Malin Akerman: Bardzo stresująco, ale i ekscytująco. W 2002 roku byłam w rockowej kapeli. Takiej, w której nic nie umiesz, samemu się uczysz wszystkiego, fałszujesz i po prostu się wydzierasz. Nagrywaliśmy w jakiejś komórce.Tym razem było to zupełnie inne doświadczenie. Kiedy musisz śpiewać takie epickie piosenki, czujesz presję, żeby wyszło jak należy. Pracowałam z prawdziwymi producentami muzycznymi, którzy pracowali wcześniej z niesamowitymi artystami. Nagrywałam w prawdziwym studiu, gdzie szyba oddziela cię od reżyserki. Widzisz więc ludzi po drugiej stronie, ale nie wiesz, co mówią. Ciężka praca, ale i świetna zabawa. No i kiedy słyszysz efekt, duma Cię rozpiera. To była piękna piosenka. No i niesamowicie było słyszeć, jak Tom Cruise śpiewa. Spisał się znakomicie. Ma naprawdę mocny głos. Było genialnie. Zupełnie nowe doświadczenie.
- Jak nazywał się Twój zespół?
Malin Akerman: The Petalstones.
- W latach 80., w których rozgrywa się film, byłaś młoda i dopiero poznawałaś rock and roll. Jak dobrze znałaś tamte piosenki? Rocka z lat 80.?
Malin Akerman: Kiedy dorastałam, najbardziej lubiłam rocka. Pierwszy koncert, na którym byłam to Bon Jovi. Dorastałam słuchając Led Zeppelin, AC/DC, Metalliki, Guns N' Roses. Chyba moją pierwszą płytą była Cyndi Lauper. Miałam może sześć lat. Od tego czasu słuchałam głównie rocka.
- Jak Ci się pracowało z Tomem? I jak wiele razy robiliście próby wspólnego numeru?
Malin Akerman: Trochę tego było. Musieliśmy sporo ćwiczyć. Do śpiewu dochodziła przecież choreografia. Kilka tygodni pracowaliśmy więc nad choreografią. A praca z Tomem była niesamowita. Kiedy pracujesz z nim, rozumiesz, dlaczego jest tym, kim jest i dlaczego zaszedł tak daleko. Jest niesamowitym aktorem. Pracując z kimś takim, musisz się bardziej starać, by mu dorównać i tym samym stajesz się lepszym aktorem. Jest bardzo skoncentrowany, kiedy pracuje. Ale świetnie się też bawiliśmy. Byłam zdziwiona, jak bardzo był chętny do współpracy i otwarty. Kiedy na przykład śpiewał do mojego tyłka, klęcząc. To była niezła choreografia.
- A powiedz, w takiej sukience czujesz się silniejsza, bardziej pewna siebie czy raczej obnażona, niepewna.
Malin Akerman: I jedno, i drugie. Kiedy padało słowo "cięcie" zaczynałam się czuć niekomfortowo. Na dźwięk słowa "akcja" nabierałam pewności i czułam podniecenie. Sądzę,że moja postać to dziewczyna, która chce być silna. Im więcej pracujesz, tym lepsza to zabawa, a połączenie aktorstwa i muzyki jest świetne. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam. Muzyka ma niesamowitą siłę. Wystarczy, że włączysz piosenkę, a ona przenosi cie w zupełnie inne miejsce. Wpływa na twój humor - może wywołać melancholię albo może Cię uszczęśliwić. Może sprawić, że masz ochotę zaszaleć. Tak to właśnie jest. Muzyka była bardzo pomocna. Dzięki niej miałam siłę, kiedy śpiewaliśmy, łatwiej było mi się wczuć. Poza tym choreografia była też bardzo mocna. No, ale kiedy krzyczeli "cięcie", okazywało się, że stoię przed tymi wszystkimi ludźmi w samej bieliźnie.
- Były chwile, kiedy czułaś się dziwnie, nieswojo?
