Magdalena Boczarska - Ostra sztuka

Magdalena Boczarska fot. ONS
Grała już nimfomankę, pannę młodą i kochankę. Teraz będzie się… bić! Magdalena Boczarska gra w nowym hicie twórców „Lejdis”. Czy to będzie jej przepustka do sławy?
/ 27.02.2009 12:29
Magdalena Boczarska fot. ONS
W grudniu Magdalena Boczarska skończyła trzydziestkę. Jak twierdzi, to wiek świadomości, dojrzałości. – Wszyscy mówią, że to czas, kiedy kobieta się zmienia. W dniu moich urodzin stałam więc przed lustrem i przyglądałam się sobie, czy wszystko mam na miejscu – żartuje w rozmowie z „Party”. I dodaje już poważnie, że to nie przypadek, że właśnie dostała pierwszą główną rolę. – Teraz jestem po prostu gotowa – mówi. Musiała czekać na swoją szansę, ale opłaciło się! Bo zagrać w nowym filmie najlepszego duetu ostatnich lat – Saramonowicza i Koneckiego (twórców „Testosteronu” i „Lejdis”) – to pewny sukces.

Kraków – moje miasto
Magdalena Boczarska od najmłodszych lat wiedziała, że będzie aktorką. Dzieciństwo spędziła w Krakowie. – Mój świat był mały: krakowski Kleparz, rynek. Mama była pielęgniarką, tata – muzykiem. Od dziecka w naszym domu panowała twórcza atmosfera – mówi. Poszła do liceum o profilu artystyczno-teatralnym. I nie żałuje. – To był wyjątkowy okres w moim życiu. Kiedy miałam 15 lat, rodzice się rozwiedli, zaczęłam mieszkać sama – opowiada. Mieszkanie Magdaleny Boczarskiej szybko stało się centrum życia towarzyskiego. – U mnie były najlepsze imprezy – wspomina.

Jako 17-latka jeździła w… karetce. – Zgłosiłam się do Pomocy Maltańskiej, ochotniczej służby medycznej. Jeździłam na pielgrzymki, pomagałam w hospicjach, domach dziecka. Napatrzyłam się na świat, którego dotąd nie znałam – opowiada. Chciała zostać aktorką, by móc wcielać się w najróżniejsze postaci. – Do szkoły teatralnej dostałam się za pierwszym razem. Na roku było 20 osób, sami indywidualiści – mówi Magdalena Boczarska. A jaka ona była wtedy? – Tajemnicza, lekko pulchna blondynka – opowiada. Była na tyle zdolna, że kiedy zagrała w spektaklu dyplomowym „Rajski ogródek”, od razu została dostrzeżona i nagrodzona na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi.  

Gdzie praca, tam ja
Magdalena Boczarska chciała się rozwijać, dlatego wyjechała z Krakowa i zaczęła pracę w Teatrze Nowym w Łodzi. – To był wtedy najlepszy teatr w Polsce. Wszyscy mieszkaliśmy w akademiku, ciągle rozmawialiśmy o sztuce – opowiada. Teatr stał się całym jej życiem, z przedstawieniami wyjeżdżała za granicę. W 2002 roku dostała propozycję grania w sztuce w Berlinie, a ponieważ bardzo dobrze mówi po niemiecku, od razu powiedziała „tak!”. Szybko się spakowała i przez rok mieszkała w stolicy Niemiec. Kiedy już na dobre się tam zadomowiła, przyszła propozycja z Warszawy. Nie mogła jej odrzucić, bo zaproszono ją do występu w najbardziej prestiżowym teatrze w kraju! Dla 25-letniej aktorki stanąć na deskach Teatru Narodowego to spełnienie największych marzeń. Przez dwa lata grała w sztuce „Merlin. Inna historia”. I znów posypały się nagrody, m.in. za duet, który stworzyła w tym przedstawieniu z Jarosławem Gajewskim. Potem grała na Słowacji, przyszły nowe aktorskie wyzwania. Z czasem zrozumiała, że teatr dla niej to za mało. Choć nie wyobraża sobie bez niego życia, chciała spróbować swoich sił na ekranie. Dlatego zaczęła częściej pojawiać się na castingach, dostawała role w serialach i w filmach u boku popularnych aktorów.


Żyć na pełnych obrotach
Dwa lata temu Magdalena Boczarska osiadła na stałe w Warszawie. Nie chciała wracać do Krakowa. – Tam spotykam rodzinę, znajomych, budzi się we mnie sentyment, ale w stolicy mam więcej możliwości – mówi. Warszawa jest dziś jej domem. Tu ma swoje ulubione miejsca, przyjaciół. Nie umie usiedzieć w jednym miejscu, jest spontaniczna. Uwielbia podróżować. Z przyjaciółką raz w roku wyjeżdżają na kilka tygodni za granicę. Dwie kobiety same? – Czego tu się bać... Kupujemy bilety i rezerwujemy pierwszy nocleg. Potem niech się dzieje! – opowiada.

Talent do bicia
Samodzielnością Magdalena Boczarska imponuje mężczyznom. Ale jest też bardzo kobieca i ma hipnotyzujące spojrzenie. Na razie u jej boku nie ma mężczyzny, ale nie chce, by nazywać ją singielką. – Nie czuję się sama, nie jestem samotna. Mój zawód jest gęsty od emocji. A na planie zawsze mogę się bezkarnie poprzytulać – śmieje się. Tak jak w nowym filmie „Idealny facet dla mojej dziewczyny”, gdzie przytula się do Marcina Dorocińskiego i... Izy Kuny! Magdalena Boczarska gra bowiem Lunę – dziewczynę, która żyje w związku z inną, ale zakochuje się w mężczyźnie. To nie może się udać… A jednak! – Filmy Andrzeja i Tomka mają to do siebie, że na planie jest świetna atmosfera – mówi. A jak poradziła sobie ze scenami miłosnymi z Izą? – Na początku wydawało mi się, że to będzie trudne, ale szybko się okazało, że było tak samo jak z mężczyzną – śmieje się Magdalena Boczarska. Jej rola wymagała jednak znacznie więcej. – W filmie jestem instruktorką krav-magi, czyli brutalnej sztuki walki. Chciałam być w roli wiarygodna, dlatego przez trzy miesiące ją trenowałam – opowiada. Kilka razy w tygodniu, po półtorej godziny, z najlepszymi trenerami w Polsce. W filmie widać, jak sport pięknie wyrzeźbił jej ciało. Aktorka śmieje się, że ma „kaloryfer” na brzuchu. – Nigdy wcześniej nie trenowałam sztuk walki, ale okazało się, że do krav-magi mam predyspozycje. Po prostu dobrze mi idzie lanie – żartuje.

Gotowa na sukces
Dzięki roli Luny Magdalena Boczarska ma szansę trafić do aktorskiej pierwszej ligi. Ale ona ma dystans, nie napala się. – Jestem podekscytowana, ale nie mam wrażenia, że złapałam Pana Boga za nogi – tłumaczy. I choć apetyt na dobre role jej rośnie, to nie marzy o tym, żeby być gwiazdą. – Jeżeli swoją pracą zasłużę sobie na czerwony dywan, to będę szczęśliwa – mówi. A o co poprosiłaby złotą rybkę? – Żeby moi bliscy byli zdrowi i żebym w wieku 50 lat była aktorką spełnioną i aktywną – wyznaje „Party”. I dodaje: – Oczywiście marzę też o rodzinie.   

Marta Tabiś / Party

Redakcja poleca

REKLAMA