Felieton naszego redakcyjnego rodzynka o tym, czego niby zazdrości kobietom jest najlepszym dowodem na to, że niczego kobietom nie zazdrości. (A gadki w stylu, że „kobiety mogą sobie popłakać” nawet mi się komentować nie chce). Cóż, trudno się dziwić. Oni po prostu mają lepiej. Dlaczego?
Pierwszy lepszy argument - nie rodzą dzieci. Nie chcę dyskutować tu i teraz na temat piękna macierzyństwa i że tak nas natura skonstruowała, tylko wspomnieć zwykłe fizyczne ograniczenia na dwa lata - wyjmujące kobietę z normalnego życia. Ciąża, połóg, karmienie - lista rzeczy, których nie można wtedy robić jest długa. Nie chodzi tylko przymusową abstynencję i zakaz jedzenia niektórych potraw. Na te dwa lata wypada się z życia towarzyskiego, a wyjazdy na narty, wspinaczkę czy treningi sportowe są poza zasięgiem - chyba że w charakterze groupie. A powrót do formy i figury po ciąży - osobny rozdział.
Wypada się też z rynku pracy, który jest zmienny i trudno przewidzieć, czy po roku urlopu macierzyńskiego na krzesełku Matki Polki na stałe nie rozsiądzie się profesjonalne zastępstwo. Albo czy w ogóle krzesełko jeszcze będzie.
Ojcowie - przynajmniej w Polsce - też mają łatwiej niż matki. Matce „bachor wrzeszczy”, tatusiowi „dziecko płacze”. Znajoma opowiedziała mi historię z samolotu. Jej mąż leciał sam z dwójką ich małych marudzących dzieci. Nikt nie zwrócił mu uwagi, nie było komentarzy o rozpuszczonej małej hołocie. Lepiej - panie oferowały mu pomoc przy dzieciach, bo przecież „tatuś taki dzielny, sam się opiekuje dwójką”. Czy ktoś kiedyś widział, żeby taką pomoc oferowano matce z dziećmi?
Roszczeniowa Trzydziesta o zawodowym równouprawnieniu. Którego nie ma!
Natura nie dość, że oszczędziła samcom trudów ciąży i narodzin, to jeszcze lepiej ich wyposażyła fizycznie. Mężczyźni są silniejsi, mają więcej mięśni, mniej tkanki tłuszczowej i grubszą skórę, szybciej chudną, później starzeją. Nie imają się ich rozstępy, cellulit, obwisły biust i inne takie tam wątpliwe przyjemności. A jednocześnie oczekuje się od nich, że będą „tylko nieco przystojniejsi od diabła”. Zamiast wydawać bimbaliony na manicure, pedicure, ujędrnianie, zabiegi odmładzające, przedłużanie rzęs, kolejne stylizacje, które mają wysmuklić, być na czasie i czynić cuda, mogą sobie zainwestować w pasje albo fajny wyjazd. Nie potrzebują tylu ciuchów i kosmetyków. Nie mają połowy soboty zmarnowanej na tzw. przerwę techniczną, podczas której doprowadzają się do ładu. (Samo malowanie paznokci i czekanie aż lakier wyschnie to minimum godzina!). Nikt ich nie rozlicza z tego, jak wyglądają.
Faceci mogą dłużej śpać. Nie muszą codziennie wstawać 45 minut wcześniej, by robić makijaż i układać fryzurę. I nikt im w pracy nie powie: „Ojej, Ania, wyglądasz dziś jakoś niekorzystnie” lub bardziej subtelnie: „Aniu, coś się stało? Wyglądasz na zmęczoną”. A Ania po prostu się nie umalowała. Facet, by dobrze wyglądać potrzebuje zwyczajnie mniej czasu i środków niż kobieta. (Mniej nie oznacza wcale).
Idąc tym tropem - mężczyźni o wiele później od kobiet wypadają z rynku matrymonialnego. I mogą mieć dzieci w wieku 50-60 lat. Jest na to społeczne przyzwolenie. A także biologiczna możliwość. OK, zdarzają się 50-60-letnie matki (dzięki in vitro) oraz pary, w których kobieta jest sporo starsza od swojego faceta (np. Demi Moore i Ashton Kutcher, zanim zostawił ją dla młodszej). Ale ciągle pozostaje to w obszarze intrygujących ciekawostek, a nie jest społeczną normą.
Poza tym kobieta, która jest z dużo młodszym zazwyczaj nie wygląda na swój wiek. I zazwyczaj nie jest to kwestia genów czy „odmładzającej mocy miłości i seksu” tylko ogromnego nakładu sił i środków oraz pomocy dermatologii i medycyny estetycznej. Tak jest, bo facetowi pozwala się starzeć i być seksownym, a kobiecie niekoniecznie.
Słyszałyście kiedyś określenie „seksowna sześćdziesiątka”? A ręka do góry, która nie pójdzie na randkę z Krzysztofem Majchrzakiem lub Bogusławem Lindą, gdyby zaprosili? Czy Johnnym Deppem (wersja dla nieco młodszych)?
20 minut, które rujnuje życie kobiety - felieton Hanny Samson o przemocy.
Ale najważniejsze - mężczyźni mają łatwiej w życiu, bo świat jest na nich skrojony. Bo przez wieki dostawali fory. Bo mogą decydować o swoim ciele i przyszłości. Bo nikt ich nie „odsyła do garów”. Bo słowo „blondyn” nie jest synonimem głupoty. Bo są małe szanse, by stali się ofiarami przemocy i gwałtów. Bo od kopa dostają większe od kobiet o 20 procent pensje. Bo po prostu system patriarchalny umocował ich na lepszych pozycjach, a te 100 czy nawet 200 lat walki o prawa kobiet to za mało, żeby obie płcie były sobie równe - w praktyce, a nie tylko w teorii.
Pewnie jeszcze wiele pokoleń kobiet będzie w pocie czoła pracować, żeby to zmienić. I by żadnej dziewczynce nie przeszło przez głowę, że wolałaby być chłopcem.