Charyzmatyczna, odważna, bezkompromisowa. Najlepszy polityk wśród dziennikarzy. Od lat prześwietla tych, którzy rządzą Polską. Łapie ich za słowo. Atrakcyjna, wysportowana, wciąż gotowa na nowe wyzwania. Niezmordowana jak nastolatka. Śnią jej się prezydenci i premierzy. Nic dziwnego – praca to jej życie.
Kobieta (nie)polityczna
Monika Olejnik wstaje przed świtem, aby zdążyć na poranną audycję do Radia ZET. Wybiera jedną parę ze swej nieskończonej kolekcji butów – do radia najczęściej trampki – i pędzi. Jest tam wpół do siódmej, pije kawę, czyta gazety. „Uwielbiam Internet, ale wolę szorstkość papieru, zapach farby”, tłumaczy. Politycy boją się jej, nie znoszą, podziwiają. Obrażają się, ale wracają. Nawet prezydenci. Lech Kaczyński wściekł się po programie „Kropka nad i”. Wołał, że ją wykończy. Potem przepraszał, przysłał róże. Na studiach zootechnicznych marzy, że będzie hodować owce. Zaczyna studiować dziennikarstwo. Jedna wizyta na korytarzach Trójki zmienia wszystko. Zostaje reporterem. Rozsadza ją energia. Ma to do dzisiaj. Śmieje się, że to dzięki mieszkaniu bez windy i trzem zajęciom fitness w tygodniu. „Tkwi we mnie 18-latka”, powtarza. Romans z polityką zaczyna przed 1989 rokiem. Pierwszy ważny wywiad z Wałęsą. On przegrywa wybory prezydenckie z Aleksandrem Kwaśniewskim, ona płacze. Mimo że „robi” w polityce od dawna, nie wyobraża sobie innego życia. Uważa się za nie najlepszą matkę. Zmarnowała tenisowy talent syna, Jerzego Wasowskiego, bo nigdy nie miała czasu wozić go na turnieje. Ale kocha go nad życie, jest dumna, że skończył socjologię. „Jest mi potrzebny, żebym nie czuła się pusta”, mówi. Choć tyle pracuje, jest rodzinną osobą. Zawsze znajdzie czas dla rodziców. Sporo lat po rozwodzie z dziennikarzem Grzegorzem Wasowskim wiąże się z młodszym mężczyzną. Też dziennikarzem, Tomaszem Ziółkowskim. Są ze sobą od kilkunastu lat. Całe życie ważne są dla niej kobiety. Przyjaźni się z nimi i pracuje. Jak z Agnieszką Kublik, z którą w „Gazecie Wyborczej” prowadzi wywiady „Dwie na jednego”. Zakupy to jej największy – po polityce – nałóg. Czuje się spełniona. Mądrzejsza o wszystkie te rozmowy z wartościowymi ludźmi, których udało jej się spotkać.
Żakiet Balmain, Likus Concept Store, ul. Krakowskie Przedmieście 16/18; buty Yves Saint Laurent, Likus Concept Store; spodnie, t-shirt Zara, ul. MarszaŁkowska 104/122, wszystkie sklepy na terenie Warszawy
1
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
BEATA TYSZKIEWICZ, aktorka
Ikona polskiego kina, diwa, wielka dama. Jest ideałem Polek. Jej ubiór, sposób poruszania się, mówienia, makijaż, fryzura… wyliczają zachwyceni internauci. Jest podziwiana za elegancję, klasę i dystans, jaki ma do siebie. Pytana o arystokratyczne korzenie odpowiada najczęściej: „To nie ma znaczenia”.
Pierwsza dama
Beata Tyszkiewicz zagrała ponad sto ról. Była idealną Marią Walewską w „Marysi i Napoleonie”, niezapomnianą Izabelą Łęcką w „Lalce”. W kultowym „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy zagrała siebie. W ZSRR jeden z krytyków tak charakteryzował graną przez nią rolę w filmie Konczałowskiego „Szlacheckie gniazdo”: „Polka z krwi, paryżanka z głosu serca, ziemianka z pozycji, kokota z temperamentu, Rosjanka zabłąkana w Europie”. Nie obraziła się za kokotę, bo się nie obraża. To jedna z jej zalet. A ma ich wiele. Nie boi się wyzwań. Dzisiaj mówi półżartem, że żaden film nie przyniósł jej takiej miłości widowni, jak telewizyjny show „Taniec z gwiazdami”. Nigdy nie rozdawała tylu autografów. Jej pełne nazwisko brzmi: Beata Maria Helena hrabianka Tyszkiewiczówna-Kalenicka na Łohojsku i Berdyczowie. Jest damą w każdym calu. Choć sama z siebie żartuje: „Taka dama, co pije, pali i przeklina”. Przyjaciele uważają, że nawet jak klnie, w jej ustach brzmi to arystokratycznie. Gdy nie gra, fotografuje, gdy nie fotografuje, pisze. Nie ma kaprysów gwiazdy, choć miałaby do nich prawo. Kobiety uwielbiają jej biografię „Nie wszystko na sprzedaż”. Opisała tam swoją filozofię, trzy małżeństwa. Podoba im się, gdy twierdzi szczerze, że mężczyzna nie jest potrzebny do szczęścia – ona zawsze chciała zależeć tylko od siebie. Singielki więc leczą przy niej swoje kompleksy. Chcą jak ona być niezależne. I jak ona być damą. Tak naprawdę całym światem są dla niej córki i wnuk. W tym nie różni się od wielu innych matek Polek. I za to też ją kochamy.
bluzka Caterina, Ch Klif, ul. Okopowa 58/72, Warszawa
Ikona polskiego kina, diwa, wielka dama. Jest ideałem Polek. Jej ubiór, sposób poruszania się, mówienia, makijaż, fryzura… wyliczają zachwyceni internauci. Jest podziwiana za elegancję, klasę i dystans, jaki ma do siebie. Pytana o arystokratyczne korzenie odpowiada najczęściej: „To nie ma znaczenia”.
Pierwsza dama
Beata Tyszkiewicz zagrała ponad sto ról. Była idealną Marią Walewską w „Marysi i Napoleonie”, niezapomnianą Izabelą Łęcką w „Lalce”. W kultowym „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy zagrała siebie. W ZSRR jeden z krytyków tak charakteryzował graną przez nią rolę w filmie Konczałowskiego „Szlacheckie gniazdo”: „Polka z krwi, paryżanka z głosu serca, ziemianka z pozycji, kokota z temperamentu, Rosjanka zabłąkana w Europie”. Nie obraziła się za kokotę, bo się nie obraża. To jedna z jej zalet. A ma ich wiele. Nie boi się wyzwań. Dzisiaj mówi półżartem, że żaden film nie przyniósł jej takiej miłości widowni, jak telewizyjny show „Taniec z gwiazdami”. Nigdy nie rozdawała tylu autografów. Jej pełne nazwisko brzmi: Beata Maria Helena hrabianka Tyszkiewiczówna-Kalenicka na Łohojsku i Berdyczowie. Jest damą w każdym calu. Choć sama z siebie żartuje: „Taka dama, co pije, pali i przeklina”. Przyjaciele uważają, że nawet jak klnie, w jej ustach brzmi to arystokratycznie. Gdy nie gra, fotografuje, gdy nie fotografuje, pisze. Nie ma kaprysów gwiazdy, choć miałaby do nich prawo. Kobiety uwielbiają jej biografię „Nie wszystko na sprzedaż”. Opisała tam swoją filozofię, trzy małżeństwa. Podoba im się, gdy twierdzi szczerze, że mężczyzna nie jest potrzebny do szczęścia – ona zawsze chciała zależeć tylko od siebie. Singielki więc leczą przy niej swoje kompleksy. Chcą jak ona być niezależne. I jak ona być damą. Tak naprawdę całym światem są dla niej córki i wnuk. W tym nie różni się od wielu innych matek Polek. I za to też ją kochamy.
