Katarzyna Zielińska - Odmieniona

Katarzyna Zielińska fot. ONS
Zakochała się, wypiękniała, schudła 13 kilo. Katarzyna Zielińska przeszła zaskakującą metamorfozę. Tylko „Party” opowiada o aferze wokół Telekamer, zdradza, ile ma par butów i... co z tym ślubem!
/ 12.04.2011 08:39
Katarzyna Zielińska fot. ONS
Pamiętacie melodię, którą zaczynał się każdy odcinek „Seksu w wielkim mieście”? Taki właśnie dzwonek ma w swoim telefonie Katarzyna Zielińska (32). Ale to nie tylko dlatego, że jest miłośniczką przygód Carrie Bradshaw. Aktorka ma teraz nową miłość – Nowy Jork. Dzień przed naszym spotkaniem wróciła z „Miasta, które nigdy nie śpi”, gdzie spędziła dziesięć dni urlopu. Cel? Buszowanie po najmodniejszych butikach, spacery po Central Parku, wizyta w Magnolia Bakery, gdzie próbowała słodkich babeczek, sztuka na Broadwayu i wieczory w artystycznych knajpkach na Soho. Ale ta podróż nie byłaby taka wyjątkowa, gdyby nie... prywatny przewodnik.

– Od lat jesteś wielką fanką Audrey Hepburn. Czy Nowy Jork zwiedzałaś szlakiem „Śniadania u Tiffany’ego”?
Katarzyna Zielińska:
Odwiedzałam miejsca związane z filmem, ale głównie dałam się prowadzić (śmiech). Pojechałam do Nowego Jorku po raz pierwszy, a moim prywatnym przewodnikiem był mój partner. Wojtek mieszkał tu siedem lat, więc pokazał mi strony miasta dalekie od turystycznych tras. Esencją Nowego Jorku jest dla mnie dzielnica West Village, a w Soho zauroczyły mnie restauracje i galerie sztuki. Ale to, co zapamiętam na zawsze z tej podróży, to ludzie. Nieważne, czy mają dużo, czy mało pieniędzy, po prostu są optymistycznie nastawieni do świata. Bardzo podobały mi się też kobiety, które chodzą po Manhattanie w eleganckich ubraniach, a do tego wkładają... trampki.

– Skoro mowa o modzie, to przecież będąc w Nowym Jorku, nie można obejść się bez zakupów. Przywiozłaś sobie jakieś skarby?
Katarzyna Zielińska:
Nie będę ukrywać, że moją miłością są buty. Dlatego z Nowego Jorku przywiozłam sobie kilka par szpilek. Mogę się pochwalić najnowszym modelem z wiosennej kolekcji Christiana Louboutina czy pięknymi czółenkami United Nude. Ale tuż po powrocie zrobiłam selekcję moich butów, bo mam ich już 60 par. Półki, na których stoją, zaczęły się już uginać. 

– Znajomość najnowszych trendów, kreacje od światowych projektantów, zmiana stylu ubierania. Nie da się ukryć, że ostatnio wyglądasz fantastycznie. Skąd u ciebie ta nagła modowa rewolucja?
Katarzyna Zielińska:
W „Barwach szczęścia” gram Martę, redaktor naczelną kobiecego magazynu. Myślę, że zainteresowanie modą było częściowo wynikiem rozmów z producentami serialu, jaka jest moja postać, jak się nosi, w jakim świecie żyje. Natomiast moja zmiana wizerunku to raczej wpływ ludzi, na których trafiłam. Oni otworzyli mi oczy na modę. Mam tu na myśli osoby, z którymi pracuję przy serialu, czyli stylistkę fryzur Marylkę Dudę czy wizażystkę Erykę Sokólską. Dziewczyny mnie zainspirowały do zabawy własnym lookiem. Nauczyłam się podglądać tych, którzy kochają modę, stałam się fanką „Vogue’a”. Styliści Anka Zeman i Marcin Dąbrowski pokazali, w czym mi najlepiej, a ja uwierzyłam w siebie. Zobaczyłam, że nie muszę nosić obszernych czy zbyt kolorowych rzeczy, by dobrze wyglądać. W tym nowym stylu się odnalazłam, teraz już wiem, co jest dla mnie dobre. Duży wpływ miała też zmiana gabarytów...

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


– Schudłaś przecież 13 kilogramów!
Katarzyna Zielińska:
Decyzję o tym, by bardziej o siebie zadbać, podjęłam z dnia na dzień. Wyczytałam gdzieś, że Kasia Figura ćwiczy ze swoją trenerką Mają, i bardzo przekonały mnie ich efekty. Odnalazłam ją i postanowiłam dać sobie wycisk. Chodziłam na siłownię pięć razy w tygodniu o szóstej rano (śmiech). To właśnie Maja przypomniała mi, że trzeba się dużo ruszać na co dzień. Zamiast jeździć wszędzie samochodem, warto przejść się po mieście. Nie można zapominać o basenie, a na siłowni wcale nie jest niezbędny prywatny trener, bo wystarczy pobiegać na bieżni. Nie jest też tak, że trzymam drakońską dietę. Nadal lubię zjeść na śniadanie bułkę z masłem i miodem. Zmieniłam natomiast porcje na dużo mniejsze.

– Jesteś teraz i fashion, i fit. Podobasz się sobie w nowej odsłonie?  
Katarzyna Zielińska:
Lubię siebie teraz. Ale to chyba nie tylko wynik zmian fizycznych. Może to ta magiczna trzydziestka na karku. Czuję się teraz bardziej pewna siebie, odzyskałam kobiecy spokój.

– To pewnie także efekt... zakochania. Od roku jesteś w szczęśliwym związku. A skoro od miesięcy media huczą od plotek na ten temat, muszę zapytać: Co z tym ślubem?
Katarzyna Zielińska:
Żeby paparazzi nie szukali co sobotę, który to kościół, uspokajam: „Panowie, możecie wziąć wolne!”. 

– A ja liczyłam już na góralskie weselicho... Wasza historia miłosna to zresztą gotowy scenariusz na komedię romantyczną. Znacie się od dziecka, ale uczucie przyszło po latach. Czy Wojtek to ten jedyny?
Katarzyna Zielińska:
Fakt, znamy się od dziecka. Ale widocznie musieliśmy na siebie poczekać. Dlatego, odpowiadając na twoje pytanie, powiem jedno: tylko Wojtek, on ma dobre oczy...

– Na gali Telekamer to właśnie jemu podziękowałaś, mówiąc, że życie z aktorką wcale nie jest łatwe. Co miałaś na myśli?
Katarzyna Zielińska:
Aktorstwo to zawód „szczególnego traktowania”. Aktorzy są emocjonalni, bardziej porywczy. Więcej krzyczymy, śmiejemy się czy płaczemy. Jesteśmy też trochę narcyzami, potrzebujemy
- także w domu – dużo atencji. A my, kobiety wymagamy też większego zaufania od swoich partnerów. I chciałam Wojtkowi za tę wyrozumiałość po prostu podziękować.

– Spodziewałaś się, że tegoroczna Telekamera będzie właśnie twoja?
Katarzyna Zielińska:
W minutę ułożyłam sobie podziękowanie, bo naprawdę nie liczyłam na tę nagrodę. Siedziałyśmy z Joasią Osydą i Julią Pietruchą obok siebie i żadna z nas nie wiedziała, co się stanie. Więc kiedy oszołomiona wyszłam na scenę, stwierdziłam, że muszę podziękować... wszystkim. Wiem, że za długo mówiłam, ale nie pracowałam na tę nagrodę sama.

– Czy radość przyćmiła ci afera wokół rzekomo nieważnych głosów?
Katarzyna Zielińska:
Było mi przykro, że takie rzeczy można wymyślić... Nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie nie umieją cieszyć się sukcesami innych. Smutek trwał jednak krótko,  bo dzień po gali byłam już na planie „Kocham cię, Polsko”. Maciek Kurzajewski i Marzena Rogalska powiedzieli mi, żebym sobie dała spokój, nie martwiła się. Zresztą ekipa programu przygotowała mi piękną niespodziankę. Przychodzę do garderoby, a tam... tort wiśniowy. Producent Rinke Rooyens sam go zamówił, był szampan, kwiaty. Kilka dni później zadzwoniła do mnie Ilona Łepkowska i przekonywała: „Pani Kasiu, chwilę cierpliwości, to się zaraz skończy i będzie się Pani mogła cieszyć naprawdę”. I okazało się, że jak zwykle miała rację.


– Czyli dziś jesteś już dumna ze swojej Telekamery?
Katarzyna Zielińska:
Byłam dumna od początku, cieszyłam się jak dziecko. Po gali dostałam mnóstwo SMS-ów z gratulacjami. Nawet zrobiłam sobie na pamiątkę zdjęcie, jak stawiam statuetkę na półce (śmiech).

– A pomyślałaś sobie, patrząc na tę nagrodę: „Warto było!”?
Katarzyna Zielińska:
A wiesz, że właśnie tak pomyślałam. Zadzwoniłam do rodziców i wspólnie bardzo się wzruszyliśmy, podsumowaliśmy tę moją drogę zawodową. Bo ja naprawdę długo i ciężko pracowałam na takie wyróżnienie. To niesamowite uczucie, gdy przypominasz sobie, że kiedyś oglądałaś taką galę w telewizji, a teraz sama stałaś na tej scenie. Kolejny raz okazało się, że warto wierzyć w swoje marzenia.

– Czy w Starym Sączu, z którego pochodzisz, mówią dziś o tobie: „Nasza gwiazda”?
Katarzyna Zielińska:
Pewnie nie, choć dobrze mi życzą. Pani w kiosku zawsze jest czujna i kiedy jest coś o mnie w gazecie, mówi mojej mamie: „Pani Zielińska, trzeba kupić „Party”!” (śmiech). Nie wstydzę się tego, że mama wycina wszystkie artykuły o mnie. Przecież robi mi w ten sposób piękną pamiątkę. Ostatnio nawet przeglądałyśmy te segregatory i śmiałyśmy się do rozpuku. To trochę jak mój pamiętnik. 

– A nie tęsknisz czasem za Krakowem, gdzie kończyłaś studia?
Katarzyna Zielińska:
Jak tęsknię, to po prostu tam jadę. Moja siostra Karolina, która skończyła biologię, mieszka tam na stałe. Gdy do niej wpadam, mamy czas na babskie pogaduchy, na spacery po Plantach, kawę w ulubionej knajpce na Brackiej czy grzane wino ze znajomymi na Kazimierzu. Ale dziś lubię moje życie w Warszawie. Podoba mi się to szybkie tempo stolicy.

– Twój grafik zajęć na najbliższy czas pęka w szwach, więc i szybkie tempo pracy nie jest ci pewnie obce.
Katarzyna Zielińska:
Bo ja uwielbiam to, co robię. Przy pracy w „Kocham cię, Polsko” świetnie się bawię z Marzeną Rogalską i Maćkiem Kurzajewskim. Na planie „Barw szczęścia” nigdy się nie nudzę. Nagrywam kolejne audiobooki, gram w teatrze. Jesienią wystąpię w Teatrze Buffo w komedii muzycznej m.in. z Rafałem Królikowskim, a muzykę do spektaklu tworzy Janek Młynarski. Poważnie też podchodzę do planów nagrania swojej płyty. Ale mama powiedziała mi ostatnio, że nie powinnam mówić o tym publicznie, dopóki nie będę pewna, że pomysł wypali. Więc zdradzę tylko jedno: będzie to płyta damsko-męska...

– O czym jeszcze marzy dziewczyna, której ostatnio tyle marzeń się spełniło?
Katarzyna Zielińska:
Żeby nic się nie zmieniało. Bardzo bym chciała, aby i zawodowo, i prywatnie było dokładnie tak, jak jest. Niech czas się dla mnie teraz zatrzyma. No i niech już przyjdzie wiosna. Trzeba w końcu zaprezentować światu nowe, szałowe szpilki (śmiech).                    

Marta Tabiś-Szymanek / Party

Redakcja poleca

REKLAMA