Wojtek Łozowski - Chłopak na opak

Wojtek Łozowski fot. ONS
Sprawdził się jako wokalista i jako juror show „Must Be The Music…”. Ale dla Wojtka Łozowskiego sukces w Polsce to za mało! Tylko „Party” Łozo jak zamierza podbić Hollywood.
/ 12.05.2011 10:53
Wojtek Łozowski fot. ONS
Przed kamerą Wojtek Łozowski (27) najczęściej się wygłupia. Sprawia wrażenie przestylizowanego, dużego dzieciaka, który naoglądał się amerykańskich filmów i jeszcze niewiele wie o dorosłym życiu. Dlatego na wywiad z najmłodszym jurorem show Polsatu „Must Be The Music…” szłam z duszą na ramieniu. Gdy na powitanie (była godzina 15!) rzucił: „Niedawno wstałem. Do piątej rano zabijałem w sieci Niemców”, byłam naprawdę przerażona. Ale kilka łyków kawy wystarczyło, by lider zespołu Afromental zdjął maskę błazna i pokazał zupełnie inną twarz. Wrażliwego faceta, który jest gotów rzucić wszystko, co ma, by spełnić najskrytsze marzenia.

- Czujesz się już pewnie w fotelu jurora show „Must Be The Music…”?
Wojtek Łozowski:
Wreszcie mogę powiedzieć, że jest fajnie, choć na początku miałem megastres. Jestem chyba najmłodszym jurorem w historii telewizyjnych show. Poza tym pierwszy raz w życiu miałem oceniać innych, co wcale nie jest takie łatwe, jak mi się wydawało. Na castingach nie potrafiłem się jednoznacznie wypowiedzieć na temat występów. Zabrakło mi jaj, żeby powiedzieć „nie”, bo bałem się kogoś skrzywdzić. To właśnie przez to mieliśmy na początku małą spinę z Korą…

- No właśnie. Kora na wizji kilka razy zarzuciła Ci, że się na niczym nie znasz. Bolało?
Wojtek Łozowski:
Bardziej wkurzało, ale jej – moim zdaniem – niesłuszne opinie bardzo mnie zmobilizowały. Dziś czuję się na tyle pewnie, że potrafię bronić swojego zdania, a nawet polemizować z kolegami z jury, bo doskonale wiem, co czują uczestnicy, którzy stawiają pierwsze kroki na scenie.

- W końcu sześć lat temu sam przyszedłeś szukać szczęścia na castingu do „Idola”.
Wojtek Łozowski:
I nawet przeszedłem trzy czy cztery etapy! Pamiętam kilkugodzinne oczekiwanie na występ i stres. Ale Ela Zapendowska była na „tak” i to dzięki niej między innymi uwierzyłem, że jednak coś tam potrafię. Potem wróciłem do rodzinnego Olsztyna. Kilka miesięcy później razem z Tomsonem (Tomasz Lach – przyp. red.) założyliśmy Afromental. Cel był jeden: musimy osiągnąć sukces!

- I… wreszcie się udało!
Wojtek Łozowski:
Owszem, ale nie do końca w sposób, jaki sobie wymarzyliśmy. Boom na Afromental zaczął się po premierze klipu promującego film „Kochaj i tańcz”. Dla jednych byliśmy boysbandem, dla innych grupą gości, którzy grają fajną, energetyczną muzę i...

- …kochają ostre balangi do rana.
Wojtek Łozowski:
Nie ukrywam, że trochę zachłysnąłem się tym sukcesem. Testowałem swój organizm do granic możliwości i robiłem różne głupie rzeczy, z których nie jestem dumny. Ale okres wiecznych balang i beztroskiej zabawy życiem mam już za sobą. Oczyściłem głowę, zmądrzałem...

- Pamiętasz moment, w którym powiedziałeś sobie: „Stop!”?
Wojtek Łozowski:
Po jednej z imprez dotarło do mnie, że ludzie traktują mnie jak zabawkę lub zwierzątko w zoo. Podchodzą, poklepują i zaczynają cię zamęczać. Prowadzisz rozmowy o niczym z jakimiś przypadkowymi ludźmi albo w ogóle niewiele pamiętasz. Dziś mam wrażenie, że zmarnowałem ostatnie trzy lata. Zamiast realizować swoje marzenia, odstawiłem je na boczny tor. Ale już wziąłem się w garść. Doceniam to, co osiągnąłem w Polsce, ale... mam apetyt na więcej. Chcę podbić świat!

- Brzmi groźnie… (śmiech)
Wojtek Łozowski:
Wymyśliłem sobie, że zagram w siódmej części „Piratów z Karaibów” i zobaczysz, że mi się uda!

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


- Ale żeby to zrobić, musiałbyś znów wyjechać do Stanów.
Wojtek Łozowski:
Nie ukrywam, że mam ogromne ciśnienie na sukces i wierzę, choć brzmi to naprawdę infantylnie, że podbiję Hollywood. W USA spędziłem półtora roku, kończyłem tam liceum. Jeszcze przed wyjazdem ostro zakuwałem angielski,  bo wiedziałem, że język to moja przepustka. Powoli dojrzewam do decyzji, żeby zostawić to, co mam w Polsce, bo nie czuję się tu do końca szczęśliwy.

