Fit Mama Edyta Litwiniuk o tym, jak dbać o siebie, będąc mamą na pełen etat. "Mamy powinny nauczyć się egoizmu"
Fit Mama Edyta Litwiniuk porozmawiała ze mną na temat "Ciała, które może, ale nie musi". Jak rozumie te słowa i czy można połączyć bycie mamą ze stawianiem na siebie? "Spuśćmy z tonu, bądźmy dla siebie bardziej wyrozumiałe i słuchajmy swojego ciała" - mówi Edyta. Zapraszam was do przeczytania naszej rozmowy.
![[Wywiad] Fit Mama Edyta Litwiniuk o tym, jak dbać o siebie, będąc mamą Edyta Litwiniuk](https://images.immediate.co.uk/production/volatile/sites/62/2025/11/Wywiad-Fit-Mama-Edyta-Litwiniuk-o-tym-jak-dbac-o-siebie-bedac-mama-20c1f64.png?quality=90&resize=980,654)
Edyta Litwiniuk, znana w Internecie jako Fit Mama, to kobieta-petarda. Lekkoatletka, dawniej była zawodniczką kadry narodowej w biegach sprinterskich. Jest wykwalifikowaną trenerką i dietetyczką. Dziś swoją pasję do sportu i żywienia przekłada na kobiety, które każdego dnia motywuje do zdrowego odżywiania i aktywności. Wie jednak doskonale, że bycie mamą to praca na pełen etat, o czym przekonała się na własnej skórze. Tym bardziej chce pomagać kobietom w byciu sobą nawet wtedy, gdy większość ich czasu pochłania opieka nad maluchem.
Odkąd sama została mamą, całkowicie skupiła się na temacie aktywności i żywienia w okresie ciąży oraz po porodzie. Tym chętniej porozmawiałam z nią o tym, jak dbać o ciało, które może, ale nie musi - w ramach naszej akcji "Wybieram siebie" z polki.pl.
Edyta Litwiniuk o tym, jak być sobą, będąc mamą na pełen etat
Katarzyna Racławska: Chciałabym, żebyśmy wyszły od tematu naszej rozmowy - "Ciało, które może, ale nie musi". Jak Edyta Litwiniuk rozumie te słowa?
Edyta Litwiniuk: Przede wszystkim nasze ciało zostało stworzone do naprawdę niesamowitych rzeczy. Sama jestem mamą 3 córeczek, więc wiem, przez co każda kobieta przechodzi, będąc w ciąży, rodząc i potem przechodząc przez ten czwarty trymestr, jakim jest połóg, no i później karmienie piersią. Więc wiem, że nasze ciała, nasze organizmy są stworzone do robienia, stwarzania niesamowitych rzeczy, ale bardzo ważne jest to, aby robić to bez presji.
Ja już od 20 lat zajmuję się trenowaniem kobiet i nie tylko, zachęcaniem do ruchu, bo wiem, jak ogromną radość może nam dawać aktywność ruchowa, wiem, jak super możemy się czuć w swoim własnym ciele. I to wcale nie chodzi o to, że ono jakoś powinno wyglądać, tylko chociażby to, że wstajesz rano i nie bolą cię plecy, możesz kucnąć, zawiązać swobodnie buty i wstać z tego głębokiego przysiadu, możesz podbiec na przystanek, możesz pobiegać z dziećmi za piłką, czy jeździć z nimi rowerem bez zadyszki. Więc te wszystkie małe rzeczy, które budują naszą codzienność, tak naprawdę zawdzięczamy temu naszemu ciału.
Istotne, żeby patrzeć na nasze ciało nie tylko przez pryzmat takiej ogólnej sprawności. Ważne jest też to, żeby badać nasze ciało, nasz organizm - chodzić na badania profilaktyczne, badać krew, mocz, robić USG narządów rodnych itd. Kolejna ważna sprawa to sen. My często w takim codziennym, zabieganym życiu po prostu nie śpimy, bo wiadomo - budzą nas dzieciaczki, zawsze wieczorem jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, w dzień jesteśmy w pracy, więc nie ma czasu na drzemkę, wracamy z tej pracy, to jesteśmy w domu, w drugiej pracy, bo trzeba ogarnąć wiele ważnych rzeczy. Jeżeli już uśpimy dzieci, to znowu siadamy do pracy i tak naprawdę kładziemy się spać późno, a wstajemy wcześnie, bo wzywa nas kolejny etat.