bluzka Caterina, Ch Klif, ul. Okopowa 58/72, Warszawa
2
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
GRAŻYNA KULCZYK, bizneswoman
Kolekcjonerka dzieł sztuki na światowym poziomie, z własnych funduszy finansuje spektakle teatralne i wystawy. Najbogatsza Polka, a według szwajcarskiego magazynu „Bilanz” jedna z najbogatszych „Szwajcarek”, bo również tam mieszka. W jej adresie e-mailowym widnieje tajemnicze „5050.com”. Co to znaczy? Okazuje się, że to ilustracja jej filozofii życiowej i credo: 50 procent sztuki, 50 – biznesu. Pół na pół, ale z pewnością nie „na pół gwizdka”.
Taka pół na pół
Polacy poznali ją jako żonę Jana Kulczyka – najbogatszego Polaka. Niewielu wiedziało, jakie odnosi sukcesy i jakim oparciem, również w biznesie, jest dla męża. Odrestaurowany przez nią poznański Stary Browar konkurenci uważają za jedną z najpiękniejszych miejskich przestrzeni. Tu Grażyna Kulczyk organizuje imprezy artystyczno-kulturalne. Z wykształcenia prawniczka, ukończyła aplikację sędziowską, ale po odchowaniu dzieci wciągnął ją biznes. Córka lotnika Dywizjonu 305 w Anglii, Stanisława Łagody. Ojciec wpoił jej konsekwencję i upór, mówił: „Jak zaczynasz, to kończysz”. Nic dziwnego, że wspiera do dziś Klub Seniorów Lotników. Poza tym pewnie prowadzi samochód i zamierza pilotować śmigłowiec. Więc może „5050” z jej e-maila to w połowie racjonalizm, w połowie serce i szczypta sentymentalizmu. Twarda i delikatna? Zapewnia, że „dotyka normalności”, bo nie zamyka się w enklawie zastrzeżonej dla jej socjety. Po rozstaniu z mężem, które sama nazywa „dramatycznym”, nie wycofała się z życia publicznego, nie skupiła na walce z mężem. Wrzuciła piąty bieg w pojeździe z napędem na cztery koła (motoryzacyjne odniesienia są uzasadnione, w latach 90. zaczynała od organizowania sieci dilerskiej VW, Audi i Škody). Za rewitalizację ponadstuletniego Browaru Huggera zgarnęła wszystkie możliwe nagrody w świecie. Wokół elektronicznego konceptu artysty Rafaela Lozano-Hemmera tworzy Blow Up Hall – kompleks hotelowo-restauracyjny. Powołała fundację Art Stations Foundation, by promować działania kulturalne. Jakżeby inaczej, skoro jej kolekcja liczy kilkaset pozycji wybitnych artystów z Polski i ze świata. Stawia na polską kulturę jako towar eksportowy, chociaż mówi, że w „ciężkim” biznesie nie powiedziała ostatniego słowa. Ma apetyt na więcej. Ma też gest. Milionem złotych wsparła przedsiębiorcze kobiety z zalanej przez powódź Bogatyni, by mogły odbudować swój biznes. Życie osobiste też jej dopisuje. Dumna jest z dzieci Dominiki i Sebastiana i dwójki wnuków. A jeśli chodzi o sprawy sercowe... Jedyne wyznanie, na jakie udało się nam namówić Grażynę Kulczyk, brzmi: „Jest lepiej niż dobrze”. Więc może „5050” to także pół pracy, pół miłości?
Kolekcjonerka dzieł sztuki na światowym poziomie, z własnych funduszy finansuje spektakle teatralne i wystawy. Najbogatsza Polka, a według szwajcarskiego magazynu „Bilanz” jedna z najbogatszych „Szwajcarek”, bo również tam mieszka. W jej adresie e-mailowym widnieje tajemnicze „5050.com”. Co to znaczy? Okazuje się, że to ilustracja jej filozofii życiowej i credo: 50 procent sztuki, 50 – biznesu. Pół na pół, ale z pewnością nie „na pół gwizdka”.
Taka pół na pół
Polacy poznali ją jako żonę Jana Kulczyka – najbogatszego Polaka. Niewielu wiedziało, jakie odnosi sukcesy i jakim oparciem, również w biznesie, jest dla męża. Odrestaurowany przez nią poznański Stary Browar konkurenci uważają za jedną z najpiękniejszych miejskich przestrzeni. Tu Grażyna Kulczyk organizuje imprezy artystyczno-kulturalne. Z wykształcenia prawniczka, ukończyła aplikację sędziowską, ale po odchowaniu dzieci wciągnął ją biznes. Córka lotnika Dywizjonu 305 w Anglii, Stanisława Łagody. Ojciec wpoił jej konsekwencję i upór, mówił: „Jak zaczynasz, to kończysz”. Nic dziwnego, że wspiera do dziś Klub Seniorów Lotników. Poza tym pewnie prowadzi samochód i zamierza pilotować śmigłowiec. Więc może „5050” z jej e-maila to w połowie racjonalizm, w połowie serce i szczypta sentymentalizmu. Twarda i delikatna? Zapewnia, że „dotyka normalności”, bo nie zamyka się w enklawie zastrzeżonej dla jej socjety. Po rozstaniu z mężem, które sama nazywa „dramatycznym”, nie wycofała się z życia publicznego, nie skupiła na walce z mężem. Wrzuciła piąty bieg w pojeździe z napędem na cztery koła (motoryzacyjne odniesienia są uzasadnione, w latach 90. zaczynała od organizowania sieci dilerskiej VW, Audi i Škody). Za rewitalizację ponadstuletniego Browaru Huggera zgarnęła wszystkie możliwe nagrody w świecie. Wokół elektronicznego konceptu artysty Rafaela Lozano-Hemmera tworzy Blow Up Hall – kompleks hotelowo-restauracyjny. Powołała fundację Art Stations Foundation, by promować działania kulturalne. Jakżeby inaczej, skoro jej kolekcja liczy kilkaset pozycji wybitnych artystów z Polski i ze świata. Stawia na polską kulturę jako towar eksportowy, chociaż mówi, że w „ciężkim” biznesie nie powiedziała ostatniego słowa. Ma apetyt na więcej. Ma też gest. Milionem złotych wsparła przedsiębiorcze kobiety z zalanej przez powódź Bogatyni, by mogły odbudować swój biznes. Życie osobiste też jej dopisuje. Dumna jest z dzieci Dominiki i Sebastiana i dwójki wnuków. A jeśli chodzi o sprawy sercowe... Jedyne wyznanie, na jakie udało się nam namówić Grażynę Kulczyk, brzmi: „Jest lepiej niż dobrze”. Więc może „5050” to także pół pracy, pół miłości?
