Tak można by rozpocząć opowieść o życiu Rani Yassin. I nie byłoby w tym wiele przesady. Bo bajką jest opowieść o królowej, która w dżinsach od Armaniego czyta dzieciom Koran albo, jadąc swoim ulubionym bmw, przez telefon kieruje fundacją Rzeka Jordan – pierwszą tego typu organizacją na Bliskim Wschodzie, która troszczy się o interesy kobiet. Jak ulał pasuje do niej określenie „królowa dwóch światów”. Z jednej strony bowiem Rania podkreśla, że czuje się muzułmańską kobietą i to się nigdy nie zmieni. Z drugiej – żyje jak kobieta wyzwolona: chodzi do kina, restauracji, uprawia ulubione sporty. Ona pierwsza pokazała arabskim kobietom, że można żyć jednocześnie w zgodzie i z tradycją, i z samą sobą.
Bizneswoman na tronie
Droga z jej rodzinnego domu do pałacu wcale nie była prosta. Urodziła się w zamożnej palestyńskiej rodzinie, która wyemigrowała do Kuwejtu. Jej ojciec był lekarzem i bardzo ucieszył się, kiedy na świat przyszła upragniona córka. Od razu sobie zaplanował, że starannie ją wykształci. Rania studiowała zarządzanie i marketing na amerykańskim uniwersytecie w Kairze. Marzyła o karierze, ale od początku wiedziała, że najważniejsza będzie dla niej rodzina.
Szczęśliwa młodość Rani została przerwana po agresji Iraku na Kuwejt w 1990 roku. Jej rodzice musieli emigrować do Jordanii. Zamieszkali w ubogiej dzielnicy w Ammanie. Kiedy Rania skończyła studia, od razu zaczęła pracować. Pięła się po szczeblach kariery najpierw w firmie Apple, a potem w Citibanku. Na jednym z biznesowych przyjęć poznała księcia Abdullaha. Siostra księcia, która razem z nimi bawiła się tego wieczoru, opowiadała później, że kiedy Abdullah zobaczył Ranię, po prostu oniemiał. Niespełna sześć miesięcy później poprosił ją o rękę.
Rania wielokrotnie powtarzała, że poślubiając Abdullaha wcale nie wiedziała, że zostanie królową. Książę nie cieszył się szacunkiem chorego ojca. Miał opinię hulaki i kobieciarza i sam sobie zapracował na przezwisko „playboy Jordanii”. Wszystko zmieniło się po ślubie. Książę nie widział świata poza swoją młodą i piękną żoną. Kiedy w 1994 roku na świat przyszło ich pierwsze dziecko, syn Husajna, Abdullah obiecał żonie, że spełni jej każde życzenie. Dwa lata po narodzinach syna na świat przyszła córeczka Iman. Król Husajn zakochał się we wnukach, szybko też poznał się na mądrości i wielkiej klasie synowej. Kilka dni przed śmiercią zadecydował, że następcą tronu będzie jego syn. Wiedział, że przy takiej królowej Jordania rozkwitnie.
A Rania wcale nie była zachwycona. „Życie królowej jest zdecydowanie przereklamowane. To poważny i trudny biznes. Ale ja zawsze chciałam być kobietą interesu”, przyznała z uśmiechem. Dwa lata po koronacji znowu zaszła w ciążę – urodziła córeczkę Salmę. I od początku udowadniała, że można przewodzić państwu z rodziną przy boku.
Reformatorka
W pierwszy dzień po objęciu tronu Rania zarządziła, aby razem z mężem odwiedzić obóz palestyńskich uchodźców. Królewska para zawiozła tam żywność i leki. Rania długo rozmawiała z Palestyńczykami. Obiecała im, że zrobi wszystko, aby ich los się poprawił. „Zamiast chować się w komnatach i pałacach, będę działać. Nie chcę zrzucić czadoru, ale postanowiłam zmienić świat”, powiedziała.
Dla Jordanek szybko stała się idolką. Jej zdjęcia zawisły w ich domach obok świętych obrazów. „Aż 60 procent muzułmanek to analfabetki, którym odmawia się prawa do nauki”, wyliczała wzburzona królowa. Najbardziej jednak ubolewała nad tym, że w Jordanii ciągle zdarzają się tak zwane honorowe zabójstwa. Kobieta podejrzewana o to, że zdradza męża, nawet jeśli nie ma na to dowodów, może zostać zabita przez męża lub brata. „Muzułmanki bardzo często są zupełnie ubezwłasnowolnione. Część z nich wciąż nie ma prawa głosować. A przecież islam nie zabrania być kobiecie szczęśliwą”, przekonywała królowa. Miała jednak przeciwników – mężczyzn, którzy wierni tysiącom lat tradycji nie chcieli, aby w ich kraju było tak jak na Zachodzie. To oni grzmieli, że żona króla Abdullaha nie żyje według nakazów religii i podważa muzułmańskie wartości. Rania odpierała ich zarzuty, przekonując, że jest bardzo wierząca. „Modlę się nawet sześć razy dziennie. Przestrzegam zasad ramadanu. Nie noszę tylko czarczafu, bo taką podjęłam decyzję. Co wcale nie znaczy, że w przyszłości jej nie zmienię”, odpowiadała. „A arabskie kobiety powinny iść u boku swego mężczyzny, a nie trzy kroki za nim”, mówiła.
Prawdziwa burza rozpętała się w Jordanii, kiedy z inicjatywy odważnej królowej do telewizji trafiły spoty reklamowe mające propagować równouprawnienie muzułmanek. Jeden z nich przedstawiał dwoje ludzi na ulicy. Podczas gdy mężczyzna był silny, dojrzały i pewny siebie, kobieta chowała się z tyłu za jego plecami, zahukana i uległa, ubrana w czarny czador. Największe wzburzenie wzbudził komentarz do reklamy: „Czy chcesz, aby 50 procent społeczeństwa żyło na marginesie? Kobieta i mężczyzna wzajemnie się dopełniają”.
Kiedy Rania wywalczyła przyznanie kobietom prawa do występowania o rozwód czy przesunięcia minimalnego wieku zamążpójścia z 15 na 18 lat, przeciwnicy tych reform mieli dość. Król Abdullah jednak, zamiast utemperować swoją niesforną żonę, odznaczył ją medalem Husajn Ben Ali, wyrażając w ten sposób uznanie dla jej pracy. Bo Rania nie walczy tylko o prawa kobiet. Zadbała także o to, aby powołać do życia centrum dla dzieci wykorzystywanych seksualnie. Wprowadziła komputery w jordańskich szkołach i obowiązkową naukę angielskiego już od najmłodszych klas. Doskonale wie jednak, że nic nie może robić na siłę. Wszystkie reformy wprowadza stopniowo i powoli. Wszystko też konsultuje ze swoim mężem. „Oboje rozmawiamy o wszystkim, co się dzieje w naszym życiu. Jesteśmy swoimi najwierniejszymi fanami i najostrzejszymi krytykami”, przyznała niedawno.
Muzułmanka w dżinsach
Nawet ci, którzy krytykują Ranię, przyznają, że jest największym atutem króla Abdullaha. Jest urodzoną dyplomatką. Potrafi godzinami rozmawiać zarówno ze schorowanymi mieszkańcami jordańskich wsi, jak przedstawicielami światowych rządów. „Ta młoda jordańska królowa jest rzadkim połączeniem urody, wdzięku i wrażliwości”, stwierdził były minister spraw zagranicznych Henry Kissinger. Wiernego wielbiciela Rania ma także w księciu Karolu i jego żonie Camilli Parker-Bowles. „Bardzo się przyjaźnimy z Karolem i Camillą. Ogromnie się cieszę, że zdecydowali się na ślub. Myślę, że będą ze sobą bardzo szczęśliwi”, opowiada Rania, która ma wśród Europejczyków wielu przyjaciół. Kiedy tylko ma okazję, spotyka się z Naomi Campbell, Gwyneth Paltrow i Giorgio Armanim, który powiedział o niej, że ma ciało modelki i nosi się jak królowa.
Rania znana jest ze świetnego gustu. Uwielbia drogie i piękne kreacje i co roku trafia na listy najlepiej ubranych kobiet. Najczęściej robi zakupy, nie wychodząc z domu. Najsłynniejsi projektanci przysyłają jej swoje propozycje. Na rundki po sklepach pozwala sobie podczas zagranicznych wojaży. Kiedy ostatnio była z mężem w Londynie, wybrała się na zakupy do Harveya Nicholsa. Na pytania dziennikarzy, co kupiła, odpowiedziała, że dżinsy i T-shirty. Kiedy oni, patrząc na jej wypchane torby, pytali, czy na pewno tylko tyle, odpowiedziała: „Tylko tyle chcę wam powiedzieć”. Ale wiadomo, że dżinsy to jej ulubiony strój. Do tego jeszcze jakaś modna i wygodna bluzka. Takie ubranie księżna ceni o wiele bardziej niż królewskie szaty. A jej mąż nie ma nic przeciwko temu, że jego żona nosi się po europejsku. On też kupuje Ranii stroje. Na przykład z okazji ślubu podarował jej suknię wartą 25 tysięcy dolarów.
Żona, matka, kucharka
Rania wielokrotnie przyznawała, że bardzo zależy jej na zdaniu Jordańczyków, ale doskonale wie, że ich uczucia potrafią być skrajne. Teraz, kiedy słyszy wokół siebie więcej pochwał niż nagan, nadal pozostaje czujna. Jej zdaniem w krajach muzułmańskich miłość szybko przemienić się może w nienawiść. Na razie jednak może być spokojna, bo Jordańczycy najbardziej cenią w niej to, że jest wzorową żoną i matką. W wypełnianiu rodzinnych obowiązków nie przeszkodziły jej nawet radykalne poglądy. A mąż patrzy w nią jak w obraz. Piękna, wykształcona i zaradna – jest dla niego ciągle ideałem kobiety. W dodatku jeszcze podziela jego zainteresowania. Oboje z mężem uwielbiają razem eksperymentować w kuchni. To Rania zadbała o to, aby ich życie w pałacu nie różniło się bardzo od tego, które prowadzili przed koronacją. Cała rodzina najszczęśliwsza jest, kiedy choć na kilka dni uda im się wyrwać do kąpieliska Al-Akaba nad Morzem Czerwonym. Tam odpoczywają od telefonów, chodzą na plażę i zapraszają znajomych na grilla. Tam także wyjechali zaraz po urodzeniu najmłodszego synka Hashema.
„Moje życie wcale nie przypomina bajki. Nie wiem, jak udaje mi się dzielić obowiązki żony, matki, królowej i kobiety biznesu. Wiem jednak jedno. Jeśli w moim rozkładzie dnia zabraknie czasu dla rodziny, oddalę się od tego, co najważniejsze”, powiedziała Rania, która ciągle nie chce się zgodzić na powiedzenie swojemu najstarszemu synowi, że jak dorośnie będzie królem Jordanii. „Mój mąż dowiedział się o tym kilka tygodni przed koronacją i wyszło mu to na zdrowie. Nie dajmy się zwariować”, powiedziała kilka tygodni temu. Jej mąż przytaknął na znak zgody. Okazuje się, że nawet w wychowaniu dzieci są jednomyślni.
Iza Bartosz/ Viva!