Faktycznie - my jako mamy, kobiety często jesteśmy zabiegane i trudno nam wygospodarować ten czas, szczególnie przy małych dzieciach. Jak w takim razie zadbać o ten sen? Czy da się w ogóle zapewnić sobie ten odpoczynek, będąc mamą na pełen etat?
Jest to na pewno trudne. Mnie osobiście ratowało to, że chodziłam spać z moimi dziećmi. Jak pierwszy raz zostałam mamą, mówiłam: "A dobra, uśpię maleńką, wezmę prysznic i się położę spać". Prawda była taka, że kładłam się do tego łóżka z moją maleńką i zasypiałam. Budziłam się o 2 w nocy i nie wiedziałam już, co robić ze sobą - czy spać dalej, czy wziąć prysznic (śmiech). Już później wiedziałam, że muszę wziąć prysznic, zanim położę się do łóżka z dziewczynkami i potem będę mogła spać już całą noc. I to mnie faktycznie ratowało - kładłam się z dziewczynami do łóżka, czytałyśmy książeczki i szłyśmy spać.
Oczywiście - dopadały mnie wyrzuty sumienia, bo jest pranie nie rozwieszone, jest nierozpakowana zmywarka, jest nierozmrożone mięsko na drugi dzień na obiad... I oczywiście taka bitwa w głowie, że przecież powinnam to zrobić. Ale myślę, że mamy powinny nauczyć się egoizmu, bo inaczej to na dłuższą metę można zwariować. Nie da się tak funkcjonować, żeby robić wszystko. Ja już się nauczyłam, mając 3 córeczki i będąc mamą od lat prawie 15, że naprawdę niektóre rzeczy mogą poczekać. Warto położyć się wcześniej spać - zrobić to jutro, ale przede wszystkim delegować zadania. Jeżeli mamy w domu dzieci, partnera, to dobrze, żeby oni w tym wszystkim uczestniczyli. To jest podstawa.
Życie bez skrajności jest łatwiejsze
Mówimy tu bardzo mocno o takim holistycznym podejściu do ciała, do sylwetki - zdrowie, badania, sen. Powiedz mi, czy to się na przestrzeni lat zmieniło? Kiedyś bardzo mocno kobiety skupiały się na rygorystycznych dietach, ćwiczeniach. Dziś widać, że to podejście jest nieco bardziej przemyślane i racjonalne. Gdy mówimy o zdrowym ciele, nie myślimy już tylko o wylewaniu potów na siłowni. Na pierwszym miejscu stawiamy zdrowie. Kiedy nastąpiła ta zmiana i czy dzięki temu kobietom jest łatwiej?
Ja od zawsze miałam taką zasadę. U mnie nigdy nie było żadnych skrajności. Mniej więcej od 14 lat jestem obecna w Internecie i od zawsze mówiłam o zrównoważonym rozwoju, podejściu do odżywiania i treningu. Sama wywodzę się ze sportu wyczynowego, a w sieci zaczęłam pojawiać się jako fit mama, kiedy zaczęłam publikować informacje dotyczące żywienia i treningu kobiet w ciąży. Do głowy by mi nie przyszło, żeby kobietom w tym okresie, czy w okresie powrotu do formy po ciąży fundować jakiś wyczynowy trening. Pokazywałam od zawsze, że możesz ćwiczyć w domu na 2 metrach kwadratowych, nie potrzebując, nie wiadomo jakiego sprzętu, nie musisz wychodzić na 2 godziny na siłownię, bo zdaję sobie sprawę jako mama, że to wszystko jest po prostu trudne.