3
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
EWA MINGE, projektantka mody
Siedem salonów w kraju sprzedaje tylko jej markę. Ubierają się u niej gwiazdy sceny, polityki i biznesu. Jest wśród nich Jolanta Kwaśniewska. Także Ivana Trump, jedna z najbogatszych kobiet świata. Dla wielu Polek stroje Ewy Minge to symbol luksusu. Inspiracja do ciekawszego życia. Ale dla niej to za mało! Postanowiła podbić świat i jest jedyną polską projektantką, która już dwukrotnie miała pokazy na Fashion Week w Nowym Jorku.
Jak rajski ptak
Ewa Minge wwłaśnie wróciła z Nowego Jorku. Z pokazu swojej kolekcji pret-a--porter. Szczęśliwa. Była ściana mediów, reportaż w Fashion TV, artykuł w prestiżowym „Harper’s Bazaar”. To jej 40. zagraniczny pokaz. Ma prawo odpocząć. Najchętniej w domu w Zielonej Górze. „Jestem dopiero na początku drogi”, trzeźwo ocenia. „Ale wierzę, że wszystko pójdzie jak po sznurku”. Zodiakalny Bliźniak. Dwie osoby w jednej. Pierwsza od dziecka tnie firany i prześcieradła. Szyje fantazyjne stroje, włosy farbuje na zielono. Druga kocha matematykę. Umie liczyć. Biznes nie ma przed nią tajemnic. Dziś w jej szwalni w Pszczewie pracuje sto kobiet. Ale ubrania to nie wszystko. Jeżeli chcesz dom ą la Ewa Minge – jej zespół zaprojektuje go i urządzi. Pracuje po kilkanaście godzin na dobę. Jaki ma cel? Dlaczego wydaje ogromne pieniądze, aby co roku urządzić w Paryżu pokazy haute couture? „Marzę o wielkiej, rozpoznawalnej na całym świecie marce”, wyznaje. Ponad 10 lat temu zrezygnowała z nieszczęśliwego małżeństwa. Zawalczyła o samodzielne życie. Rozbudowała firmę i ruszyła na podbój europejskiego świata mody. Wychowała dwóch synów. Starszy studiuje prawo i pracuje razem z nią. Ale wie, co to cierpienie. Gdy niedawno odchodziła jej matka, bardzo to przeżyła. W Polsce wywołuje skrajne opinie. Od zachwytów nad oryginalnością po oskarżenia o zły gust. Lepszą prasę ma za granicą. W zeszłym roku na świecie ukazało się tysiąc artykułów o Ewie Minge. Imperium kontratakuje?...
Siedem salonów w kraju sprzedaje tylko jej markę. Ubierają się u niej gwiazdy sceny, polityki i biznesu. Jest wśród nich Jolanta Kwaśniewska. Także Ivana Trump, jedna z najbogatszych kobiet świata. Dla wielu Polek stroje Ewy Minge to symbol luksusu. Inspiracja do ciekawszego życia. Ale dla niej to za mało! Postanowiła podbić świat i jest jedyną polską projektantką, która już dwukrotnie miała pokazy na Fashion Week w Nowym Jorku.
Jak rajski ptak
Ewa Minge wwłaśnie wróciła z Nowego Jorku. Z pokazu swojej kolekcji pret-a--porter. Szczęśliwa. Była ściana mediów, reportaż w Fashion TV, artykuł w prestiżowym „Harper’s Bazaar”. To jej 40. zagraniczny pokaz. Ma prawo odpocząć. Najchętniej w domu w Zielonej Górze. „Jestem dopiero na początku drogi”, trzeźwo ocenia. „Ale wierzę, że wszystko pójdzie jak po sznurku”. Zodiakalny Bliźniak. Dwie osoby w jednej. Pierwsza od dziecka tnie firany i prześcieradła. Szyje fantazyjne stroje, włosy farbuje na zielono. Druga kocha matematykę. Umie liczyć. Biznes nie ma przed nią tajemnic. Dziś w jej szwalni w Pszczewie pracuje sto kobiet. Ale ubrania to nie wszystko. Jeżeli chcesz dom ą la Ewa Minge – jej zespół zaprojektuje go i urządzi. Pracuje po kilkanaście godzin na dobę. Jaki ma cel? Dlaczego wydaje ogromne pieniądze, aby co roku urządzić w Paryżu pokazy haute couture? „Marzę o wielkiej, rozpoznawalnej na całym świecie marce”, wyznaje. Ponad 10 lat temu zrezygnowała z nieszczęśliwego małżeństwa. Zawalczyła o samodzielne życie. Rozbudowała firmę i ruszyła na podbój europejskiego świata mody. Wychowała dwóch synów. Starszy studiuje prawo i pracuje razem z nią. Ale wie, co to cierpienie. Gdy niedawno odchodziła jej matka, bardzo to przeżyła. W Polsce wywołuje skrajne opinie. Od zachwytów nad oryginalnością po oskarżenia o zły gust. Lepszą prasę ma za granicą. W zeszłym roku na świecie ukazało się tysiąc artykułów o Ewie Minge. Imperium kontratakuje?...
4
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
ILONA ŁEPKOWSKA, scenarzystka i producentka
Zawdzięczamy jej „Klan”, „M jak miłość”, „Na dobre i na złe”, „Nigdy w życiu”, „Barwy szczęścia”. Rządzi masową wyobraźnią Polek i wpływa na ich życie. Łączy i rozdziela związki. Wystawia na próbę uczucia. Sama mówi, że nie ma takiej siły, jaką jej przypisują: „To tylko film. Tylko serial. Tylko fikcyjne postaci i wymyślona fabuła. Prawdziwe życie i moje, i moich widzów jest gdzie indziej. I ono jest najważniejsze”.
Rozważna i romantyczna
Ilona Łepkowska mówi: „Polki mają wielką wyobraźnię i potencjał, ja podrzucam im trochę rozrywki, za pomocą której staram się delikatnie przemycić myśli dla mnie ważne. Ale nie arbitralnie”. Z serialami trafiła w swój czas, z komediami – na okres wieloletniego bezrybia, kiedy okazało się, że niewiele osób umie je pisać. Efekt – na koncie ponad 20 scenariuszy, z których niemal wszystkie okazały się hitami. Dzięki nim stała się kobietą sukcesu. „Skakanie przez kolejne, coraz wyższe przeszkody jest na pewno satysfakcjonujące, ale człowiek ma też czasem ochotę spokojnie gdzieś na boku pokłusować...”, mówi. Z kobietami szybciej się dogaduje i lepiej je rozumie od mężczyzn. Zanim dotarła na szczyt, kilka razy była na zakręcie, bez pracy i pieniędzy. W sprawach zawodowych rozważna, w życiu prywatnym – romantyczka. Skąd czerpie inspiracje? „Na pewno, jeśli idzie o rzetelność w pracy, odpowiedzialność, wielką naukę odebrałam od mojego Taty, który był tytanem pracy i solidności”, mówi. Życie samo pisze najbardziej zaskakujące scenariusze. Ilona Łepkowska znów się zakochała. Związana jest ze słynnym architektem i politykiem Czesławem Bieleckim. Recepta na szczęście? Jak mówi, wstyd się przyznać, ale nie bardzo umie być w pełni, spokojnie szczęśliwa. Zawsze znajdzie sobie jakiś powód do zmartwienia. „Uczę się całe życie być szczęśliwa, idzie mi ostatnio lepiej, ale nie jestem wzorową uczennicą i nie dostanę na koniec życia świadectwa z czerwonym paskiem. Wiem jedno – nie umiem być szczęśliwa bez spełnionej miłości. Z tym ostatnio bardzo dobrze, więc może i resztę uda się poprawić”.