Malin Akerman: Było ich całkiem sporo. Na przykład najbardziej francuski pocałunek wszech czasów. Tego nie widać, ale na planie panuje kompletna cisza. Nie gra muzyka, a statyści się na ciebie gapią i jedyne co słyszysz, to te języki w pocałunku. To dziwne, dziwne uczucie. Kiedy skończyliśmy kręcić, czułam, że jestem cała pąsowa ze wstydu. Na szczęście, atmosfera szybko się rozładowała i zaczęliśmy się śmiać.
- A jak pracowało ci się nad choreografia?
Malin Akerman: Uczyłam się jej krok po kroku. Z czasem po prostu zaczęłam rozumieć, o co w tym chodzi i jak to ma wyglądać. A Tom był wspaniały. Miał dla mnie wiele szacunku, zresztą ja dla niego też. Zawsze się mnie pytał o zdanie. Chciał mieć pewność, że to, co robimy mi odpowiada. Oczywiście, najpierw odbywaliśmy próby, a na planie już nam szło dobrze.
- Rozśmieszaliście się?
Malin Akerman: Jasne. Cały czas. Było mnóstwo zabawnych sytuacji. Wiesz, kręcisz scenę, masz do wykonania jakąś skomplikowaną choreografię albo scenę łóżkową i nagle słyszysz "cięcie". I nagle zdajesz sobie sprawę, że znajdujesz się w bardzo dziwnej pozycji. Łatwo wtedy dostać głupawki.
- Jak myślisz, co twój mąż i mama powiedzą na niektóre sceny?
Malin Akerman: Szkoda, że nie znacie mojej mamy. Ona posunęłaby się znacznie dalej niż ja. Powiem tak, moja mama jest absolutnie wolnym duchem. Poza tym widziała wiele moich szalonych filmów, jak "Heartbreak Kid". Mój mąż z kolei widział już "Rock of Ages" i wie, że taką mam pracę. Bardzo mnie wspiera, w tym, co robię. Zresztą, zabierałem go na plan, żeby zobaczył, jak to wygląda i poznał wszystkich. Myślę, że to pomogło. Jesteśmy razem od 9 lat i znamy się bardzo dobrze. Wie, że nie ucieknę z Tomem Cruise'em. Wie, że nic się nie zmieni.
- Czy przygotowując się do roli, rozmawiałaś z jakimiś dziennikarkami muzycznymi, żeby lepiej dowiedzieć się, jak to wyglądało z ich perspektywy w tamtych czasach?
Malin Akerman: Nie, nie rozmawiałam z żadną muzyczną dziennikarką. Jednak jedna z moich młodszych sióstr jest dziennikarką w Szwecji. Poza tym, przy moim zawodzie często spotkasz dziennikarzy, więc wiesz jak pracują.
Ponadto, w przypadku mojej postaci, Constance, bardzo ważne było to, że naprawdę była wielką fanką muzyki i wierzyła w to, co robi. Sądzę, że każdy z nas w coś wierzy i chce dać z siebie wszystko. Myślę, że to było ważniejsze w tej postaci, niż to, że była dziennikarką. Jej zawód był opisany w scenariuszu, słowami, tymczasem była jeszcze ta druga strona, którą trzeba było pokazać. Ale oczywiście, kiedy była potrzeba, zawsze radziłam się siostry.
- Niedługo znów będziesz pracować z Adamem Shankmanem przy "This Is Where I Leave You". Czy dostałaś tę rolę po tym, jak zagrałaś w "Rock of Ages"?
Malin Akerman: Tak sądzę. Naprawdę znakomicie nam się pracowało. Myślę, że zdobyłam jego zaufanie, kręcąc "Rock of Ages". Najwyraźniej był ze mnie zadowolony i chciał mnie znów zaangażować. Ja się nie zgłaszałam, to do mnie zadzwoniono z pytaniem, czy jestem zainteresowana, a ja oczywiście byłam. Scenariusz do "This Is Where I Leave You" jest wspaniały.
