Adam Młynarczyk: Skąd pomysł na tytuł książki?
Marcin Kydryński: Spędziłem w Afryce dwadzieścia pięć intensywnych lat. Powracałem wielokrotnie do miejsc, gdzie już mnie znano, pamiętano. A mimo to nie pozbyłem się nigdy poczucia wyobcowania. Nieuchronnie taka książka jak moja, moje fotografie i obserwacje, są doświadczeniem człowieka z zewnątrz, innego. Naznaczonego odrębnością. Już na pierwszy rzut oka, już z daleka, kiedy idę w pyle wiejskiej drogi, moją nieprzystawalność zdradza kolor skóry. Jakkolwiek życzliwie przyjmowano mnie w tych kilkudziesięciu afrykańskich krajach, nigdy nie byłem i nie będę "swój". Biel to dystans. To często brzemię.
Ten krótki tytuł, łatwy do przeczytania w każdym języku, jest też, nie ukrywam, negatywem tytułu najważniejszej dla mnie książki o kontynencie. To oczywiście "Heban" Ryszarda Kapuścińskiego. Każda moja kolejna podróż do Afryki jest tęsknotą za rozmową z Mistrzem.
A.M.: Kogo szczególnie zachęca Pan do przeczytania książki "Biel. Notatki z Afryki"?
M. K.: Podobnie jak "Lizbona. Muzyka moich ulic", "Biel" jest książką skierowaną głównie do moich słuchaczy, z którymi czuję silną więź, pracując w radiowej Trójce od 1989 roku. Wierzę, że jesteśmy sobą nawzajem zainteresowani, ale brak nam możliwości intymnej rozmowy o rzeczach ważnych. W tym wypadku wędrowanie po Afryce jest jedynie pretekstem do takiej rozmowy. O pięknie, o przemijaniu, religii, książkach, zmysłowości, okrucieństwie, muzyce, lęku, naturze człowieka.
A.M.: Czemu zdecydował się Pan na odwiedzenie najniebezpieczniejszych miejsc w Afryce?
M.K.: Afryka to świat cały, to kosmos, to ogrom, bogactwo różnorodności ras, wiar, historii, klimatu, pejzażu. Porywając się na książkę, której ambicją jest szersze spojrzenie na sprawy kontynentu, musiałem pojechać wielokrotnie także w miejsca, w które nie zabrałbym swoich dzieci na wakacje. To częstokroć także jedne z najbardziej fascynujących rejonów, kulturowo, historycznie. Jak Somalia, Liberia, Sudan Południowy, Mali. Nie można spróbować opowieści o Afryce nie docierając do tych miejsc. Mnie zresztą interesowało wówczas zawsze najbardziej pytanie, jak dalej żyć, kochać, pracować, bawić się i myśleć o przyszłości w rejonach tak naznaczonych potwornością. Byłem też wielokrotnie w Rwandzie, ale ten temat wydał mi się całkowicie już wyeksploatowany przez znakomitych mistrzów pióra.
A.M.: Co może Pan doradzić czytelnikom, którzy po przeczytaniu Pana książki zapragną po raz pierwszy odwiedzić Afrykę? (Który region by Pan polecił? Jak się przygotować? W jakiej porze roku lecieć?)
M.K.: Muszę od razu rozczarować tych, którzy szukają w "Bieli" przewodnika po Afryce. To raczej spacerownik eseistyczny. Prędzej wskaże ciekawe lektury, niż zasugeruje konkretne trasy wakacyjnych eskapad. Oczywiście, skoro na kartach książki pojawiają się historie i fotografie z trzydziestu paru krajów, zapewne każdy z czytelników znajdzie dla siebie kierunek, który chciałby samemu poznać do głębi.
Ale żeby się nie wymigać i jednak odpowiedzieć: zapewne poleciłbym na pierwszy raz Namibię, jako kraj o najbardziej "korzystnym stosunku urody do bezpieczeństwa". Musimy jednak pamiętać o wyjątkowej dynamice zdarzeń w Afryce, która sprawia, że pozornie szczęśliwe spokojne przystanie stają się z dnia na dzień teatrem najpotworniejszych zbrodni.
A.M.: Książka "Biel. Notatki z Afryki" opisuje skomplikowane sytuacje polityczne w różnych krajach. Czy może Pan wskazać miejsca w Afryce, które zmieniają się na lepsze?
M.K.: Jakkolwiek w paru sytuacjach wydało mi się to konieczne, by czytelnik odnalazł kontekst w jakim może oglądać fotografie, by pojął złożoność sytuacji w jakiej przyszło funkcjonować sportretowanym postaciom, "Biel" nie jest książką o polityce, ponieważ jej autor nie jest w tej kwestii wystarczająco kompetentny. Jak jednak rozmawiać o Etiopii, o Somalii, o Liberii – bez choćby pobieżnej znajomości dziejów tych państw?
Bez trudu wskazałbym te kraje, które jedynie w kilkunastu latach nowego stulecia stoczyły się w otchłań. Ale ponieważ "Biel", zgodnie z sugestią zawartą w tytule, jest jednak książką jasną, zgódźmy się, że nowy wiek zdaje się być tymczasem życzliwy dla Konga Brazzaville, które z chaosu wojny domowej weszło płynnie w erę naftowej prosperity. To trudne, bo zazwyczaj tam, gdzie bogactwa naturalne, tam także nieuchronność konfliktów, które w Afryce są szczególnie krwawe i okrutne. Podobnie wielką przemianę przeszły Angola, Etiopia. Ale to oceny powierzchowne. Często pod lśniącą fasadą kryje się korupcja, plemienny nepotyzm, inwigilacja i ciche represje. Warto też zapytać kogoś z odległej wioski z interiorze Kamerunu, czy nagły wzrost gospodarczy kraju odczuł na własnej skórze. Zazwyczaj bogacą się elity, postępuje rozwarstwienie, rodzą się frustrację. To prowadzi do kolejnych konfliktów. Szczególnie wyraźnie ten schemat zaistniał w Liberii, co dość szczegółowo opisuję w rozdziale "Z umiłowania wolności".
