Wampir w szoku
Na casting do „Zmierzchu”, ekranizacji bestsellerowej powieści Stephanie Meyer o miłości nastolatki i wampira, tylko do roli Edwarda Cullena zgłosiło się trzy tysiące młodych przystojnych aktorów. Trzy tysiące! A wygrał i tak ktoś spoza Hollywood. Robert Pattinson, 22-latek z Londynu. Ten sam, który zagrał Cedrika Diggory’ego w filmie „Harry Potter i Czara Ognia”. Tam niczym specjalnym się nie wyróżniał. Ot, kolejny czarodziej, uczeń Hogwartu, który poległ w starciu z Voldemortem. A może nie mam racji? Już w „Harrym Potterze…” Robert dostał rolę najprzystojniejszego ucznia magicznej szkoły, to jego wybrała najładniejsza dziewczyna w szkole, Choo Chang, w której kochał się i Potter. Ale jak bardzo jest pociągający dla płci przeciwnej, miało się okazać dopiero przy okazji „Zmierzchu”. Reżyserka, Catherine Hardwicke, wspomina, że rola Edwarda była „specjalnej troski”. „Nikt nie wiedział, jak on ma wyglądać, chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę, że ma być piękny i tajemniczy. Kiedy zdecydowaliśmy się na Pattinsona, zalała nas powódź maili od zdesperowanych fanek, z których każda miała swojego kandydata. Kiedy powiedziałam o Robercie producentowi, ten zaśmiał się tylko i stwierdził: »Zrób coś, żeby był ładny«. Chyba nam się udało?”.
Chyba? Po ekranizacji „Zmierzchu” świat ogarnęła wampiromania. Film, który kosztował 37 milionów dolarów, zwrócił się dwukrotnie już po otwierającym weekendzie, a do tej pory zarobił blisko 300 milionów dolarów! A Robert i Kristen Stewart, która zagrała zakochaną w nim Bellę, do dziś są w szoku. Kiedy gdzieś ogłaszano, że będą podpisywali autografy, zamiast spodziewanych kilkuset osób stawiały się tysiące rozwrzeszczanych fanek, które żądały, by Edward natychmiast je ugryzł, bo tak jak i on chcą być nieśmiertelne. Jego plakaty przesłoniły uśmiechniętego zawadiacko Brada Pitta. On sam przeprowadził się do Los Angeles, bo od razu było wiadomo, że film doczeka się drugiej, trzeciej i zapewne czwartej części. Do pełni szczęścia brakowało tylko, żeby on i Kristen zostali parą.
Tak jak Zac Efron i Vanessa Hudgens z „High School Musical”. Albo Amanda Seyfried i Dominic Cooper z hitowego „Mamma Mia!”. Albo przynajmniej Blake Lively i Penn Badgley z „Plotkary”, ukochanego serialu dzieci nowojorskich milionerów. Brak chemii między Robertem a Kristen w „prawdziwym życiu” trochę fanów rozczarowywał. A może wprost przeciwnie? Szał jest tym większy, bo Mr. Pattinson wciąż jest do wzięcia? Dziennikarze tabloidów wciąż podsuwają mu nowe kandydatki (po Megan Fox przyszła kolej na Nikki Reed, czyli Rosalie ze „Zmierzchu”), ale on zdaje się tym nie interesować. Nie pasuje mu rola pięknisia do zakochania. Chciałby być jak Jack Nicholson. Ale nad tym będzie musiał jeszcze trochę popracować.
Tańczy, śpiewa, recytuje...
Wymagania wobec młodych gwiazd wciąż rosną. Nie wystarczy już być pięknym, nie wystarczy dobrze spisywać się przed kamerą i elokwentnie odpowiadać na pytania dziennikarzy w wywiadach. Świat oszalał na punkcie musicali, a tam ładna buzia nie wystarczy. „Śpiewa, tańczy, recytuje” – to dzisiejsza recepta na sukces. Show-biznes to nie tylko film. To strefa działań zakrojona na szeroką skalę, maksymalne zyski dzięki minimalnym nakładom kosztów. Przynajmniej na początku. Pattinson dostał się na szczyt, bo poza tym, że jest przystojny, potrafi jeszcze śpiewać. Grać na gitarze, pianinie i... komponować piosenki! Dwie z nich („Never Think” i „Let Me Sign”) znalazły się na ścieżce dźwiękowej „Zmierzchu”, co od razu podniosło sprzedaż soundtracku. Przeboje Zaca Efrona i Vanessy Hudgens z „High School Musical” błyskawicznie znalazły się na pierwszych miejscach amerykańskich list przebojów, a płyty z muzyką sprzedawały się jak świeże bułeczki. Rodzice skarżyli się, że nie mogą zagonić córek do odrabiania lekcji, bo te godzinami wpatrują się w jasne błękitne oczy Zaca, twierdząc, że mają właściwości hipnotyzujące. W dniu premiery drugiej części „High School Musical” w Disney Channel przed telewizorami zasiadło ponad 17 milionów fanów! To rekord, nawet jak dla amerykańskiej telewizji kablowej. Zac natychmiast dostał propozycję roli w „Lakierze do włosów” i trzeciej części „High School Musical”. Aż dziwne, że jeszcze nie wypuszczono płyty DVD z lekcjami tańca „Tańcz jak Zac i Vanessa”, która na pewno też okazałaby się hitem. W kuluarach szepcze się, że Efron ma zastąpić Orlando Blooma w czwartej części „Piratów z Karaibów”, bo Orlando... zestarzał się (ma już 32 lata!) i nikogo już nie kręci. Zac się cieszy, bo od lat podziwia Johnny’ego Deppa, czyli kapitana Jacka Sparrowa, a zagranie u jego boku w filmie byłoby dla niego jak spełnienie marzeń. A co, jeśli i jego gwiazda zblednie przy Efronie? Ale zanim to się stanie, możemy sprawdzić Zaca w komediodramacie „17 Again”, gdzie musi poradzić sobie bez przyśpiewek i hołubców, którymi do tej pory kupował serca fanek. Da radę?
