Sława to za mało
Po raz pierwszy Magda Mielcarz „uciekła” od sławy 10 lat temu, po tym jak zagrała Ligię w „Quo Vadis” Jerzego Kawalerowicza. Była zaskoczona, że dostała tę rolę, bo nie marzyła o aktorstwie, a na casting zgłosiła się, żeby spróbować czegoś nowego. Po kilku latach spędzonych w Paryżu, gdzie od 16 roku życia pracowała jako modelka, potrzebowała odmiany, nowych wyzwań. Jeszcze większym zaskoczeniem była dla niej popularność, którą przyniosła jej rola. Bo choć krytycy nie byli dla niej łaskawi, a z atutów wymieniali jedynie urodę, to Mielcarz z dnia na dzień stała się gwiazdą. Jej twarz pojawiła się na okładkach wszystkich pism kobiecych, które wróżyły jej wielką karierę, pojawiły się propozycje udziału w serialach.
Ale Magda Mielcarz, zamiast wzorem innych młodych gwiazdek, korzystać z każdej okazji, która pozwoli jak najdłużej utrzymać się na szczycie, spakowała walizki i wyjechała z Polski. Najpierw do Francji, gdzie w 2003 roku zagrała u boku Penélope Cruz i Vincenta Pereza w filmie „Fanfan Tulipan”, a potem do Nowego Jorku. „Czułam, że zostając w Polsce, w ogóle się nie rozwinę. Mogłabym stać się lokalną gwiazdą, bywalczynią teleturniejów tudzież różnych programów rozrywkowych typu gwiazdy skaczą na bungee”, tłumaczyła swoją decyzję w jednym wywiadów.
Miłość jak z filmu
W Nowym Jorku Magda Mielcarz miała jeden cel – nauczyć się aktorstwa. Dlatego zapisała się do jednej z najbardziej elitarnych szkół aktorskich – Maggie Flanigan Studio w dzielnicy Chelsea. Jak dziś przyznaje, nie spodziewała się, że będzie jej tam tak ciężko: „Kiedy chodziłam do szkoły aktorskiej, jednocześnie musiałam zarabiać na naukę i na mieszkanie, bo nikt nie wspierał mnie finansowo. Po zajęciach w szkole biegałam na jakieś eventy modelingowe – tu miałam jakiś pokaz, tam sesje, a w przerwach siedziałam z notatkami i uczyłam się tekstów na następne zajęcia. Byłam wtedy strasznie zmęczona”, wspominała po latach Magda Mielcarz. Mimo to ani przez chwilę nie myślała o tym, żeby się poddać i wrócić do Polski.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Z czasem odkryła pozytywne strony Nowego Jorku. „To miasto dostarcza mnóstwa wrażeń. Tam się coś dzieje cały czas. Na każdym rogu, w każdej knajpie może spotkać cię niesamowita sytuacja”, mówi. Jedno z takich przypadkowych spotkań okazało się dla Magdy przełomowe. Na imprezie w gronie znajomych Mielcarz poznała przystojnego biznesmena Adriena Ashenazy’ego. Od razu wybuchła między nimi miłość i choć dzieliły ich setki kilometrów, bo Adrien mieszkał w Los Angeles, zaczęli się umawiać na randki. Pod koniec czerwca 2007 roku para wzięła ślub. Ceremonia odbyła się w jednym z kościołów w Los Angeles.
Małżeństwo, przeprowadzka do Miasta Aniołów, a zwłaszcza narodziny córki Mai zupełnie przewartościowały życie aktorki. Magda Mielcarz szczerze przyznaje, że jeszcze parę lat temu nie widziała się w roli żony i matki, była przekonana, że to będzie ją nudzić. Dziś wyznaje, że największą radość i satysfakcję daje jej właśnie życie rodzinne. Uwielbia spędzać całe dnie na zabawach z córką i gotować. Nie zmieniło się za to jej podejście do kariery. Tak jak 10 lat temu nie zamierza odcinać kuponów od tego, co już zdobyła. Dla niej liczy się tylko to, co jeszcze może osiągnąć.
Z kamerą i mikrofonem
I właśnie ten głód ciągle nowych wyzwań sprawia, że Magda Mielcarz nie zamierza wykorzystać tego, że wzbudziła zachwyty swoim stylem prowadzenia „The Voice of Poland”. Gdy zauroczeni jej talentem producenci telewizyjni dzwonili z nowymi propozycjami, ona realizowała już kolejny, zupełnie inny plan na siebie. Mielcarz chce wkrótce wydać własną płytę, jest właśnie w trakcie przygotowywania i nagrywania materiału. Nie tylko napisała na nią większość tekstów, ale też skomponowała do nich muzykę. Na jej debiutanckim albumie zagra m.in. skrzypaczka Gingger Shankar, przyrodnia siostra Nory Jones. A gdy płyta trafi już do sklepów, Mielcarz zajmie się realizowaniem kolejnego marzenia – będzie reżyserować film.
I na tym pewnie się nie skończy, bo Magda zapewnia, że wciąż poszukuje nowych dziedzin, w których mogłaby się sprawdzić. Bo jak sama mówi: – To ja kreuję trendy w moim życiu, a nie za nimi podążam.
Wiktor Krajewski / Party