Dlatego od zawsze podkreślam, że bez takiej formy zdrowotnej nie osiągniemy tej formy wizualnej. Jeżeli będziemy niewyspane, jeżeli będziemy miały słabe wyniki badań, jeżeli będziemy po prostu się źle czuły psychicznie, to ostatnią rzeczą, na jaką będziemy miały ochotę, to komponowanie zdrowych posiłków i też trening, który wpłynie na nasz wygląd. Więc ważna jest forma zdrowotna, żeby móc cieszyć się tą formą wizualną.
I o ile ja jestem wierna sobie od tych 20 lat, faktycznie w Internecie obserwuję różne trendy. Jak sama wiesz, Internet rządzi się swoimi prawami - dziś słuchamy, że dieta keto jest super, jutro, że dieta wegetariańska itd.
To prawda, bardzo łatwo pójść za trendem...
Tak, łatwo oszaleć, dlatego właśnie, żeby te mamy, które mnie obserwują od lat, nie oszalały, to staram się być racjonalna. Bo też po prostu nie da się tak funkcjonować. Nie chciałam nigdy wpędzać tych mam w wyrzuty sumienia, kompleksy i sama nie chciałam tak funkcjonować. Zależy mi, żeby przekazywać treści w zgodzie ze sobą, czyli tak, jak ja robię, jak ja postępuję, jak ja się odżywiam - oczywiście, o ile to jest zgodne z prawdami naukowymi.
Ale myślę, że też kobiety są coraz bardziej świadome. To z wiekiem też przychodzi, że wiesz - my już nie damy się omamić jakimiś głupotkami itd. Cieszę się, że ten trend holistyczny jest coraz bardziej popularny, bo jest po prostu najlepszy i najzdrowszy dla nas.
Mówisz, że zawsze byłaś wierna temu holistycznemu podejściu do zdrowia i do sylwetki. Ale nawet to może nagle diametralnie się zmienić, gdy w naszym życiu pojawia się dziecko, które jakby nie patrzeć jest rewolucją. Czy w twoim przypadku też tak było? Co się zmieniło, gdy zostałaś mamą?
Kiedy skończyłam swoją karierę sportową, przestałam wyczynowo trenować, zaczęłam myśleć o ciąży. Z racji tego, że skończyłam wychowanie fizyczne na AWF, trochę się zajmowałam obciążeniami treningowymi, pomyślałam, że fajnie byłoby tworzyć takie treści w Internecie dotyczące treningu i żywienia kobiet w ciąży. To było z 15 lat temu i wtedy wszyscy pisali: "Boże, ty chcesz odchudzać te matki w ciąży, co ty tam wrzucasz". Była tak niska świadomość, że warto się ruszać w ciąży dla swojego zdrowia i zdrowia dziecka. Czy też zdrowo się odżywiać. Kiedyś było takie powiedzenie, że warto jeść za dwoje w ciąży. Prawda jest taka, że warto jeść dla dwojga, a nie za dwoje i stawiać bardziej na tę jakość.
Zależało mi na edukacji i tak naprawdę te 15 lat mojego życia, gdy byłam w pierwszej, drugiej i trzeciej ciąży, to był taki czas ciąży i wracania do formy po ciąży. Ja też często powtarzam, że my jak zostajemy mamami, to tak naprawdę w naszej głowie niewiele się zmienia - dalej jesteśmy tymi dziewczynami, które mają swoje marzenia, swoje cele, swoje pragnienia, więc zależy nam na tym, żeby się realizować.
Fajnie, jeżeli wspiera nas partner w tym, rodzina. Mój partner od początku nie miał problemu z tym, kiedy mówiłam, a teraz sobie poćwiczę. Wiadomo, na początku, kiedy byłam z moimi córeczkami sama, bo mąż wychodził do pracy, to po prostu ćwiczyłam z dziewczynkami w domu. Kładłam je na macie i wykonywałam jakieś podstawowe ćwiczenia wzmacniające. Na początku rehabilitacyjne, potem bardziej wzmacniające, potem, jak już mogłam, to biegałam z wózkiem, wcześniej były spacery z wózkiem. Zawsze, kiedy mogłam, to starałam się wykraść te parę chwil dla siebie.
