Małżeństwo na odległość. Razem, ale jednak osobno. Niby daleko od siebie, a tak naprawdę blisko. Po 30 latach od ślubu nadal chodzą na randki. I to w każdy weekend! Właściwie cały ich związek składa się z randek. Poza nimi także z gorzkich łez samotności i nieustannej tęsknoty.
"Nikt nie wierzył, że damy radę"
Twarzy pokazać nie chcą, a na potrzeby artykułu prosili o nazwanie ich Hanną i Markiem.
Marek: - Niczego się nie wstydzimy, ale ciężko mówić publicznie o najintymniejszych uczuciach. Większość z tego, co tu powiedziałem, wiedziała wcześniej tylko moja żona.
Ona, lat 50, chociaż wygląda 10 lat młodziej. Szczupła blondynka, pracuje w szkolnej bibliotece. On, lat 52, od żony wyższy o dobre 40 centymetrów, pracownik naukowy.
Od 33 lat razem, po ślubie od 30. No prawie - rocznica za miesiąc. Mają już na tę okazję szczególne plany. Wyjeżdżają wspólnie i będą ze sobą aż przez 5 dni! Długo, zważywszy na fakt, że zazwyczaj spędzają ze sobą czas od piątkowego wieczoru do niedzielnego popołudnia.
To nie emigracja zmusiła ich do takiego życia, chociaż podstawowym powodem była praca i kariera. Żyją w tym samym kraju, ale dzieli ich 350 km. Od dnia ślubu są osobno, widując się wyłącznie w weekendy.
Hanna: - Marek od początku wiedział, że nie chcę mieszkać w mieście. A ja od zawsze miałam świadomość, że on nie porzuci kariery naukowej. Przyjmując oświadczyny wiedziałam, że będzie to różnica nie do pogodzenia. Nikt wtedy nie wierzył, że damy radę. Wszyscy wróżyli rozwód lub żartowali, że któreś nas zmięknie i się przeprowadzi wbrew własnym przekonaniom. Sama wiedziałam, że będzie trudno. Ale byłam też pewna, że go kocham.
A co z bliskością na co dzień? Dawniej było gorzej. Sporadyczne listy, komunikacja też o wiele gorsza i wspólny czas jeszcze bardziej się kurczył. Potem gigantyczne rachunki za telefon. Teraz, w erze SMS-ów, wielopasmowych autostrad i wideorozmów, ograniczenia prawie nie istnieją.
Marek: - Sami tak wybraliśmy. Tak było też przed ślubem. Ktoś może się z tego śmiać i twierdzić, że takie małżeństwo to nie małżeństwo. Bo niby nie ma szarej codzienności. A czy ciągła tęsknota za żoną nie jest gorsza niż małe kłótnie związane ze zwykłą rzeczywistością?
Zawsze są dla siebie "nowi". Wspólnie spędzony czas celebrują i wykorzystują do maksimum. Żartują, że rozmawiają więcej niż te pary, które ze sobą mieszkają. Weekendy to świętość. Hanna twierdzi, że nadal jest zakochana jak nastolatka. Wciąż jak przed pierwszą randką. Marka bolą zarzuty, że z racji rozłąki na pewno nie jest wierny żonie.
"Nie mamy dzieci. Głównie przez odległość"
Poprosiłam, by powiedzieli coś o minusach. Spojrzeli na siebie.
Marek: - Nie kojarzę się jej ze stertą brudnych skarpet. Nie stajemy się dla siebie zwyczajni. A do wielu kwestii naprawdę można się przyzwyczaić.
Hanna: - Nie mamy dzieci. Tak, głównie ze względu na odległość. Czasem było mi ciężko z niektórymi sprawami poradzić sobie samej. A co dopiero z macierzyństwem...? Byłabym wtedy taką samotną matką. Gdybym sama musiała chodzić na wywiadówki, w nocy pędzić do lekarza, sama przechodzić przez ząbkowanie lub bunt nastolatka... Albo odwrotnie, gdyby dziecko mieszkało tylko z Markiem. Jak poradziłby z nim sobie w pojedynkę? Pewnie, moglibyśmy je wozić z domu do domu, jakbyśmy byli po rozwodzie. No może gdybyśmy się uparli, to jakoś by to wyszło. Ale... Tak naprawdę nigdy nie chcieliśmy ich mieć.
Jak pielęgnować związek na odległość?