Rinke Rooyens - Latający Holender

W Polsce zamieszkał dla Kayah. Choć dziś nie są już małżeństwem, łączy ich przyjaźń i syn Roch.
/ 19.10.2009 15:17
W Polsce zamieszkał dla Kayah. Choć dziś nie są już małżeństwem, łączy ich przyjaźń i syn Roch. Rinke Rooyens, producent programów "Szymon Majewski Show" i "Jak oni śpiewają", zaprosił VIVĘ! do swojej letniej rezydencji na Ibizie. Tam po raz pierwszy opowiedział o związku z gwiazdą, miłości do syna i swoich zaskakujących marzeniach.



Rinke, gdzie jest Twój prawdziwy dom?
W Polsce. Tutaj mieszka Roch, syn mój i Kasi.

A co z Ibizą?
To moja wakacyjna baza. Ten dom nie jest moją własnością, wynająłem go ze znajomymi na 10 lat i teraz, kiedy czuję się zmęczony, wsiadam w samolot i jestem w innym świecie. Na Ibizie znajdziesz wszystko, czego potrzeba do życia: z jednej strony najlepsze kluby dla tych, którzy chcą poszaleć, a z drugiej piękną przyrodę dla tych, którzy potrzebują spokoju.

Którą opcję Ty wybierasz?
Ostatnio tę drugą, bo postanowiłem wyhamować. Kiedyś moje życie można było opisać krótko: sex, drugs and rock’n’roll. Ale w końcu doszedłem do wniosku, że tak dalej być nie może.

Dlaczego postanowiłeś to zmienić?
Bo przestałem lubić samego siebie. Nie było we mnie spokoju, tylko same wyrzuty sumienia. Miałem wrażenie, jakbym odblokował automatycznego pilota, który prowadzi mnie w nieodpowiednim kierunku. Któregoś dnia wstałem rano i powiedziałem sobie: "Rinke, albo bierzesz się za swoje życie, albo będzie z tobą źle".



I jak się wziąłeś za swoje życie?
Pojechałem do Tajlandii do ośrodka odnowy biologicznej. Nie jadłem nic przez 16 dni. Piłem tylko napoje energetyzujące, biegałem, ćwiczyłem jogę, medytowałem. I poczułem się jak nowo narodzony. Po powrocie do Polski ze zdziwieniem zauważyłem, że kiedy polubiłem siebie, to świat już nie wygląda jak "według Kiepskich" (śmiech). Moja firma producencka Rochstar zaczęła się rozwijać coraz lepiej. Dostawałem coraz lepsze zlecenia, zacząłem produkować dla prawie wszystkich stacji telewizyjnych w Polsce.

Jaki był najtrudniejszy moment w Twoim życiu?
Chyba rozwód z Kasią. Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Polski, miałem mnóstwo pracy w Holandii. Tutaj miałem być tylko przez chwilę jako konsultant w programie TVN "To było grane". Przy jego realizacji poznałem Kasię i strasznie się zakochałem. Cała reszta przestała być dla mnie ważna. Zakończyłem wszystkie kontrakty w Holandii i wróciłem do Polski. Chciałem być blisko Kasi. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kasia szybko zaszła w ciążę, zamieszkaliśmy razem, wzięliśmy ślub. Kilka tygodni po narodzinach Rocha Kasia nagrała płytę z Bregoviciem, która okazała się wielkim sukcesem. To był wspaniały zawodowo czas dla Kayah, więc podjęliśmy wspólnie decyzję, że to ja zostanę z małym Rochem w domu. I naprawdę byłem z tego powodu szczęśliwy. Tylko że potem coś zaczęło się psuć.



Dlaczego?
Okazało się, że byliśmy z Kasią zbyt podobni do siebie, żeby razem wytrzymać pod jednym dachem. Oboje mamy silne charaktery, musimy postawić na swoim, ani ze mną, ani z nią nie jest łatwo wytrzymać. Kiedy Roch miał cztery lata, doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, jak się rozstaniemy dla dobra naszego syna. To była strasznie trudna decyzja. Przede wszystkim była to dla mnie porażka, że nie zdołaliśmy tego przezwyciężyć, że nie potrafiliśmy się dogadać. No i bałem się o Rocha. Moi rodzice rozstali się, kiedy miałem 6 lat. Doskonale więc wiedziałem, jakie to przeżycie dla dziecka. Tyle że moi rodzice tak bardzo się nie znosili, że nawet pięć minut spokojnie nie mogli rozmawiać przez telefon. My obiecaliśmy sobie, że z nami będzie inaczej.