Bardzo mi zależało na tym, żeby mieć ten czas dla siebie - żeby wybierać siebie. Bo wiem, że gdybym była nieszczęśliwa, gdybym nie mogła robić swoich ulubionych rzeczy, to przekładałoby się to na moją rodzinę - byłabym smutna, moje dzieci by to widziały, mój mąż zapewne też, bo to by się odbiło na naszej relacji. Też jako mamie 3 córeczek zależało mi na tym, żeby one miały w domu obraz kobiety, która się spełnia, realizuje swoje pasje, realizuje się zawodowo.
Tu warto dodać dla dziewczyn, które pewnie sobie teraz myślą: "Jezu, jak ja mam się realizować zawodowo, jak ta mała nie schodzi mi z piersi", to ja też to przechodziłam i dlatego zawsze powtarzam: na wszystko jest czas, ale wszystko w odpowiednim czasie. Ja np. przez pierwsze 10 lat swojego macierzyństwa siedziałam w kuchni i ćwiczyłam w kuchni. Później odważyłam się na więcej. Wystartowałam nawet w Ironmanie. Dzieci nam nie zabierają pasji, mogą je spowolnić, ale nie zabierają naszych celów życiowych - warto do tego dążyć, bo my jako mamy i ojcowie jesteśmy wtedy szczęśliwymi ludźmi.
Powiedziałaś, że dziewczynki patrzą na to, jak mama funkcjonuje, jesteś na pewno dla nich wzorem do naśladowania. Zresztą twoje córy już są dużymi dziewczynami. Czy ćwiczą razem z tobą? Mają podobną zajawkę do mamy?
Tak, widzę to. W ogóle dla mnie zupełnie czym innym jest, gdy powiemy do dziecka "idź na basen" i same zostaniemy na kanapie, a czym innym, jak powiemy "chodźmy na basen". I u siebie też to widzę. Moje dzieci widziały mnie od małego aktywną, czy mojego męża. Razem bardzo wiele rzeczy robiliśmy - biegaliśmy, jeździliśmy rowerem. Jak przygotowywałam się do swojego pierwszego triathlonu, to było właśnie bieganie z wózkiem lub jazda rowerem z przyczepką. I pamiętam, że jak już byłam po zawodach, to one były takie zdziwione i pytały: "Mamusiu, a czemu ty nie biegniesz?" (śmiech). Bardzo się przyzwyczaiły do tego obrazka.
Gdy są starsze, to jest super, że siedzimy w domu - mamy taki pokój a'la siłownia, gdzie mamy sprzęt do ćwiczeń - i jedna do drugiej mówi: "Idziemy na siłownię?". I sobie idą, rozciągają się, robią choreografie taneczne, brzuszki, więc fajnie. Też nie było u nas żadnego problemu z tym, żeby chodziły na zajęcia sportowe, nawet musiałam je stopować, żeby miały też czas na odpoczynek. I teraz jesteśmy na etapie, bo ja się wywodzę z lekkiej atletyki, to mówią, że chcą biegać jak mama. Mają już swoje idolki, medalistki olimpijskie. Chcą być jak one i to też jest ułatwienie. Chcą trenować z mamą, więc u nas w ogóle nie ma problemu z tą aktywnością - dzieci chłoną jak gąbka.
Wyrozumiałość dla siebie kluczem do sukcesu
Chciałabym jeszcze na moment wrócić do tego, co powiedziałaś o tym treningu w kuchni, że da się wygospodarować chociaż te 5 minut. Ale wiem, że to w rzeczywistości jest bardziej skomplikowane. Sama mam w swoim otoczeniu bliskie mi kobiety, które mówią, że im brakuje tego czasu - nawet tych 5 minut. Nawet jak zaczną i próbują, to potrafi przyjść taki dzień, że nie mają tej siły, chęci do treningu. I co wtedy? Jak znaleźć w sobie motywację do ćwiczeń, a przede wszystkim do powrotu i jednocześnie nie mieć wyrzutów sumienia, że się odpuściło?
