Olga Borys i Wojciech Majchrzak

Wojciech Majchrzak, Olga Borys fot. Grażyna Gudejko
W lipcu urodzi się im córeczka. „W szoku poporodowym będziemy pewnie z pięć lat”, żartują.
/ 30.01.2008 13:51
Wojciech Majchrzak, Olga Borys fot. Grażyna Gudejko
Długo starali się o dziecko. Kiedy powoli zaczęła ogarniać ich frustracja, zdarzył się cud. I choć za chwilę urodzi się im córeczka, aktorskie małżeństwo wciąż nie wierzy w swoje szczęście. „W szoku poporodowym będziemy pewnie z pięć lat”, żartują.

Krystyna Pytlakowska: To będzie chłopak?
Olga Borys: Dziewczynka. I ja się strasznie cieszę.
Wojciech Majchrzak: Ja też się okropnie cieszę.

- Dwa lata czekaliście na dziecko. Leczyłaś się...
W. M.: Przez długie lata robi się wszystko, żeby nie zajść w ciążę.
O. B.: A potem wszystko, żeby zajść. Bo kiedy już zapadnie decyzja, że przyszedł czas na dziecko, okazuje się, że coś staje na przeszkodzie.
W. M.: I wcale nie wiadomo co.
O. B.: Wydaje się, że wszystko w porządku, że jesteśmy zdrowi. A tymczasem co miesiąc okazuje się, że znowu nie wyszło.
W. M.: Znajomi mówili, że za bardzo chcemy.
O. B.: No, że to nas blokuje, że powinniśmy wyluzować się, gdzieś wyjechać i takie tam rady... A czas płynął...

- Kiedy zdecydowaliście się na przeprowadzenie badań?
O. B.: Po półtora roku. Pytałam panią doktor, czemu tak się dzieje. Odpowiadała, że nie ma pośpiechu, że spokojnie, że na pewno się uda i tak dalej. Uspokajała mnie, więc cierpliwie czekaliśmy.
W. M.: Nie denerwowaliśmy się, ale ten okres czekania zaczął nam się bardzo wydłużać.

- Niepokój?
O. B.: Tak, zaczęliśmy się niepokoić i zastanawiać się, czyja to może być wina. Tym bardziej, że kiedy zrobiłam pierwsze badania, okazało się, że nic mi nie dolega, jestem absolutnie zdrowa. Może więc wina leżała po stronie Wojtka? Ale on, jak każdy facet, powiedział, że to niemożliwe, że z nim wszystko w porządku i że żadnym badaniom się nie podda.
W. M.: Bo czułbym się nieswojo zamknięty w małym pokoiku, z probówką w garści...
O. B.: Ja nie nalegałam, tylko jeszcze raz postanowiłam się przebadać, ale tym razem gruntownie! No i dopiero wtedy wyszło na jaw, że mam problem z hormonami, jak wiele współczesnych kobiet.

- Zdenerwowałaś się wtedy?
O. B.: Nieee. Spadł mi kamień z serca. Dzięki Bogu to tylko hormony, które można wyrównać farmakologicznie. No i Wojtek nie będzie musiał się zamykać w jakimś pokoiku... Sam...
W. M.: Powoli zaczynała ogarniać nas frustracja.

- Prowadziliście poważne rozmowy, o zapłodnieniu in vitro czy adopcji?
O. B.: Nie wiem, czy mamy tak wielkie serce, żeby pokochać nie swoje dziecko…. A in vitro? Wydawało mi się, że jesteśmy na tyle zdrowi, iż to nie będzie konieczne.
W. M.: Gdyby jednak okazało się to jedynym wyjściem, myślę, że skorzystalibyśmy z tej szansy.
O. B.: Nie chcieliśmy bowiem wydłużać czasu oczekiwania na dziecko. Czas pędzi już bardzo szybko. I nagle okazuje się, że jest za późno. Że straciło się szansę. Ile jest takich par? Sami znamy jedną lub dwie.

- I wtedy temat: „dziecko” staje się najważniejszy na świecie?
O. B.: Myślę, że może przysłonić cały świat.
W. M.: U nas na szczęście do tego nie doszło.
O. B.: Po miesiącu kuracji hormonalnej zaszłam w ciążę.
W. M.: Nasze dziecko urodzi się w lipcu.
O. B.: Widzieliśmy ją kilka razy na USG i już teraz jest dla nas najpiękniejszą istotą. Wzruszyliśmy się, kiedy okazało się, że to dziewczynka.
W. M.: Ale z dziewczynką istnieje takie niebezpieczeństwo, że Olga będzie miała koleżankę do chodzenia po sklepach.