Zawdzięczamy jej „Klan”, „M jak miłość”, „Na dobre i na złe”, „Nigdy w życiu”, „Barwy szczęścia”. Rządzi masową wyobraźnią Polek i wpływa na ich życie. Łączy i rozdziela związki. Wystawia na próbę uczucia. Sama mówi, że nie ma takiej siły, jaką jej przypisują: „To tylko film. Tylko serial. Tylko fikcyjne postaci i wymyślona fabuła. Prawdziwe życie i moje, i moich widzów jest gdzie indziej. I ono jest najważniejsze”.
Rozważna i romantyczna
Ilona Łepkowska mówi: „Polki mają wielką wyobraźnię i potencjał, ja podrzucam im trochę rozrywki, za pomocą której staram się delikatnie przemycić myśli dla mnie ważne. Ale nie arbitralnie”. Z serialami trafiła w swój czas, z komediami – na okres wieloletniego bezrybia, kiedy okazało się, że niewiele osób umie je pisać. Efekt – na koncie ponad 20 scenariuszy, z których niemal wszystkie okazały się hitami. Dzięki nim stała się kobietą sukcesu. „Skakanie przez kolejne, coraz wyższe przeszkody jest na pewno satysfakcjonujące, ale człowiek ma też czasem ochotę spokojnie gdzieś na boku pokłusować...”, mówi. Z kobietami szybciej się dogaduje i lepiej je rozumie od mężczyzn. Zanim dotarła na szczyt, kilka razy była na zakręcie, bez pracy i pieniędzy. W sprawach zawodowych rozważna, w życiu prywatnym – romantyczka. Skąd czerpie inspiracje? „Na pewno, jeśli idzie o rzetelność w pracy, odpowiedzialność, wielką naukę odebrałam od mojego Taty, który był tytanem pracy i solidności”, mówi. Życie samo pisze najbardziej zaskakujące scenariusze. Ilona Łepkowska znów się zakochała. Związana jest ze słynnym architektem i politykiem Czesławem Bieleckim. Recepta na szczęście? Jak mówi, wstyd się przyznać, ale nie bardzo umie być w pełni, spokojnie szczęśliwa. Zawsze znajdzie sobie jakiś powód do zmartwienia. „Uczę się całe życie być szczęśliwa, idzie mi ostatnio lepiej, ale nie jestem wzorową uczennicą i nie dostanę na koniec życia świadectwa z czerwonym paskiem. Wiem jedno – nie umiem być szczęśliwa bez spełnionej miłości. Z tym ostatnio bardzo dobrze, więc może i resztę uda się poprawić”.
5
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
ANNA MUCHA, aktorka
Uroda, talent, przebojowość. Te cechy czynią z niej mieszankę wybuchową. Przez lata mówiła: „Mój mózg jest moim najseksowniejszym organem”, by po sesji w „Playboyu” (wyprzedane wszystkie numery!!!) dodać z rozbrajającą szczerością: „Ale mam jeszcze biust, tyłek i inne zalety”. Przede wszystkim jednak aktorka, która jeszcze nam pokaże.
Zalety panny Anny
Kobiety zazdroszczą jej wyglądu i temperamentu, a mężczyźni... cóż? Który z nich nie chciałby mieć takiej dziewczyny? „Lubię budzić w nich pożądanie”, mówi bez pruderii. „Moje ciało to moje narzędzie pracy, dzięki niemu odnoszę sukces. A jak świecę pupą, to na własną odpowiedzialność”. Anna Mucha przyznaje, że podziwia siłę kobiet, które żyją i realizują się „mimo wszystko, a nie wbrew sobie”. Podczas programu „You Can Dance” namówiła kobiety na białostockim rynku do okrzyku: „Jestem kobietą i jestem piękna!”. „To było prawie mistyczne przeżycie”, wspomina. „Dobra energia niesie. Dlatego robię w rozrywce, żeby ludziom żyło się weselej, a mnie dostatniej”. Elżbieta Zapendowska miała powiedzieć, że jeśli Musze przyjdzie do głowy wystąpić w „Jak oni śpiewają”, to ją zabije. „Cudownie, umrę młodo na wizji”, skwitowała. Ale prawdziwie mordercze okazały się treningi do „Tańca z gwiazdami”. Na oczach widzów przeżyła metamorfozę, przechodząc z etapu zasiedziałej na kanapie cyniczki do zakochanej w tańcu zwyciężczyni programu. Nie umie trwać w jednym miejscu – po sukcesie w „TzG” została jurorką „You Can Dance”. I znowu co tydzień widzowie z zapartym tchem czekali na program i zastanawiali się, co też Mucha wymyśli. Nie potrafiła wytrzymać na krześle, na castingach, ku zdumieniu wszystkich, tańczyła z... uczestnikami programu. Edycja z jej udziałem osiągnęła największą oglądalność w historii „YCD”. Gdy wszyscy spodziewali się, że powróci w kolejnej, rezygnuje. Woli oddać się temu, co zawsze było dla niej najważniejsze – pracy na planie. W tym roku można ja oglądać w komedii „Och, Karol 2”, w serialach: „Usta usta”, „Prosto w serce”. Zrealizowała też własny projekt „Wędrowcy, czyli Wigilia 2010” i jak zawsze będzie wspierać twórców kina niezależnego. A przecież rok 2011 właściwie dopiero się rozpoczął. Mucha nie siada…
t-shirt H & M, ul. MarszaŁkowska 104/122, Warszawa
Uroda, talent, przebojowość. Te cechy czynią z niej mieszankę wybuchową. Przez lata mówiła: „Mój mózg jest moim najseksowniejszym organem”, by po sesji w „Playboyu” (wyprzedane wszystkie numery!!!) dodać z rozbrajającą szczerością: „Ale mam jeszcze biust, tyłek i inne zalety”. Przede wszystkim jednak aktorka, która jeszcze nam pokaże.