Warto zdawać sobie sprawę z tego, że nie trzeba tego robić codziennie. Już aktywność te 3 razy w tygodniu, kiedy powzmacniamy swoje ciało, sprawi, że ono się nam odwdzięczy - to mocniejsze kości, mniejsze ryzyko osteoporozy, mniejsze bóle stawów, mięśni. Te 3 razy w tygodniu wystarczą. Ale jeśli mamy mocniejszy tydzień, cięższy - raz w tygodniu też jest ok. Nie miejmy w głowie, że my ciągle wracamy. Nie - róbmy tyle, ile możemy. Jeżeli nie pracujemy w weekend, to zawsze mówię moim podopiecznym: "Zobacz, to już masz dwa dni".
Ważne jest też to, żeby znaleźć rodzaj aktywności, który sprawia nam przyjemność. Oczywiście możemy zacząć od tych ćwiczeń w kuchni, wzmacniających, bo one będą wzmacniać nasze ciało, nie będziemy się garbić, ale może lubimy jeździć rowerem, spacerować? To też jest taka forma aktywności, której my nie doceniamy. I w takiej sytuacji, ok - może nie mam siły robić treningu na macie, ale przecież wróciłam z pracy spacerkiem, poszłam po dziecko do przedszkola spacerem - to też jest aktywność. Przede wszystkim nie można obciążać swojej głowy tym, że ja muszę dziś poćwiczyć, muszę pobiegać, pojeździć, popływać. Nie, zróbmy to, na co mamy ochotę. Każdy rodzaj aktywności będzie dla nas dobry.
Jeżeli chodzi o motywację, ja też zawsze mówię swoim podopiecznym, że najgorzej jest wstać z kanapy. Ważne są pierwsze 3 minuty, jak zaczniemy, to trudno już przestać. Warto wtedy pomyśleć: "Dobra, daję sobie 5 sekund i wstaję" i wyjść np. na spacer. Zimą może być trudniej z aktywnościami na dworze, ale w takiej sytuacji warto nawet w domu, oglądając serial, porozciągać się, zrobić parę brzuszków na kanapie, powstawać z tej kanapy i siadać - i już przysiady są zaliczone. Można się pobawić z dzieciaczkami i się z nimi posiłować - to też już w jakiś sposób nas wspiera.
Pozostając przy tym wsparciu, widziałam u ciebie na Instagramie bardzo fajny post. Pokazałaś kilka zdjęć z etapu ciąży i po ciąży, pokazując swój powrót do formy po ciąży. Ale moją uwagę przykuły bardzo fajne słowa, które napisałaś pod spodem: "Jak dobrze czasem spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, jaką drogę przeszłaś. By docenić, być bardziej dla siebie wyrozumiałą". I to słowo "wyrozumiała" tak bardzo mi się spodobało. W czym przejawia się u ciebie ta wyrozumiałość? I w czym może przejawiać się u kobiet?
No właśnie, bo my często widzimy jakiś obrazek i skupiamy się na nim, że w tym momencie widzimy jakąś super dziewczynę i mówimy: "Wow, ale ona wygląda". I zapominamy jaką drogę my przeszłyśmy. Ile nas kosztowało to, w którym miejscu jesteśmy. Często się porównujemy. Znam takie fajne powiedzenie, że nie warto porównywać swojego pierwszego rozdziału do czyjegoś załóżmy trzydziestego, bo każdy z nas jest na innym etapie swojego życia.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby Instagram i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Jak patrzymy w lustro, to nie mówmy: "Boże, ta to ma taki fajny brzuch, a ja co", "Ta to ma takie fajne pośladki, a ja co", tylko po prostu: "Kurczę, fajnie wyglądam, mam zdrowe ciało, jest sprawne, mogę chodzić, funkcjonować" - doceńmy, że je mamy, nie biczujmy się.
