A najgorsze jest to, że ja kocham tego chłopaka jak własne dziecko i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Krzysztof, 47 lat
Czytaj także:
„Mojego syna uwiodła kobieta starsza od niego o 8 lat. Nie wiem, po co dorosła baba umawia się z takim smarkaczem”
„Teściowa nie przyszła na nasz ślub, a potem zaczęła udzielać złotych rad. Nie zamierzam słuchać rozwódki”
„Teściowa ma więcej absztyfikantów niż w lesie jest grzybów. Ukrywam to przed mężem, bo biedak ma mamę za wzór cnót”