Pierwsze tygodnie po narodzinach małej cała trójka spędziła w domu na wsi. Teraz Janusz Józefowicz już rozpoczął spektakle w teatrze Buffo i nie wyobrażał sobie, że nie będzie mógł kąpać co wieczór córki. Nie było więc wyjścia, trzeba było wrócić do miasta. Teraz to ponad stumetrowe mieszkanie wydaje się małe w porównaniu z tamtym ogromnym zabytkowym dworkiem. Natasza dobrze się tu czuje. Sama urządzała każdy z pokoi. W salonie siadamy przy ścianie z okien. Natasza zapala lampki, jest przytulnie i spokojnie. Na ziemi leży ukochany pies domowników – Pola. W kuchni krząta się pani Natasza, niania Kalinki. Jest teraz z Józefowiczami cały czas. Janusz śmieje się, że raptem stał się rodzynkiem. „Mam teraz dwie Natasze, Kalinkę i Polę. Żyć nie umierać”, mówi. Do domu wpadł tylko na chwilę, na obiad. Zaraz ma próbę w teatrze. Całuje żonę na pożegnanie, przytula córkę i mówi do niej miękkim głosem: „Trzymaj się, mała”. Natasza puszcza do mnie oko: „Kalina do nikogo tak się nie uśmiecha jak do ojca. To dla niego zarezerwowane są najładniejsze minki”. Po wyjściu taty mała zaczyna się kręcić, popłakiwać. Trzeba ją położyć spać. Ułożona w łóżeczku cichnie natychmiast. Zamyka oczy. Zasypia w ciągu kilku minut.
Zobacz pierwsze zdjęcia Nataszy Urbańskiej i Janusza Józefowicza z maleńką córeczką dla magazynu Viva! >>
– Urodził Wam się anioł nie dziecko.
Natasza Urbańska: To prawda, sami jesteśmy zszokowani. Byłam pewna, że Kalina będzie płakała całe noce, a ja będę nieprzytomna ze zmęczenia. Wyobraź sobie, że niedawno położyliśmy ją spać o 23., po ostatnim karmieniu. Następnego dnia mała wstała o 9. rano. Spała 10 godzin bez przerwy!
– Natasza, jesteś wielką szczęściarą. W ciąży chodziłaś wzorcowo. Niewiele przytyłaś i pamiętam, że jeszcze w dziewiątym miesiącu biegałaś po sklepach. Chyba jesteś urodzona do roli matki.
Natasza Urbańska: Ale pamiętasz, jak bardzo się bałam macierzyństwa? Zupełnie nie wiedziałam, jak to będzie, jak zniosę poród i co będzie, gdy już z dzieckiem wyjdę ze szpitala. To była wielka niewiadoma. Tej chwili, kiedy położna położyła mi nowo narodzoną Kalinkę na piersiach, nie zapomnę nigdy.
– Janusz był przy porodzie?
Natasza Urbańska: Tak, i to było zupełnie niespodziewane. Najpierw przecież ustaliliśmy, że będę rodzić sama. Byłam przekonana, że mężczyzna nie powinien w tym uczestniczyć. Mało tego, nie zgadzałam się ze swoimi koleżankami, które opowiadały mi, że to wspaniale, kiedy mąż jest obok. Całą ciążę tłumaczyłam Januszowi, że najlepiej będzie, jeśli on będzie czekał pod drzwiami sali porodowej i zostanie zaproszony do środka, kiedy już będzie po wszystkim. A potem zmieniłam zdanie.
– Dlaczego?
