– Skoro jesteśmy przy Mobym, to poza tym, że pracuje on na rzecz organizacji ekologicznych, to realizuje też kolejne projekty muzyczne. Ty zaś odsunęłaś muzykę na bok…
Reni Jusis: Jest między nami istotna różnica! Moby jest kawalerem, a ja mam rodzinę… I to wszystko zmienia. Poza tym pracowałam bez dłuższego urlopu przez 12 lat i teraz po urodzeniu Teofila sama przyznałam sobie prawo do urlopu wychowawczego. Każda kobieta powinna móc decydować o tym, jak długo po porodzie chce się zajmować dzieckiem. Jednym starczy kilka miesięcy, inne potrzebują kilku lat. Ja na razie nie tęsknię za pracą. Przebywanie z synem sprawia mi ogromną frajdę i nie zamieniłabym na nic ani jednej naszej wspólnej chwili. Kilka dni temu, gdy świat ekscytował się ślubem księcia Williama, my mieliśmy swoje prywatne święto, bo Teoś zaczął chodzić. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie przy tym nie być. Gdybym akurat siedziała w studio i dowiedziała się o tym przez telefon, byłoby mi przykro. Na razie więc cieszę się macierzyństwem, a że nie jestem osobą, która potrafi robić wiele rzeczy naraz, to poświęcam temu prawie cały czas, a w przerwach zajmuję się ekologią.
– I budzisz tym spore kontrowersje…
Reni Jusis: Naprawdę?
– Tak, tak! Czytałaś komentarze internautów pod informacją, że nie chcesz szczepić swojego syna?
Reni Jusis: Jak to z reguły bywa w dzisiejszych czasach, zostało to wyrwane z kontekstu i potraktowane jako tania sensacja. A jest tak, że za swój podstawowy obowiązek jako mamy uważam stworzenie dla dziecka takiego środowiska, w którym będzie się zdrowo rozwijało i budowało swoją naturalną odporność. Dzięki temu później lepiej będzie sobie radziło we współczesnym świecie, który niestety nie jest ekologiczny. Pijemy zanieczyszczoną wodę, oddychamy zanieczyszczonym powietrzem. Mamy do czynienia z toksyczną chemią w jedzeniu, detergentach, w jednorazowych pieluszkach, które rozkładają się pięćset lat, a nawet – i to jest paradoks! – w szczepionkach. Rozważyłam to i zdecydowałam się odroczyć szczepienie syna do czasu, aż jego organizm będzie lepiej do tego przygotowany.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– I zostałaś uznana za dziwaczkę…
Reni Jusis: Nie wiem dlaczego. W Japonii dzieci szczepi się w drugim roku życia. W wielu krajach szczepienia nie są obowiązkowe i zależą od decyzji rodziców oraz lekarza rodzinnego. Polska należy do nielicznych państw, w których szczepi się dzieci już w pierwszych minutach życia. A przecież organizm, który się rodzi, nie ma jeszcze żadnej odporności, nabywa ją później choćby przez karmienie piersią. I to stopniowo, miesiąc po miesiącu. Po drugie, każde dziecko jest inne i potrzebujemy czasu, aby obserwować jego rozwój i indywidualne predyspozycje zdrowotne. To, że u nas szczepi się dzieci tak wcześnie, wynika bardziej z wygody personelu szpitalnego niż realnej troski.
– Ale chyba konsultowałaś wcześniej swoją decyzję z pediatrą?
Reni Jusis: Tak, znam wielu lekarzy, którzy podzielają moje zdanie.
– A z przekazów medialnych wynikało, że był to kaprys gwiazdy…
Reni Jusis: Bo tak to działa. Z wypowiedzi wyjmuje się dwa zdania, na przykład że nie szczepię dziecka, ale za to myję je w wannie pełnej mojego mleka i już mamy sensację (śmiech). A prawda jest taka, że do kąpieli można dodać tylko odrobinkę mleka.
– Może dla kobiet jest to jasne, ale jestem facetem i zapytam: po co?
