Kasia Cichopek i Marcin Hakiel - Tylko ślubu brak

Kasia Cichopek, Marcin Hakiel fot. ONS
Zachód słońca we Włoszech. Pyszne wino i czas w końcu tylko we dwoje. O tym marzyli cały rok. Już nie pracują razem, ale za to dojrzeli, by założyć rodzinę. Jak teraz wygląda ich życie?
/ 24.07.2008 16:04
Kasia Cichopek, Marcin Hakiel fot. ONS
Kiedy powiedzą sobie „tak”? I jak to robią, że nie pogubili się w szalonym świecie show-biznesu? Tylko w „VIVIE!” Kasia i Marcin całkiem prywatnie.

Swego życia nie zamieniłabym na żadne inne. Brakuje w nim tylko jednego – czasu”, mówi Kasia. Po raz pierwszy w ciągu ostatnich miesięcy może choć trochę pobyć z Marcinem. Wyjechali razem do Włoch, żeby odetchnąć od Warszawy. Po powrocie znowu czeka ich codzienna gonitwa: do Marcina szkoły, na plan serialu „M jak miłość”, do telewizji. Miniony rok był dla nich wyjątkowo stresujący. Nie wszystko, co zaplanowali, układało się tak, jak chcieli. „Było mnóstwo nerwów, spięć, ale kiedy teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że to był rok doświadczeń. Nic tak nie uczy życia jak przeciwności, które hartują charakter”, mówi Marcin. Oboje z rozrzewnieniem wspominają ten czas, kiedy się poznali. Wtedy żyli jak w bajce. Nie mieli obowiązków i mogli cieszyć się tylko tym, co ich łączy. „Niczego nie planowaliśmy, szliśmy trochę na żywioł, czekaliśmy na to, jak się to wszystko rozwinie. No i się rozwinęło. I to bardziej niż myśleliśmy”, Marcin śmieje się do Kasi i przypomina jej: „Pamiętasz, jak po wygranej w „Tańcu z gwiazdami” nie wiedzieliśmy, co zrobić z twoim wiecznie dzwoniącym telefonem? Chciałaś go w ogóle wyrzucić”. Kasia pamięta tylko to, że była śmiertelnie przerażona, bo bała się, że presja otoczenia będzie zbyt wielka, a wtedy jeszcze nie wiedziała, jakie podjąć decyzje: „Nie wiedziałam, czy wybrać taniec, prowadzenie programów, czy aktorstwo. W końcu poprosiłam Marcina, żeby pomógł mi to wszystko jakoś uporządkować i efekt był taki, że ciągle byliśmy w pracy”, mówi Kasia.

Marcin, z natury perfekcjonista, chciał, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, żeby Kasia pracowała w jak najbardziej komfortowych warunkach. W efekcie bez przerwy wisiał na telefonie i prowadził niekończące się rozmowy z potencjalnymi partnerami biznesowymi, producentami, dziennikarzami. „Nie znałem branży, środowiska mediów, właściwie wszystko robiłem na tzw. czuja. Moim jedynym motorem działania było dobro Kasi”, wspomina dziś. Tylko po dwóch latach takiego funkcjonowania wspólnie doszli do wniosku, że nie żyją dla siebie. „Ciągle rozmawialiśmy o tym, co się dzieje w naszym życiu zawodowym. Nie potrafiliśmy się od tego oderwać, ponieważ mieliśmy poczucie, że wszystko zależy od nas, że możemy wygrać, ale i przegrać. To była zbyt duża presja. Pół roku temu podjęliśmy decyzję, że się rozstajemy”. Kasia śmieje się na wspomnienie niedawnych publikacji prasowych. Wszystkie tabloidy na wieść o tym, że Marcin nie będzie zajmował się już karierą Kasi, ogłosiły, że miłość Cichopek i Hakiela właśnie się skończyła. „A my właśnie dlatego, że chcieliśmy być ze sobą jeszcze bliżej niż dotychczas, zdecydowaliśmy się zatrudnić agentkę, która profesjonalnie zadba o sprawy Kasi”, mówi Marcin. Dzisiaj i Kasia, i Marcin są pewni, że to była najlepsza decyzja, jaką mogli podjąć. „Teraz, kiedy jesteśmy we dwoje, rzadko rozmawiamy o pracy. Wiem, co jest dla mnie zawodowo najważniejsze – chcę grać. Wiem, że bardzo, bardzo wiele muszę się jeszcze nauczyć, ale zrozumiałam, że w życiu trzeba walczyć o to, co się kocha najbardziej, także w pracy”, dodaje Kasia z uśmiechem, patrząc na Marcina.