Natasza Urbańska: Kiedy zaczęły się skurcze i pojechaliśmy razem do szpitala, byłam ciągle przekonana, że ten poród to nic takiego strasznego. Pocieszałam się w duchu: „Natasza, jesteś taka wysportowana, masz wyćwiczone mięśnie, pójdzie jak po maśle”. Weszłam do szpitala uśmiechnięta od ucha do ucha. Bolało, ale nie tak bardzo, można było wytrzymać. Była trzecia rano. Zaspane pielęgniarki popatrzyły na mnie spod oka i zapytały: „A pani taka radosna na poród?”. I potem się zaczęło. Skurcze były coraz silniejsze. Lekarz chciał mi wbić igłę w kręgosłup, żeby mnie znieczulić, a ja z nerwów cała się trzęsłam. Nie mogłam powstrzymać tych drgawek i nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy po raz pierwszy w życiu straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Nie pomagały ani słowa otuchy lekarzy, ani pielęgniarki. I wtedy podszedł do mnie Janusz. Łamiącym się, przerywanym głosem poprosiłam go, żeby mi pomasował łydki. Potem spojrzałam na niego błagalnie i powiedziałam: „Zrób coś”. I wtedy Janusz zrobił rzecz niesamowitą. Masując mi nogi, zapytał najnormalniejszym na świecie tonem: „Słuchaj, Natasza, zapomniałem cię zapytać, gdzie położyłaś jedzenie dla psa. Jak wrócę do domu, to przecież muszę nakarmić Polę, a ty miałaś jej coś przygotować”. Byłam tak zdenerwowana, że w pierwszej chwili zupełnie nie spostrzegłam, że on to zrobił celowo. Zapomniałam o szpitalu i porodzie i zaczęłam mu tłumaczyć: „Na górze w lodówce, na talerzu, leżą pokrojone kawałki kurczaka. Jak wrócisz, to daj jej to, tylko pamiętaj, nie za dużo”. Mówiąc to, nagle zauważyłam, że już wcale się nie trzęsę, że się zupełnie uspokoiłam. I wtedy zrozumiałam, że tylko przy nim czuję się bezpiecznie i że muszę mieć go przy sobie cały czas.
– Nie protestował, kiedy powiedziałaś, że chcesz, żeby został?
Natasza Urbańska: Protestował, ale to nic dziwnego. Po pierwsze, zupełnie nie był na to przygotowany, a po drugie, sam bardzo się bał. To zrozumiałe. Kiedy mu powiedziałam: „Janusz, chcę, żebyś był przy porodzie”, zbladł i powiedział: „Ale dlaczego, przecież mówiłaś, że wcale nie chcesz”. Potem zaczął się wykręcać, że przecież nie ma ubrań, ale pielęgniarka szybko przyniosła mu odpowiedni strój. Klamka zapadła (śmiech).
– Ani przez chwilę później nie żałowałaś?
Natasza Urbańska: Zupełnie. Byłam najszczęśliwsza na świecie, mogąc trzymać go za rękę. To było wspaniałe, kiedy całował mnie po twarzy i zapewniał, że dam sobie radę i że za chwilę na świecie pojawi się już nasz dzidziuś. A najwspanialsza była chwila, kiedy położna podała mi Kalinkę. Wtedy Janusz zaczął całować mnie po czole i szeptał: „Mamy już naszą córkę”. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
– Rozmawiałam z Januszem kilka godzin po porodzie. Miał inny głos, ciepły, wzruszony. Mówił, że byłaś bardzo dzielna i że Kalina jest śliczna. Był bardzo przejęty.
Natasza Urbańska: To dla niego też było wielkie przeżycie. Kiedy Kalinka została już umyta, położna powiedziała Januszowi: „Proszę ubrać dziecko”. A on na to: „Ale jak to? Ja?”. A ona: „Przecież jest pan ojcem”. Gdybyś widziała, jak nakładał malutkiej kaftanik! To było nieprawdopodobne.
– Młode mamy mówią, że najgorsze są chwile, kiedy wraca się z noworodkiem do domu, że wtedy kobiety dopada depresja. Czy z Tobą też tak było?
Natasza Urbańska: Na tę depresję czekałam już w szpitalu. Przed porodem naczytałam się książek, że to najtrudniejsze chwile dla kobiety, że mogę całymi dniami płakać. Nic takiego mnie nie spotkało. Zastanawiam się teraz, czy ja nie jestem jakaś dziwna. Bo w ciąży rozpłakałam się tylko jeden jedyny raz. Któregoś dnia, jakieś dwa tygodnie przed porodem, ugotowałam rosół. Nalałam sobie do talerza i szłam w kierunku stołu. I wtedy nasz pies podbiegł do mnie i szturchnął mnie pyskiem. Zupa wylała się na brzuch, a ja tak się wystraszyłam, że zaczęłam płakać. Po porodzie nie płakałam już ani razu.
– Nie bałaś się, czy będziesz umiała się o małą dobrze zatroszczyć? To przecież Twoje pierwsze dziecko.
Natasza Urbańska: Pewnie, że się bałam. Na szczęście poznałam wspaniałą położną, która pozwala mi do siebie dzwonić w dzień i w nocy, jeśli tylko mam jakieś wątpliwości. Zdarza się, że dzwonię po północy, bo nie wiem, dlaczego mała płacze. Ale to podobno jest normalne w przypadku młodych mam. Poza tym Janusz bardzo mi pomaga. Wstaje do małej w nocy, przewija ją, potrafi nad wszystkim zapanować. I co wieczór ją kąpie, to już tradycja.
– Wcześniej zadbałaś też o nianię dla małej.
Natasza Urbańska: To prawda. Polecili mi ją sąsiedzi, którzy mieszkają koło naszego domu za Warszawą. Natasza kiedyś pracowała w żłobku i ma wspaniałe podejście do dzieci. Nie będę już się bała zostawiać z nią małej, kiedy wrócę do pracy. A dzisiaj mam już pierwszą próbę.
– Jak to próbę? W teatrze?
Natasza Urbańska: Tak.
– Twoja córka ma dopiero miesiąc, a Ty już wracasz do pracy?
Natasza Urbańska: Tak. I nie mogę się już tego doczekać. Brakuje mi rozgardiaszu teatralnego, ćwiczeń, tańca. Pamiętasz, jak mówiłam, że kiedy urodzę dziecko, to będę chciała się zamknąć w domu i nigdzie nie wychodzić? Teraz już wiem, że miałabym depresję, gdybym nie mogła wrócić do teatru. Już nawet wieczorami zaczęłam ćwiczyć brzuszki, żeby szybko wrócić do formy.
– I kiedy zamierzasz wystąpić?
Natasza Urbańska: Ale ja już wystąpiłam. Na sylwestra. Chciałam bardzo przywitać Nowy Rok z Januszem, więc nie było wyjścia. Pojechałam do teatru. Na scenie nie tylko zaśpiewałam, ale i zatańczyłam (śmiech).
– Dwa tygodnie po porodzie?!
Natasza Urbańska: Masz takie wielkie oczy ze zdumienia jak Janusz, gdy na mnie wtedy patrzył (śmiech). Kiedy skończyłam tańczyć, powiedział do publiczności w teatrze: „Proszę państwa, tego się po swojej żonie zupełnie nie spodziewałem”. (Śmiech).
– A nie tęskniłaś do Kaliny?
Natasza Urbańska: Tęskniłam bardzo. Co rusz patrzyłam na zegarek, która jest godzina, i zastanawiałam się, co ona teraz robi. Wiedziałam, że jest bezpieczna, bo została z moimi rodzicami, ale jednak to były pierwsze godziny spędzone bez dziecka. Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że mała śpi w najlepsze i że ani razu za mną nie zapłakała. Wydaje mi się, że ja jestem po prostu mamą, dla której ważne jest też, żeby mieć swoje życie. Kiedy wróciłam z teatru, myślałam, że zacałuję ją na śmierć, tak mi jej brakowało. A następnego dnia wieczorem już obmyślałam układy choreograficzne do nowego spektaklu w teatrze (śmiech).
– Czyli będziesz mamą pracującą?