- Co uwielbia?
W. M.: Niestety...
O. B.: Ostatnio jednak musimy uważać z wydatkami, bo nie wiedzie nam się jakoś fantastycznie.
W. M.: Teraz to ja powinienem zarabiać na życie. A tymczasem w serialu „Na Wspólnej” wątek rodziny Nowaków diabli wzięli. Jestem w obsadzie, ale nie gram. Ostatnio jednak otrzymałem propozycję roli w serialu Polsatu „Pierwsza miłość”. Wszystko więc zmierza ku dobremu.

- Macie oszczędności na czarną godzinę?
O. B.: Na razie nie umieramy z głodu. Niedawno zadzwonił Radosław Piwowarski, proponując mi rólkę w serialu „Na dobre i na złe”. Opatrzność czuwa.
W. M.: I jeszcze Maria Czubaszek wzięła Olgę do programu kabaretowego „HBO na stojaka”. Moja ciężarna żona trochę pracuje...

- Kiedy jest taka granica, kiedy zaczyna się pragnąć dziecka?
O. B.: Nie wiem. Ale kiedy skończyłam 30 lat, zaczęłam zastanawiać się nad sensem życia. Mówiłam: „Mamy siebie, jest fantastycznie”. Lecz kiedy usiedliśmy sobie wieczorem, czuliśmy, że coś musi się u nas zmienić, że nie możemy żyć tylko sobą i dla siebie. Bo w pewnym momencie obudzimy się na dwóch złotych fotelach w środku złotego pałacu, cichego i pustego. A my będziemy starzy i zgorzkniali.
W. M.: Nie mówmy o tym, co byłoby, gdyby. Tak naprawdę uwierzyłem dopiero wtedy, gdy dotknąłem brzucha, a mała prawie chwyciła mnie za rękę. Aż się przestraszyłem.
O. B.: My do dziś właściwie nie wierzymy. Budzimy się rano i mówimy sobie: jesteśmy w ciąży. I śmiejemy się, dotykamy mojego brzucha, witamy się z malutką.
W. M.: W szoku poporodowym będziemy pewnie z pięć lat.
O. B.: Te testy trzymamy na pamiątkę.
W. M.: I zdjęcia na USG.

- Macie już jakieś wizje wychowawcze?
W. M.: Każdemu się wydaje, że zrobi to najlepiej na świecie. Zobaczymy, może nam jakoś wyjdzie, w taki naturalny sposób.

- Koniec z wolnością? Wasze życie bardzo się zmieni.
O. B.: Już się zmieniło. Przestaliśmy widzieć tylko końce własnych nosów.
W. M.: Poznajemy nowy wymiar szczęścia.

- A jak to szczęście ma na imię?
O. B.: Powiemy?
W. M.: Powiemy.
O. B.: Mira.

- Jesteście małżeństwem dziewięć lat. Teraz Wasz związek nabierze innego znaczenia?
W. M.: Bo do tej pory byliśmy beztroscy i staraliśmy się tej beztroski nie zgubić gdzieś po drodze.
O. B.: Stajemy się może bardziej rozsądni, ale i tak jesteśmy zakręceni - ta wielka niewiadoma, która nas czeka, okropnie nas ekscytuje.

- Można przez kilkanaście lat zachować w związku stałą temperaturę uczuć?
O. B.: Wojtek, można?
W. M.: Taką samą? To byłoby nudne. Muszą być górki i dołki.
O. B.: Zauważ, jacy jesteśmy w tej rozmowie powściągliwi. To już świadczy o naszej zmianie. Dawniej bardzo ochoczo opowiadaliśmy o tym, jacy jesteśmy szczęśliwi. Ale ludzka zawiść potrafi wiele zepsuć. Zaczęliśmy więc być podświadomie ostrożni. Dziecku chyba zawiążemy czerwoną wstążeczkę na nóżce - od uroku.
W. M.: Nie jesteśmy przesądni, ale szczęście trzeba trzymać pod kontrolą. Żeby było stabilne.
O. B.: Najważniejsze, że ty jesteś stabilny. Dajesz mi poczucie bezpieczeństwa...
W. M.: Teraz muszę być stabilny do kwadratu.

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska/ Viva!
Zdjęcia Grażyna Gudejko
Stylizacja Iza Wójcik
Makijaż Julita Jaskółka/IsaDora
Fryzury Marta Kuśmierska/Ce-Ce of Sweden
Produkcja sesji Ewa Opalińska

Redakcja poleca

REKLAMA