Zalety panny Anny
Kobiety zazdroszczą jej wyglądu i temperamentu, a mężczyźni... cóż? Który z nich nie chciałby mieć takiej dziewczyny? „Lubię budzić w nich pożądanie”, mówi bez pruderii. „Moje ciało to moje narzędzie pracy, dzięki niemu odnoszę sukces. A jak świecę pupą, to na własną odpowiedzialność”. Anna Mucha przyznaje, że podziwia siłę kobiet, które żyją i realizują się „mimo wszystko, a nie wbrew sobie”. Podczas programu „You Can Dance” namówiła kobiety na białostockim rynku do okrzyku: „Jestem kobietą i jestem piękna!”. „To było prawie mistyczne przeżycie”, wspomina. „Dobra energia niesie. Dlatego robię w rozrywce, żeby ludziom żyło się weselej, a mnie dostatniej”. Elżbieta Zapendowska miała powiedzieć, że jeśli Musze przyjdzie do głowy wystąpić w „Jak oni śpiewają”, to ją zabije. „Cudownie, umrę młodo na wizji”, skwitowała. Ale prawdziwie mordercze okazały się treningi do „Tańca z gwiazdami”. Na oczach widzów przeżyła metamorfozę, przechodząc z etapu zasiedziałej na kanapie cyniczki do zakochanej w tańcu zwyciężczyni programu. Nie umie trwać w jednym miejscu – po sukcesie w „TzG” została jurorką „You Can Dance”. I znowu co tydzień widzowie z zapartym tchem czekali na program i zastanawiali się, co też Mucha wymyśli. Nie potrafiła wytrzymać na krześle, na castingach, ku zdumieniu wszystkich, tańczyła z... uczestnikami programu. Edycja z jej udziałem osiągnęła największą oglądalność w historii „YCD”. Gdy wszyscy spodziewali się, że powróci w kolejnej, rezygnuje. Woli oddać się temu, co zawsze było dla niej najważniejsze – pracy na planie. W tym roku można ja oglądać w komedii „Och, Karol 2”, w serialach: „Usta usta”, „Prosto w serce”. Zrealizowała też własny projekt „Wędrowcy, czyli Wigilia 2010” i jak zawsze będzie wspierać twórców kina niezależnego. A przecież rok 2011 właściwie dopiero się rozpoczął. Mucha nie siada…
t-shirt H & M, ul. MarszaŁkowska 104/122, Warszawa
6
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
MAGDA GESSLER, restauratorka
Ludzie na Facebooku piszą, że jest prawdziwą artystką. Pytają o rady życiowe, prawią komplementy: „Magda Gessler zawsze wie, gdzie stoją konfitury – w kuchni i w życiu”. Uwielbiają jej ostre telewizyjne „Kuchenne rewolucje”. W ciągu 20 lat, jakie minęły od jej powrotu z zagranicy, podbiła serca Polek i Polaków. Czym? Przede wszystkim pełną ciepła osobowością, apoteozą życia, no i potrawami, które dają rozkosz podniebieniu.
Jedz i kochaj
Magda Gessler kiedy miała trzy lata, zrobiła pierwszą kanapkę. Dla ojca. Posmarowała chleb smalcem, położyła na to kurze wątróbki, które sama usmażyła, a na wierzch morele z kompotu. Rodzice byli zachwyceni. Tak jak wtedy, gdy mieszkali w Hawanie. Miała 10 lat i upiekła tort nasączony rumem i przekładany koglem-moglem. Dla mamy. I chociaż Magda Gessler jest malarką – skończyła w Madrycie Akademię Sztuk Pięknych, wiadomo było, że połączy te dwie pasje: malowanie obrazów i gotowanie. Potrawy dobiera nie tylko pod kątem smaków, lecz i kolorów. W jej restauracjach jest pełno kwiatów, owoców na paterach, obrazów na ścianach. To ona położyła kres polskiej kulinarnej zgrzebności, wprowadzając do miejsc, gdzie się jada, przemyślane kompozycje, dla których inspiracją był jej wieloletni pobyt w Hiszpanii. Wystrój swoich restauracji projektuje sama. Zaskakuje wyobraźnią. Jest mistrzynią w łączeniu smaków i w stylu życia, i apetytu na nie. Po kolacji zjedzonej w jej restauracji można tańczyć, bo tak dobiera składniki, by działały ożywczo. Gotuje według zasad polskiej kuchni, ale używane przez Polaków przyprawy kompiluje tak, że potrawy zyskują inny, niezwykły smak. Nadaje też daniom niezwykłe nazwy: „Prawie metr śledzia”, „Prawie za darmo” – widnieje w karcie. Nic dziwnego, że przylgnęło do niej określenie „poetka smaków”. „To prawda”, przyznaje. „Każdą potrawę piszę jak wiersz, widzę ją, marzę o niej”. Jej książki kucharskie są rozchwytywane. Nie tylko z powodu oryginalnych przepisów, lecz i dla ilustracji, które wykonuje sama. Ciągle zadziwia siłą – otworzyła już 16. restaurację. Gdy pytają, skąd bierze energię, odpowiada, że z... kosmosu. „Trzeba jeść i kochać”, uśmiecha się. A kochać potrafi bez reszty, choć długo nie mogła się podnieść po śmierci pierwszego męża, dziennikarza. Ich syn Tadeusz odziedziczył po niej talent do gotowania i artyzm w fotografowaniu. Córka Lara, którą ma z Piotrem Gesslerem, studiuje i prowadzi cukiernię Słodki... Słony. Z każdego związku wynosi coś dobrego. Od kilku lat z lekarzem medycyny estetycznej Waldemarem Kozerawskim tworzą idealną parę. W domu pełnym miłości centralnym punktem jest piec chlebowy. Magda Gessler łączy tradycję z nowoczesnością – i to też się kobietom podoba.
ubrania pochodzą z salonu 303-Avenue Marzena Niemoczyńska, ul. Patriotów 303, Kajetany
Ludzie na Facebooku piszą, że jest prawdziwą artystką. Pytają o rady życiowe, prawią komplementy: „Magda Gessler zawsze wie, gdzie stoją konfitury – w kuchni i w życiu”. Uwielbiają jej ostre telewizyjne „Kuchenne rewolucje”. W ciągu 20 lat, jakie minęły od jej powrotu z zagranicy, podbiła serca Polek i Polaków. Czym? Przede wszystkim pełną ciepła osobowością, apoteozą życia, no i potrawami, które dają rozkosz podniebieniu.
Jedz i kochaj
Magda Gessler kiedy miała trzy lata, zrobiła pierwszą kanapkę. Dla ojca. Posmarowała chleb smalcem, położyła na to kurze wątróbki, które sama usmażyła, a na wierzch morele z kompotu. Rodzice byli zachwyceni. Tak jak wtedy, gdy mieszkali w Hawanie. Miała 10 lat i upiekła tort nasączony rumem i przekładany koglem-moglem. Dla mamy. I chociaż Magda Gessler jest malarką – skończyła w Madrycie Akademię Sztuk Pięknych, wiadomo było, że połączy te dwie pasje: malowanie obrazów i gotowanie. Potrawy dobiera nie tylko pod kątem smaków, lecz i kolorów. W jej restauracjach jest pełno kwiatów, owoców na paterach, obrazów na ścianach. To ona położyła kres polskiej kulinarnej zgrzebności, wprowadzając do miejsc, gdzie się jada, przemyślane kompozycje, dla których inspiracją był jej wieloletni pobyt w Hiszpanii. Wystrój swoich restauracji projektuje sama. Zaskakuje wyobraźnią. Jest mistrzynią w łączeniu smaków i w stylu życia, i apetytu na nie. Po kolacji zjedzonej w jej restauracji można tańczyć, bo tak dobiera składniki, by działały ożywczo. Gotuje według zasad polskiej kuchni, ale używane przez Polaków przyprawy kompiluje tak, że potrawy zyskują inny, niezwykły smak. Nadaje też daniom niezwykłe nazwy: „Prawie metr śledzia”, „Prawie za darmo” – widnieje w karcie. Nic dziwnego, że przylgnęło do niej określenie „poetka smaków”. „To prawda”, przyznaje. „Każdą potrawę piszę jak wiersz, widzę ją, marzę o niej”. Jej książki kucharskie są rozchwytywane. Nie tylko z powodu oryginalnych przepisów, lecz i dla ilustracji, które wykonuje sama. Ciągle zadziwia siłą – otworzyła już 16. restaurację. Gdy pytają, skąd bierze energię, odpowiada, że z... kosmosu. „Trzeba jeść i kochać”, uśmiecha się. A kochać potrafi bez reszty, choć długo nie mogła się podnieść po śmierci pierwszego męża, dziennikarza. Ich syn Tadeusz odziedziczył po niej talent do gotowania i artyzm w fotografowaniu. Córka Lara, którą ma z Piotrem Gesslerem, studiuje i prowadzi cukiernię Słodki... Słony. Z każdego związku wynosi coś dobrego. Od kilku lat z lekarzem medycyny estetycznej Waldemarem Kozerawskim tworzą idealną parę. W domu pełnym miłości centralnym punktem jest piec chlebowy. Magda Gessler łączy tradycję z nowoczesnością – i to też się kobietom podoba.