I jest inaczej?
Tak. Mogę otwarcie powiedzieć, że nadal Kasię kocham. Inaczej niż wtedy, gdy byliśmy razem, ale ona ciągle jest dla mnie bardzo ważna, bo jest matką mego syna. Kasia jest mądrą kobietą, która rozumie, że najważniejsze jest dobro Roszka. Wspólnie teraz planujemy, gdzie spędzamy wakacje, jaką szkołę wybrać Rochowi, gdzie wyjedziemy na święta.



Razem spędzacie święta?
No pewnie. To ważne dla Rocha, żeby wiedział, że ma dwoje rodziców, którzy go kochają.

A jak wygląda codzienna opieka nad Rochem?
Odwożę go rano do szkoły. Niestety, nie mogę go potem odbierać, wieczory zawsze spędzam w pracy. Ale i tak jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, bo ze swoim synem spędziłem pierwsze dwa lata jego życia. Jaki ojciec może się pochwalić czymś takim? Pamiętam, jak wstawałem do niego o trzeciej w nocy, bo on źle sypiał. I nigdy nie miałem z tym problemu, bo zawsze bardzo chciałem mieć dziecko.

A do kogo Roch jest bardziej podobny? Do Ciebie czy do Kayah?
Wszystko, co najlepsze, ma po mnie, a to, co najgorsze, po Kasi. A teraz zadzwoń do Kasi, to ona powie Ci, że jest dokładnie odwrotnie (śmiech). Żartuję oczywiście. Ale Roch wygląda teraz rzeczywiście jak mój sobowtór. Jest bardzo żywy, uparty i to są nasze wspólne cechy. Jest też pewny siebie, chociaż wstydzi się, kiedy opowiada o dziewczynach. W tym roku wyjechał na narty i zakochał się w jakiejś 13-latce. Potem po powrocie ciągle prosił Kasię, żeby ze swojej komórki wysyłała do tej dziewczyny SMS-y od niego. W końcu zlitowałem się nad nim i kupiłem mu telefon. I najpierw ciągle wysyłał do niej jakieś wiadomości, ale po dwóch tygodniach przestało mu zależeć. Chyba miłość minęła...



Rozmawiacie często na poważne tematy?
Nie chcę, żeby zbyt szybko stał się dojrzały. Tak naprawdę to najbardziej zależy mi na tym, żeby traktował mnie jak przyjaciela, żeby się mnie nie bał. Ja się bardzo bałem swojego ojca i ze strachu często go okłamywałem. Zrobię wszystko, żeby mój kontakt z Rochem był inny.

Kiedy Twoi rodzice się rozwiedli, Ty zostałeś z mamą?
Tak. Moja mama była znaną w Holandii aktorką. Myślę, że nie było jej łatwo wychowywać mnie i moją młodszą siostrę. Pamiętam, jak kiedyś okazało się, że ludzie, których wynajęła do opieki nad nami, okradli nam cały dom. Była bardzo zdenerwowana i wtedy przekonałem ją, że sam zajmę się siostrą, że nie potrzebujemy nikogo do pomocy. Co rano, kiedy mama szła do teatru, ja odprowadzałem Gudrun do szkoły, pilnowałem, żeby w domu wszystko szło jak trzeba. Z tatą widzieliśmy się wtedy rzadko, bo on był reżyserem i ciągle pracował.

Z matką zawsze byłeś bardzo zżyty?
Moja mama zmarła, gdy skończyłem 18 lat. Była dla mnie bardzo ważna. Zawsze czułem, że mnie kocha. I podczas, kiedy ojciec dużo na mnie krzyczał i wiele wymagał, matka zawsze powtarzała: "Rinke nie zginie w życiu. On da sobie ze wszystkim radę".