Ładna pani to za mało
O tym, jak ważne są umiejętności wokalne, przekonała się nawet Scarlett Johansson. Wydawało się, że jej pozycja w Hollywood nie jest zagrożona. Że nikt nie zastąpi tych seksownych pełnych ust i cudownych krągłości, za które większość mężczyzn dałaby się pokroić. Naprawdę? To dlaczego nagrała album „Anywhere I Lay My Head” z piosenkami Toma Waitsa? Bo marzyła o karierze piosenkarki? Płyta i seksowna chrypka Scarlett zebrały całkiem dobre recenzje, ale daleko jej do sukcesu soundtracku do filmu „Mamma Mia!”, na którym króluje Amanda Seyfried, filmowa Sophie. Też blondynka, też o seksownych pełnych ustach i anielskim głosie. I, jak twierdzą dziennikarze, dużo bardziej dostępna i milsza w czasie wywiadów. Scarlett już dawno przewróciło się w głowie. Ostentacyjnie żuje gumę, na pytania odpowiada monosylabami. Może dlatego grafik Amandy pęka w szwach, a grafik Scarlett – wcale niekoniecznie?
Oczywiście Scarlett jest o wiele bardziej wymagająca, jak przystało na aktorkę, która ma już na swoim koncie kilka nagród i dziesiątki okładek kolorowych magazynów. Ale Amanda w niczym jej nie ustępuje. A w dodatku Scarlett ma już męża, kolegę po fachu, Ryana Reynoldsa. A to znacznie osłabia pozycję młodej aktorki. No bo jak tu marzyć o mężatce? Amanda, jak na młodą aktorkę przystało, zakochała się w swoim filmowym partnerze z „Mamma Mia!”, ślicznym jak ona sama, Dominicu Cooperze. I nikt nie jest tym faktem rozczarowany, bo to oznacza, że na planie kolejnego filmu najprawdopodobniej zakocha się w kolejnym przystojniaku. I znowu będzie o czym pisać.
Młody znaczy silny
Młodym gwiazdom coraz trudniej utrzymać się na szczycie, bo z każdym rokiem im również przybywa rywali. A wytrącono im poważny argument z ręki – skandal. Nikogo nie interesują już narkotykowe przygody, nikogo nie wzrusza załamanie nerwowe młodej gwiazdy i jej nieszczęśliwe dzieciństwo. Nastolatki, które chcą podbić Hollywood, muszą być odporne zarówno na uroki sławy, jak i idące za nimi wielkie pieniądze. Nie wiadomo, kto ma je tego uczyć, ale nikt nie chce podzielić losu Britney Spears czy Lindsay Lohan. I co z tego, że dziewczyny mają talent, skoro został przez nie zaprzepaszczony? Dzieci, rozwody, homoseksualne skłonności, terapie odwykowe. Młody znaczy dziś silny, bo musi być wzorem do naśladowania dla tysięcy nastolatków. Jak Miley Cyrus, piosenkarka i bohaterka „Hannah Montana”, która od kilku lat jest w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających młodych gwiazd, chociaż ma dopiero 17 lat. Założy kraciastą koszulę do legginsów? Ze sklepów znikną tego typu ubrania. Kupi sobie małego puszystego pieska? Wszystkie dziewczynki będą chciały takiego mieć. Medialną burzę rozpętała jej sesja z gołymi plecami dla „Vanity Fair”, bo nieletniej gwiazdce Disneya to przecież nie przystoi.
Jonas Brothers przed koncertem nakręcają się zieloną herbatą. 20-letni Daniel Radcliffe nie może publicznie zapalić papierosa, bo przecież jest idolem nawet 10-letnich chłopców. Ale podkreśla się fakt, że do końca życia mógłby już nic nie robić, a jednak nie o to mu w życiu chodzi. Gra w „dorosłej” sztuce „Equus” na londyńskim West Endzie. Kontrakt Pattinsona na kolejną część „Zmierzchu” opiewa już na 15 milionów dolarów. Ale on sam nie myśli na razie o kupnie willi w Hollywood, tylko o dobrej roli. Już niedługo zobaczymy go w „Little Ashes”, gdzie gra Salvadora Dalego. Hollywood jest bezlitosne. Potrzebuje młodych gwiazd, ale wyciska z nich, ile tylko się da. Ilu z nich rzeczywiście uda się zapracować na status megagwiazdy, a ilu podzieli los Marka Hamilla, czyli Luke’a Skywalkera z „Gwiezdnych wojen”?
Anna Rączkowska / Viva