Fascynujący jest przypadek Etiopii. Wędrowiec ląduje w Addis i może spędzić tygodnie na włóczędze po kraju i naprawdę nie zorientować się, że trwa tam wojna w dodatku na przynajmniej trzech frontach jednocześnie!
archiwum prywatne Marcina Kydryńskiego
A.M.: W rozdziale "Dowód życia" wspomina Pan Polską Akcję Humanitarną, której pomoc dla Somalii została przymusowo zakończona w 2014 roku. Czy Pana zdaniem ten kraj ma szansę na zyskanie prawdziwego pokoju?
A.M.: Muszę uściślić, bo – co zrozumiałe – dwie historie związane z działalnością PAH zlały się Panu w jedną.
Sami Somalijczycy chętnie podkreślają, że w ich tradycji i usposobieniu leży pasja do bitki, rozlewu krwi. W rozdziale "Lekcja empatii" dokonuję dość karkołomnej próby porównania Somalii z sarmacką Rzeczpospolitą. Są narody szczególną czujące predylekcję do wiecznych wewnętrznych konfliktów. I tu, jak się zdaje, jesteśmy z Somalijczykami braćmi.
O ile wiem, PAH w Somalii nie poddał się jeszcze, natomiast z powodu działań wojennych i całkowitego zniszczenia i ograbienia misji w Bor, przerwaliśmy czasowo pracę w Sudanie Południowym, i o tym mówi właśnie historia "Dowód życia".
A.M.: Jak Pan ocenia aktualną obecność i wpływy krajów europejskich w Afryce?
M.K.: To sprawa niesłychanie złożona, wieloplanowa. Nie sposób odpowiedzieć w kilkunastu nawet zdaniach. Książka Lindy Polman "Karawana kryzysu" o funkcjonowaniu organizacji pozarządowych w rejonach konfliktu była dla mnie jedną z najbardziej wstrząsających lektur ostatniej dekady. Podobnie relacje szwedzkich reporterów z działań firm naftowych w etiopskim Ogadenie. Najkrócej: gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, tam nie ma miejsca na żadne miłosierdzie. Leje się krew i wsiąka w piasek. W swojej książce jednak w mniejszym stopniu analizuję przemiany polityczno gospodarcze, które do dziś dzieją się głównie dzięki mniej lub bardziej inwazyjnym interwencjom światowych spółek. To fascynujący temat, często określany neokolonializmem. Prześledzić na przykład politykę chińską wobec Afryki na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat, to ważne. Ale od tego są fachowcy, dziennikarze gospodarczy, śledczy, historiozofowie.
Ja w swoich fotografiach – a to przecież jest książka fotograficzna –zbliżam się do ludzi. Parafrazując mojego Mistrza: "daję twarz ubogim". I raczej szukam ich szczęśliwych chwil, niż pokazuję tragedie. Złe wiadomości z Afryki zawsze znajdą do nas drogę. Ale, żeby zakończyć na durowym akordzie, opisuję na przykład pracę księdza Mirka w Kamerunie. Proszę: wspaniała historia o dobrym białym człowieku we wnętrzu afrykańskiej dżungli. Bo są i tacy. Tylko mają imiona i nazwiska a nie loga wielkich koncernów. Tam nie szukajmy miłości.
A.M.: Książka liczy blisko siedemset stron. Dlaczego tak duża objętość?
M.K.: Proszę się nie obawiać, to głównie obrazki!
A.M.: W książce wielokrotnie nawiązuje Pan do literatury Henryka Sienkiewicza. Czy po tylu podróżach do Afryki rozważał Pan napisanie własnej powieści?
M.K.: Przeciwnie. Do Sienkiewicza nawiązuję raz tylko, w rozdziale o podróży śladami jego bohaterów. I ten tekst może być, zwłaszcza w roku sienkiewiczowskim, przyczynkiem do dyskusji o zmianach, jakie dokonały się w nas wszystkich na przestrzeni ostatniego wieku. O tym, jak dziś czytać tę, tak bliską mi przed czterdziestu laty książkę, jaką mądrość wynieść z takiej dyskusji.
Sienkiewicz jest na kartach "Bieli" postacią dość efemeryczną. Nieustająco powraca Kapuściński, Tomas Halik, Paul Bowles, wielcy komentatorzy islamu i sam Koran, poeci suficcy, mistrzowie współczesnego reportażu, Paul Bowles, pierwsi badacze kontynentu. Jak często powtarzam, "Biel" to zapiski na marginesach książek, które zawsze mam ze sobą w podróży, bo lubię rozmawiać z mądrzejszymi od siebie.
Napisanie powieści? Wypadałoby na początek być pisarzem.
Wywiad przeprowadził Adam Młynarczyk
Książka do nabycia w Empiku.
Więcej:
Najlepsze nowości wydawnicze na wiosnę Weź udział w konkursie i wygraj książkę i kosmetyki