Natalia Jaroszewska - Tylko dla kobiet

Natalia Jaroszewska fot. ONS
Do niedawna ubierała tylko aktorki i piosenkarki. Dziś sukienkę z metką Natalii Jaroszewskiej może mieć każda z nas. Tylko „Party” ulubiona projektantka gwiazd zdradza sekrety swoich znanych klientek.
/ 29.01.2011 08:07
Natalia Jaroszewska fot. ONS
Ubiera największe polskie gwiazdy od dekady. Kiedyś mówiono o niej „projektantka od dwustu procent kobiecości”, bo projektowała głównie zmysłowe, zwiewne sukienki, które podkreślały kobiecość. Teraz w życiu Natalii Jaroszewskiej przyszedł czas na zmiany. Widać je nie tylko w najnowszej kolekcji, która jest bardziej klasyczna i prosta. Zmieniła się także… ona sama!

– Pamiętam Cię jako szatynkę w sukienkach w kwiaty, a dziś siedzi przede mną pewna siebie, nowoczesna bizneswoman. Jasne długie włosy, błysk w oku. Co się zmieniło w Twoim życiu?
Natalia Jaroszewska:
Zaczęłam nowy etap. W wakacje otworzyłam własną firmę, atelier na placu Inwalidów w Warszawie. Porzuciłam kwiaty i kolory, stworzyłam zupełnie inne projekty. Oczywiście wiązało się to także ze zmianami w moim życiu prywatnym. Zawsze tak jest. Ale zmiany przynoszą nowe pomysły, dlatego je polubiłam. Powstała linia szarych sukienek z dzianiny, bardzo kobiecych, podkreślających osobowość. I, co ważne, przestałam projektować tylko na zamówienia. Do atelier każda kobieta może wejść i kupić coś z wieszaka.

– Nie chciałaś projektować tylko dla gwiazd?
Natalia Jaroszewska:
Uwielbiam pracować z gwiazdami, ale chciałam też, żeby wszystkie kobiety mogły kupić moje sukienki. I to w przystępnej cenie.

– Ale to gwiazdy rozsławiły Twoje projekty! Te szare sukienki miały na sobie Ola Kwaśniewska i Edyta Herbuś. Zdjęcia obiegły wszystkie kolorowe magazyny.
Natalia Jaroszewska:
Tak, bo te sukienki były zmysłowe, ale jednocześnie nowoczesne. Podkreślały kobiecość Oli i Edyty. Są uniwersalne, ze świetnych włoskich dzianin. Nie gniotą się i świetnie się piorą. To też jest ważne. Wcześniej nie myślałam aż tak o praktycznej stronie kreacji.

– Ola i Edyta to Twoje ulubione klientki?
Natalia Jaroszewska:
Mam wiele ukochanych klientek. Uwielbiam ubierać Sonię Bohosiewicz, Darię Widawską i Olę Kwaśniewską. To mocne osobowości, które nie muszą poprawiać urody, a jedynie wydobyć swoją naturalność. Olę poznałam w Toskanii. Był to wyjazd zawodowy. Nie znałam jej wcześniej. Myślałam, że jest wielką gwiazdą, która trzyma dystans do ludzi. Ale traf chciał, że podczas jednej z wycieczek w autokarze wylądowałyśmy obok siebie. Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać, już nie odkleiłyśmy się od siebie. Ola powiedziała, że spędziła w tych stronach mnóstwo czasu i że pokaże mi „swoją Toskanię”. Przez  trzy dni nie mogłyśmy się od siebie oderwać. I tak zostało.

– Co Ci się spodobało w Oli?
Natalia Jaroszewska:
To naprawdę niezwykła dziewczyna, podobnie jak jej mama. Są zresztą podobne do siebie. Pani Jolanta zaskoczyła mnie na jednej z imprez. Akurat urodził mi się synek. Ktoś mnie o niego zagadnął i zapytał, ile ważył, kiedy się urodził. Odpowiedziałam, że niespełna cztery kilogramy. Na co pani Jolanta nachyliła się i dodała: „A dokładnie 3650”. Pamiętała to z jednego z SMS-ów, które wysłałam kilka miesięcy wcześniej. Rozłożyła mnie tym na łopatki. Ola jest podobna. Ciepła i zupełnie niepasująca do tego kolorowego show-biznesu. Wspieramy się nawzajem.

