Paulina Holtz: Ja i Michał jesteśmy szczęśliwymi jedynakami, ale chcieliśmy, żeby Tosia oprócz nas miała jeszcze na świecie kogoś bardzo bliskiego, na kogo zawsze będzie mogła liczyć.
- Wiele dziewczyn odkłada decyzję o macierzyństwie, bo kariera, praca...
Paulina Holtz: Ja też nie urodziłam dziecka tak znowu wcześnie. Miałam 29 lat, gdy przyszła na świat Tosia, będę miała 31, gdy urodzi się drugie dziecko. Uważam jednak, że jeśli chce się mieć dzieci, to nie ma się nad czym zastanawiać. Każdy oczywiście ma swój moment w życiu, w którym dojrzewa do macierzyństwa, i równie dobrze można go mieć koło czterdziestki, tylko trzeba mieć świadomość, że wtedy trudniej zajść w ciążę, że dzieciaki będą mówić: „Babcia przyszła po ciebie do szkoły” i że sił też już wtedy trochę brakuje.
- Właśnie, Tosia będzie miała półtora roku, gdy urodzi się jej rodzeństwo. Da pani radę z drugim maluchem w domu?
Paulina Holtz: Jest wiele samotnych kobiet, które wychowują dzieci z małą różnicą wieku, i to one są bohaterkami. Gdy ma się rodziców, nianię i partnera, który będąc operatorem filmowym, może tak ustawić sobie pracę, żeby być przez pierwsze dwa miesiące życia dziecka w domu, to naprawdę nie mam się czego bać. Może będę trochę bardziej zmęczona, za to mniej zestresowana niż przy pierwszym dziecku, bo jestem już doświadczoną mamą. Poza tym nie muszę biegać po sklepach, bo mam wszystko – ciuchy, butelki, miejsce do przewijania.
- Powiedziała pani, że we wszystkim może liczyć na pomoc partnera...
Paulina Holtz: Michał potrafi zrobić przy dziecku wszystko. Przez długi czas tylko on kąpał Tosię, chyba że miał zdjęcia wieczorem. Tośka była malusieńka, bo miała osiem tygodni, gdy grałam już w teatrze, więc wieczorami musiał zostać z nią i położyć ją spać.
- To pewnie teraz Tosia jest córeczką tatusia?
Paulina Holtz: Jak każda córeczka! Michał jest w niej absolutnie zakochany, bo ona jest słodka, cały czas woła „tata, tata” (to zresztą było pierwsze słowo, które powiedziała), biegnąc do niego rano. Jak więc nie obudzić się z uśmiechem, gdy taki mały bąbel stoi przy łóżku i krzyczy „tata, tata”. Tośka uwielbia się też kąpać i nigdy nie można wyciągnąć jej z wanny, więc Michał chodzi z nią na basen.
- Mówiła pani kiedyś, że Tosia dodała pani energii. Nadal tak jest?
Paulina Holtz: Tak, zdecydowanie. Znajomi zawsze się dziwią, bo ja nigdy nie jestem zmęczona. Tośka jest dobrym dzieckiem, szybko się dostosowała do naszego rytmu, przesypia noce, jest słodka, spokojna i jest straszną mądralą. Oczywiście każda mama mówi tak o swoim dziecku, ale ja mogę się powołać tu na opinię mojej niani, która już niejedno dziecko wychowała! (śmiech) Mam to szczęście, że Tośka nie dała mi w kość, wręcz przeciwnie, dodała skrzydeł, spowodowała, że naprawdę mam mnóstwo energii do działania.
- Podobno nie jest pani mamą kwoką, jak więc stara się pani wychowywać Tosię?
Paulina Holtz: W wielu sprawach naśladuję moją mamę, ale też dużo czytam na ten temat. Przede wszystkim jednak słucham mojego dziecka i jego potrzeb. Staram się wychowywać Tosię bezstresowo, nie znaczy to jednak, że jej wszystko wolno, staram się po prostu odwracać jej uwagę od rzeczy, których nie powinna robić, zajmując ją czym innym. Moja mama mówi, że jestem w tym mistrzynią.
- Wspomniała pani o bezstresowym wychowaniu. Czy to możliwe?
Paulina Holtz: Zabronione są zabawy, które są niebezpieczne albo niepotrzebne, jak mycie rąk w psiej misce albo zabawa telefonem komórkowym, a co jest dozwolone, to jest dozwolone. Wydaje mi się, że szczęśliwsze i pewniejsze siebie dzieci wychodzą z domów, w których ma się do nich zaufanie, a jednocześnie nie pozwala na wszystko, gdzie dzieciaki czują wyraźnie postawione granice. Mają wtedy poczucie bezpieczeństwa.
- I Tosia taka jest?
Paulina Holtz: Tosia jest taką otwartą, pozytywną osobą. I im więcej jest ludzi i im więcej się dzieje, tym ona jest szczęśliwsza. Ma mnóstwo wdzięku po swoim ojcu, jest przytulińska, po nas obojgu (śmiech). Ostatnio najchętniej gania się z psem po mieszkaniu, wyciągając mu wszystko z pyska i wchodząc mu do posłania. Nasza Topka jest teraz naprawdę biedna.
- A jak pani znosi ciążę?
Paulina Holtz: Poprzednim razem fizycznie i psychicznie czułam się świetnie, irytowało mnie tylko to, że nie mogę jeździć na rowerze, że krzyczą na mnie, gdy wejdę na krzesło, żeby coś zdjąć, że jestem taka ograniczona ruchowo, a jestem dość aktywną osobą. Tosia przyszła na świat po czterech godzinach i mój lekarz się śmiał, że jestem stworzona do rodzenia dzieci. Teraz też dobrze się czuję i mam nadzieję, że i przy tym dziecku słowa lekarza się sprawdzą.
- A miewa pani wahania nastroju i zachcianki?
Paulina Holtz: Nie miałam w pierwszej ciąży, tym bardziej nie mam w drugiej. Raz tylko wyciągnęłam Michała na lody, których normalnie nie jem, bo ich nie lubię.
- To pani Michał ma szczęście...
Paulina Holtz: Na to wychodzi, choć wszyscy wokół mówią mi: „Dziewczyno, wykorzystuj to, jesteś w ciąży!”.
- A nie marzy się pani romantyczny ślub w białej sukni?
Paulina Holtz: Wychodzenie za mąż nigdy nie było numerem jeden na liście moich życiowych zadań, bo nie uważam, by ślub cokolwiek zmieniał czy gwarantował. Chodzi o to, by stworzyć szczęśliwą rodzinę, a nie o to, by mieć papier. My z Michałem nie przywiązujemy do ślubu jakiejś ogromnej wagi. Wartością dla nas jest miłość i zaufanie.
Teresa Zuń / Przyjaciółka