Maciej Rock spełnia się w roli ojca!

Maciej Rock fot. AKPA
Uwielbia swoją pracę i cieszy się, że może robić to, co lubi. Najlepiej jednak odpoczywa w domu, z dala od telewizji, imprez i... gadania
/ 01.10.2012 06:26
Maciej Rock fot. AKPA
Maciej Rock, gospodarz show Polsatu „Must Be The Music” zawsze mówi to, co myśli, nigdy nie nosi garnituru i jest za pan brat z rockowymi kapelami. Ale gdy kamery gasną, liczy się dla niego przede wszystkim rodzina. Spotykamy się na początku września. Starsza córka poszła właśnie do zerówki...

- Był pan na rozpoczęciu roku?
Maciej Rock:
Pewnie! Mój prawie trzyletni synek poszedł właśnie do przedszkola, a pięcioletnia córeczka do zerówki. W Polsce na razie tylko 20 proc. rodziców zdecydowało się posłać dzieci w tym wieku do szkoły, my zrobiliśmy to, bo córka jest rezolutna i wierzymy, że da sobie radę. Jeśli jej się spodoba, pójdzie w przyszłym roku do pierwszej klasy, jeśli nie – zrobi to rok później. To fajna możliwość i szkoda byłoby z niej nie skorzystać.

- Mam wrażenie, że bardzo poważnie traktuje pan swoje ojcostwo...
Maciej Rock:
To najważniejszy projekt nad którym pracuję! A mówiąc poważnie, to bardzo istotne dla mnie, gdzie moje dzieci chodzą do szkoły oraz czego i jak będą się uczyć. Myślę, że decyzja, jak pokierować edukacją i przyszłością dziecka, jest jedną z najważniejszych w życiu rodziny i nie można jej zrzucać tylko na barki mamy. Co innego wybór kafelków czy podłóg w mieszkaniu, które teraz urządzamy i których wybór zostawiam żonie.

- Bagatelizuje pan wybór kafelków, a znam takie pary, które się niemal przy tym rozwiodły.
Maciej Rock:
Niech będzie, że to mój wkład w trwałość związku! Tak naprawdę jednak liczy się to, by umieć o wszystkim rozmawiać, niezależnie czy chodzi o kafelki, czy wychowanie dzieci. Ja nauczyłem się tego w domu rodzinnym, w którym każdy miał odmienny światopogląd i ciągle dochodziło do tarć. Ale zawsze ze sobą rozmawialiśmy. Potrafiliśmy siedzieć do czwartej nad ranem i dyskutować na różne tematy, układać sobie w głowie argumenty, spierać się, i mimo wszystko, wciąż się lubić. To właśnie tym domowym dyskusjom zawdzięczam, że jestem wewnętrznie odważny, że daję sobie prawo do własnego zdaniai tego, by je głośno wypowiadać.

- Teraz, gdy sam jest pan tatą i dzieci w wielu sprawach się z panem nie zgadzają, pewnie jest panu łatwiej?
Maciej Rock:
Czasami nieźle się nagimnastykuję, żeby rozmawiając z pięciolatką znaleźć takie argumenty, by ją do czegoś przekonać. Ale podejmuję to wyzwanie. Nie uznaję prostego nie bo nie, czy tak bo tak. Choć nie jest to łatwe i jak wszyscy mamy problemy z oglądaniem telewizji czy jedzeniem słodyczy.

- Jak rozwiązał pan sprawę telewizji?
Maciej Rock:
Umówiliśmy się, że oglądamy najwyżej dwie krótkie albo jedną dłuższą bajkę dziennie. I koniec. I jeśli konsekwentnie się tej zasady przestrzega, czyli naprawdę wyłącza się telewizor po dwóch bajkach, to dziecko to kupuje. Z moją córką to się udało.

- Co w dzieciach lubi pan najbardziej?
Maciej Rock:
To, że wprowadzają w życie tyle twórczego chaosu.

