Maria Wiktoria Wałęsa

Opowiada, jak smakuje wstyd i upokorzenie, gdy brukowiec brutalnie wchodzi w jej prywatne życie...
/ 12.03.2007 10:31
Brukowce płacą paparazzim tysiące złotych za Twoje zdjęcia. Jesteś jednym z najgorętszych nazwisk na „brukowej giełdzie”. Dowiedziałam się o tym kilka tygodni temu od mojego brata, Jarka. Zadzwonił do mnie i prosił, żebym uważała na siebie i żebym się nie podkładała. To było po pierwszych zdjęciach w „Fakcie”. To wtedy okazało się, że odbywa się na mnie „klasyczne polowanie”.

Monika Stukonis: – Pierwsze zdjęcia w „Fakcie”: leżysz na tylnym siedzeniu samochodu, masz zamknięte oczy. Wyglądasz na osobę, której zaszkodził alkohol. Co czułaś, jak zobaczyłaś się w brukowcu na pierwszej stronie?
Maria Wiktoria Wałęsa: Pamiętam, że tamtej nocy z niedzieli na poniedziałek po imprezie położyłam się na sekundę w samochodzie i od razu poczułam błysk flesza. Wiedziałam, że będzie skandal. We wtorek zdjęcia były już w gazecie. Czułam straszny wstyd i duże upokorzenie.

– Czy ojciec do Ciebie zadzwonił?
Rozmawialiśmy dopiero następnego dnia. Tata mnie wyśmiał. Pytał, jak mogłam się tak dać złapać, tak podłożyć. Pytał, jak po wszystkich doświadczeniach, które mam, mogłam do tego dopuścić.

– Robił Ci wymówki?
Nie, powiedział, że mam się trzymać! Że teraz dostałam prawdziwą lekcję życia i ma nadzieję, że wreszcie zacznę wyciągać wnioski.

– A nie przemknęło Ci przez myśl: ojciec mi nie wybaczy?
Nie. Pomyślałam, że nie chciałabym przysparzać mu ani bólu, ani smutku, ani wstydu. Było mi głupio. Byłam przekonana, że nie będzie zły, raczej zatroskany. Czułam, że przeze mnie tata może poczuć się niekomfortowo i niezręcznie.

– Co powiedział Jarek?
Powiedział mi o cenniku paparazzich, powiedział, że się o mnie martwi, ale rozumiał kontekst sytuacji, że to była tylko chwila, wykorzystana brutalnie przez fotografa. Przecież od dawna wiadomo, że ta gazeta tylko żeruje na słabościach! Prawda jest taka, że dałam się złapać jak dziecko.

– Niedawno ukazały się Twoje kolejne zdjęcia, w tym samym brukowcu. Na imprezie kończącej Twój udział w „Tańcu z gwiazdami” sfotografowano Cię, gdy całujesz się namiętnie z nieznajomym. Masz problem z wyciąganiem wniosków?
Nie chcę się tłumaczyć, ale ja jestem w bardzo ciekawym momencie mojego życia. Po siedmiu latach skończyłam związek i poczułam wielką pustkę. Jest we mnie wielka potrzeba miłości, do tego stopnia, że czasem tracę kontrolę, daję się ponieść chwili. Rozmawiamy w momencie, gdy zmieniam się kompletnie jako kobieta. Przyznaję, czasem puszczają mi hamulce, widocznie tamtego wieczoru potrzebowałam pocieszenia i je dostałam. Jestem za mocnym przeżywaniem życia, bo czuję, że dzięki temu się rozwijam. Czasem muszę dostać pałką w głowę, by otrzeźwieć.

– Facet ze zdjęcia to nowa miłość?
Nie, to była chwila.

– Po drugiej serii zdjęć znów były telefony od taty i Jarka?
Tak. Znów prosili mnie, żebym uważała. Ja nie robię zresztą nic innego, czego nie robiliby moi rówieśnicy. Pytanie tylko, czy mi wolno...

– Czy wypada córce byłego prezydenta...
Jestem tylko młodą samotną kobietą, która czeka na ciepło i czułość. Po siedmiu latach jestem wolna i robię różne rzeczy. Tak, przez chwilę chciałam poczuć tę wolność i że teraz mogę wybierać. To niesamowite uczucie, gdy po tylu latach można spróbować kogoś innego. Szczerze mówię...
Ale wiem też, że nie chcę przypadkowości. Wiem, że balangi to nie jest treść mojego życia.

