Megan Fox i Brian Austin Green - Ślub wśród błękitu

Brian Austin Green, Megan Fox fot. ONS
O tej romantycznej ceremonii na Hawajach nawet rodzice panny młodej dowiedzieli się już po fakcie. Jednak wbrew pozorom supertajny ślub Megan Fox z Brianem Austinem Greenem wcale nie był taki tajny.
/ 02.08.2010 11:25
Brian Austin Green, Megan Fox fot. ONS
Wszystko odbyło się na Hawaii, największej wyspie archipelagu hawajskiego. A konkretnie na jej północno-zachodnim wybrzeżu, w jednym z tamtejszych luksusowych kompleksów hotelowych, pięciogwiazdkowym Four Seasons. Piaszczysta plaża zastąpiła im kościół i ołtarz. W roli księdza wystąpił hawajski kapłan kahuna w batikowej szacie i z kwiatowym wieńcem na szyi. Do tego egzotycznie brzmiące słowa błogosławieństwa oraz „poświęcone” przez ocean amulety zamiast tradycyjnej przysięgi. I obrączki ukryte w wielkiej muszli. Trzymał ją Kassius, ośmioletni syn pana młodego. Chłopiec dostał też specjalną bransoletkę z nefrytu mającą podobno magiczną moc i przynoszącą szczęście świeżo poślubionym małżonkom.

Świadków tej nietypowej uroczystości było niewielu. Według relacji tej garstki osób znacznie liczniejsi byli ochroniarze, którzy strzegli, aby na plaży ani w jej pobliżu nie zjawił się nikt nieproszony. Kiedy wiadomość o sekretnym ślubie Megan Fox trafiła do mediów, pisano, że nawet mama aktorki nie została wtajemniczona w to, co stanie się na hotelowej plaży pod koniec czerwca. Podobno ojciec zdjęcie ze ślubu odebrał kilka minut po złożonej przysiędze małżeńskiej. Wysłała mu je Megan, informując w ten sposób, że wyszła za mąż. Sama gwiazda przyznała, że marzyła właśnie o takiej uroczystości – zawartej w największej tajemnicy. Zapomniała dodać, że wśród zaproszonych osób zabrakło najbliższej rodziny, ale nie reportera plotkarskiej telewizji Entertainment Tonight. Kanał wykupił wyłączność na zdjęcia i transmisję z uroczystości.

Gra w kotka i myszkę
To typowe dla Megan. Mówi jedno, robi drugie. Gdyby poważnie brać każdą publiczną wypowiedź Fox, można by ją podejrzewać o rozdwojenie jaźni, a na pewno o skłonność do fantazjowania na swój temat. Przykład? Obiecuje, że „już nigdy więcej nie otworzy ust do dziennikarzy i nie udzieli żadnego wywiadu”, a już kilka dni później dzieli się z jedną z gazet przemyśleniami na temat swojej natury domatorki. Mówi, że sama sprząta swoją kilkunastopokojową willę w Los Angeles i jest przykładną panią domu. Nieco wcześniej głosiła, że „prędzej umarłaby z głodu, niż cokolwiek ugotowała, bo jest fatalną kucharką i je tylko na mieście”. Tej wersji przeczą z kolei zdjęcia paparazzich, którzy już nieraz przyłapali ją na zakupach na targu.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


Twierdziła, że ma obsesję na punkcie zarazków. Była też opowieść o zaburzeniach pokarmowych, natręctwach. A także lęku przed lataniem, który Megan „potrafi pokonać, słuchając na pokładzie samolotu nagrań Britney Spears”. Fox raz podkreśla, że jest piękna i ma tego świadomość („często słyszę od reżyserów, że jestem zbyt atrakcyjna do jakiejś roli, wkurza mnie to, bo przecież gdybym nie przykuwała uwagi, nie wypłynęłabym w tej branży”), innym razem rozczula się nad swoimi kompleksami („nie akceptuję swojej urody i muszę żyć z tym piętnem”). Raz klnie jak szewc, używając przekleństw jak przecinków i wzorem Angeliny Jolie opowiada o tym, że jest biseksualna (dodając, że miała romans ze striptierką). A zaraz potem zgrywa niewinną i sympatyczną dziewczynę z sąsiedztwa, która nie wyobraża sobie, że mogłaby pójść do łóżka z kimś, kogo nie kocha („w życiu spałam tylko z dwoma osobami: swoją pierwszą miłością, chłopakiem ze szkoły, i z moim ukochanym Brianem”).  Narzeka na paparazzich, bo nie pozwalają jej normalnie żyć i wtrącają się w jej prywatne sprawy, ale wykorzystuje każdą okazję, by się publicznie pozwierzać. Nie sposób było też nie dostrzec, że przez ostatnie tygodnie przed wścibskimi obiektywami zasłaniała się zawsze lewą ręką, „przy okazji” machając pierścionkiem zaręczynowym. Trudno się już połapać, co jest prawdą o Megan Fox. Chyba jedynym stałym punktem w jej życiu jest związek z Brianem Austinem Greenem. Chociaż i tu są znaki zapytania.

