Słynie z miłości do futer, niecenzuralnych wypowiedzi oraz image’u twardziela. Czując się bezkarny obraża wszystko i wszystkich. Wymierzanie policzka kolegom z branży można uznać za zwykły przejaw rywalizacji czy szeroko zakrojonej akcji marketingowej mającej na celu polepszenie jego notowań na show-biznesowej giełdzie. Branie na celownik ludzi dotkniętych wielką tragedią jest niczym innym jak tylko przejawem wyzucia z wszelkiego człowieczeństwa.
50 Cent, czy raczej Curtis James Jackson III, ma za sobą trudne dzieciństwo. Jego matka została zamordowana, gdy miał osiem lat. Wychowywali go dziadkowie, ponieważ ojciec nie wykazywał żadnego zainteresowania synem. Chłopak dorastał w Queens. Zanim zyskał międzynarodową sławę handlował narkotykami, kradł, miał zatargi z prawem. Muzyka go ocaliła. Wyrwała z objęć ulicy. Uczyniła go niekwestionowaną gwiazdą hip-hopu, obrzydliwym bogaczem a także największym bufonem amerykańskiego show-biznesu.
50 Cent odkąd dorwał się do Twittera, stał się niesamowicie wylewny. Gdy Oprah Winfrey skrytykowała w swoim programie jego uwielbienie do naturalnych futer, raper zamieścił na Twitterze osobliwą sesję zdjęciową ze swoim czworonożnym pupilem, któremu w imię czarnego humoru swego pana przyszło grać rolę maltretowanego zwierzaka. Wywołało to rzecz jasna lawinę protestów ze strony PETA, jak również oburzonych fanów muzyka. Kilka dni później z myślą o kobietach stworzył żart, który zupełnie niechcący nawoływał gejów do odebrania sobie życia, bo skoro mając powyżej 25. lat „nie liżą cipek” najlepiej będzie jak się zabiją. Bo czy świat nie stanie się wtedy lepszym miejscem? Teraz ponownie przekroczył granice dobrego smaku.
50 Cent tematem swojego kolejnego błyskotliwego wpisu uczynił tsunami, które kilka dni temu zrównało z ziemią znaczne połacie Kraju Kwitnącej Wiśni, pochłaniając życie tysiąca ludzi, a także pozbawiając dachu nad głową i środków do życia tych, którym udało się przeżyć. Na skutek tego kataklizmu w strefie niewielkiego ryzyka znalazło się także zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Ogłoszono alarm. Ewakuowano ludzi. A przy okazji dostarczono raperowi rozrywki. 50 Cent zasugerował na swym blogu, że gdy fala uderzy o wybrzeże, razem ze swoimi kumplami uda się posurfować. Aby śmiechu było co nie miara, kilka godzin później dopisał, że z powodu tsunami musiał ewakuować z Los Angeles, Hawajów oraz Japonii wszystkie swoje dziwki. Jak było do przewidzenia opinia publiczna oburzyła się, raper przeprosił, a nawet przekazał na rzecz ofiar tsunami milion dolarów, co przy jego opiewającym na ponad 400 milionów dolarów koncie, wydaje się symbolicznym gestem, mającym na celu udobruchanie oburzonych fanów.
Na 2011 przewidziana jest premiera piątego krążka rapera. Ostatnie skandale z udziałem 50 Centa mogą być więc elementem szeroko zakrojonej akcji promocyjnej, która niebawem zapewne nabierze rozpędu. Mogą być też objawem gnuśności, braku wyobraźni czy wręcz głupoty muzyka. Niezależnie od tego z jakich pobudek zrodziły się owe wpisy, nie przysporzą mu one popularności, a co najwyżej wrogów. Podobno zła reputacja jest lepsza niż żadna. Gdy jednak wykona się za dużo złych ruchów, spadnie się na dno, z którego ciężko będzie się odbić.
Fot. blog.singersroom.com