ubrania pochodzą z salonu 303-Avenue Marzena Niemoczyńska, ul. Patriotów 303, Kajetany
7
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
DODA, wokalistka
Od sześciu lat niezmiennie na topie. Pół miliona sprzedanych płyt, aż sześć razy zdobyła platynę. Ludzie piszą w internetowych postach: „Lady Gaga to przy Dodzie może się schować!!!!!!!”. Żyje według własnych zasad. A brzmią one: nie biorę, nie piję, nie zdradzam, nie zmieniam kochanków. Poza tym zawsze zaskakuje. W tym roku na jej apel zgłosiło się tysiące dawców szpiku. Takiej Dody nikt nie znał.
Wulkan na obcasach
Gdyby Doda urodziła się w Ameryce, miałaby już pewnie status światowej gwiazdy. A Lady Gaga byłaby tylko jej naśladowczynią. Krytyczny Zbigniew Hołdys ocenia jej ostatni teledysk „Bad Girl”: „Może spokojnie wylądować na ekranie każdego MTV między klipem Lady Gagi i Christiny Aguilery. Świetny głos, przebojowe piosenki i show, jaki towarzyszy koncertom, a przede wszystkim sposób bycia – naturalny, zjednują jej serca publiczności. Wiedziała, że osiągnie sukces. Sama siebie recenzuje: „Jestem zajebiście zgrabna? Jestem. Mam piękną twarz? Mam. Mam superpoczucie humoru? Mam. Jestem megapozytywna, charyzmatyczna, jestem świetnym producentem, reżyserem i muzykiem? JESTEM. No to hello, przepraszam bardzo! Nie trzeba być wróżką, by przewidzieć moją przyszłość”. Jak wyglądała droga do sławy przyszłej Królowej? Gdy miała 13 lat, musiała dokonać wyboru między karierą sportową a wokalną. Wcześniej nauczycielka zabrała klasę na musical „Metro” do teatru Buffo. Dorota obiecała sobie: kiedyś to ja będę stała na tej scenie, a wycieczka szkolna mnie będzie podziwiać. Słowa dotrzymała! Wystarczyło, że pojawiła się w telewizyjnym show „Bar”. Widzowie nie mogli nie zauważyć ślicznej dziewczyny o niesamowitym głosie i wyrazistej osobowości. A że była ostra jak żyleta i nie przebierała w słowach – tym lepiej. Przebojowa wokalistka zespołu Virgin bez trudu pokonała inne uczestniczki „Baru”. I choć najpierw widzowie oburzali się, że używa wulgaryzmów, wybaczyli. Docenili jej brak pruderii. Spodobały im się jej spontaniczność i autentyczność. Bo Doda nikogo nie udaje. W tym też tkwi jej siła. Nieraz bulwersowała wyznaniami o seksie, przyznała się nawet do romansu z kobietą. Swój seksapil wykorzystuje również na scenie. Seksowne gorsety, kabaretki z podwiązkami, szorty tak krótkie, że równie dobrze mogłoby ich... nie być. I buty na 12-centymetrowym obcasie! Od McQueena czy Dsquared2. Wszystkim zajmuje się sama. Nie potrzebuje menedżera – sama obmyśla koncerty i klipy w najdrobniejszych szczegółach. „Jestem samowystarczalna”, powiada nie bez dumy. „To reżyserzy mnie słuchają. Zresztą nie słucham nikogo poza sobą. To ja wymyślam dla siebie skrzydła czy lewitację na scenie. Czegoś takiego jeszcze nie było. Nie mam żadnych autorytetów, jestem niereformowalna”, dodaje ze śmiechem. Na jej apel podczas szukania dawcy szpiku dla narzeczonego Adama Darskiego zgłosiły się tysiące chętnych. Udało się. Dla miłości dokonała cudu, wzbudzając szacunek autorytetów medycznych i zwykłych ludzi. Nigdy zresztą nie wątpiła, że i tu osiągnie sukces. Bo jest na niego skazana.
top Andrzej Sobolewski; stanik Malene Birger/Blind, ul. Mokotowska 63; kolczyki Johnny Ramli/ La Sal Gallery, ul. Mokotowska 52; bransoletka z krysztaŁami YDG/MO52, ul. Mokotowska 52; bransoletka srebrna Aurora Lopez Mejia/La Sal Gallery; szpilki Christian Louboutin, wszystkie sklepy na terenie Warszawy
Od sześciu lat niezmiennie na topie. Pół miliona sprzedanych płyt, aż sześć razy zdobyła platynę. Ludzie piszą w internetowych postach: „Lady Gaga to przy Dodzie może się schować!!!!!!!”. Żyje według własnych zasad. A brzmią one: nie biorę, nie piję, nie zdradzam, nie zmieniam kochanków. Poza tym zawsze zaskakuje. W tym roku na jej apel zgłosiło się tysiące dawców szpiku. Takiej Dody nikt nie znał.