Prawie jak Brangelina
Z Brianem są ze sobą, od kiedy Megan skończyła 18 lat. Po raz pierwszy zobaczył ją podczas kręcenia sitcomu „Hope & Faith”. Był rok 2004. Jedna z osób pracujących z nimi wtedy na planie wspomina, że Green był absolutnie urzeczony młodziutką Fox. Podobno początkująca aktorka już wtedy miała w sobie to coś. Wystarczyło, że weszła do pokoju, a natychmiast milkły głosy i oczy wszystkich kierowały się na nią. Czuło się, że właśnie ona z całej obsady ma szansę na prawdziwą karierę. Brian? Jego gwiazda już wtedy była mocno wyblakła. W latach 90. sławę przyniósł mu kultowy serial dla młodzieży „Beverly Hills 90210”. Do dziś kojarzony jest przede wszystkim z tą produkcją, choć od tamtego czasu zagrał wiele innych ról. Głównie w sitcomach i telewizyjnych tasiemcach, zwykle na drugim planie. Po drodze jako raper „Austin” wydał hiphopową „One Stop Carnival”. Nigdy o niej słyszeliście? No właśnie. Większego rozgłosu nie zyskała też komedia romantyczna, którą sam wyreżyserował. Wielką nadzieją na rozkręcenie kariery jest dla niego rola w najnowszych odcinkach „Gotowych na wszystko”. Zagra tam seksownego budowlańca. Jak długo utrzyma się w obsadzie, zobaczymy.


Co innego Megan. Jej wystarczyła jedna rola w kasowym hicie „Transformers”, żeby zwrócić na siebie uwagę całego świata. Okładki, sesje, wywiady. Było jej wszędzie tak dużo, że w zeszłym roku portale 4 sierpnia obwołały „Dniem bez Megan Fox”. Aktorka jest prawdziwym fenomenem, bo jej sława nie idzie w parze ani z nagrodami filmowymi, ani z atrakcyjnymi propozycjami. Jak dotąd nie udało jej się powtórzyć sukcesu, większość filmów, w których bierze udział, przechodzi bez echa. Na domiar złego po awanturze z reżyserem „Transformersów” (w jednym z wywiadów Fox nazwała Michaela Baya „Adolfem Hitlerem”, dodając, że na planie nie ma nad ekipą żadnej litości) wyleciała z hukiem z obsady trzeciej części tej megaprodukcji. A jednak nadal jest na ustach wszystkich. Cokolwiek by nie mówiła i nie robiła. „Hollywoodzka logika” nakazywałaby, żeby na życiowego partnera wybrała sobie megagwiazdę, która zapewniłaby jej stały rozgłos. Fox nie wybrała tej opcji. Wszystko wskazuje na to, że jej serce od lat należy tylko do Briana. Choć i w tym związku były trudne momenty. Na przykład na początku 2009 roku, gdy zerwali zaręczyny. Wkrótce do siebie wrócili, ale do dziś milczą na temat powodów tamtego rozstania. Green kolejny raz na kolana padł 1 czerwca tego roku. Też na Hawajach. I nie zniechęcił go fakt, że krótko po oświadczynach ukochana zgubiła pierścionek gdzieś przed hotelem. Zguba się znalazła, bo cały personel zaangażował się w szukanie. Zły znak? Niekoniecznie.
 
Co z tym ślubem?!

Hotel Four Seasons wybrali nieprzypadkowo. Ekskluzywna sieć, mająca filie na całym świecie, słynie z organizowania oryginalnych ślubów. I niezapomnianych miodowych miesięcy. Zaraz po ceremonii Megan i Brian zaczęli swoją „podróż poślubną”, wyskakując z oficjalnych strojów. Urządzili sobie kąpiel w Pacyfiku. Razem z małym Kassiusem. Chłopiec był zachwycony. Zna Megan od wczesnego dzieciństwa, od dawna są jak rodzina. Aktorka powtarza, że zawsze starała się być idealną macochą, a od kilku tygodni podkreśla, że marzy o własnym dziecku.

Może decyzja o ślubie to początek nowej Megan Fox? Rodzinnej, poukładanej, a przede wszystkim prawdomównej? Gdzie tam. Wystarczy spojrzeć na tę wypowiedź: „Po co w ogóle wychodzić za mąż? W Hollywood trzeba mieć bardzo silną osobowość i poczucie własnej wartości, aby małżeństwo przetrwało. Niszczą je tabloidy, pokusy i ciężka praca. Nie mam zamiaru przez to przechodzić”. Gwiazda udzieliła jej dokładnie dzień przed wylotem na Hawaii. No i jak tu jej wierzyć?          

Zofia Fabjanowska-Micyk / Party

Redakcja poleca

REKLAMA