Reni Jusis: Bo znakomicie zastępuje środki do mycia, które często uczulają. Nawet w zwykłym mydle, kosmetykach dla dzieci czy proszku do prania można znaleźć dziś szkodliwe substancje. Dlatego do prania wolę używać naturalnych orzechów piorących, a do sprzątania ulubionego środka naszych babć – sody. Naukowcy alarmują, że dzieci rodzą się dziś słabsze niż pokolenie ich rodziców, często chorują i są alergikami. Dam ci prosty przykład. Jakbyś miał wyruszyć w podróż dokoła świata swoim ukochanym wozem, to czy przez trzy lata wystawiłbyś go na ulicę, na deszcz i śnieg, żeby się na nie uodpornił, czy też raczej umieściłbyś go w garażu i tam dopieszczał, tuningował, wybierał najlepsze części?
– Odpowiedź jest chyba oczywista…
Reni Jusis: Bo to jest analogiczna sytuacja. Zanim się obejrzę, mój syn wyruszy w swoją podróż i dlatego teraz, gdy jest pod moją opieką, chcę go do tej podróży jak najlepiej przygotować, choćby wpajając mu zdrowe nawyki żywieniowe. Dlatego przygotowuję posiłki sama, z żywności sezonowej i lokalnej, bez pestycydów, sztucznych nawozów, antybiotyków i hormonów. Długo też karmiłam syna piersią i nosiłam w chuście, co daje dziecku niesamowite poczucie bliskości. Chcę mu dać jak najwięcej siły już na starcie. Tym bardziej że kiedyś stracę kontrolę nad jego poczynaniami. Zacznie się przedszkole, szkoła. Nie będę prowadziła go wiecznie za rękę.
– A co zrobisz, gdy zobaczysz go wracającego z kolegami ze szkoły z hamburgerem w jednej dłoni i colą w drugiej?
Reni Jusis: Przyjęłam zasadę: nieważne, co się zdarza czasami, ważne, co dzieje się codziennie. Nawet jeśli nasze dzieci zjedzą czasami coś niezdrowego na mieście, to i tak najważniejsze, żeby w domu czekał na nie ciepły i zdrowy posiłek. To mój sposób na równowagę.
– Nie staniesz się więc mamą terrorystką?
Reni Jusis: Mam nadzieję, że nie. W końcu każdy jest tylko człowiekiem i ma swoje słabości. Ja – chociaż zmieniłam nawyki żywieniowe na dobre – to gdy idę na weekendowy obiad do mamy i na stole ląduje domowe ciasto, myślę: „W końcu jest niedziela, więc czemu sobie odmawiać?”. I potem nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Większe miałabym, gdybym zamawiała na obiad dla mojej rodziny fast food albo karmiła parówkami czy zupkami z proszku.
– Na koniec mam pytanie, które pewnie będzie dobitnie świadczyć o mojej ignorancji. Dlaczego ekologię, którą jest powrotem do przeszłości, odwołaniem się do natury i jej praw, utożsamia się z wegetarianizmem? Przecież nasi przodkowie biegali z maczugą za mamutem, a nie kiełkami i rzeżuchą.
Reni Jusis: Masz pewnie rację, tylko że… rozejrzyj się. Jesteśmy w środku miasta. Spróbuj znaleźć w obrębie 20 kilometrów od nas zdrowe mięso. Ufunduję ci nagrodę! A poza tym są jeszcze względy etyczne. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć, czy godzi się na taką hodowlę zwierząt, jaką się obecnie stosuje. To indywidualna decyzja. Ze mną było tak, że gdy dowiedziałam się, jak traktowane są dziś zwierzęta przeznaczone na ubój, obejrzałam o tym kilka dokumentów, to mięso po prostu przestało mi smakować.
– A Twojemu mężowi? Łatwo było przekonać Tomka do wegetarianizmu?
Reni Jusis: Nie. I przyznam się, że do końca mi się to nie udało. W domu przygotowuję posiłki wegetariańskie i Tomek to akceptuje, ale kiedy jesteśmy z wizytą w gościach lub u rodziny i ma ochotę na mięso, to zostawiam mu wolną rękę.
– Sztuka kompromisów?
Reni Jusis: Raczej nieustające szukanie złotego środka (śmiech).
Alek Rogoziński / Party