- A ja myślałam, że uczą organizacji i to życie właśnie porządkują.
Maciej Rock:
Rzeczywiście, kiedy pojawiają się dzieci, trzeba przewidzieć każdą sytuację. Natomiast często jest tak, że zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach dzień sypie się w jednej chwili, bo pojawia się katar czy gorączka. Albo towarzystwo nie ma ochoty na wymyśloną przez nas wyprawę do zoo czy muzeum kolejnictwa, bo akurat tego dnia chce iść na plac zabaw. I trzeba się w tym jakoś odnaleźć. I to jest właśnie fajne.


- Od nowa poznaje się świat?
Maciej Rock:
Na pewno! Mam też nadzieję, że nadrobię parę rzeczy, które mi umknęły. Że przeczytam lektury, których nie chciało mi się czytać, przypomnę sobie podstawowe twierdzenia matematyczne... Już dzisiaj książki o kosmosie, które lubi córka, porządkują moją nieco chaotyczną wiedzę w tej dziedzinie.

- A czy ma pan jakąś wizję ich przyszłości? Motywuje je pan, rozbudza zainteresowania?
Maciej Rock:
Chciałbym jednego – żeby były szczęśliwe. Nie bardzo mnie interesuje, czy to szczęście osiągną będąc prawnikiem, chirurgiem czy rybakiem w Dębkach. Myślę, że rodzicielstwo powinno opierać się na tym, by być krok za dziećmi – iść za nimi i obserwować, na co zwracają uwagę i co je ciekawi, i w tym je wspierać. Niczego nie narzucając. Bo co z tego, że będą się uczyć grać na fortepianie, jeśli będziemy musieli ich do tego zmuszać? Dlatego, kiedy zauważyliśmy z żoną, że córka lubi wyklejać i lepić z plasteliny, to zapisaliśmy ją na zajęcia plastyczne, ale nie myślimy od razu, że będzie rzeźbiarką.

- Czy tę wolność zostawi im pan również, gdy przyjdzie czas na pierwszego papierosa, piwo?...
Maciej Rock:
My to robiliśmy, więc pewnie kiedyś sięgną po nie i moje dzieci. Chciałbym jednak, i to jest moje wielkie marzenie, żeby wiedziały, że nieważne jak straszny błąd popełnią i w jak ślepą uliczkę zabrną, to zawsze mają dom, do którego mogą wrócić i... wszystko będzie dobrze.

- Ale żeby tak było, by przychodziły, trzeba poświęcić sporo czasu i zbudować bliskość...
Maciej Rock:
I próbujemy to robić. Na przykład celowo i wbrew panującym tendencjom, nie zdecydowaliśmy się na zatrudnienie niani. Nianie mają sprzeczne interesy z naszymi – starają się ustrzec podopiecznych przed każdym upadkiem, każdym zadrapaniem, czyli każdym doświadczeniem, które może być niemiłe. My pozwalamy naszym dzieciom poczuć bolesne konsekwencje swoich decyzji i wolimy, żeby działo się to w naszej obecności. Dzięki temu nasze dzieci są bardziej samodzielne.

- A czy już wiedzą że tata, to bardzo znany pan z telewizji?
Maciej Rock:
Oglądaliśmy razem inauguracyjny odcinek „Must Be The Music”. Jak mówiłem, ulubiona książka córki traktuje o kosmosie i tak się złożyło, że mieliśmy czołówkę z lądowaniem na Księżycu. Córka zobaczyła jak tatuś na nim ląduje, powiedziała, że to żaden Księżyc i... poszła spać!

- I miej tu dzieci! A za co pan ceni „Must Be The Music”?
Maciej Rock:
To jeden z nielicznych, jeśli nie jedyny program, po którym coś rzeczywiście zostaje. Często przychodzą do niego ludzie, grający muzykę, której nikt wcześniej nie słyszał, a mimo to miliony ludzi chcą ich oglądać. Potem wydają płyty, koncertują, zarabiają pieniądze. „Must Be The Music” nie jest pustą rozrywką, zmienił życie paru osób. I cieszę się że mogę się choć trochę do tego przyłożyć.

Redakcja poleca

REKLAMA