Piłka czy bity?
Mezo pochodzi z Poznania. Jak wspomina, hip-hopem zainteresował się już w podstawówce. Równie dużym uwielbieniem darzył wtedy też... boysbandy, a zwłaszcza brytyjski Take That. Nie miało to dużego znaczenia, bo i tak początkowo Mezo nie marzył o karierze na estradzie, ale... boisku. Zapisał się nawet do klubu poznańskiego Lecha. „W piłkę grałem od dziewiątego roku życia. Potem jednak zacząłem też rapować. Z czasem łączenie obu tych zajęć ze szkołą stało się niemożliwe. Musiałem z czegoś zrezygnować. Wybrałem hip-hop i nie żałuję”, twierdzi Mezo. Kiedy ostatecznie zrezygnował z treningów, raper zaangażował się w swój pierwszy muzyczny projekt o nazwie Lajner. Nagrał wtedy pierwsze piosenki. Wydał nawet kilka amatorskich płyt. „Liczyła się dla mnie tylko muzyka. Byłem tak radykalny, że nie interesowałem się nawet dziewczynami. Nie chciało mi się tracić czasu na podryw”, mówił w wywiadzie dla „Vivy!”. Skoro on nie szukał miłości, miłość znalazła jego...Love story
Kiedy Mezo poznał modelkę Sandrę Łupicką, miał 16 lat. Ona – 13. „Nie nagrałem wtedy jeszcze profesjonalnej płyty. Ubierałem się fatalnie. Fryzura na Elvisa, obdarte ciuchy”, wspomina. To wszystko miało się lada moment zmienić, podobnie jak życie Jacka. Po roku randek on i Sandra zamieszkali razem! „Nikt nam w tym nie przeszkadzał. Nasi rodzice mieli do nas pełne zaufanie”, mówi raper, któremu po dwóch kolejnych latach udało się spełnić następne marzenie: wydać płytę w profesjonalnej wytwórni. Album sprzedał się znakomicie i otworzył Mezo drzwi do kariery. Kolejne nagrania, koncerty, nowe projekty i nagle spadła na Jacka następna wiadomość, która znów miała namieszać w jego życiu. 22-letni Mezo miał zostać... tatą! „Kiedy się o tym dowiedziałem, byłem na siłowni. Z wrażenia wywaliłem się na bieżni! A następnie się uśmiechnąłem...”, wspomina raper.Jeszcze przed przyjściem na świat córki, której dali imię Zuzanna, Mezo i Sandra powiedzieli sobie „tak”. Ich małżeńska sielanka trwała tylko kilka lat. W zeszłym roku para się rozwiodła. Jak się plotkowało, była żona rapera natychmiast związała się ze znanym producentem muzycznym Robertem M. A Mezo? Cóż, swoim sposobem podsumował wszystko piosenkami pod symbolicznymi tytułami „Zaufanie” i „Kryzys”.
Sól w oku
Choć jest jednym z najpopularniejszych polskich hip-hopowców, Mezo nie cieszy się zbyt wielkim poważaniem wśród swoich kolegów raperów. Zarzucają mu, że jego kawałki są komercyjne, teksty – kiczowate, image sceniczny – tandetny. A teraz dodatkowo, że wyrażając zgodę na udział w „Bitwie na głosy”, sprzedał się komercji. – Ktoś musi być kozłem ofiarnym.Od kilku lat przypada mi ta niewdzięczna rola, bo nie pasuję do stereotypu hip-hopowca. Jest wielu raperów w Polsce, którzy głosząc antykomercyjne hasła, odnoszą całkiem realne komercyjne sukcesy. Ja robię swoje od wielu lat i jak każdy mam gorsze i lepsze chwile. I nie roszczę sobie praw do reprezentowania żadnego środowiska, tylko siebie i swoich słuchaczy. I nie zmuszam nikogo, żeby mnie oglądał. Ten, komu się nie podobam, może zmienić kanał. To wolny kraj – mówi w rozmowie z „Party” Mezo. Przyznaje też, że od początku wiedział, że jego udział w „Bitwie na głosy” spotka się z ostrymi komentarzami. – Do programu podszedłem na pełnym luzie.
I jestem zachwycony przede wszystkim ludźmi z mojego zespołu i drużyn przeciwnych. To wspaniała przygoda! – stwierdza muzyk. Oglądając jego występy, nie sposób nie zauważyć, że raper faktycznie bawi się w czasie show rewelacyjnie, a przy okazji daje z siebie wszystko. „Tę energię, którą masz, przełożyłeś na całą drużynę. Ty jesteś Mezo, a ja mezzo. Dobrze, że się spotkaliśmy!”, podsumowała Mezo po jednym z występów jego grupy jurorka „Bitwy...” Alicja Węgorzewska.