Ja też często się biczuję, odpalam Instagram i mam takie: "Boże, ta już biegała, a ja nie, boli mnie głowa, nie mam siły", ale potem siadam i myślę, że nie - boli mnie głowa, mam słabszy czas, odpoczywam i to też jet ok. Wyrastam z tego porównywania się w sieci, bo niestety jest to mega powszechne. Staram się być dla siebie wyrozumiała, nie biczować się, że mogłabym więcej, mocniej, szybciej.
Na pewno nie jest to łatwe w dobie mediów społecznościowych, gdzie widzimy na Instagramie dużo "pięknych obrazków". Idealne mamy, które mają czas na wszystko... Czy zdarzyły ci się komentarze, że ty też należysz do tego "perfekcyjnego" grona? Zarzuty, że tobie jest łatwo, że masz perfekcyjne życie, czas na wszystko?
Wiesz co, nie, nie mam takich komentarzy, bo też wiadomo - posty to jest jedno, ale druga kwestia to Stories, gdzie staram się być obecna i częściej dostaję takie wiadomości: "O jejku, jak fajnie cię widzieć taką upoconą albo z odbitymi okularkami po basenie, bez makijażu itd.".
Wiadomo, że wrzucamy na feed wyselekcjonowane zdjęcia - to jest ułamek sekundy, kadr. Ale na Stories dziewczyny widzą codziennie mnie w różnych sytuacjach - bez makijażu, jak mam niedosuszone włosy, odbite okularki, bałagan w domu i mówię: "Dzisiaj nie chce mi się sprzątać, mam ochotę coś zrobić dla siebie, więc idę na rower".
Staram się pokazywać taką normalność, o ile jest to możliwe, bo wiadomo, że w sieci też nie pokazuję wszystkiego, żeby zachować jakąś prywatność. Więc staram się trzymać poziom prowadzenia tego swojego konta bez lukrowania.
W takim razie w drugą stronę - jesteś motywacją dla wielu kobiet. Czy to uskrzydla? A może czujesz presję? Co dla ciebie jest motywacją do dalszego działania?
Na pewno jest to jakiś rodzaj odpowiedzialności, chociaż też zrzucam z siebie tę odpowiedzialność właśnie przez to, że publikuję różnego rodzaju treści, że czasami jestem zmęczona. Mega furorę zrobiły moje posty, jak w kwietniu startowałam w Ironmanie w Teksasie i zeszłam z trasy po 8 godzinach, bo bolała mnie noga. Ludzie mi pisali, że jejku inni by z urwaną nogą ukończyli, żeby tylko wrzucić na Instagram, a ty zeszłaś z trasy i nie bałaś się krytyki, że poddałaś się przed metą.
Pokazywałam, że byłam smutna, było mi źle, bolało mnie. I byłam w szoku, gdy dostałam od ludzi tyle wsparcia - nawet od osób, które śledzą mnie od 10 lat i pierwszy raz coś skomentowały. Pisali, że super, że w dzisiejszym świecie wyidealizowanego Instagrama pokazuję, że można zejść z trasy, bo mam rodzinę, muszę być dla nich sprawna, mam pracę, do której muszę wrócić sprawna itd. Że bawimy się w sport, pokazujemy przekraczanie granic w sieci, ale ten zdrowy rozsądek gdzieś tam jest.
Mi też zależało, żeby pokazać swoją postawą, że nie jesteśmy idealni, nie wszystko musi nam się w życiu udawać, nie wszystko nam wychodzi. Czasami coś może nam się nie udać, ale to nie oznacza, że to jest koniec, tylko początek czegoś nowego.
Czyli można powiedzieć, że społeczność, którą stworzyłaś, jest też dla ciebie motywacją i wsparciem?
Tak, jesteśmy jednym, wielkim teamem. Są ludzie, z którymi trzymam bliższą więź, oni częściej odpowiadają na moje komentarze, ja też ich śledzę w sieci - monitoruję, komentuję, motywuję. Więc jest taka obopulna wymiana energii.
Gdzie leży granica ciałopozytywności?
To wspaniałe i chyba to właśnie idealny moment, aby wrócić do tematu miłości do siebie. Jakbyś miała stworzyć własną definicję ciałopozytywności, jak by ona brzmiała?
