Na początku trochę mnie to zszokowało, ale z czasem przyzwyczaiłam się do myśli, że niektórzy ludzie nie mają oporów przed dzieleniem się swoimi problemami rodzinnymi z szeroką publicznością. Zaczęło mnie wtedy zastanawiać co innego.
W dziesięciu przypadkach na dziesięć, to biedne dziecko słyszało od rodziców i pani psycholog stały slogan „bądź grzeczny”. Różnica polegała na tym, że rodzice na tym zdaniu poprzestawali, a pani psycholog profesjonalnie precyzowała dziecku, co przez bycie grzecznym rozumie. Tak czy owak, fraza „bądź grzeczny” przewijała się przez ten cykl programów jak stały motyw muzyczny. I chyba każdy z nas słyszał ją ustawicznie do pewnego etapu życia.
Ja byłam grzeczna. W ogóle znam wielu ludzi, którzy byli grzeczni, a tylko nielicznych, którzy stale unikali szkoły, spijali się przed lekcjami, elegancko ćpali i klęli nauczycielom w twarz. Większość mimo wszystko miała szacunek do osób starszych od siebie, przestrzegała zasad szkolnych i rodzinnych, a na apelach uprzejmie recytowała wierszyki. Już w podstawówce dokonałam pewnych obserwacji, ale dopiero w liceum obudził się we mnie pod tym względem demon i zaczęłam się buntować na następującą sytuację: nas, grzecznych, nikt nie widział! Wszyscy nauczyciele interesowali się raczej tymi złymi, zdemoralizowanymi albo chociaż nieposłusznymi. Miałeś same piątki i wzorowe zachowanie? Wobec tego jedyne, na co mogłeś liczyć, to słowo uznania, dyplom i ewentualnie jakaś nagroda rzeczowa na koniec roku szkolnego. Najczęściej podrzędna książczyna, bo szkoła nie miała pieniędzy na wyszukane prezenty. Natomiast ci źli otrzymywali dziewięćdziesiąt procent uwagi dorosłych. To nimi nauczyciele się zajmowali, dwoili się i troili, żeby wyciągnąć ich na ludzi, zainteresować zajęciami pozalekcyjnymi i wybronić od kłopotów z policją. Jak taki przywracany społeczeństwu niegrzeczny się nie nauczył, to nauczyciel przymykał na to oko, bo przecież on się teraz stara wybrnąć z poważniejszych życiowych problemów, na przykład odzwyczaić się od palenia papierosów w ubikacjach albo od strzelenia sobie piwka przed sprawdzianem. Bardzo to było sprawiedliwe, bo niegrzeczny otrzymywał wtedy trójczynę i czerwonego paska na świadectwie nie miał. Książczyny nie dostawał. Albo dostawał za osiągnięcia w sporcie, bo ci zdemoralizowani lubili sobie pokopać coś od czasu do czasu, a jeśli brakowało ofiary, to musiała wystarczyć piłka.
Łykałam to przez jakiś czas. Szlag mnie natomiast trafił, gdy nagle wszyscy zaczęli się zachwycać książką dziewiętnastolatki z czerwonymi włosami, która to książka ze wszystkimi swoimi wulgaryzmami i tematami równie dobrze mogłaby być zapisem codziennych rozmów nastolatków na szkolnym podwórku. Dzieło, za które autorka dostała całe mnóstwo nagród i wyrazów uznania, było dla mnie od początku do końca chłamem. Nawet nie śmiałabym porównywać go z książkami moich ulubionych w owym czasie autorów i nie rozumiałam zachwytu wszystkich tych poważnych krytyków. Szybko przejrzałam na oczy. Ludzie piali nad dziewczyną, bo była niegrzeczna. Nagle okazało się, że mimo tego całego „bycia grzecznym”, do czego namawiają nas od okresu niemowlęctwa, jesteś nikim. Natomiast wystarczy, że jeden z drugim ćpa, pije na umór, wychował się w rodzinie z problemem alkoholowym, kradnie i ma spastyczność jelit. Jeśli wtedy zrobi nagle coś normalnego, to już, mówiąc po prostu, klękajcie narody!
Kiedy jest się grzecznym, to jest się wygodnym. I może są ludzie, którym satysfakcję sprawia sam fakt, że nigdy nikomu nie przysporzyli kłopotów, ale zdaje się, że w większości z nas drzemie potrzeba zauważenia, zwłaszcza przez ważne dla nas osoby, jak rodzice, nauczyciele czy niektórzy rówieśnicy. Tymczasem, jako grzeczni, dla pierwszych jesteśmy kochanym, wygodnym elementem życia, dla drugich twarzami, które rozpoznaje się jeszcze tylko dwa, trzy lata po ukończeniu przez nie szkoły, a dla trzecich – frajerami. Boli...
Wybór niby w każdej chwili należy do nas. Ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: od najmłodszych lat stykamy się z rażącą niesprawiedliwością w tej mierze. Konsekwencje naszego wyboru nie są przejrzyste ani przez chwilę, bo kiedy robimy to, czego się od nas oczekuje, to liczymy na prawdziwe uznanie, a tu nagle się okazuje, że wszyscy nas na dobrą sprawę ignorują. Zaczną się interesować dopiero, gdy wszystkich zszokujemy jakimś złym, totalnie do nas nie pasującym zachowaniem. Bo swoją drogą: czy pani psycholog przyjechałaby do grzecznego dziecka?
Marta Skrzymowska