W czasach, kiedy chodziłam do szkoły podstawowej, sport był obecny w szkołach: co tydzień były rozgrywane różne zawody, a ja miałam szczęście trafić na człowieka, który nauczył mnie wielu dyscyplin m.in. lekkiej atletyki, gier zespołowych, narciarstwa czy łyżwiarstwa. I to był początek. Potem, kiedy trafiłam na studia, pojawił się inny rodzaj sportu – wspinaczka, która wtedy była modna. Uprawiałam wspinaczkę skałkową, potem wyjazdy w Tatry i do Nepalu. A potem pojawiły się dzieci. Skoro we mnie już sport był zaszczepiony, trzeba było znaleźć możliwość uprawiania sportu razem z nimi - rowery, narty to można było z dziećmi robić. Jeśli był czas wolny, to te chwile przeznaczaliśmy na aktywny wypoczynek.
Na rowerach początkowo jeździliśmy z Mają po szosie. Majka była jeszcze mała, a zdarzało nam się pokonywać dłuższe dystanse, więc żeby miała możliwość przejechania tej trasy, zabierałam linkę do roweru i jak była jakaś górka albo podjazd, to ją podciągałam. Niestety teraz Majka nie chce się zrewanżować tym samym. Jeszcze kilka lat temu zdarzało mi się pojechać z nią na jakąś wycieczkę w góry. W tej chwili już tego nie proponuję, bo szkoda się męczyć. Ja przy niej się zmęczę strasznie, podobnie jak ona przy mnie, gdy musi kręcić powoli noga za nogą i czekać na kogoś. Dla niej to jest przejażdżka, a dla mnie maksymalny wysiłek.
Nasze pierwsze sportowe osiągnięcie to wspólny start w turnieju Family Cup. Kilkanaście lat temu to był bardzo popularny cykl zawodów sportowych dla rodzin i amatorów. Wygrana to było duże zaskoczenie zarówno dla nas samych jak i dla ludzi, którzy tam startowali. To wtedy Maja trafiła do klubu sportowego. Dla niej wiele się wtedy zmieniło. Miała wielki dylemat, bardzo długo się zastanawiała, mimo zaledwie dwunastu lat była bardzo odpowiedzialną dziewczynką. Jeżeli czegoś się podejmowała, to robiła to świadomie. Ponieważ była bardzo dobrą uczennicą zastanawiała się, czy trenowanie nie odbędzie się kosztem nauki. W podjęciu decyzji pomogła Mai nauczycielka WF-u, która akurat w tym czasie była Mistrzynią Polski w kolarstwie górskim, ona zainicjowała wyścigi, na których Majka miała możliwość zaprezentowania się, ona również była trenerem w klubie Mai. To był taki szczęśliwy zbieg okoliczności, że Majka miała wsparcie osoby, do której podczas treningów miała 100% zaufanie. Na dodatek kobiety.
Treningi Mai nie zmieniły drastycznie naszego życia. Wiele z nich odbywało się bez mojego udziału - na rowerze oraz w sali, która znajduje się w pobliżu. Natomiast z przyjemnością towarzyszyłam jej w treningach na nartach biegowych i na basenie. Mój wysiłek był bardziej związany z wyjazdami – praktycznie co tydzień w weekend jeździłyśmy na zawody. W pewnym momencie na nas rodziców spadła odpowiedzialność za organizowanie takich wyjazdów. Do dziś, chociaż moje dziecko jest duże i bardzo dorosłe, we mnie nadal jest chęć wyjeżdżania i uczestniczenia w tych imprezach. W przeszłości często brałam udział w organizowaniu wyjazdów Mai, często zabierałam rower ze sobą i sama też usiłowałam wykorzystać każdą nadarzającą się lukę, żeby pojeździć. Teraz, kiedy wyjeżdżam razem z nią na zawody, zawsze mam koszulki dla fanów Mai, co roku inne, ale od lat na koszulkach pojawia się pszczoła bojowa.
Długo nie wiązałam uprawiania sportu przez Maję z możliwością jazdy zawodowej. Skończyła dzienne studia podyplomowe na Politechnice i jednocześnie trenowała. Miała bardzo dobre wyniki w sporcie i w nauce. W tym czasie dla niej decyzją byłoby „nie uprawiam sportu i idę w nieznane, szukam pracy, próbuję czegoś kompletnie nowego”. A życie sportowca znała i co ważne lubiła. Miało to swoje plusy i minusy. Zobaczyła wiele miejsc na świecie, poznała wielu ludzi. Maja w zasadzie swoich walizek nie rozpakowuje, są elementem stałym w jej mieszkaniu. Bywa tak, że zostają częściowo nierozpakowane, stoją w pogotowiu z podstawowymi rzeczami. Pewnym minusem jest na pewno hermetyczność środowiska, w którym się obraca. Ma możliwość poznawania innych światów, jednak niewiele czasu można temu poświęcić. Trochę żałowałam tego, że ona żyje w tak nierzeczywistym świecie, ale każda droga jest dobra, jeżeli komuś na jakiejś ścieżce jest dobrze, to znaczy, że to jest dobre rozwiązanie.