Przede wszystkim myślę, że to taki dobrostan psychiczny i fizyczny. Żebyśmy czuli się ze sobą dobrze, bez względu na to, jakie opinie, komentarze spływają do nas na nasz temat. Bo myślę, że to nie tylko dotyczy ludzi w sieci, ale też my się spotykamy z różnymi komentarzami w swojej najbliższej rodzinie. Wystarczy jakiś obiad rodzinny i słyszymy: "O, coś ci się przytyło". "O, dwie fałdki więcej", "Ojejku, czy u ciebie wszystko w porządku, bo schudłaś, mizernie wyglądasz". Więc to jest to, że my czujemy się w swoim ciele dobrze i nie dotykają nas żadne komentarze z zewnątrz.
Jak odpowiedzieć na taki komentarz? Czy w ogóle odpowiadać?
Myślę, że tak, warto stawiać granice, czyli powiedzieć: "Dziękuję, ale pozwól, że sama będę decydowała o tym jak wyglądam" czy "Dziękuję za komentarz, ale pozwól, że będę się sama zajmowała swoim życiem". Lub nawet: "Dziękuję, ja się czuję ze sobą dobrze" - nie ma co się tłumaczyć.
A jak sobie przetłumaczyć wtedy coś takiego? Bo takie słowa mogą naprawdę zranić i zdemotywować.
Myślę, że to bardzo zależy od tego, w jakim aktualnie jesteśmy stanie psychicznym. Jeżeli faktycznie jest nas trochę więcej, przytyłyśmy, to pytanie, czym to jest spowodowane. Bo tak naprawdę tylko my same jesteśmy w stanie stwierdzić, jaka była tego przyczyna i jakie mamy aktualnie priorytety i cele.
Może przytyłam, bo brałam tabletki na płodność? Może miałam dużo stresu w pracy? Ze stresem jest tak, żeby albo zajadamy, albo zupełnie nie jemy. A może mamy tak dużo pracy, że nie mamy czasu na zdrowe posiłki?
Myślę, że przede wszystkim trzeba zawsze odpowiedzieć sobie na pytanie: "Jak ja się czuję w swojej skórze? Czy mi jest z tym ok?". A jeśli odpowiedź brzmi "nie", to warto się zastanowić, co mogę zrobić, co bym chciała zrobić, co mnie ogranicza. I po prostu porozmawiać tak szczerze ze sobą. Tutaj też warto sięgać po pomoc specjalisty, żeby ktoś nam pomógł iść daną drogą, i nie dać się zwariować wszystkim wpisom w Internecie.
W którym miejscu leży granica ciałopozytywności? W tym miejscu, że czujemy się źle same ze sobą? Czy może gdzieś indziej?
Tutaj przede wszystkim jest to, jak my się czujemy w swoim ciele. To bodypositive jest wtedy, gdy czujesz się ok. Bo tu w ogóle nie chodzi o wygląd, tylko o takie funkcjonowanie codzienne - czy nie masz zadyszki, czy podbiegniesz do autobusu, wejdziesz po schodach, nie bolą cię nogi, nie boli cię kręgosłup, nie masz problemów z badaniami.
Wydaje mi się, że to "positive" powinno oznaczać dobrostan. Jeżeli patrzymy w lusto, czujemy się komfortowo. Jeżeli tak nie jest, nie warto zakładać maski, tylko przed samą sobą ją zdjąć i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy czuję się komfortowo w swoim ciele, czy ono jest zdrowe, czy nie mam żadnych problemów.
Powiedz mi proszę jako mama - jak chciałabyś, żeby twoje córeczki patrzyły na siebie? Jak chciałabyś, żeby podchodziły do swojego wyglądu?
To jest dla mnie temat niezwykle ważny. Moje córki nigdy ode mnie nie usłyszały, że muszę schudnąć, coś poprawić, źle wyglądam. Przyznam szczerze, że dwie dziewczynki są teraz w okresie dojrzewania, widzę, jak obserwują swoje ciało i fajne jest to, jak akceptują wszystkie zmiany. Bo ja z nimi dużo o tym rozmawiam, nie komentuję. Staram się jak np. jesteśmy w otoczeniu i ktoś mówi, że któraś z moich córek nagle urosła, ja mówię stop.
