„Nie możecie żyć bez wizyt u fryzjera? Co za bzdura... Jestem fryzjerką boję się wrócić do pracy” - list do redakcji

Fryzjerka fot. Adobe Stock
„W czasie epidemii nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wrócić do pracy. Zupełnie sobie nie wyobrażam, jak to będzie teraz funkcjonować" pisze nasza czytelniczka.
Listy od Czytelniczek / 06.05.2020 10:47
Fryzjerka fot. Adobe Stock

Jestem fryzjerką od 12 lat. Kocham to, co robię. Moja szefowa jest świetna, dobrze mi się u niej pracuje. Ale w czasie epidemii koronawirusa nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wrócić do pracy. Miałam narażać siebie i swoją rodzinę?!

18 maja mają zostać otwarte salony. A ja? Umieram ze strachu...

Z duszą na ramieniu śledziłam informacje o kolejnych etapach odmrażania polskiej gospodarki. Za każdym razem, gdy nie było mowy o fryzjerach i salonach kosmetycznych, czułam ulgę. W duchu liczyłam, że ten stan będzie trwał jak najdłużej...

Wiadomość o otwarciu salonów fryzjerskich już za dwa tygodnie spadła jak grom z jasnego go nieba i wywołała we mnie paraliż.

Ale jak to? To już? Zupełnie sobie tego nie wyobrażam. Już otwarcie centrów handlowych było jakimś chorym pomysłem. Widzieliście te tłumy w IKEA? Ciekawe, czy załodze sklepu udało się tak restrykcyjne przestrzegać wszystkich obostrzeń... Zresztą, nawet jeśli pracownicy dali radę, to ludzi się przecież nie upilnuje.

Na ulicy co rusz widzę osobę bez maseczki. Szczerze wątpię, że w zakładach fryzjerskich czy kosmetycznych będzie inaczej. 

Jak będzie wyglądać wizyta u fryzjera w nowej rzeczywistości?

Zupełnie sobie tego nie wyobrażam. Jeszcze przyjmowanie stałych klientów, których znam od lat i mogę im zaufać, jest ok, ale co będzie, jak przyjdzie zupełnie ktoś nowy?

Czytałam o tym, jakie obostrzenia wprowadzone są w ponownie otwartych salonach fryzjerskich w Niemczech: obowiązkowe maseczki, realizowanie tylko umówionych wizyt, dezynfekcja stanowisk po każdym kliencie i stosowanie wszystkiego, co tylko można w jednorazowej wersji.

Z całym szacunkiem, ale średnio to widzę. Jednorazowe szczotki czy ręczniki to dla polskich salonów droga impreza.

Niektórzy fryzjerze się cieszą, bo wreszcie będą mieli z czego żyć...

Podziemie kosmetyczne i fryzjerskie kwitnie, słyszałam o tym nie raz. Podobno sytuacja materialna niektórych do tego zmusza. Być może, ale zastanawiam się, jak to jest możliwe, że ludzie nie mają żadnych oszczędności i nie są w stanie przeżyć 2 miesiące bez pracy?

Moim zdaniem, taka praktyka jest bardzo nierozsądna. Jak pracuje się na własny rachunek i nikogo nie naraża, to co mi do tego.

Ja tylko nie chcę, żeby ktoś wymagał ode mnie przyjścia do pracy, kiedy uważam, że to niebezpieczne. 

Naprawdę nie możecie żyć bez fryzjera?

Już widzę te tłumy przed salonem przez pierwsze tygodnie. Przecież żadna z nas nie może żyć z odrostami! Co za bzdura...

Włosy można pofarbować samodzielnie w domu. Od biedy można też je sobie obciąć. Nie wydaje mi się, aby wizyta u fryzjera była czymś, bez czego nie można żyć.

Mam nadzieje, że ludzie pomyślą trochę, zanim masowo wybiorą się do kosmetyczki czy fryzjera. Przecież tu chodzi o zdrowie nas wszystkich!

Więcej o koronawirusie:
W galeriach handlowych pustki, ale ten sklep przeżywa oblężenie
Do fryzjera już za dwa tygodnie. Jak będzie wyglądać wizyta?
Jak wyglądają centra handlowe w czasie epidemii?

Tagi: list

Redakcja poleca

REKLAMA