Dziś Maja trenuje przez 11 miesięcy w roku. W tym roku miała tylko dwutygodniowy okres przerwy. Mieszka teraz w Jeleniej Górze. W naszym domu ja zajmuję parter, mój syn Michał mieszka na pierwszym piętrze, a Maja czasem pomieszkuje na poddaszu. Pojawia się i znika, bo większość czasu spędza na zgrupowaniach. Kiedy wyjechała na studia do Wrocławia, to niestety zamęczałam ją telefonami. Było mi ciężko pogodzić się z tym, że kogoś tak bliskiego już nie ma koło mnie. Męczyłam ją tym dzwonieniem, bo ona jest osobą bardzo zajętą. A takich chętnych do porozmawiania jest wielu. Staram się być bardziej uważna i nie zamęczać jej już swoją osobą. Bardziej zdaję się na to, że to ona znajdzie chwilę i chęć do porozmawiania ze mną.
Bardzo ważny i przełomowy był dla mnie udział Mai w Igrzyskach Olimpijskich w Atenach. Bardzo długo Maja uprawiała sport „przy okazji” jako wypełnienie czasu wolnego, przyjemność i zabawę. Nigdy nie śniłam o tym, że Maja może reprezentować Polskę i uczestniczyć w Olimpiadzie, to ogromny zaszczyt i wyróżnienie.
Często jestem obecna na dużych międzynarodowych zawodach, w których Maja bierze udział. Jestem jednak totalnie z boku, ponieważ na takich imprezach Maja koncentruje się, by jak najlepiej wypaść. W przeddzień zwykle się spotykamy na kawę na 15 minut. Natomiast w dzień zawodów jest to jedynie pomachanie z daleka. Żadnych rozmów, ponieważ Maja musi się już skupić na swoim zadaniu. Jeśli jestem na zawodach, natychmiast znam wynik. Jeśli mnie nie ma, zawsze otrzymuję SMS-a. Teraz, jeśli mi się nie uda gdzieś pojechać na Puchar Świata, mogę obejrzeć zawody w Internecie. Jestem w jej życiu obecna, stoję zawsze obok. Staram się ją wspierać, jednak nie mam możliwości ani ochoty popychać jej do czegoś. Wspierać tak, popychać nie.
Czasem mam przeczucia. Przed Igrzyskami w Pekinie Majka była wyjątkowo skoncentrowana. Trenowała tam 3 tygodnie w totalnej izolacji od świata zewnętrznego. Miałam możliwość zobaczenia się z nią przed wyjazdem do Pekinu na 15 minut, powiedziałam, że będzie miała srebrny medal. I tak się stało. Przeczułam też, że coś niedobrego może wydarzyć się w Australii i niestety odniosła tam bardzo poważną kontuzję. Czasem takie poważne upadki mogą powodować psychiczną blokadę. Jeśli człowiek sobie nie poradzi z taką barierą, to może to oznaczać koniec sportu. Maja to przepracowała. Żeby być sportowcem tej klasy, trzeba mieć mocną psychikę. Jeśli się wygrywa, to człowieka napędza, dostaje skrzydeł. A jak się trafia na jakieś przeszkody na drodze, to trzeba umieć zapanować nad tym.
Jeśli dzieci od dzieciństwa uprawiają sport, łatwiej im w życiu poradzić sobie z wszelkimi przeszkodami. Sport uprawia się w otoczeniu rówieśników, to pomaga rozwijać komunikację z innymi, umiejętność współpracy. To jest także nabranie umiejętności radzenia sobie z niepowodzeniami. Nie każdy jest od razu mistrzem. Jeśli w zawodach udział bierze dziesięciu, to tylko jeden wygrywa. A reszta musi sobie z tym poradzić. Mój syn także uprawiał sporty w młodości, a kiedy Majka się tak zaangażowała, to on się trochę zdystansował do sportu. Kiedy dorósł i okrzepł to nagle okazało się, że nauka nie poszła w las. Sport pozostał jego stylem życia. A teraz ze znajomymi jedzie do Francji jeździć na rowerach. W lato jeździ na rowerze, a zimą biegamy na nartach.
Jeżeli da się dzieciom możliwość „dotknięcia” wielu tematów, to dziecko samo powinno odnajdować takie dziedziny w których czuje się najlepiej. To dziecko powinno dokonywać wyboru, a nie rodzice. Trzeba wsłuchać się w dziecko. Maja w wielu dziedzinach czuła się bardzo dobrze. Nie ma za bardzo słuchu muzycznego, jednak bardzo lubi śpiewać. Uważa, że robi to doskonale (śmiech). Myślę, że gdyby życie potoczyło się inaczej, gdyby trafiła w inne miejsce, to też by sobie poradziła.
Gdy dzieci mają dodatkowe zajęcia, to tak muszą organizować swoje życie, by wykorzystać każdą chwilę. Jak człowiek ma do wykonania wiele zadań, to potrafi sobie tak zaplanować czas, że górę przewali i mu to przykrości nie sprawi. Jak ma za dużo czasu, to nie zrobi nic. Jeżeli dzieci mają więcej obowiązków niż tylko szkoła, to z korzyścią dla nich, bo potrafią potem sobie w życiu lepiej poradzić. To się dzieje w sposób naturalny, bo dzieci zaczynają planować swoje życie.
Dziś życzyłabym Mai znalezienia sobie kolejnego celu w życiu, który ją nakręci i będzie dawać jej radość.
Rozmowa przeprowadzona 05.04.2012 r. we Wrocławiu w ramach kampanii „Dziękuję Ci, Mamo” firmy Procter & Gamble