- A jak podobała Ci się trwała ondulacja, którą Constance miała na głowie?
Malin Akerman: Bardzo mi się podobała. Jako dziewczynka, bardzo chciałam mieć trwałą, ale mama mi nie pozwalała, za co z perspektywy czasu jestem jej wdzięczna. A teraz, kiedy w końcu mogłam mieć trwałą, byłam zachwycona. Mogę odhaczyć jedno marzenie z listy.
- Ale twoja fryzura nie wyglądała na zdyscyplinowaną?
Malin Akerman: Zgadza się. To była jednak peruka, bo kręcenie włosów codziennie zabierałoby długie godziny. Ale naprawdę bardzo podobały mi się te włosy. Nawet mi ich brakowało, kiedy skończyliśmy zdjęcia. Brakowało mi tej objętości.
- Widziałaś "Rock of Ages" na Broadwayu?
Malin Akerman: Tak i to nawet dwa razy, ale to było jeszcze zanim wiedziałam w ogóle, że powstaje film i że będę w nim grać. Jak już mówiłam, dorastałam, słuchając takiej muzyki, więc połączenie tej historii i piosenek od razu wydawało mi się świetne. Musical bardzo mi się podobał i byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam zagrać w filmie.
- Czy przedstawienie bardzo różni się do filmu? Twoja bohaterka jest inna?
Malin Akerman: Moja bohaterka jest zdecydowanie inna. Na Broadwayu nie było śpiewania do jej tyłka. Na pewno zrobiliśmy świetną adaptację. Na planie pojawiali się producenci z Broadwayu i bardzo im się podobało. Nikt nie chce zepsuć czyjegoś "dziecka". Ale uważam, że naszej ekipie udało się dobrze odtworzyć tę historię i te postaci. Muzyka jest inna, sposób, w jaki została ułożona jest inny, ale jest dużo podobieństw i bez problemu można rozpoznać postaci, które się zna z desek teatru.
- Miałaś okazję nawiązać kontakt z Catherine Zeta-Jones, Alec Baldwin czy Russell Brand?
Malin Akerman: Nie bardzo. Cathrerine nawet nie poznałam. Obsada była naprawdę duża. Alec i Russell kręcili swoje partie przez tygodnie, a potem ja z Tomem swoje przez kolejne trzy. I tak na zamianę. Poznałam jednak i Aleca, i Russella, a także Paula Giamatti, którego ubóstwiam - jest fenomenalnym aktorem. Kilka razy zjedliśmy wspólnie kolację, kiedy mieliśmy razem czytane próby. Niestety, Catherine musiała pracować, więc nie było jej na tych próbach i nie miałam okazji jej spotkać. Ale z Mary J. Blige spędziłam trochę czasu.
- Miejsce, w którym rozgrywa się film jest bardzo ważne. Jak ważne było ono dla twojej postaci?
Malin Akerman: Niektóre sceny kręciliśmy w barze, w prawdziwym barze, który miał zapach baru itp. Kiedyś byłam barmanką, więc wiem, jak wygląda i pachnie bar. Ten był właśnie prawdziwym barem. Ale znakomicie zbudowali Sunset Strip no i wszystkie lokale i miejsca, w których rozgrywa się film. Miejsca nie miały jednak aż takiego znaczenia, jak muzyka. To ona odgrywa największą rolę w filmie.
- Kiedy byłaś barmanką, jaka była Twoja specjalność?
Malin Akerman: Moja specjalność? Byłam okropną barmanką. Naprawdę, koszmarną. Jak ktoś prosił o śrubokręt, dostawał rum z colą. Byłam beznadziejna, w ogóle się na tym nie znałam. Na szczęście klienci byli pijani, więc nie miało to dla nich znaczenia. Jak wybrzydzali, mówiłam, że przecież dostali alkohol, więc niech piją.