- Naprawdę potrafiłbyś rzucić Afromental? Teraz, w okresie największej popularności zespołu?
Wojtek Łozowski:
Może zabrzmi to dziwnie, ale sukces Afromental to sukces, który mnie trochę więzi. Kocham chłopaków, bo są dla mnie jak druga rodzina.

- Ale rodziny się nie porzuca przecież…
Wojtek Łozowski:
Chłopaki wiedzą o moich zamiarach. Na razie plan jest taki: zrobić w Polsce jak najwięcej się da, by za granicą wystartować z innej pozycji – człowieka, który już osiągnął jakiś sukces. Poza tym chcę tu zrealizować jeszcze jedno marzenie – wydać solową płytę.

- Co na Twoje plany mama, ciągle Cię wspiera?
Wojtek Łozowski:
Moja mamuśka jest królową. Kocham Elżunię, bo zawsze dawała mi wiele swobody i tolerowała moje wybryki, ale bardzo się różnimy. Mama jest ekonomistką, ja mam duszę artysty i dla mnie liczy się coś innego niż dobrze skrojona koszula. Wiem, że Elżunia mnie chwali i jest dumna z moich sukcesów, ale na pewno wolałaby, żebym był elegancikiem w garniturze, bo taki kiedyś był mój ojciec.

- A Ty jak go wspominasz?
Wojtek Łozowski:
Niestety, prawie w ogóle go nie pamiętam. Mam w głowie pojedyncze migawki... Tata zmarł na raka, gdy miałem 10 lat. Ale niedawno umówiłem się z jego kumplami na kolację. Śmiali się, że jestem już wystarczająco dorosły, żeby mogli mi o nim opowiedzieć. Ze wszystkimi szczegółami. Jakim był facetem, kumplem i jakie numery wywijali!

- Nie brakowało Ci męskiej ręki?
Wojtek Łozowski:
Po śmierci taty wprowadził się do nas dziadek i to on był dla mnie mentorem. Nauczył mnie brać z życia garściami, cieszyć się każdym dniem i mieć dystans do tego, co się wokół nas dzieje. Dziadziuś ma 102 lata i dalej jest moim mistrzem. Jeśli zdrowie mu pozwoli, zaproszę go do następnego teledysku Afromental.

- Lepiej zaprosiłbyś go na wesele!
Wojtek Łozowski:
To nie taka prosta sprawa, bo choć kocham kobiety, wciąż jestem singlem. Ale... poszukującym singlem (śmiech).

- A jaka powinna być ta właściwa?
Wojtek Łozowski:
Inteligentna i radosna. Fajnie, żeby śmiała się z moich dowcipów, choć czasem mam naprawdę abstrakcyjne poczucie humoru. Nie biorę na poważnie tych dam, które spotykają się ze mną tylko dlatego, że mam dość znane nazwisko. Ale nie widzę też przyszłości z dziewczyną, od której zbyt szybko dostaję to, co chcę.

- Popularność chyba Ci tych poszukiwań nie ułatwia?
Wojtek Łozowski:
Nie jest łatwo być z kimś spoza branży. W show-biznesie otaczają cię kobiety, które mają twardą psychikę i wiedzą dokładnie, czego chcą. Za związek z kimś znanym płaci się wysoką cenę. Dziewczyna, która zdecyduje się wejść w twój świat, najpierw musi przejść piekiełko: wieczne ocenianie, przypadkowe foty z koncertów i imprez. To trudny test.

- Ale dziewczyny z branży też nie zawsze go zdają. Weźmy choćby Twój związek z Mariną Łuczenko.
Wojtek Łozowski:
Związek z Marą wiele mnie nauczył. Na początku chodziliśmy i gadaliśmy, jacy jesteśmy szczęśliwi, a potem? Skończyło się, jak się skończyło. Mamy do siebie szacunek, a ja nauczyłem się, że nie ma sensu rozmawiać o życiu prywatnym.

- Jak bardzo jesteś w stanie się zmienić dla kobiety?
Wojtek Łozowski:
Kiedy dziewczyna naprawdę mi się podoba i nie działają na nią moje wypróbowane metody podrywu, robię wszystko, by zwróciła na mnie uwagę. Wtedy dochodzi do głosu moja dusza wrażliwca i staję się romantykiem. Zakochany jestem zdolny do największych poświęceń i zdobywam się na romantyczne gesty.

- Serwujesz śniadania do łóżka?
Wojtek Łozowski:
Hmm… Na razie jestem chyba kiepskim materiałem na męża. W kuchni umiem zrobić tylko jajecznicę na szynce i tosty, ale... wszystko przede mną!            

Magda Jabłońska-Borowik / Party

Redakcja poleca

REKLAMA