Wulkan na obcasach
Gdyby Doda urodziła się w Ameryce, miałaby już pewnie status światowej gwiazdy. A Lady Gaga byłaby tylko jej naśladowczynią. Krytyczny Zbigniew Hołdys ocenia jej ostatni teledysk „Bad Girl”: „Może spokojnie wylądować na ekranie każdego MTV między klipem Lady Gagi i Christiny Aguilery. Świetny głos, przebojowe piosenki i show, jaki towarzyszy koncertom, a przede wszystkim sposób bycia – naturalny, zjednują jej serca publiczności. Wiedziała, że osiągnie sukces. Sama siebie recenzuje: „Jestem zajebiście zgrabna? Jestem. Mam piękną twarz? Mam. Mam superpoczucie humoru? Mam. Jestem megapozytywna, charyzmatyczna, jestem świetnym producentem, reżyserem i muzykiem? JESTEM. No to hello, przepraszam bardzo! Nie trzeba być wróżką, by przewidzieć moją przyszłość”. Jak wyglądała droga do sławy przyszłej Królowej? Gdy miała 13 lat, musiała dokonać wyboru między karierą sportową a wokalną. Wcześniej nauczycielka zabrała klasę na musical „Metro” do teatru Buffo. Dorota obiecała sobie: kiedyś to ja będę stała na tej scenie, a wycieczka szkolna mnie będzie podziwiać. Słowa dotrzymała! Wystarczyło, że pojawiła się w telewizyjnym show „Bar”. Widzowie nie mogli nie zauważyć ślicznej dziewczyny o niesamowitym głosie i wyrazistej osobowości. A że była ostra jak żyleta i nie przebierała w słowach – tym lepiej. Przebojowa wokalistka zespołu Virgin bez trudu pokonała inne uczestniczki „Baru”. I choć najpierw widzowie oburzali się, że używa wulgaryzmów, wybaczyli. Docenili jej brak pruderii. Spodobały im się jej spontaniczność i autentyczność. Bo Doda nikogo nie udaje. W tym też tkwi jej siła. Nieraz bulwersowała wyznaniami o seksie, przyznała się nawet do romansu z kobietą. Swój seksapil wykorzystuje również na scenie. Seksowne gorsety, kabaretki z podwiązkami, szorty tak krótkie, że równie dobrze mogłoby ich... nie być. I buty na 12-centymetrowym obcasie! Od McQueena czy Dsquared2. Wszystkim zajmuje się sama. Nie potrzebuje menedżera – sama obmyśla koncerty i klipy w najdrobniejszych szczegółach. „Jestem samowystarczalna”, powiada nie bez dumy. „To reżyserzy mnie słuchają. Zresztą nie słucham nikogo poza sobą. To ja wymyślam dla siebie skrzydła czy lewitację na scenie. Czegoś takiego jeszcze nie było. Nie mam żadnych autorytetów, jestem niereformowalna”, dodaje ze śmiechem. Na jej apel podczas szukania dawcy szpiku dla narzeczonego Adama Darskiego zgłosiły się tysiące chętnych. Udało się. Dla miłości dokonała cudu, wzbudzając szacunek autorytetów medycznych i zwykłych ludzi. Nigdy zresztą nie wątpiła, że i tu osiągnie sukces. Bo jest na niego skazana.
top Andrzej Sobolewski; stanik Malene Birger/Blind, ul. Mokotowska 63; kolczyki Johnny Ramli/ La Sal Gallery, ul. Mokotowska 52; bransoletka z krysztaŁami YDG/MO52, ul. Mokotowska 52; bransoletka srebrna Aurora Lopez Mejia/La Sal Gallery; szpilki Christian Louboutin, wszystkie sklepy na terenie Warszawy
8
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
ANJA RUBIK, top modelka
Najbardziej rozpoznawalna polska gwiazda. Trzecia supermodelka świata. Dziesiąta wśród najlepiej zarabiających modelek. Jedna z 25 najlepiej ubranych kobiet. Żadna z polskich modelek nie wspięła się aż tak wysoko. Żadna z Polek nie zrobiła tak wielkiej międzynarodowej kariery.
Modelowa dziewczyna
Pożądana, uznana, świetnie zarabiająca. Fotografowana przez sławy, od Karla Lagerfelda po Annie Leibovitz, gościła na okładkach kilkudziesięciu prestiżowych magazynów, wystarczy wymienić „Vogue’a” czy „Harper’s Bazaar”. Twarz wielu kampanii reklamowych. Rozpoznawalna dzięki wielkim oczom i niebotycznie długim nogom. Do tego „nasza”, bo z Europy, z Częstochowy, gdzie nadal mieszkają jej rodzice. Anja Rubik wpada do rodziców tak często, jak tylko się da. Teraz z narzeczonym Sashą Knezevicem, byłym koszykarzem, a obecnie wziętym modelem. Zaręczyli się w święta Bożego Narodzenia. A jeszcze parę lat temu Anja, pracująca w modelingu od 12. roku życia, wahała się, czy nie zerwać z wybiegiem. Pracowała jak szalona, a jakoś nie mogła przebić się do światowej czołówki. Była „miss nobody”. Przeczekała. Zaryzykowała, obcięła włosy. Opłacało się. Stała się ikoną nowoczesnych dziewczyn. Chwilę potem pojawiła się w kampanii Chloé. To był ten przełomowy moment. Po raz pierwszy Anja wystąpiła nie tylko w roli modelki, ale też kogoś, kto ma imię, nazwisko i charakter. W tej kampanii liczyła się osobowość. Jaki jest sekret tego sukcesu? Agnieszka Ścibior, szefowa magazynu „Viva! Moda”: „Bo jest megainteligentna, megazawodowa, megaurodziwa, pracowita i uparta. To nie panna chodząca po wybiegu, wieszak, na którym świetnie się prezentuje ubiór. To prawdziwa gwiazda!”. Jej menedżerka Lucyna Szymańska podkreśla, że Anji nie interesują „średnie przebiegi”. Od początku chciała być na topie. Nowa ambasadorka firmy Apart. Jej nazwisko to już marka. Przyszłość też maluje się w jasnych barwach: Anja jest ulubienicą największych kreatorów mody, więc kalendarz ma wypełniony na wiele miesięcy naprzód, u boku ukochanego mężczyznę i w planach ślub, podwójny ślub, bo w Europie dla rodziny, w Stanach dla przyjaciół.
Najbardziej rozpoznawalna polska gwiazda. Trzecia supermodelka świata. Dziesiąta wśród najlepiej zarabiających modelek. Jedna z 25 najlepiej ubranych kobiet. Żadna z polskich modelek nie wspięła się aż tak wysoko. Żadna z Polek nie zrobiła tak wielkiej międzynarodowej kariery.
Modelowa dziewczyna
Pożądana, uznana, świetnie zarabiająca. Fotografowana przez sławy, od Karla Lagerfelda po Annie Leibovitz, gościła na okładkach kilkudziesięciu prestiżowych magazynów, wystarczy wymienić „Vogue’a” czy „Harper’s Bazaar”. Twarz wielu kampanii reklamowych. Rozpoznawalna dzięki wielkim oczom i niebotycznie długim nogom. Do tego „nasza”, bo z Europy, z Częstochowy, gdzie nadal mieszkają jej rodzice. Anja Rubik wpada do rodziców tak często, jak tylko się da. Teraz z narzeczonym Sashą Knezevicem, byłym koszykarzem, a obecnie wziętym modelem. Zaręczyli się w święta Bożego Narodzenia. A jeszcze parę lat temu Anja, pracująca w modelingu od 12. roku życia, wahała się, czy nie zerwać z wybiegiem. Pracowała jak szalona, a jakoś nie mogła przebić się do światowej czołówki. Była „miss nobody”. Przeczekała. Zaryzykowała, obcięła włosy. Opłacało się. Stała się ikoną nowoczesnych dziewczyn. Chwilę potem pojawiła się w kampanii Chloé. To był ten przełomowy moment. Po raz pierwszy Anja wystąpiła nie tylko w roli modelki, ale też kogoś, kto ma imię, nazwisko i charakter. W tej kampanii liczyła się osobowość. Jaki jest sekret tego sukcesu? Agnieszka Ścibior, szefowa magazynu „Viva! Moda”: „Bo jest megainteligentna, megazawodowa, megaurodziwa, pracowita i uparta. To nie panna chodząca po wybiegu, wieszak, na którym świetnie się prezentuje ubiór. To prawdziwa gwiazda!”. Jej menedżerka Lucyna Szymańska podkreśla, że Anji nie interesują „średnie przebiegi”. Od początku chciała być na topie. Nowa ambasadorka firmy Apart. Jej nazwisko to już marka. Przyszłość też maluje się w jasnych barwach: Anja jest ulubienicą największych kreatorów mody, więc kalendarz ma wypełniony na wiele miesięcy naprzód, u boku ukochanego mężczyznę i w planach ślub, podwójny ślub, bo w Europie dla rodziny, w Stanach dla przyjaciół.
