"Stosunki międzymiastowe" - We-Dwoje.pl recenzuje

Kto oczekuje poważnego i analitycznego podejścia do kwestii związków na odległość, pewnie będzie rozczarowany. To jedynie (a może aż) kolejny produkt amerykański, zasilający tłumne już szeregi komedii romantycznych. Nie znaczy to jednak, że nie da się go obejrzeć. Wręcz odwrotnie, to film zdumiewająco dobry (jak na komedię romantyczną), może nie oryginalny, ale na pewno prześmieszny.
/ 22.09.2010 10:29

Kto oczekuje poważnego i analitycznego podejścia do kwestii związków na odległość, pewnie będzie rozczarowany. To jedynie (a może aż) kolejny produkt amerykański, zasilający tłumne już szeregi komedii romantycznych. Nie znaczy to jednak, że nie da się go obejrzeć. Wręcz odwrotnie, to film zdumiewająco dobry (jak na komedię romantyczną), może nie oryginalny, ale na pewno prześmieszny.

Trudno jest się nie śmiać, chociaż przyznać trzeba, że dowcipy nie są najwyższych lotów. Ale cóż, jesteśmy tylko ludźmi, na dodatek jako naród bardzo podatnymi na wszelaką amerykańskość. On, Garrett poznaje ją, Erin zupełnym przypadkiem, ale jeszcze tego samego wieczoru ich znajomość nabiera realnych, łóżkowych kształtów. Okazuje się, że są chyba dla siebie stworzeni. Jest tylko jeden mały problem. Garrett mieszka i pracuje w Nowym Jorku, Erin zaś za kilka tygodni wraca do domu, na drugie wybrzeże, do San Francisco. Oboje decydują się na związek na odległość. Tylko jak długo można być z ukochaną osobą, kiedy widzicie się raz na kilka miesięcy, a na horyzoncie wcale nie widać szans na poprawę?

Amerykanie należą do narodów bezustannie się przenoszących, więc happy endu można się z pewnością spodziewać. W komedii romantycznej po prostu nie może być inaczej. Ma być też śmiesznie i jest, chociaż dowcipy na pewno nie należą do tych najwyższego lotu. Ale cóż, jesteśmy tylko ludźmi i nie sama sztuka nas bawi. Komentarze Garretta i jego najbliższych przyjaciół, a także te Erin i jej siostry autentycznie bawią. To bez wątpienia zasługa opowieści i utalentowanego scenarzysty debiutanta, który napisał wnikliwą, troszkę schematyczną, ale za to bardzo ciekawą historię, w prawdziwie interesujący sposób komentujący świat współczesnych 30latków. Ludzi, z konieczności zadowalających się marną pracą, marzących o czymś więcej, czymś, co jednak wydaje się być dalekie lub nawet nierealne. Trudnym jest życie, kiedy trzeba wybierać pomiędzy ukochaną osobą a wymarzoną pracą, a takie dylematy to wcale nie rzadkość.

Nie jest to oczywiście żadna filozoficzna analiza albo próba zgłębienia problemu związku na odległość. Nawet do tego miana nie aspiruje. To jedynie czysto komercyjna a na dodatek bardzo ale to bardzo sympatyczna opowieść o ludziach, którzy chcą być razem a muszą być osobno. Sympatię do tego filmu ułatwiają przesympatyczni aktorzy, Drew Barrymoore i wyglądający na 10 lat (w rzeczywistości 2) młodszego od niej Justina Longa. Przeurocza i adekwatnie komediowo śmieszna jest też obsada drugoplanowa: Christina Applegate, Jason Sudeikis, Matt Servitto. To oni tworzą wspólnie czysto komediowy klimat tego filmu, teoretycznie zrobionego według oklepanych standardów i z użyciem tych samych schematów, ale jednak przykuwającego uwagę i bardzo śmiesznego. Oskarów z tego nie będzie przenigdy, będzie za to dużo porządnej rozrywki. A to w takich filmach w zupełności wystarcza.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA