Piotr Kupicha wraca do gry

Piotr Kupicha fot. ONS
Po sukcesie pierwszej płyty Feela druga przeszła bez echa. Wtedy Piotr Kupicha postawił na biznes i otworzył pensjonat. Czy teraz po wygranej w show „Bitwa na głosy” wróci na szczyt?
/ 07.06.2011 10:08
Piotr Kupicha fot. ONS
Jak pokierować zespołem, by odniósł sukces? Piotr Kupicha (32) wie to doskonale. – Feel to 11 osób, a mój zespół w programie „Bitwa na głosy” liczył 16. Ogarnięcie grupy to dla mnie nic nowego – mówi „Party” wokalista. I pewnie dlatego to on pokonał w finale show Urszulę Dudziak. Ale wygrana naprawdę go zaskoczyła. – Urszula miała fantastyczny zespół i sama jest niezwykle charyzmatyczna. Ale finał pokazał, że to my byliśmy niezwyciężeni – śmieje się Kupicha. Bo między nim a uczestnikami programu nie było relacji nauczyciel–uczeń. – Razem imprezowaliśmy, rozmawialiśmy o życiu, wygłupialiśmy się. To nie było tak, że przyszedł „pan gwiazdor” i narzucał swoją wolę. Byliśmy drużyną, która kocha muzykę – opowiada.

Do trzech razy sztuka
Już wiadomo, że Piotr Kupicha zaprosił całą szesnastkę do nagrania wspólnej piosenki na nową płytę Feela. Choć on nie chce tego potwierdzić, „Party” nieoficjalnie ustaliło, że może to być nowy hymn Katowic! – Nie jest tak łatwo zaaranżować utwór na 16 głosów, ale na pewno nam się uda – tłumaczy Kupicha. Zresztą, kto jak kto, ale on wie, jak się pisze prawdziwy hit. Takie przeboje jak „Jest już ciemno” czy „Jak anioła głos” na stałe weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej.

Ale nie da się też ukryć, że dziś feelomania osłabła. Pierwszy krążek zespołu sprzedał się w nakładzie ponad 200 tys. egzemplarzy, druga płyta  – już tylko 30 tys. Dlaczego? – Zastanawiałem się nad tym długo i doszliśmy z chłopakami z kapeli do wniosku, że drugi album wydaliśmy zbyt wcześnie. Powinniśmy odczekać, dać sobie i od siebie odpocząć. Bo nie zgadzam się z tym, że druga płyta była słabsza niż pierwsza – przyznaje Piotr Kipicha. I zaraz szybko dodaje: – Trzecia, nad którą teraz pracujemy, będzie najlepsza! – mówi. Album wychodzi jesienią. Czym będzie się różnić od poprzednich? – Będzie taka jak... ja przez ostatnie dwa lata, bo wszystkie teksty napisałem sam. Łapałem myśli i notowałem w hotelu, w samochodzie, w domu. Natomiast w części muzycznej chcemy nasze piosenki bardziej ubarwić gitarowo – opowiada Piotr.

Kiedy pytam go, czy wygrana w „Bitwie na głosy” wpłynie na sukces i promocję nowej płyty, dziwi się. – To jest moja wygrana i tyle. Dla zespołu ona nie ma znaczenia, nie przekłada się na liczbę granych koncertów, bycie na scenie – tłumaczy. Zresztą Piotr Kupicha nie ma wcale poczucia utraty popularności. Mówi, że dziś udziela tyle samo wywiadów, co cztery lata temu, kiedy Feel debiutował. – To, że dziś nie gramy czterech koncertów dziennie, to moja świadoma decyzja. Bo jak żyjesz w takim tempie, w pewnym momencie nie wiesz, gdzie jesteś. Na początku naszej kariery pracowaliśmy jak szaleni, to było jak narkotyk. Ale kiedy dojrzewasz artystycznie, widzisz plusy i minusy takiej sytuacji. A minusem jest to, że idziesz w ilość, a nie jakość – mówi „Party” Piotr Kupicha. Dlatego teraz od rockandrollowego stylu życia woli rozsądek. – Najważniejsza jest dziś dla mnie jakość mojego zespołu, koncertów, piosenek, dobre teksty. To wymaga samodyscypliny. My też potrzebujemy odpoczynku. Selekcjonuję koncerty, potrafię pokłócić się o to z menedżerem, żeby nie brał więcej występów niż dwa, trzy dni z rzędu. W życiu liczy się przecież coś więcej niż tylko praca i kasa – mówi stanowczo.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


Moje kochane... żaby
O czym mowa? Oczywiście o rodzinie. Piotr Kupicha z żoną Agatą i synami: sześcioletnim Pawłem i dwuletnim Adasiem, mieszka w Katowicach. – Da się pogodzić pracę ze szczęśliwym życiem rodzinnym. Nawet śmialiśmy się z żoną ostatnio, że jak dzieci czują i wiedzą, że mają kochającego tatę, to on nie musi być w domu 24 godziny na dobę. Ale ja i tak staram się być zawsze z rodziną trzy, cztery dni w tygodniu – opowiada. Wzrusza się, kiedy pytam o synów. – Byłem wczoraj ze starszym na rowerze. Jeździ już bez bocznych kółek, bardzo jestem z niego dumny! – śmieje się. O chłopcach mówi: „Moje kochane żaby”! Są bardzo do niego podobni. Starszy ma przebojowy charakter, to prawdziwy lider. Młodszy ma absolutny słuch muzyczny. Ale o trzecim dziecku pańtwo Kupichowie na razie nie myślą. – Mamy już dwójkę, chcemy teraz trochę pożyć! Mojej żonie się udało, bo po dwóch ciążach wygląda pięknie, ale i ona chce się rozwijać, więc teraz jest jej czas – mówi Piotr.

Przystanek: Wisła
To właśnie żona czuwa nad nowym biznesem Kupichy. W Wiśle otworzyli pensjonat Miłosna.
– Agata jest bardzo energiczna, zaradna i... mądrzejsza ode mnie. Dlatego to ona tam zarządza, często jeździ do Wisły z chłopcami. W górach jest inny, prawdziwy świat. Siedzisz na tarasie, patrzysz na widoki i jesteś po prostu szczęśliwy – mówi Piotr. Biznes traktuje jak „polisę na starość”. – Szukając odskoczni od życia muzyka, lubię sobie wypisać fakturę, przybić gwóźdź, zadzwonić, że Internet nie działa. Weszliśmy w ten biznes z żoną, żeby mieć piękne miejsce, w którym możemy być
z dzieciakami. A oprócz tego to nasz as w rękawie, plan B.

Czy to oznacza, że Piotr nie chce być już gwiazdą? – Gdybym w ogóle tak zaczął o sobie myśleć, to byłby koniec. Wciąż jestem normalnym facetem. Nie chcę, żeby mi odbiło, bo szkoda mi muzyki, a to przecież ona jest najważniejsza. Chcę być na topie ze względu na moje piosenki...                  

Marta Tabiś-Szymanek / Party

Redakcja poleca

REKLAMA