– Rozmawiałyśmy trzy miesiące temu. Siedziała przede mną pewna swoich atutów, ale zarazem skromna córka prezydenta Lecha Wałęsy. W sesji dla „Elle” wyglądasz zjawiskowo, ale gdy widzę zdjęcia w brukowcach, zastanawiałam się, jaka jesteś naprawdę? Czy Ty czasem mnie nie nabrałaś? Czy zdystansowana i poukładana Maria Wiktoria mogła przejść w ciągu trzech miesięcy taką przemianę?
Nie, to nie tak. Ja ostatni rok spędziłam przy moim ojcu i była we mnie niesamowita samokontrola. Jak przyjechałam do Warszawy, znów mogłam stać się wśród nowych, wspaniałych znajomych tylko Marysią, zwykłą Mary. Samokontrola zniknęła. Poczułam się wolna, że wreszcie nie reprezentuję mojego ojca i rodu Wałęsów, ale siebie. Może to jest ta wolność, która uderzyła mi przez chwilę do głowy? Ale to nie była ściema, gdy rozmawiałyśmy trzy miesiące temu. Jest we mnie i ta kobieta, i ta. Tu nie ma sprzeczności.

– Ale wiesz, co mówią o Tobie: urwała się ze smyczy ojca...
Tak, słyszałam. Ale to bzdura. Ja nie mieszkam z rodzicami już ponad cztery lata, smycz zerwałam wtedy, gdy wyprowadzałam się z domu na Polanki.

– Mówią jeszcze, że odbiła Ci sodówa, że zachowujesz się jak bracia...
Tak mówią? Wiesz, zabolało mnie to. Ktoś, kto nie zetknął się z tą całą machiną brukowców, nie zdaje sobie sprawy, jak to działa. Tygodniami polują na ułamek sekundy, na chwilę twojej słabości. Przecież to jest chore!

– Ale mówisz trochę tak, jakbyś nie oglądała na przykład zdjęć Oli Kwaśniewskiej w brukowcach. Fotografowano nawet jej różowe majtki. Przykład innej osoby nie wystarczał, by być ostrożniejszą?
No właśnie nie. Wnioski wyciągam tylko ze swoich doświadczeń, ja muszę wsadzić rękę do ognia, by sprawdzić, czy na pewno parzy. Przepraszam, ale taka już jestem. To jest ostrzejsza, bardziej niebezpieczna droga, ale tak już jest. Muszę się mocno poobijać w życiu, żeby poczuć coś naprawdę. Chyba muszę się poparzyć, by wydorośleć.

– Nie byłaś ulubienicą widzów. Na forach internetowych pisano, że jesteś zarozumiała...
Przeczytałam też, że bije ze mnie duma. Tak, jestem dumna z tego, że noszę takie nazwisko, że mam takiego ojca, ale nie zamierzam za to przepraszać! Wiesz, ja przez rok asystentury u ojca czułam ogromne spięcie. W „Tańcu z gwiazdami” musiałam nauczyć się sztuki rozluźniania i być może nie wychodziło to najlepiej. Ja nie potrafię się zmusić do uśmiechu, ja nie umiem się cieszyć na pstryk. Pokazuję siebie, swoje autentyczne emocje. Nie umiem grać!

– Masz wrażenie, że ktoś wciąż chodzi za Tobą z aparatem fotograficznym.
Tak.

– Rozglądasz się, czy starasz się żyć normalnie, żeby nie zwariować?
Nie rozglądam się, choć ich widzę. Paparazzi to straszni tupeciarze. Mają w oczach komunikat: jesteś nasza, jesteś zdobyczą, zarabiamy na tobie pieniądze. Wynajęłam mieszkanie w chronionym osiedlu, ale poza tym staram się żyć normalnie. Kupuję gazety, chodzę po centrach handlowych, tańczę, spotykam się na kawie z przyjaciółmi. Gorszego zdjęcia już mi nie mogą zrobić, nie mogą mnie bardziej uderzyć. Ja zresztą nic złego nie robię!

– Polują na Ciebie po to, by mieć sensację, czy aby uderzyć w ojca?
I to, i to. Ale trafili na niezbyt podatny grunt, bo mój ojciec nie rozmawia ani z „Faktem”, ani z „Super Expressem”.

– Dlaczego rozpadł się Twój związek?
Od roku wszystko się między nami sypało. Coraz wyraźniej widziałam, jak się z Kubą różnimy, jak nasze osobowości do siebie nie pasują. Ale były między nami wielki szacunek i sympatia. Czułam się rozdarta. Szczególnie, że w ostatnim roku ponad sześć miesięcy spędziłam z ojcem za granicą. Odkładałam tę decyzję, bo wpadałam do domu na trzy dni, by przepakować torbę i już leciałam na lotnisko.