Kiedyś byłam świadkiem, jak mojej koleżanki babcia skomentowała, że jej brzuszek urósł. Pamiętam jej reakcję, jak była cała czerwona. Wiem, że te ślady w jej głowie zostaną na zawsze. Ja kiedyś taki komunikat dostałam w 8 klasie podstawówki, że "Edytka to tyle biega, a taka pulchniutka jest". I pewnie milion takich komentarzy później dostałam na temat mojego wyglądu, ale ten pamiętam do dziś.
Wiem, jak taki komentarz może zostać na zawsze w głowie dziecka i do czego to może doprowadzić. Nigdy nie komentuję wyglądu swojego przy dzieciach, czy dziewczynek, zawsze opowiadam w obrębie możliwości, że fajnie, że są sprawne, że się ruszają, dbają o siebie, starają się zdrowo odżywiać.
A jak rozmawiać o takich tematach z dziećmi? Przede wszystkim jeśli chodzi o żywienie. Żeby zachęcić je do dbania o siebie, ale jednocześnie nie zrazić ich do tego zdrowego podejścia do ciała?
Jeżeli mama mówi: "A dobra, ja tego nie jem, bo muszę w końcu schudnąć", to dziecko to słyszy. Trudno będzie takiej mamie być wiarygodną dla takiego dziecka.
W takiej sytuacji warto o tym porozmawiać, powiedzieć: "Misia, ja muszę się troszeczkę inaczej odżywiać, bo np. wyszły mi słabe badania krwi, ale ty śmiało to jedz. Jeśli chcesz, możemy np. zmodyfikować ten posiłek o to, czego nie lubisz lub co lubisz". Czy zaprosić do zrobienia wspólnego posiłku.
Gdy dziecko widzi, że mama krytykuje siebie, komentuje ciągle negatywnie swój wygląd, ciężko jest mu inaczej patrzeć na siebie. Mamie też będzie trudno wtedy wytłumaczyć dziecku, że z nim też jest ok. Warto też sięgnąć po poradę psycholożki, która podpowie, jak rozmawiać z dzieckiem, gdy u niego pojawi się problem.
Dzieci nas totalnie kopiują w każdej sytuacji. Naśladują nas i kopiują nasze zachowania.
Podsumowując, "Ciało, które może, ale nie musi". Czego życzyłabyś kobietom, które chcą kierować się taką dewizą w swoim życiu?
Chciałabym, żeby słuchały swojego organizmu. Jeżeli faktycznie dzisiaj czują, że są zmęczone, żeby nie robiły nic na siłę, żeby sobie odpoczęły, znalazły chwilę dla siebie - książka, kąpiel w wannie. Żeby były naprawdę dla siebie bardziej wyrozumiałe.
Bo niestety - my, Polki, jesteśmy po prostu zajechane, zmęczone, mamy bardzo wysokie oczekiwania wobec siebie, bardzo wysoko sobie stawiamy poprzeczkę, ale też społeczeństwo wobec nas, musimy być super mamami, super kucharkami, super pracownicami i jeszcze realizować swoje pasje... Nie, troszkę spuśćmy z tonu, bądźmy dla siebie bardziej wyrozumiałe i słuchajmy swojego ciała - jeśli krzyczy o odpoczynek, dajmy mu go.
Dziękuję za rozmowę.
Czytaj także:
- Granice są super. Jak mówić "nie" w relacjach i dlaczego to buduje zaufanie?
- Dlaczego to robimy? Uśmiechasz się, choć wcale nie masz na to ochoty? 3 teorie wyjaśniają, dlaczego robimy to wbrew sobie
- Wyzwanie przyjęte: Od miesiąca regularnie chodzę na pilates. Moje wyobrażenia były zupełnie inne niż rzeczywistość