– A Sonia Bohosiewicz?
Natalia Jaroszewska:
Sonia jest osobą ekstrawertyczną. Trafiła do mnie z polecenia Magdy Różczki tuż przed festiwalem w Gdyni, na którym dostała nagrodę za „Wojnę polsko-ruską”. Lawina imprez ruszyła, a Sonia miała mnóstwo wyjść, na które potrzebowała wyjątkowych kreacji. Z nią jest inaczej niż z innymi klientkami. Potrafi wpaść, zdjąć coś z wieszaka, co kompletnie nie było dla niej przygotowane, założyć i powiedzieć: „Natalia, tylko to, idę w tym”. I ja to szanuję, bo ona wie, czego chce. Jest bardzo kreatywna i lubi eksperymentować. Bawi się modą.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


– Jak właściwie wygląda taka współpraca między gwiazdą a projektantką? Ktoś przychodzi do Ciebie pierwszy raz i…?
Natalia Jaroszewska:
Pytam: „Jaką siebie chcesz pokazać?”. Nie: „W co się chcesz ubrać?”, bo to jest moje zadanie. Raczej: „Co chcesz przekazać o sobie światu? Czy jesteś dynamiczna, ciepła, zabawna?”. Wszystko to można pokazać za pomocą mody. Lubię efekt, jaki osiągnęłyśmy ostatnio z Anią Czartoryską. Kiedy do mnie trafiła, poprosiłam ją, żeby mi zaufała. Ustaliłyśmy, że przez pół roku Ania ubiera się konsekwentnie tylko w moje rzeczy, żadnych innych marek. I właśnie została wybrana przez magazyn „Elle” jedną z najlepiej ubranych kobiet w Polsce.

– Co jej doradziłaś, kiedy do Ciebie przyszła po raz pierwszy?
Natalia Jaroszewska:
Zaczęłyśmy pracować, kiedy ruszył „Dom nad rozlewiskiem”, a Ania stawała się coraz bardziej znana. To piękna kobieta i ma niespotykaną klasę, ten tak zwany arystokratyczny sznyt. Pamiętam, jak po spotkaniu z Anią opowiadałam mojej córeczce, że dziś odwiedziła mnie prawdziwa księżniczka. Maja była bardzo przejęta, szczególnie gdy zdradziłam, że księżniczka przyszła w dżinsach. Ania nie chce epatować zbytnio swoją urodą, seksapilem. Gwiazdy często ubierają się „za bardzo”, nie potrafią dobrać kreacji do okoliczności. Ania ma to we krwi. Stawia na prostotę. Ja też kieruję się zasadą: im więcej urody, tym mniej mody. Przygotowujemy teraz piękną kreację na Telekamery. Zobaczycie, wszyscy padną!

– Ubierałaś też Joannę Brodzik?
Natalia Jaroszewska:
Tak, kilka lat temu. Wciąż się przyjaźnimy. Myślę, że Joasia jest dziś bardzo ostrożna w dobieraniu strojów, ponieważ jest pod ostrzałem mediów. A mogłaby pozwolić sobie na więcej.

– A ubierasz swoją rodzinę? Mamę na przykład?
Natalia Jaroszewska:
Moja mama jest typem szalonej intelektualistki w czarnym swetrze. Nie daje się stylizować. Może dlatego na początku mojej drogi, jakby w kontrze do niej, stworzyłam tyle ultrakobiecych, kwiatowych sukienek… Ubieram za to moją córeczkę. Wyobraź sobie, że zostaje ci pół metra pięknego materiału od Gucciego, a obok siedzi słodka mała dziewczynka. Bierzesz nożyce i szczęśliwa kroisz sukieneczkę!

– Zabierasz ją na sesje zdjęciowe?
Natalia Jaroszewska:
Tak i natychmiast wszyscy styliści sadzają ją przed lustrem i skaczą koło niej. Maja wygląda jak aniołek, ma długie rzęsy i często się uśmiecha. Rozbraja wszystkich. Makijażystki dają jej kredki do oczu od Diora, by mogła sobie narysować foczkę na rączce.

– Ubierasz na stałe kilkanaście gwiazd, prowadzisz firmę. Jak godzisz te obowiązki z wychowywaniem małych dzieci?
Natalia Jaroszewska:
Muszę być superzorganizowana (śmiech). Pracuję od 9 do 17. Przedszkole i żłobek mam blisko domu. Odbieram Maję z przedszkola, Kacperka ze żłobka i spędzam z nimi czas do 21. Wtedy jestem tylko dla nich. Kiedy zasną, wracam do pracy. Piszę
e-maile, robię projekty, biżuterię. Czasem pomaga mi tata dzieci, czasem moja cudowna niania. Kiedyś miałam wyrzuty sumienia, że zabieram Maję na sesje, do pracy. Że kiedy obudzi się w nocy, znajduje mnie nawlekającą koraliki. Ale to też jakaś lekcja dla niej. Ostatnio w przedszkolu zapytano dzieci, co poradzić zbójom, którzy napadali na ludzi i zabierali im majątki. Maja powiedziała: „Niech normalnie pójdą do pracy”.

– Ma w domu wzór zaradności.
Natalia Jaroszewska:
Tak, ale uwierz mi, nigdy nie myślę o pracy jak o sposobie zarabiania pieniędzy. Kiedy kochasz swój zawód i ciężko pracujesz, pieniądze przychodzą same. Ktoś mi ostatnio powiedział: „Niczego nie oczekuj, wszystkiego się spodziewaj”. Dokładnie tak jest w moim życiu. I to daje mi szczęście.

Agnieszka Prokopowicz / Party

Redakcja poleca

REKLAMA