Natasza Urbańska: O tak. To już postanowione. Ale wiesz, że paradoksalnie czuję, że wtedy i mała będzie szczęśliwsza. Bo kiedy wracam z teatru po kilku godzinach, to mam dla niej więcej cierpliwości, nie jestem zmęczona jej płaczem. I ona wtedy też to czuje. Przez pierwszy miesiąc, kiedy byłam z nią praktycznie non stop, zauważyłam coś niesamowitego – że ona, takie małe dziecko, zupełnie inaczej reagowała, kiedy Janusz przychodził do niej po pracy. Wtedy Kalina natychmiast się uspokajała i u niego na rękach była szczęśliwsza. Nie zapomnę takiej sceny, jak któregoś dnia była wyjątkowo marudna. Nosiłam ją na rękach, kołysałam, tuliłam. Nic nie pomagało. Janusz wrócił z pracy i usiadł z nią na kanapie. Poprzytulał ją trochę, a potem położył koło siebie na łóżku i zaczął bawić się jej stópką. Nagle patrzę, a Kalina leży cichutko z błogim wyrazem twarzy. W końcu oczy się jej zamykają i zasypia. Oniemiałam. Dopiero potem lekarz pediatra wytłumaczył mi, że dziecko czuje, gdy rodzic jest już nim zmęczony, i wtedy samo staje się podenerwowane. Janusz nie widział jej cały dzień i był stęskniony, a ona to od razu wyczuła. Ale Kalina w ogóle za Januszem nie widzi świata.
– Jest podobna do niego fizycznie?
Natasza Urbańska: O tak! To córeczka tatusia. Ma dziurkę w brodzie jak on. Niedawno karmiłam ją w nocy i potem położyłam na łóżku koło śpiącego taty. I wtedy to ich podobieństwo mnie uderzyło. Pomyślałam sobie: oto mamy małego Janusza w kobiecym wcieleniu (śmiech).
– Czujesz, że się zmieniłaś? Jesteś inna niż ta Natasza sprzed porodu?
Natasza Urbańska: Tak. Czuję, że mam już zupełnie inne priorytety. I po raz pierwszy odczułam to, kiedy przyjechałam do teatru. Kiedy aktorki szykują się na scenę, wszystko jest dla nich ważne: czy rzęsy są dobrze pomalowane, czy sukienka się dobrze układa. Wcześniej też zawracałam sobie tym głowę. A teraz, siedząc przed lustrem, pomyślałam sobie: a jakie to ma właściwie znaczenie. Najważniejsze, żeby z moją córką było dziś w nocy wszystko w porządku. Poza tym teraz wydaje mi się, że wcześniej żyłam jak beztroska nastolatka. Nie miałam żadnych problemów, zobowiązań. Teraz żyje człowieczek, który jest ode mnie całkowicie zależny. To niesamowite uczucie. Niedawno przewijałam Kalinkę i zadzwonił telefon. Zostawiłam ją w łóżeczku i wyszłam tylko odebrać. Kiedy wróciłam, zobaczyłam malutką bez pieluszki, z odwiniętym kocykiem, dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej ją zostawiłam. Ścisnęło mnie wtedy coś w gardle. Poczułam, jak bezbronne jest moje dziecko, kiedy nie ma mnie obok.
– Kilka miesięcy temu Twoim największym marzeniem było urodzenie zdrowego dziecka. To już się spełniło. O czym marzysz teraz?
Natasza Urbańska: Chciałabym nagrać wspaniałą płytę. I żeby Kalinka, słuchając jej za kilka lat, mogła powiedzieć, że jest ze mnie dumna.
Rozmawiała Iza Bartosz
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka Agnieszka Dębska
Makijaż Iza Wójcik/Metaluna
Fryzury Kasia Zalewska dla Jaga Hupało & Thomas Wolff na produktach J&T Hair System
Scenografia Piotr Czaja
Produkcja Elżbieta Czaja
Za pomoc w przygotowaniu scenografii dziękujemy:
ALMI DECOR; DECORADOR, C. H. Blue City, Al. Jerozolimskie 179; FLO, C.H. Złote Tarasy, ul. Złota 59; HOME DESIGN, ul. Domaniewska 37B; HOT DOG - C. H. Galeria Mokotów, ul. Wołoska 12; INDIVI - ul. Kruczkowskiego 6; KARTELL, ul. Krucza; RED ONION, ul. Burakowska 5/7; SB SZTUKA BESKIDZKA, Q FORMA, RIVING, SIA, ZONE - C. H. Domoteka, ul. Malborska 41;