Znasz to? Kupujesz nowy, świetny (i drogi) tusz do rzęs. To strzał w 10! Ten błysk w oku, te rzęsy jak wachlarze! Czujesz się świetnie i wyglądasz świetnie. Do następnego ranka, kiedy okazuje się, że nic nie widzisz spod spuchniętych powiek. I już nic nie jest świetnie.
Pół roku temu pomalowałam rzęsy nową maskarą. Jeden jedyny raz! Dzień później miałam ochotę amputować sobie powieki. Czerwone, piekące plamy. Swędząca, łuszcząca się skóra. Istne skrzyżowanie pandy z jaszczurką.
Tusze do rzęs? To nie dla pani
6 miesięcy zajęło mi pogodzenie się z faktem, że to nie chwilowe uczulenie i samo nie minie. A potem to już z górki: alergolog, 3 dni z testami płatkowymi na plecach i wynik: uczulenie na parafenylodiaminę. Hm... Nic mi to nie mówi.
Alergolog straszył, że żadnych tuszów do rzęs ani farb do włosów. Makijaż permanentny? Nie dla pani. Sztuczne rzęsy? Wykluczone.
Kosmetyki, antyperspiranty, kremy, szampony, żele - z zachowaniem najwyższej ostrożności. Po wyjściu z gabinetu miałam ochotę na wszelki wypadek zamknąć się na zawsze w domu. Z kotem, na którego uczulenia na szczęście nie mam.
Sprawdziłam parafenylodiaminę w internecie. To barwnik często nazywany "sztuczną henną", silnie uczulająca amina aromatyczna. To co on robi w tuszach do rzęs?!? I żeby nie było: to nie był byle jaki tusz!
Powiedziałabym, że raczej taki z wyższej półki. Całe szczęście, że dostałam go w prezencie a nie kupiłam... Po raz kolejny okazało się, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością.
No make up na zawsze?
Nie lubię mocnego makijażu (no dobra, nie umiem robić mocnego makijażu) ale malowanie rzęs miałam akurat dopracowane do perfekcji. Poza tym po prostu lubię mieć pomalowane rzęsy. Miałabym z tego zrezygnować na zawsze? Litości! Przed oczami stanęła mi wizja wszystkich wyjść, imprez, własnego ślubu w wersji no make up. O nie, co to, to nie!
Ja wiem, że w skali problemów światowych mój plasuje się gdzieś na samym dnie kategorii "problemy pierwszego świata".
Ale której z was nie zrobiłoby się smutno na myśl, że już nigdy nie będzie mogła się malować, niech pierwsza rzuci tuszem. Kto ma uczulenie na kosmetyki, ten wie o czym mówię.
Puenta będzie jednak (chyba) z happy endem. Leczenie trwa i powoli moje powieki wracają do swojej ludzkiej formy. Po pierwszym szoku, uspokajającej rozmowie z mamą i dzięki znajomej kosmetolog, która znalazła dla mnie tusz bez tego świństwa w składzie, widzę światełko nadziei. Z alergią na kosmetyki da się żyć.
Więcej prawdziwych historii:
Depilacja brazylijska skończyła się u chirurga
Pracodawca obniżył mi pensję bez mojej zgody!