Towar niezgodny z zamówieniem? Reklamuj i nie odpuszczaj!

kobieta je posiłek fot. Fotolia
Zamówiłam niedawno w restauracji sushi z dowozem do domu. Zapłaciłam niemało. Nie dość, że przyjechało po trzech godzinach i było ciepłe i wymemłane, to dodatkowo brakowało w każdym zestawie po 6 kawałków. Towar jak nic niezgodny z zamówieniem. Złożyłam reklamację. I… zostałam kompletnie zlekceważona. Aż do czasu…
Redaktorki Polki.pl / 12.05.2017 16:39
kobieta je posiłek fot. Fotolia

Piąteczek. Po wypłacie. Czyli DZIEŃ JEDZENIA SUSHI. Koło 19.00 patrzę na męża, on na mnie - zamawiamy! Siuuuup, przez internet, raz dwa trzy, dwa wypasione zestawy. 19:13 - zamówienie złożone - w toku. W toku. W toku. I tak w toku przez dwie godzinki. Koło 21.30 głodni jak stopięćdziesiąt, dzwonimy do restauracji. „Już kierowca jedzie, będzie za 5 minut”. Aha.

Szczęśliwy związek szkodzi zdrowiu, czyli… dlaczego w dobrym małżeństwie się tyje?

Przyjechał po 25 minutach, tuż przed 22:00. Ale już nie robiliśmy awantur, bo pewnie korki na mieście, poza tym chcieliśmy jak najszybciej JEŚĆ, JEŚĆ, JEŚĆ. Zapłaciliśmy 120 zł i pan poszedł.
Otwieramy torbę, a tam… Coś ohydnego - wymemłane, ciepłe, upaćkane w sosie, który puściła rzodkiew. I coś tego mało! Porównuję z zestawem z menu - brakuje po 6 kawałków sushi w każdym.

Chwytam za telefon nikt nie odbiera. No tak, pracują do 22:00. Piszę prywatną wiadomość na FB  - restauracja ma swój funpage. Też nic - wiadomo już nie pracują. Dobra, nic już nie zrobimy. Jutro może się odezwą.

Ale się nie odezwali. Napisałam zatem maila z oficjalną reklamacją i załączyłam zdjęcie tego, co dostaliśmy. W sobotę. Jak się domyślacie CISZA. Olewka zupełna. Choć wiadomości na pewno dotarły - widziałam - przeczytane - na messengerze.  Potem wyjechaliśmy na majówkę i trochę temat się rozpłynął.

Wystarczy jedna promocja, a Polacy stracili rozum w Rossmannie.

Już chciałam odpuścić, ale nie - nie można odpuszczać, bo odpuszczanie to przyzwalanie na takie słabe traktowanie klienta. To oni są dla klientów, a nie klienci dla nich. Poza tym wiszą mi kasę za 12 kawałków sushi. Trzeba zrobić dym - nie ma wyjścia. Tak, żeby inni ludzie wiedzieli, gdzie nie zamawiać sushi.

Zatem... Zamieściłam komentarz u nich na profilu na Facebooku. Oficjalny - by każdy mógł przeczytać. A w komentarzu skrytykowałam ich towar i obsługę klienta. Konstruktywnie. I co? Tym razem się odezwali - odpowiadając na mój wpis - próbowali się bronić. Ale nie bardzo mieli z czym dyskutować.
 
Następnego dnia (a kilka dni po złożeniu oficjalnej reklamacji) pani menedżerka restauracji zadzwoniła z przeprosinami i propozycją zadośćuczynienia przy kolejnym zamówieniu. Ale na razie ochota na jedzenie u nich nam przeszła. Kolejne sushi zamówimy w restauracji, która jak ma godzinną obsuwę w dostawie - dołącza klientom butelkę prosecco w ramach przeprosin.

Jakie rzeczy spotykają was na co dzień? Piszcie! I czytajcie - mamy kilka innych historii.

Też tak macie? To się podzielcie! Czekamy na wasze maila pod adresem waszehistorie@polki.pl

Redakcja poleca

REKLAMA