Burzliwe początki
Zanim w styczniu 2009 roku nagrano pierwszą scenę „Czarnego łabędzia”, Natalie Portman od tygodni harowała w pocie czoła. Rola wymagała od niej opanowania skomplikowanych układów choreograficznych, a aktorka, owszem, pobierała przez kilka miesięcy lekcje baletu, tyle że w czasach szkolnych. Teraz w ciągu dwóch miesięcy musiała nauczyć się tego, co przeciętna balerina ćwiczy kilka lat. I choć ogromny, bo wynoszący 13 milionów dolarów, budżet filmu pozwoliłby zatrudnić do opieki nad aktorką całe rzesze specjalistów, to producenci zdecydowali się tylko na jednego – Benjamina Millepieda. Nie bez powodu! 34-letni, urodzony we francuskim Bordeaux choreograf i pierwszy tancerz New York City Ballet cieszy się od lat sławą najlepszego (i zarazem – najbardziej ostrego!) nauczyciela swego fachu.
Początki współpracy Benjamina Millepieda i Natalie Portman nie wskazywały na to, aby ta dwójka kiedykolwiek miała się nie tylko pokochać, ale nawet polubić. „Benjamin nadał ostre tempo”, wspomina osoba z produkcji filmu. „Natalie musiała ćwiczyć po jedenaście–dwanaście godzin dziennie. Była przemęczona, znerwicowana. Benjamin nie był zadowolony z jej postępów, wrzeszczał, wściekał się o każdy zły krok. Chyba nie było dnia, żeby się nie pokłócili. Wszyscy byli pewni, że ta dwójka się nienawidzi i po zakończeniu wspólnej pracy nigdy już nawet na siebie nie spojrzy”, dodaje. A jednak już wkrótce miało się okazać, ile prawdy kryje się w powiedzeniu głoszącym, że nienawiść od miłości dzieli tylko jeden krok.
Ostre tempo
Już w czasie sylwestra 2009 Natalie Portman przedstawiła przyjaciołom Millepieda jako swojego chłopaka. Pikanterii dodaje temu fakt, że choreograf miał wtedy jeszcze oficjalną partnerkę, 24-letnią balerinę Isabellę Boylston. Rozstał się z nią dopiero następnego dnia. „Spędzili razem siedem lat”, zdradził prasie przyjaciel pary. „A on po prostu przyszedł do domu, powiedział Isabelli, że ma inną, spakował się i przed wyjściem dodał, że życzy jej szczęścia na nowej drodze życia. Nie sądzę, aby poświęcił choć minutę na przemyślenie tego, co robi”, podsumował.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Nie lepszą opinię wystawiają choreografowi bliscy Natalie Portman. „Mało kto ze znajomych Natalie lubi Bena”, twierdzi w wywiadzie dla tygodnika „In Touch” przyjaciółka aktorki. „Wystarczy jedno spotkanie, aby zorientować się, że to pozer, któremu imponuje zainteresowanie prasy i pozycja, jaką ma w show-biznesie jako partner Portman”. Amerykańska prasa posuwa się w swoich opiniach nawet dalej, zestawiając Millepieda z innym tancerzem – Kevinem Federline’em, eksmężem Britney Spears. „To nie przypadek, że nawet koledzy Benjamina z teatru nazywają go K-Fedem w baletkach. Ponoć Millepied już namawia swoją narzeczoną do sfinansowania filmu baletowego – według jego scenariusza i z nim w roli głównej. Podobnie było w przypadku Federline’a. Britney wpakowała miliony dolarów w nagranie jego płyty, która była tak żenująca, że kupiło ją zaledwie kilkaset osób w całych Stanach”, piszą gazety i stawiają pytanie: „Czy zaślepiona miłością Portman pójdzie za swoim narzeczonym na dno tak jak niegdyś Spears, której związek zakończył się długą terapią w klinice psychiatrycznej?”.
Cisza przed burzą
Wbrew złowieszczym wróżbom prasy, na razie Natalie i Benjamin sprawiają wrażenie szczęśliwych. Ich pierwsze dziecko – „Czarny łabędź” – rzuciło na kolana i publiczność, i krytyków, a Natalie przyniosło najbardziej prestiżowe nagrody – na czele z Satellite Award i Złotym Globem (w chwili, gdy piszemy te słowa, aktorce brakuje do kompletu Oscara, ale jego zdobycie to chyba tylko kwestia formalna, bo Portman jest stuprocentową faworytką bukmacherów!). Drugie – jak się nieoficjalnie mówi, synek – ma pojawić się na świecie na przełomie maja i czerwca. 27 grudnia para publicznie ogłosiła zaręczyny, które miały miejsce pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia. Na razie nic nie słychać o ich wspólnym projekcie filmowym. Czyżby więc ta historia miała się zakończyć napisem: „A potem żyli długo i szczęśliwie”? Jako fani urody i talentu Natalie z całego serca jej tego życzymy!
Alek Rogoziński / Party