Kiedy aktorka przyszła do umówionej restauracji i zajęła miejsce naprzeciwko dziennikarza, przez cały czas nerwowo dotykała swoich ust. Niebawem okazało się, że stały się dwa razy grubsze, niż były jeszcze przed chwilą. Uma, czując pytający wzrok Blythe’a, wstała i podeszła do wielkiego lustra, zawieszonego na głównej ścianie lokalu. Przyglądała się sobie badawczo przez chwilę. Potem wróciła do stolika. „No i widzisz, inne aktorki, żeby mieć takie usta, płacą tysiące dolarów, a ja mam to za darmo”, powiedziała, zanosząc się śmiechem. Okazało się, że kiedy wychodząc na wywiad żegnała się z czteroletnim synkiem Roanem, on – chcąc dać jej buziaka na do widzenia – niechcący uderzył ją w usta głową. „Stąd mój nowy image”, mówiła ze śmiechem.
Tak naprawdę o nowym image’u aktorki nie świadczą chwilowo powiększone usta, tylko jej nowe podejście do życia. Dopiero teraz, po dwóch latach od rozstania z aktorem Ethanem Hawke’em, Uma przyznaje, że odnalazła siebie. Wcześniej była przekonana, że może być szczęśliwa tylko z mężczyzną przy boku. Dlatego niespełna cztery miesiące po rozstaniu z Ethanem związała się z potentatem hotelowym Andre Balazsem. W marcu tego roku stwierdziła jednak, że to nie jest mężczyzna dla niej i zerwała znajomość. Na miesiąc. W kwietniu razem z Andre wyjechała na romantyczne wakacje na Karaiby. Wróciła rozpromieniona i szczęśliwa. Zdementowała jednak plotki, że zaręczyła się z biznesmenem. A o małżeństwie nawet nie chce słyszeć.
W poszukiwaniu siebie
„Od kiedy pamiętam, walczyłam o akceptację. Jako małe dziecko byłam tak brzydka, że dzieci nie chciały się ze mną bawić. Potem przez bardzo długi czas nie mogłam zaakceptować siebie”, nawet teraz, kiedy Uma opowiada o tym, poważnieje. Mówi, że dzieciństwo było jednym z najgorszych okresów w jej życiu. Jej matka, z zawodu psychoterapeutka, była hipiską. Ojciec aktorki był pierwszym amerykańskim mnichem buddyjskim. W domu najważniejsze były teologiczne dysputy, których Uma i jej trzej bracia po prostu nie znosili. „Rodzice dali mi imię, które w sanskrycie oznacza »rozdająca błogosławieństwo«. Czekali tylko, aż i ja zacznę interesować się filozofią buddyjską. Mnie, szczerze mówiąc, wcale to nie interesowało. Marzyłam o tym, by mieć mieszczańską rodzinę i zwyczajnych rodziców. Tak jednak nie było. Gdy skończyłam 15 lat, oznajmiłam, że wyjeżdżam do Nowego Jorku. Rodzice byli zdania, że skok na głęboką wodę dobrze mi zrobi i wcale mnie nie zatrzymywali”.
Uma wynajęła małe mieszkanie. Dostawała co miesiąc od rodziców pieniądze na czynsz. O resztę musiała troszczyć się sama. „Wiele wtedy zobaczyłam. Bywałam w dziwnych miejscach, spotykałam ludzi o mrocznej przeszłości. Wokół mnie pełno było prostytutek, narkomanów. Miałam dużo szczęścia, że nie wpadłam w jakiś nałóg. Tamten czas był jednak dla mnie bardzo ważny. Musiałam się zastanowić, na czym mi naprawdę zależy. I zrozumiałam, że szczęśliwa będę tylko wówczas, jeśli będę grać w filmach”.