Życiowe priorytety
Dla Kasi małżeństwo to dowód odwagi i odpowiedzialności. Bo kiedy ktoś decyduje się złożyć przysięgę małżeńską, to znaczy, że jest pewny swoich uczuć i tego, że będzie o nie walczył nawet wtedy, gdy życie nie będzie przypominało bajki. Dla Marcina ślub to scementowanie związku, dopełnienie. Niedawno długo rozmawiali ze swoimi przyjaciółmi, którzy właśnie zostali mężem i żoną. „Powiedzieli nam, że dla nich to jak przejście w inny, głębszy wymiar, że teraz są jeszcze bliżej siebie niż kilka miesięcy temu”, opowiada z przejęciem Kasia. A Marcin przypomina jej, ile to razy już mieli ten ślub zorganizować. Tylko że ciągle nie było czasu. Zresztą dopóki Kasia ma tyle zajęć, w ogóle nie ma o czym mówić. „W tygodniu zdjęcia i soboty też mam wszystkie zajęte jeszcze przez najbliższe kilka miesięcy, a przecież ślub organizuje się najczęściej właśnie w sobotę”, mówi Kasia ze śmiechem i dodaje, że jej koleżanka podliczyła, że organizacja ślubu zajmuje ponad pół roku. „Nie wiem, Marcin, kiedy my to zrobimy”. Marcin ze stoickim spokojem odpowiada: „Spokojnie, Kasiu, damy sobie ze wszystkim radę, nie ma pośpiechu”.

„Widzisz, on mnie tak zawsze pociesza. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. I kiedy jestem przed jakimś ciężkim dniem zdjęciowym i płaczę po kątach, Marcin pociesza mnie i mówi, że następnego dnia na pewno będę szalała z radości, że było tak fajnie. I zazwyczaj ma rację”, mówi Kasia. W ich związku to ona zawsze dzieli włos na czworo, przejmuje się wszystkim na zapas, denerwuje. Potrafi przytoczyć od razu kilka historyjek, kiedy ona szalała, a on czekał, aż jej przejdzie. Po męsku – na spokojnie, z humorem, który zawsze rozładowuje atmosferę. „Na przykład wczoraj, wracam z planu zdjęciowego strasznie głodna. Dzwonię do Marcina, żeby mi zamówił coś do jedzenia. On się oczywiście zgadza, ale kiedy wracam, nie ma go w domu. Za chwilę wchodzi pan z jedzeniem, a ja uzmysławiam sobie, że nie mam w portfelu ani grosza. Wspólnie czekamy, aż Marcin wróci, a potem, kiedy pan już jest odprawiony, wyrzucam Marcinowi, że musieliśmy tyle na niego czekać. A on patrzy na mnie i mówi: »Masz szczęście, że cię kocham…« ”.

Marcin słuchając narzeczonej, wzrusza ramionami. Dla niego to normalne, że Kasia jest wrażliwsza, bardziej emocjonalnie niż on podchodzi do wszystkiego. I tak naprawdę to nie pamięta, czy w ciągu tych wspólnie przeżytych trzech lat choć raz miał powód, żeby naprawdę się na nią zezłościć. „My mamy na szczęście oboje takie charaktery, że kiedy jest między nami coś nie tak, siadamy i rozmawiamy o tym, nigdy nie zostawiamy nic na później. Przetrzymywanie złych emocji powoduje często, że między ludźmi wybuchają kłótnie – znacznie poważniejsze niż sam problem”, mówi. Jego zdaniem tak samo zresztą jest w pracy. Odkąd dwa lata temu założył własną akademię tańca, wie, że niczego nie należy odwlekać, że niedopracowania i tak wcześniej czy później wyjdą. „Skończyłem zarządzanie i bankowość, ale tak naprawdę zakładając firmę, niewiele wiedziałem o działalności biznesowej. Ciągle się tego uczę, ale na szczęście bez szkody dla szkoły. Ona rozwija się bardzo dobrze”. Niedawno w Szczyrku odbył się pierwszy letni obóz Hakiel Akademii Tańca. Przyjechały i sześcioletnie dzieci, i ponad 70-letnia pani. „Marcin włożył w to mnóstwo energii, ale miło było patrzeć, jak wielką frajdę mu to sprawia. Patrzyłam z podziwem i jednocześnie radością, jak zmęczony wchodził do pokoju i mówił: »Wiesz, ja naprawdę lubię uczyć tańczyć«”, opowiada Kasia. – Dla mnie największym zawodowym marzeniem jest rola w filmie, Marcinowi taniec dodaje skrzydeł. Marzy o rozwijaniu się jako choreograf”.