– Co było impulsem do zakończenia Twojego związku?
Przyjazd do Warszawy i spojrzenie na wszystko z dystansu. To ja podjęłam tę decyzję. Jesteśmy z Kubą w dobrych, ciepłych stosunkach. Cieszę się, że umiemy rozmawiać i chciałabym, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Nie wiem, czy to będzie możliwe, bo nie mam takich doświadczeń. Kuba był moim pierwszym facetem w życiu.

– Rodzice akceptowali ten związek?
Nie rozumieli, dlaczego jesteśmy razem, bo widzieli, jak się różnimy. Wielu znajomych nie wiedziało, dlaczego jestem w tym związku i co on mi daje? Kuba jest spokojny, trochę wycofany. Dla niego podniesiony głos to już jest kłótnia, dla mnie rzucanie talerzami to jeszcze nie konflikt. Ja lubię konfrontacje, jestem wojownikiem, lubię parcie do przodu. Kuba jest ułożony, cichy.

– Związek podwyższonego ryzyka?
Raczej tak, ale przez lata mówiłam: kocham go, co mam zrobić? Nie dawałam prawa oceny innym, dziś widzę, że dwoje skrajnie odmiennych ludzi nigdy się nie rozumie. W końcu coś się we mnie wypaliło, skończyła się miłość.

– Usłyszałaś od Kuby, że to przez udział w „Tańcu z gwiazdami”, że wyjazd Cię zmienił, oddalił?
Na początku Kuba walczył o nasz związek. Parę razy, w emocji, powiedział, że to przez Warszawkę, że przez ten program. Ale chyba oboje nie wierzymy w to. Rozstanie dwojga ludzi ma o wiele głębsze podłoże. Szczególnie po siedmiu latach.

– Lgną do Ciebie ludzie, żeby ogrzać się w cieple Twojego nazwiska?
Tak było zawsze. Ja mam w sobie duże uwrażliwienie na to, dlaczego ktoś chce się ze mną przyjaźnić. Poznałam teraz wspaniałych ludzi i myślę, że naprawdę dobrze się poznaliśmy. Ja sama chcę, żeby oni grzali się w cieple mojej osoby, mnie jako Marysi, Mary, a nie Marii Wiktorii Wałęsówny.

– Od czasu zamieszkania w Warszawie byłaś w domu na Polanki?
Nie, ani razu. Wkrótce tam jadę. Ale z rodziną mam stały kontakt. Bardzo mnie wspierali.

– Boisz się spotkania z mamą?
Nie, bo wiem, że rodzice dobrze mnie znają i wiedzą, że te zdjęcia i komentarze obok były przesadzone. Moi rodzice wiedzą, do jakich rzeczy jestem zdolna, ale dają mi szansę, żebym sama nauczyła się żyć. Mama powie to samo, co tata: „Bądź rozsądna i otwórz oczy”, bez moralizowania.

– A może zahartowałaś rodziców swoimi wyskokami w liceum?
Na pewno. Wierz mi, moi rodzice doskonale wiedzą, czego na pewno nie zrobię.

– Tata przed wyjazdem z Gdańska mówił Ci o zagrożeniach, które czekają na Ciebie w show-biznesie?
Nie, nie było takiej rozmowy. Mówił mi tylko, że mam zbierać doświadczenia i wykorzystywać te już zdobyte. A sama widzisz, że różnie mi to wychodzi.

– Dostałaś od ojca urlop do 13 listopada. Wracasz do Gdańska?
Nie, robię przerwę i zostaję w Warszawie. Chcę wykorzystać moje pięć minut. Posypały się propozycje reklamowe, sesje. Ale oczywiście nie mogę o tym mówić. 15 listopada zaczynam studia politologiczne w Wyższej Szkole Komunikacji i Nauk Medialnych.

– O Twojej decyzji wie już tata?
Tak. Moja decyzja zapadła jakieś dwa, trzy tygodnie temu. Gdy startował program „Taniec z gwiazdami”, byłam pewna, że 14, 15 listopada będę już w biurze w Gdańsku. Ale życie napisało inny scenariusz. Po drodze rozpadł się mój związek, wszystko w swoim życiu zaczynam budować od początku. Wszystko, co dobre, zaczyna mi się układać w Warszawie.

