Od tańca do biznesu
Jeszcze kilka lat temu nikt o nim nie słyszał. Wszystko zmienił „Taniec z Gwiazdami”. Marcin pojawił się już w pierwszej edycji programu. Partnerował Kasi Skrzyneckiej, zajął z nią czwarte miejsce. Ale przełomem była druga edycja, w której zatańczył z Kasią Cichopek. Zaiskrzyło między nimi już na pierwszym treningu. Efekt był piorunujący. Kasia i Marcin wytańczyli Kryształową Kulę i... zakochali się w sobie. Sukces nie przewrócił mu w głowie, bo Marcin zamiast się nim upajać, myślał, jak go wykorzystać. Postawił na miłość. A raczej na połączenie miłości i biznesu. Zaraz po wygranej w „Tańcu z Gwiazdami” otworzył własną firmę – szkołę tańca. Od razu pojawiły się komentarze, że tancerz wykorzystuje sławę swojej partnerki, by się wypromować i zrobić na tym interes. Ale szybko się okazało, że Marcin nie będzie zarabiał dzięki Kasi, ale razem z Kasią. – To było nasze pięć minut – tłumaczy Marcin. – Mogliśmy się w tym sukcesie pławić, ale wiedzieliśmy oboje, że to kiedyś minie, a my zostaniemy z niczym. Dlatego postanowiliśmy, że będziemy pracować na siebie, nie na kogoś – dodaje tancerz. Przyznaje, że ta decyzja wymagała odwagi. Gdy postanowił założyć własną firmę, dopiero studiował w Wyższej Szkole Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Leona Koźmińskiego, więc nie był jeszcze „wykształconym” biznesmenem. Poza tym nie miał pewności, czy taniec towarzyski stał się na tyle popularny, że ludzie będą szturmować szkoły. Ale czuł, że skoro z Kasią zyskali sympatię widzów, to mogą też zyskać klientów. Zdecydował się na życiowy i zawodowy duet z kobietą, którą pokochał. Czy się bał porażki? Tak. Ale zaryzykował i… wygrał.
Jak to się robi
Nie byłoby jednak sukcesu bez pracowitości. Tę cechę Marcin wyniósł z domu. Jego tata przez lata był dyrektorem dużej firmy świadczącej usługi finansowe. Mama jest informatykiem. Od dzieciństwa kształtowali w Marcinie przekonanie, że jeśli chce do czegoś dojść, musi ciężko pracować. – Nie był chłopakiem z kasą i kontaktami, sam doszedł do wszystkiego – mówi kolega Marcina sprzed lat. A Bartek, kumpel ze studiów, dodaje: – Bardzo pracowity facet. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. My wtedy głównie balowaliśmy, a on nie dość, że z nami imprezował, to jeszcze tańczył na turniejach, uczył się, miał świetne oceny – wspomina. Hakiel wyróżniał się spośród studentów zarządzania pasją do tańca, a od tancerzy różnił się biznesowym wykształceniem. Wiedział, czego chce, był zdeterminowany. – Klasyczny typ przedsiębiorcy – mówi Bartek.
Pracować dla siebie
Dziś Marcin Hakiel prowadzi w Warszawie dwie szkoły tańca. Zatrudnia 25 osób. – Chyba jestem wymagającym szefem – ocenia. – Lubię, kiedy ludzie są kreatywni
i ulepszają swoją pracę.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Z kolei menedżerka jego szkoły, Alicja Makowiecka, twierdzi, że najważniejszą cechą Marcina jest... normalność. – Wie, że każdy może mieć problemy i to rozumie. Kiedy jakiś instruktor jest chory, prowadzi zajęcia za niego. Gdy trzeba zastąpić recepcjonistkę, siada w recepcji. Nie znajduje problemów tam, gdzie ich nie ma. Co kilka miesięcy robimy sobie imprezy pracowe, idziemy na kolację czy na kręgle. Kasia jest zwykle z nami. W Wigilię, na śledzika, przyjechali całą rodziną. Wspólne życie i wspólny interes. I to działa – mówi. Jeszcze niedawno w mediach pojawiły się pogłoski, że szkoła Hakiela ma kłopoty. Marcin dementuje: – Wszystko idzie dobrze. Tyle że trudno o działającej ledwie cztery lata firmie mówić, że jest stabilna. Wciąż trzeba czuwać, doglądać, myśleć o przyszłości – tłumaczy. I tak właśnie pracuje. Każdego ranka precyzyjnie planuje zajęcia na cały dzień. Odwiedza swoje szkoły, obmyśla kolejne projekty sygnowane nazwiskami Hakiel-Cichopek. Już wydali z Kasią płyty z kursem tańca na DVD, teraz przygotowują książkę dla młodych mam. Nie zrażają się komentarzami mediów czy złośliwymi publikacjami. Skupiają się na tym, co przed nimi. Dlatego dla znajomych pary od dawna było jasne, że Marcin znów zajmie się interesami żony. Ten układ jest dla nich idealny. Tyle że jemu doszły kolejne godziny pracy. A pracuje dużo, choć nie chce, by to pisać. Ale jego znajomy śmieje się: – Dzielny jest, niewyspany, zmęczony, ale dzielny.