Aby zarobić na życie, Uma pracowała jako modelka. Ku swemu zdumieniu odkryła, że jej wysoki wzrost i patykowata figura mogą być atutem. Jej zdjęcie pojawiło się nawet na okładce amerykańskiego „Vogue’a”. Ale ją interesował tylko film. Dziś ze wstydem przypomina pierwsze produkcje, w których wzięła udział. Przełom nastąpił, gdy w „Niebezpiecznych związkach” wcieliła się w rolę Cécile de Volanges, która pada ofiarą bezwzględnego uwodziciela. Dwa lata później na planie filmu „Henry & June” poznała angielskiego aktora Gary’ego Oldmana. Zakochała się bez pamięci. Dziś mówi, że to był jej pierwszy mężczyzna i pierwsza wielka miłość. „Miałam wtedy zaledwie 20 lat. Nic nie wiedziałam o życiu. Gary był moim przewodnikiem”. Niestety, oprócz tego aktor był także alkoholikiem. Uma nie mogła znieść awantur z pijanym mężem. Odeszła od niego zaraz po drugiej rocznicy ślubu.
Bardzo za nim tęsknię
„Kiedy wspominam samą siebie sprzed kilkunastu lat, zastanawia mnie jedna rzecz: kiedy byłam zakochana, nic więcej się dla mnie nie liczyło. Mogłam nie grać, z nikim się nie spotykać, nigdzie nie bywać. Liczył się dla mnie tylko mężczyzna, którego kochałam. W związek wtapiałam się zupełnie”, mówi aktorka. I tak właśnie się stało, gdy w 1996 roku na planie filmu „Gattaca” poznała Ethana Hawke’a.
Już po kilku randkach wiadomo było, że wezmą ślub. „Pamiętam, że początkowo broniłam się przed tym uczuciem. W końcu jednak pomyślałam sobie: »Taki miły, seksowny chłopiec, czemu się nie zabawić?« I nagle okazało się, że jestem zakochana”, wspomina aktorka. Ślub brali w jednej z maleńkich kaplic na Manhattanie. Uma była już wtedy w siódmym miesiącu ciąży. Kiedy urodziła się Maya Ray, oboje zamknęli się w swoim nowojorskim domu jak w twierdzy. Cztery lata po narodzinach Mayi na świat przyszedł chłopiec, którego na wyraźną prośbę siostry nazwano Roan. Uma w końcu miała to, o czym marzyła całe życie: szczęśliwą, spokojną rodzinę. Podczas kilku wywiadów, których udzieliła przez sześć lat swojego małżeństwa, chętniej niż o sobie mówiła o mężu: „Ethan to prawdziwy artysta, o wiele bardziej zaangażowany w sztukę niż ja. Jest bardzo uczuciowy. Żeby tworzyć i żyć, potrzebuje wielu emocji”. I dodawała: „Jeśli coś złego spotka nasz związek, jestem pewna, że będzie to wyłącznie moja wina”.
Kiedy Roan miał zaledwie kilka tygodni, Uma przyjęła propozycję swego ulubionego reżysera Quentina Tarantino i zgodziła się zagrać bezwzględną morderczynię w filmie „Kill Bill”. Przygotowania do roli wymagały od niej morderczych treningów, często nawet po kilkanaście godzin dziennie. I wtedy w jej małżeństwie coś zaczęło się psuć. Kiedy zaczęto plotkować, że Ethan zdradza żonę, nikt w to nie wierzył. W końcu jednak jego romans z kanadyjską modelką Jen Perzow stał się oczywistością. Uma była załamana, ale pomimo wszystko wzięła udział w spotkaniach promujących „Kill Billa”. „Mogłam zostać w domu i zrobić z tego jeszcze większy dramat. Wiedziałam jednak, że kiedyś i tak będę musiała odpowiedzieć na te wszystkie pytania dotyczące mojego małżeństwa. Nie było z czym zwlekać”. Naprawdę szczerze aktorka mówiła o swoim małżeństwie jednak tylko raz, podczas programu „Oprah Winfrey Show”. Pod koniec ubiegłego roku dała się namówić na udział w najpopularniejszym amerykańskim talk-show. Kiedy Oprah zaczęła ją wypytywać o to, jak się czuje, nie potrafiła ukryć łez: „Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo będzie mi ciężko. Byłam z innymi mężczyznami, nie zamierzam tego ukrywać, ale ciągle, kiedy patrzę na mojego męża... byłego męża, nie mogę powstrzymać łez”.