„To prawda”, mówi Marcin z błyskiem w oku. „Uwielbiam patrzeć na precyzję, z jaką przygotowywana jest choreografia koncertów gwiazd czy wielkich widowisk muzycznych. Wiem, że na wszystko przyjdzie czas, trzeba wierzyć, że się uda, pracować i próbować”.

Urządzić wesele
„Kiedyś myślałam, że najlepiej jest cicho siedzieć i czekać, aż mnie znajdą. Teraz wiem, że to najgorsza postawa. Bo szczęściu trzeba pomóc. Nic w życiu nie dzieje się samo”, mówi Kasia. Dowodem na to były ostatnie publikacje w prasie. Tabloidy rozpisywały się o jej horrendalnych zarobkach, a ona nie bardzo wiedziała, skąd biorą takie rewelacje na jej temat. Któregoś razu właściciel lokalu, w którym Marcin prowadzi szkołę, zażartował: „Panie Marcinie, to może czynsz podniesiemy?”. Roześmiał się wtedy, ale Kasi wcale nie było do śmiechu, kiedy okazało się, że nawet producenci filmowi i scenarzyści myślą, że za swoją pracę ona żąda ogromnych stawek. „Na szczęście po krótkiej rozmowie okazywało się, że wcale nie jestem tak droga”, mówi i wspomina swoje ostatnie epizody, na przykład ten na planie „Daleko od noszy”. Tam po raz pierwszy spotkała się z Pawłem Wawrzeckim, aktorem, którego zawsze podziwiała. „Miałam wielką tremę przed pracą u jego boku. Ale szybko okazało się, że niepotrzebnie. On jest nie tylko ujmującym człowiekiem, ale także swego rodzaju wyzwalaczem. Dzięki niemu pozbyłam się lęku, czułam się bezpiecznie na planie z zupełnie nową i to megazawodową i doświadczoną ekipą – mówi Kasia. – Każde, nawet najmniejsze doświadczenie pomagające mi ćwiczyć warsztat aktorski jest dla mnie niezwykle cenne”, dodaje i ma nadzieję, że po wakacjach będzie mogła zacząć pracę nad nową rolą. Na razie nie chce o tym mówić. Boi się zapeszyć. Były już takie sytuacje, że pochwaliła się przyjaciołom, a potem z roli nic nie wyszło. Ale najmniej zabawnie było wtedy, gdy wszędzie czytała, że wystąpi w filmie o tańcu. Ona nie wiedziała, o co chodzi, nie była na żadnym castingu, reżyser ani producent jej tej roli nie proponował. A potem do Marcina zaczęli dzwonić dziennikarze z pytaniem, czy Kasi jest przykro, że jej miejsce zajęła Iza Miko. „Teraz, kiedy o tym mówię, to chce mi się śmiać, ale wtedy to mnie wcale nie bawiło”, mówi.

Kiedy już odpoczynek we Włoszech dobiegnie końca, Kasia wyjedzie do Francji na nagrania do nowego reality show dla TVP2. Potem wróci jeszcze na plan serialu „M jak miłość”. Dopiero na koniec sierpnia razem z Marcinem wyjadą na prawdziwe, długie i zasłużone wakacje. Wymyślili sobie, że zjadą w końcu całe Stany Zjednoczone. To od dawna było ich marzeniem, na które nigdy nie było czasu. A co będzie po powrocie? Znowu praca? „Oby ta praca była jak najdłużej. I ja, i Marcin robimy to, co kochamy. Nie ma na co narzekać”, mówi Kasia. A Marcin głośno myśli: „To prawda, ale może będzie trochę spokojniej i uda nam się bez pośpiechu zrealizować wszystkie odkładane plany i pomysły”.

Iza Bartosz / Viva

Redakcja poleca

REKLAMA