I okazało się, że miała rację?
Tak. Chyba tak. Tata kazał mi chodzić do szkoły, a ja nie chciałem się uczyć. Uważałem, że jestem od praktyki, a nie od teorii. Ojciec był wściekły, ale kiedy okazało się, że dobrze sobie radzę, dał mi spokój. A potem obraził się na mnie raz jeszcze, kiedy zdecydowałem, że będę mieszkał w Polsce. Zdenerwował się strasznie i krzyczał: "Nie znasz tego kraju! Masz wracać do Holandii!". Postawiłem na swoim, a on przez dwa lata się do mnie nie odzywał. Teraz już mu przeszło. Dzwonimy do siebie kilka razy w tygodniu i chyba jest już ze mnie dumny.

Nie żałowałeś nigdy, że zostałeś w Polsce?
Nigdy. Przez ostatnie lata obserwowałem, jak ten kraj idzie do przodu. Ale jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Pamiętam, jak parę lat temu siedziałem z Roszkiem w Centrum Zdrowia Dziecka i przeraziłem się, w jakim ten szpital jest stanie. W nocy wymyśliłem i napisałem z przyjacielem multimedialny projekt akcji charytatywnej. Wysłaliśmy go jeszcze tej samej nocy do Kancelarii Pani Prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej i dwa dni później zostałem zaproszony do Pałacu Prezydenckiego. Kolana mi się trzęsły z wrażenia, że ja, chłopak z Holandii, stoję przed polskim Białym Domem (śmiech). Do tej akcji udało nam się także namówić TVN i potem wyremontowaliśmy wspólnie wszystkie oddziały w Centrum Zdrowia Dziecka. Jestem z tego naprawdę dumny i będę opowiadał o tym moim wnukom.

Akcja w Centrum Zdrowia Dziecka zapoczątkowała działanie firmy Rochstar?
Właśnie tak. Firmę nazwałem tak na cześć swego syna Rocha. To jest moja najważniejsza gwiazda. I teraz mam cały gwiazdozbiór u siebie w firmie – moich wszystkich wspaniałych pracowników, którzy są zawsze ze mną, i gwiazdy, które chcą ze mną pracować. Jedna z nich, Szymon Majewski, jest moim bliskim przyjacielem. W tej branży najważniejsi są ludzie. Dlatego jestem też wdzięczny Edwardowi Miszczakowi z TVN i Ninie Terentiew z Polsatu, że uwierzyli we mnie. Bez ich wsparcia nie byłbym tutaj, gdzie teraz jestem.



Co byś chciał robić za 10 lat?
Oj, to już postanowione. Wtedy Roszek skończy 18 lat i obaj wyruszamy w podróż dookoła świata. Taki mamy plan.

Chciałbyś się jeszcze zakochać?
Ale ja jestem zakochany po uszy! Jak wróciłem z Tajlandii, poszedłem na otwarcie jednego z warszawskich lokali. I tam zobaczyłem śliczną dziewczynę. Nie mogłem oderwać od niej oczu, wyglądała jak anioł. Podszedłem do niej i poprosiłem o wizytówkę. To był początek lutego. Niebawem były walentynki i wysłałem jej SMS-a z życzeniami. Podpisałem się tylko literką R. A ona zaraz mi odpisała i zapytała, kim jestem. Potem wysłałem jej kwiaty i zaprosiłem na galę VIVA! Najpiękniejsi. I tak się zaczęło.

Kim jest Twoja miłość?
To strasznie mądra dziewczyna. Nie ma nic wspólnego z mediami.

Zamieszkaliście już razem?
Nie, ale każdą wolną chwilę spędzamy razem. Najwspanialsze w niej jest to, że ona w odróżnieniu od innych kobiet, z którymi byłem, nie stara się mnie na siłę zmieniać. Pozwala mi być takim, jakim jestem. I na to samo może liczyć z mojej strony.

Jakie jest największe marzenie Rinke Rooyensa?
Mieć kiedyś dużą rodzinę. Przed oczami mam taki obrazek, że wracam do domu, a tam czeka trójka dzieciaków, które robią w domu straszny bałagan, włażą mi na głowę i krzyczą: "Tata!, tata!" I będę to miał. Bo tak chcę.



Rozmawiała: Iza Bartosz
Zdjęcia: Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
Produkcja sesji: Michał Korolec