Zgrany duet
Małżeńska firma Kasi i Marcina funkcjonuje tak dobrze, bo każde z nich ma inne zadania i wzajemnie się dopełniają. – Ja zajmuję się papierkami, Kasia wymyśla, jak nasze projekty powinny wyglądać. Kiedy przygotowujemy książkę, ja myślę o wydawcach, a Kasia o rysunkach, tematach – tłumaczy tancerz. Niektórym parom łączenie miłości i pracy nie wyszło na dobre. Marcin to wie. Ale nie boi się przypadku Edyta Górniak – Dariusz Krupa czy Kayah – Rinke Rooyens, im porażka nie grozi, bo – jak twierdzi Marcin – dobrze dogadują się z Kasią w kluczowych sprawach. Pracowali już razem, Marcin był wcześniej menedżerem swojej żony i wszystko układało się świetnie. Teraz zamierza kontynuować to, co się sprawdziło. I stawia na naturalność. – Ludzie nas lubią, bo jesteśmy dla nich zwyczajną, może nawet trochę nudną parą. Nie chcemy tego zmieniać, bo to świetnie działa – tłumaczy. I będzie działało nadal, bo – jak mówią ich znajomi – Kasia i Marcin mają wspólne cele, uzupełniają się i uwielbiają. Od dwóch i pół roku są małżeństwem, od ośmiu miesięcy – rodzicami. Kasia właśnie wraca do pracy. Poprowadzi w Polsacie największy show tej wiosny, „Tylko my dwoje”. Kontrakt negocjował właśnie jej mąż. A negocjatorem jest twardym, choć uprzejmym. – Jest uroczym młodym człowiekiem, który daje żonie ogromne wsparcie – mówi „Party” Nina Terentiew, która zatrudniła Kasię w show Polsatu.
Bez gwiazdorstwa
Przyjaciele sprzed lat twierdzą zgodnie, że Marcin i Kasia mają jeszcze jedną cechę, która wyróżnia ich wśród innych znanych par. Pozostali sobą. Nie zaniedbali relacji z ludźmi. Nie dali się wciągnąć w wir bankietów. – Bywają tam, gdzie muszą, a kiedy nie muszą, wybierają spotkania w małym gronie – mówi przyjaciel Marcina, Bartek. – Kiedyś żona zrobiła mi party-niespodziankę. Marcin i Kasia, żeby przyjść, musieli urwać się z balu po jakiejś premierze. Zamiast na bal, przyjechali do nas – wspomina.
Kasia i Marcin najwyraźniej znaleźli swój sposób na poruszanie się w show-biznesie. Gdy los daje im szansę, wykorzystają ją, ale po swojemu i uważnie, by nie stracić tego, co dla nich najważniejsze. Ludzi. – Jeździmy po świecie, spędzamy czas z rodziną i znajomymi. Czy nie o tym kiedyś marzyliśmy? – mówi Marcin. Brzmi zbyt słodko? Nie dla nich. Oni zwyczajnie są szczęśliwi. I wspólna praca tego nie zniszczy, bo Marcin negocjuje dla Kasi tak dobre kontrakty, że… często nie ma jej w domu. Dzięki temu mogą od siebie odpocząć w życiu zawodowym i zatęsknić w życiu prywatnym. Po prostu układ idealny.
Agnieszka Prokopowicz / Party