A ja mam w nosie Dzień Przytulania

Bawi mnie inicjatywa organizowania Dnia Przytulania. A może nie bawi, drażni cholernie. Bo dlaczego mam się zmuszać do przytulania obcych ludzi? W imię czego tak naprawdę?
/ 24.06.2010 13:31

Bawi mnie inicjatywa organizowania Dnia Przytulania. A może nie bawi, drażni cholernie. Bo dlaczego mam się zmuszać do przytulania obcych ludzi? W imię czego tak naprawdę?

Niby wolna wola – możesz uczestniczyć w zabawie lub nie, o ile masz na to ochotę. Ale jak słyszę pełne ekstazy wypowiedzi prezenterów w radio, którzy z zadowoleniem „ostrzegają” przed tym, że jak ktoś na ulicy cię niespodziewanie „napadnie” i zechce trochę pościskać i poobmacywać, to wolę z domu nie wychodzić. Ja się czuję zaszczuta tą niezobowiązującą miłością bez powodu.

Podobnie jest z bzdurnym Dniem Życzliwości, na którego celebrację natknęłam się ostatnio na basenie miejskim. Lubię pływać, ale lubię mieć też miejsce, by to robić, a tutaj dwa tory na basenie sportowym zajęte przez instruktorów życzliwości, którzy trenują małe, pluskające się na tychże torach rozwrzeszczane dzieci w zabawach wodnych. Mnie się w takich momentach nie chce być życzliwą, wręcz przeciwnie – nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy ja, chcąca sobie poćwiczyć żabkę, jestem wyproszona z toru, do którego mają zaraz wskoczyć rozochoceni mali „życzliwcy”.
Mierzwią mnie wszelkie akcje społeczne, w których zmusza się ludzi do bycia bardziej otwartym, do okazywania swoich uczuć zapijaczonym menelom, którzy także na takie imprezy wpadają. Po co? By się obściskać. Pewnie. Przy okazji chuchając ściskającemu prosto w twarz (przytulanego się nie wybiera, w tym cała heca!) przetrawionym alkoholem, a przy okazji coś mu wyjąć z kieszeni. Na przykład portfel. W tej całej euforii ściskania człowiek nie patrzy na swoją torebkę, ciesząc się chwilą takie otwartości. Bo przecież jest to wyższa idea!

Czy my coś takim zachowaniem sobie udowadniamy? Że potrafimy się przytulać, tak? Z obcym człowiekiem, na oczach innych. Podnosi to samoocenę? Jak bardzo? A może zacznijmy się przytulać ze sobą po prostu w naszych czterech, rodzinnych ścianach: zacznijmy od własnych dzieci, męża, żony, a może się okaże, że i „dzień dobry” lub „przepraszam” powiedziane do drugiej osoby w zwykłym warzywniaku wyjdzie nam z gardła łatwiej. Co z tego, że na imprezę przyjdzie facet, razem ze swoją rodziną co prawda, którą na pokaz poprzytula na oczach sąsiadów, ale który w domu pierze żonę ile wlezie?

Czy ściskanie obcej osoby na jakiejś ulicy, na słowo START wykrzyczane przez mikrofon przez jakąś rozemocjonowaną osobę przełoży się na lepszą, przytulniejszą atmosferę w naszym własnym domu? Jednorazowa akcja w roku nie pomoże zbytnio w wyśrubowaniu kultury osobistej na wysokie poziomy, w byciu lepszym tatą czy córką. Jeżdżąc w Anglii autobusem, zwracałam uwagę na komunikaty napisane na szybach busów, w których proszono pasażerów niepuszczanie zbyt głośno muzyki z empetrójek, bo przecież nie wszyscy muszą lubić taką muzykę. Konduktor w pociągu, zanim wyjął przenośny terminal do wystukania odpowiedniego biletu, zagadał, z jakiego kraju jestem i po co wpadłam do Anglii. I to wszystko bez żadnego Dnia Przytulania. Oni taką kulturę wynoszą z domu, pracują nad tym u podstaw. A my jej szukamy na ulicy raz w roku.

A u nas: ustąp miejsca starszym. USTĄP. Forma rozkazująca. I jak tutaj być miłym, skoro po wejściu do autobusu od razu ktoś bezimienny „zdziela” cię poleceniem ZRÓB TO, BO TAK. Pani w kasie na PKP wydaje się, że na kolei nadal są petenci, nie klienci, a o dobry wizerunek firmy powinna też dbać ona sama i nie wrzeszczeć na kupujących bilety.

I jak tutaj się niezobowiązująco przytulać na pokaz?

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA