Mimo to wielu osobom decyzja zarządu Deni Cler wydała się zaskakująca. Zresztą nie tylko z powodu afery. Pojawiły się komentarze, że wizerunek Niezgody nie pasuje do stylu lansowanego przez tę założoną 40 lat temu w Mediolanie markę. Znawcy rynku mody reagują jednak spokojnie. – Nie jest tak, że każda szefowa firmy odzieżowej codziennie rano wciska się w ciuchy w rozmiarze 36 i na wyrywki zna zawartość aktualnego numeru „Vogue’a” – komentuje dla „Party” Tomasz Jacyków. – W końcu nie mówimy tu o posadzie dyrektora artystycznego, tylko menedżera. Myślę, że zarządowi Deni Cler zależało po prostu na znalezieniu sprawnego specjalisty, który będzie umiał pokierować sprawami finansowymi firmy, a Niezgoda wydała im się odpowiednia – dodaje stylista.
To tylko zawiść?
Zawodowych osiągnięć Katarzyny trudno nie doceniać. Nowa szefowa Deni Cler ma w CV współpracę z firmami z różnych dziedzin (poza bankami był to też m.in. koncern kosmetyczny Johnson & Johnson oraz firma spożywcza Nestlé). Niezgodę wielokrotnie nagradzano, parę lat temu zdobyła nawet tytuł dyrektora personalnego roku.
Mimo to wieść o jej nowej posadzie wywołała w internecie falę niewybrednych komentarzy. Krytykowano w nich styl Niezgody, wspominano też aferę, jaka rozpętała się półtora roku temu wokół niej i jej partnera. – To oburzające! – mówi „Party” jej przyjaciółka. – Ludzie wciąż zachowują się tak, jakby przeciw Kasi i Tomkowi toczyło się postępowanie, a przecież prokuratura umorzyła śledztwo. A co do image’u Kasi, to czy wszystkie musimy wyglądać jak słaniające się z wycieńczenia modelki z „Tap Madl”? Ciekawa jestem, ilu krytyków stylu Niezgody wie, że jej ubrania kupowane są w znakomitych firmach lub szyte na zamówienie z najlepszych materiałów? Garderoby z pewnością może jej pozazdrościć niejedna kobieta!
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Już 13 stycznia odbędzie się pierwszy pokaz Deni Cler z Kasią w roli szefowej tej firmy. Mniej więcej w tym samym czasie rozstrzygnie się też zawodowa przyszłość jej partnera.
Śmiech nie zabił
Osiem miesięcy temu pomocną dłoń do Tomasza Kammela, zwolnionego rok wcześniej z TVP po wybuchu „Kammelgate”, wyciągnęła dyrektor programowa Polsatu Nina Terentiew. Prezenter dostał szansę wykazania się w najlepszym czasie antenowym (sobotni wieczór), i to w dodatku w programie z gatunku stand-up comedy, którego sam był pomysłodawcą. Jednak jego show „Zabij mnie śmiechem” nie okazał się spektakularnym sukcesem – oglądało go średnio ok. 2 milionów widzów, co dało stacji trzecie miejsce w rankingach oglądalności – po TVN-owskim „Mam talent!” i „Hicie na sobotę” w TVP1. Nie porażają też przychody z reklam – na programie Kammela stacja zarobiła nieco ponad 15 milionów złotych (TVN na „Mam talent!” aż 82 miliony). Nic dziwnego, że szefowie Polsatu wahają się, czy szykować wiosną kolejną edycję. – Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, ale raczej nie zobaczymy kontynuacji „Zabij mnie śmiechem”, a już na pewno nie w tym czasie antenowym – zdradzają „Party” pracownicy Polsatu. Dopytywani, czy oznacza to zerwanie umowy z Kammelem, mówią: „Na pewno nie!”. – Nie mamy jeszcze prowadzącego w programie muzycznym, który będzie nową wersją „Idola” – zdradzają. – Poza tym Tomek, przychodząc do Polsatu, zaproponował dwa programy. Może wypróbujemy „Kammel do wynajęcia” – show, w którym prezenter wciela się w „człowieka do wszystkiego”?
Jak widać, Kammel zniknie z Polsatu tylko na chwilę. Oddechu potrzebował najwyraźniej także sam prezenter, bo nazajutrz po poprowadzeniu polsatowskiego sylwestra w Warszawie wsiadł razem z ukochaną Kasią do samolotu lecącego do Egiptu. Tam oboje łatwiej nabiorą sił przed nowymi wyzwaniami.
Alek Rogoziński / Party