– Twoi nowi znajomi to tancerze?
Jesteśmy blisko z Edytą Herbuś, Marcinem Mroczkiem i Przemkiem Sadowskim. Zaprzyjaźniłam się z ludźmi, którzy są na drugim planie „Tańca”, a są fantastyczni. Lubię też bardzo Olę Kwaśniewską, ale to nie jest przyjaźń, jak podają tabloidy. Rozumiemy się, mamy sporo wspólnych tematów, ale nie spotykamy się prywatnie. To wymysł gazet.

– A Twoje nowe znajomości nie prysną za chwilę jak bańka mydlana? Nie wymyśliłaś tego świata, nie zachłysnęłaś się nim?
Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Może porozmawiamy za kolejne trzy miesiące i ocenisz, czy znów się zmieniłam. Ale nie chciałabym, żebyś odniosła wrażenie, że wtedy w sierpniu grałam kogoś, kim nie jestem. Wtedy byłam Marią Wiktorią, asystentką Lecha Wałęsy, dziś jestem Marysią, która mieszka w Warszawie, wykorzystuje swoje pięć minut. I nie ma w tym żadnej obłudy, wyrachowania. Czy to, co teraz przeżywam, to nie jest prawdziwe życie?

– Wrócisz kiedyś do Instytutu Lecha Wałęsy?
Na pewno. Ja nie odchodzę na zawsze, chcę zajmować się sprawami ojca, chcę porządkować sprawy i dokumenty Pana Prezydenta, może z innej perspektywy, może z drugiego rzędu. Na razie to zawieszam. Polityka cały czas mnie fascynuje, choć po roku miałam jej przesyt. Ciągła walka, spory, wyzwiska, konflikty...

– W show-biznesie jest spokojniej?
Nie wiem. Teraz mam różne propozycje i dlaczego miałabym ich nie wykorzystać? Tata zresztą mówił mi od początku: „Idź z tym prądem, wykorzystaj swoje szanse”. Ale i tak wiem, że w przyszłości chcę stanąć przy ojcu i zajmować się jego sprawami.

– Nie ma w Tobie obawy, że te „wyskoki” mogą Ci zaszkodzić w przyszłości?
Poniosę pełne konsekwencje swoich decyzji. Moje sprawy mogą zaszkodzić mnie, nie ojcu. Tata już dawno jest postacią historyczną.

– W polityce wrze. Afera taśmowa, oskarżenia, że Lech Wałęsa zlecił inwigilowanie prawicy na początku lat 90., Nie myślisz sobie: co ja tu robię?
Czuję, że coś tracę, bo do niedawna żyłam tylko polityką. Ograniczam oglądanie TVN24, z ojcem rozmawiam tylko o rzeczach prywatnych. Chcę się skupić na sprawach Marysi, a nie Marii, córki prezydenta.

– Łatwo oderwać się od spraw ojca?
Nie, ale mnie to za bardzo boli i tata o tym dobrze wie. Gdy byłam asystentką ojca, na wiele spraw mi nie pozwalał. Tata wiedział, że ja jestem za bardzo emocjonalna, że nie umiem nie zareagować, gdy ktoś go atakuje.

– Masz w Warszawie swojego „anioła stróża”?
Tak, to brat Jarek. Dzwoni do mnie bez przerwy. Wszystkie decyzje podejmuję sama, ale czuję, że gdyby coś się działo, on stoi za mną pół kroku.

– Odpadłaś z programu, skończyły się treningi po 7–10 godzin dziennie. Jak wygląda Twoja codzienność?
Mam dużo spotkań, i zawodowych, i prywatnych, przygotowuję się do studiów i mebluję mieszkanie. Wynajęłam 140 metrów, ale zastanawiam się, czy nie przesadziłam. Czuję się w tych wielkich pokojach mocno samotna. Ale wierzę, że będą odwiedzać mnie siostry, bracia z rodzinami. Może na kilka tygodni zamieszka ze mną mama.

– Szukasz miłości?
Nie, ja na nią czekam.

– Potrafiłabyś zrobić pierwszy krok, uprzedzić ruch mężczyzny?
Jak coś poczuję, nic mnie nie zatrzyma. Ja nie umiem czekać! Wszystko chcę mieć dziś, tu i teraz!

Rozmawiała Monika Stukonis/ Viva!
Zdjęcia Kuba Dąbrowski
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka Iga Pietrusińska
Makijaż Iza Wójcik
Fryzury Łukasz Pycior
Modele Jacques Marbot, Michał Korolec, Artur Stykowski, Zygmunt Borawski
Produkcja sesji Elżbieta Czaja