Zapłakana aktorka opowiadała o tym, że najbardziej cierpi, gdy myśli o losie swoich dzieci. „Dzieci wszystko zmieniają i to one najbardziej cierpią, kiedy małżeństwo się rozpada. Wiem, że to oczywiste dla milionów kobiet, które przeżywają koszmar rozwodu”. Widownią najbardziej wstrząsnęło jednak ostatnie wyznanie Umy. „Zaraz po rozwodzie najgorszy był dla mnie strach przed samotnością, ta tragiczna pewność, że teraz, kiedy już pozwoliłam mu odejść, nigdy już nikogo nie będę w stanie kochać. Bardzo za nim tęsknię”, przyznała zrozpaczona przed milionami widzów z całego świata.
Dżentelmen, z którym się widuje
Andre Balazs był wspólnym przyjacielem Umy i Ethana. Niezbyt bliskim, ot, parę wspólnie spędzonych wieczorów w roku. Po rozwodzie wszystko się zmieniło. Balazs był na każde jej wezwanie. Z dnia na dzień spędzali razem coraz więcej czasu. Przełomem stały się wspólne wakacje, na które wybrali się rok temu na St. Barths. Uma zabrała ze sobą dzieci. Po powrocie zaczęła z Andre pokazywać się publicznie. Razem przyjechali na tegoroczne Oscary. Na jego prośbę zatrzymała się wówczas w należącym do niego luksusowym hotelu Chateau Marmont w Los Angeles. Poprosiła jednak o oddzielny apartament. „Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi. Nie musimy każdej nocy spędzać razem”, wytłumaczyła zdziwionemu kierownikowi hotelu.
Niespełna miesiąc po uroczystości aktorka zdradziła dziennikarzom, że już się nie spotyka z Andre. Cztery tygodnie po tym wyznaniu oboje znowu pojechali na Karaiby. Tym razem już tylko we dwoje. Po powrocie Uma powiedziała podczas jednego z wywiadów: „Nie wierzyłam w związek z Andre. Byłam przekonana, że romanse zawarte na pocieszenie po nieudanej miłości nigdy się nie udają. Okazuje się jednak, że nie miałam racji. Między nami jeszcze nigdy nie było tak dobrze”.
Aktorka nadal jednak ze stoickim spokojem dementuje pogłoski o tym, że zaręczyła się z biznesmenem. Nie pozwala również nazywać go „swoim mężczyzną”. Sama mówi o nim: „Dżentelmen, z którym się widuję”. Ani razu też nie zaproponowała mu, żeby zamieszkał z nią i dziećmi. Niechętnie też daje mu się namówić na wypady poza Nowy Jork. Otwarcie przyznaje, że najszczęśliwsza jest, kiedy może z dziećmi spędzić czas w Central Parku. „Najchętniej nie rozstawałabym się z Mayą i Roanem ani na chwilę. Uwielbiam takie dni, kiedy we trójkę możemy się włóczyć po Nowym Jorku i jeść na mieście”. I sama jest zdziwiona, słysząc własne słowa: „Nigdy nie myślałam, że mogę pokochać takie życie. Teraz czuję się wolna i spełniona jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy w życiu nie muszę nikomu niczego udowadniać. Zauważyłam też, że nie zamartwiam się już tak wszystkim, jak kiedyś. W końcu zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem”. Na pytanie, czy rozważa jeszcze małżeństwo w swoim życiu, wyznaje bez wahania: „Chyba przestałam już ufać tej instytucji. Nie wiem, co będzie potem. Na razie jednak nie mam w planach zostania niczyją żoną. Jestem szczęśliwa sama ze sobą”.
Iza Bartosz/ Viva!