9
z
9
fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
DOROTA WELLMAN, dziennikarka
Stała się inspiracją dla milionów Polek. Udowodniła, że nie trzeba mieć rozmiaru zero, by zostać gwiazdą mediów. Przez lata spotykała się z zarzutem, że kamera jej nie lubi, bo jest jej za dużo. Uważa ten zarzut za idiotyczny. Wie, jak wygląda. I taką siebie lubi. Widzowie „Dzień dobry TVN” też. I to bardzo.
Człowiek z kościami
Dorota Wellman powinna mieć pseudonim „Kaszpirowski”. Kiedy pojawia się na ekranie, wręcz promieniuje z niej dobra energia i optymizm. Najpierw widać jej roześmiane oczy i garnitur śnieżnobiałych zębów, z których jest dumna. Potem resztę. Skąd taki power? Z pasji. Już jako mała dziewczynka przesiadywała z mamą w radiu na Myśliwieckiej. Wiedziała, że będzie dziennikarką. Pracowała w Radiu „Solidarność”, potem w Zetce, współpracowała z TOK FM. Ale jej żywiołem okazała się telewizja. W ciągu kilku lat w telewizji publicznej zrobiła wiele programów. Najbardziej dumna jest z „Raportu”, który powstawał przy współpracy z tygodnikiem „Polityka”. Mówi, że lubi siebie dzięki miłości, jaką dostała w dzieciństwie: „Byłam akceptowana bez zastrzeżeń”. Próbowała się odchudzać. Nie wyszło, trudno. Mówi, że ważniejsza jest osobowość, to nieuchwytne „coś”, co sprawia, że ludzie na widok jej twarzy nie skaczą na inny kanał. W przypadku Doroty to naturalność. O takich ludziach babcia lwowianka mówiła: „człowiek z kościami”. Czy gdyby była szczupła, osiągnęłaby więcej? Wątpi. Jedyne, co zaczęła odkrywać z wiekiem, to kobiecość. Zrozumiała, że mądre pytania można także zadawać w seksownej sukience i na obcasach. Poza tym jak utrzymać linię, gdy ma się taki apetyt na życie? „Są ludzie, którzy żyją byle jak. Nie widzą kolorów, nie czują smaków i zapachów. Ja tak nie potrafię”, mówi. Świetnie gotuje. Choćby się waliło i paliło, w domu musi być obiad. Mąż, znany fotografik Krzysztof Wellman, jest jej idealnym dopełnieniem, 17-letni Kuba oczkiem w głowie. Wstaje o 4.30. Doczytuje scenariusze programu, podgotowuje obiad. Jak zdąża ze wszystkim? Radzi, żeby zaopatrzyć się w duży notes z gumką. I wszystko planować. Gdy w 2007 roku zaproponowano jej kontrakt w TVN, przeraziła się. Chodziło jej po głowie: A jeśli się nie utrzyma? Zaryzykowała i to był świetny ruch w karierze. Wreszcie czuje się doceniona. Może robić to, co lubi najbardziej. Rozmawiać z ludźmi. W „Dzień dobry TVN”, w „Mieście kobiet”. W „Czytam, bo lubię” – opowiada o książkach. Jej motto życiowe brzmi: „Nieważne, jak wyglądasz i ile masz lat, jeśli czegoś bardzo chcesz, po prostu walcz! Osiągniesz sukces, nawet jeśli zdarza ci się być koszmarną idiotką”.
sukienka Marc Cain, Peek & Cloppenburg, CH Galeria Mokotów, ul. Wołoska 12, Warszawa
Stała się inspiracją dla milionów Polek. Udowodniła, że nie trzeba mieć rozmiaru zero, by zostać gwiazdą mediów. Przez lata spotykała się z zarzutem, że kamera jej nie lubi, bo jest jej za dużo. Uważa ten zarzut za idiotyczny. Wie, jak wygląda. I taką siebie lubi. Widzowie „Dzień dobry TVN” też. I to bardzo.
Człowiek z kościami
Dorota Wellman powinna mieć pseudonim „Kaszpirowski”. Kiedy pojawia się na ekranie, wręcz promieniuje z niej dobra energia i optymizm. Najpierw widać jej roześmiane oczy i garnitur śnieżnobiałych zębów, z których jest dumna. Potem resztę. Skąd taki power? Z pasji. Już jako mała dziewczynka przesiadywała z mamą w radiu na Myśliwieckiej. Wiedziała, że będzie dziennikarką. Pracowała w Radiu „Solidarność”, potem w Zetce, współpracowała z TOK FM. Ale jej żywiołem okazała się telewizja. W ciągu kilku lat w telewizji publicznej zrobiła wiele programów. Najbardziej dumna jest z „Raportu”, który powstawał przy współpracy z tygodnikiem „Polityka”. Mówi, że lubi siebie dzięki miłości, jaką dostała w dzieciństwie: „Byłam akceptowana bez zastrzeżeń”. Próbowała się odchudzać. Nie wyszło, trudno. Mówi, że ważniejsza jest osobowość, to nieuchwytne „coś”, co sprawia, że ludzie na widok jej twarzy nie skaczą na inny kanał. W przypadku Doroty to naturalność. O takich ludziach babcia lwowianka mówiła: „człowiek z kościami”. Czy gdyby była szczupła, osiągnęłaby więcej? Wątpi. Jedyne, co zaczęła odkrywać z wiekiem, to kobiecość. Zrozumiała, że mądre pytania można także zadawać w seksownej sukience i na obcasach. Poza tym jak utrzymać linię, gdy ma się taki apetyt na życie? „Są ludzie, którzy żyją byle jak. Nie widzą kolorów, nie czują smaków i zapachów. Ja tak nie potrafię”, mówi. Świetnie gotuje. Choćby się waliło i paliło, w domu musi być obiad. Mąż, znany fotografik Krzysztof Wellman, jest jej idealnym dopełnieniem, 17-letni Kuba oczkiem w głowie. Wstaje o 4.30. Doczytuje scenariusze programu, podgotowuje obiad. Jak zdąża ze wszystkim? Radzi, żeby zaopatrzyć się w duży notes z gumką. I wszystko planować. Gdy w 2007 roku zaproponowano jej kontrakt w TVN, przeraziła się. Chodziło jej po głowie: A jeśli się nie utrzyma? Zaryzykowała i to był świetny ruch w karierze. Wreszcie czuje się doceniona. Może robić to, co lubi najbardziej. Rozmawiać z ludźmi. W „Dzień dobry TVN”, w „Mieście kobiet”. W „Czytam, bo lubię” – opowiada o książkach. Jej motto życiowe brzmi: „Nieważne, jak wyglądasz i ile masz lat, jeśli czegoś bardzo chcesz, po prostu walcz! Osiągniesz sukces, nawet jeśli zdarza ci się być koszmarną idiotką”.
sukienka Marc Cain, Peek & Cloppenburg, CH Galeria Mokotów, ul. Wołoska 12, Warszawa