1
z
5
fot. STUDIO 69, ONS
BORYS SZYC
Zgódźmy się, że najpopularniejszy ostatnio polski aktor nigdy nie był przykładem klasycznego ciacha i w Ameryce wyleciałby z hukiem z castingu do „Mody na sukces” czy „Melrose Place”. Ale Polki uwielbiały go między innymi właśnie za to, że nie był jakimś wypacykowanym, plastikowym pięknisiem z okładki „Men’s Health” tylko naszym swojskim „misiem-pysiem” (w dodatku dowcipnym i z dystansem do siebie!). Ostatnio jednak Borys odpuścił sobie chyba odrobinę za bardzo. Rozumiemy, że się zakochał. Rozumiemy, że zamiast na siłowni woli spędzać czas z ukochaną Kają. W polskim kinie jest tak mało amantów, że strata jeszcze jednego wydaje nam się niepowetowana. Borys, nie rób nam tego!
Zgódźmy się, że najpopularniejszy ostatnio polski aktor nigdy nie był przykładem klasycznego ciacha i w Ameryce wyleciałby z hukiem z castingu do „Mody na sukces” czy „Melrose Place”. Ale Polki uwielbiały go między innymi właśnie za to, że nie był jakimś wypacykowanym, plastikowym pięknisiem z okładki „Men’s Health” tylko naszym swojskim „misiem-pysiem” (w dodatku dowcipnym i z dystansem do siebie!). Ostatnio jednak Borys odpuścił sobie chyba odrobinę za bardzo. Rozumiemy, że się zakochał. Rozumiemy, że zamiast na siłowni woli spędzać czas z ukochaną Kają. W polskim kinie jest tak mało amantów, że strata jeszcze jednego wydaje nam się niepowetowana. Borys, nie rób nam tego!
2
z
5
fot. ONS(2)
JOHN TRAVOLTA
W latach 70. był ideałem męskiej urody i z tego powodu musiał sobie zafundować... psychoterapię. „Miałem obsesję, że dostaje rolę tylko ze względu na wygląd. Byłem pewny, że każdy w Hollywood widzi we mnie tylko ładnego, głupiutkiego chłopca, idealnego do płytkich ról, w których głównie trzeba pokręcić tyłeczkiem i pokazać umięśniony tors”, zwierzył się po latach. Kiedy w połowie lat 90. po dłuższej przerwie w karierze, bogatszy nie tylko o tych kilka lat, ale i ponad 30 kilo Travolta wrócił na ekrany w filmie „Pulp Fiction”, nikt (na czele z nim samym!) nie miał już wątpliwości, że to nie wyglądowi aktor zawdzięcza sukcesy. „Jestem gruby i szczęśliwy. Nie zamierzam tego zmieniać!”, podsumował wtedy aktor. I jak na razie słowa dotrzymał.
W latach 70. był ideałem męskiej urody i z tego powodu musiał sobie zafundować... psychoterapię. „Miałem obsesję, że dostaje rolę tylko ze względu na wygląd. Byłem pewny, że każdy w Hollywood widzi we mnie tylko ładnego, głupiutkiego chłopca, idealnego do płytkich ról, w których głównie trzeba pokręcić tyłeczkiem i pokazać umięśniony tors”, zwierzył się po latach. Kiedy w połowie lat 90. po dłuższej przerwie w karierze, bogatszy nie tylko o tych kilka lat, ale i ponad 30 kilo Travolta wrócił na ekrany w filmie „Pulp Fiction”, nikt (na czele z nim samym!) nie miał już wątpliwości, że to nie wyglądowi aktor zawdzięcza sukcesy. „Jestem gruby i szczęśliwy. Nie zamierzam tego zmieniać!”, podsumował wtedy aktor. I jak na razie słowa dotrzymał.
3
z
5
fot. FOTOLINK (2)
KEVIN FEDERLINE
W 2003 roku na casting do zespołu tanecznego, który miał towarzyszyć występom Britney Spears, zgłosił się seksowny, znakomicie zbudowany, a w dodatku heteroseksualny (co jest rzadkością wśród tancerzy) chłopak. Był nim właśnie Federline. Z castingu nasz bohater wyszedł z kontraktem w dłoni, a półtora roku później poprowadził Britney do ślubu. Burzliwy dwuletni związek z niezbyt zrównoważoną emocjonalnie gwiazdą, a potem rozwód i walka z nią o prawo do opieki nad dwójką synów, mocno przybiły Kevina. Tancerz zaczął „zajadać” swoje stresy. W efekcie już pod koniec sprawy rozwodowej ważył ponad 100 kilo (przy wzroście 183 cm). Przerażony swoim wyglądem, przyjął zaproszenie producentów reality show „Celebrity Fit Club” i w kilka tygodni pod okiem fachowców zrzucił 15 kilogramów. Zachęcony odzyskaną dzięki programowi sławą wpadł na pomysł wydania płyty pop, o której krytycy pisali, że „rzuca całkiem nowe, pozytywne światło na twórczość wszystkich kiczowatych gwiazd, z jego eks-żoną na czele”. Dumny z siebie Kevin wrócił do starych nawyków i obecnie waży 125 kilo!
W 2003 roku na casting do zespołu tanecznego, który miał towarzyszyć występom Britney Spears, zgłosił się seksowny, znakomicie zbudowany, a w dodatku heteroseksualny (co jest rzadkością wśród tancerzy) chłopak. Był nim właśnie Federline. Z castingu nasz bohater wyszedł z kontraktem w dłoni, a półtora roku później poprowadził Britney do ślubu. Burzliwy dwuletni związek z niezbyt zrównoważoną emocjonalnie gwiazdą, a potem rozwód i walka z nią o prawo do opieki nad dwójką synów, mocno przybiły Kevina. Tancerz zaczął „zajadać” swoje stresy. W efekcie już pod koniec sprawy rozwodowej ważył ponad 100 kilo (przy wzroście 183 cm). Przerażony swoim wyglądem, przyjął zaproszenie producentów reality show „Celebrity Fit Club” i w kilka tygodni pod okiem fachowców zrzucił 15 kilogramów. Zachęcony odzyskaną dzięki programowi sławą wpadł na pomysł wydania płyty pop, o której krytycy pisali, że „rzuca całkiem nowe, pozytywne światło na twórczość wszystkich kiczowatych gwiazd, z jego eks-żoną na czele”. Dumny z siebie Kevin wrócił do starych nawyków i obecnie waży 125 kilo!
4
z
5
fot. <a href=http://www.bew.com.pl target=_blank>BE&W</a>, MEDIUM
VAL KILMER
Kto jest przystojniejszy – Val Kilmer czy Tom Cruise? Dziś odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Nie była jednak taką dwadzieścia lat temu, kiedy obaj panowie rywalizowali o serca kobiecej widowni i miano bożyszcza seksu po występie w filmie „Top Gun”. Ba! Val miał wtedy więcej wielbicielek niż jego mały i nieco pucołowaty rywal. Kiedy zaś kilka lat później Kilmer wcielił się w uwielbianego przez kobiety lidera The Doors, Jima Morrisona, a po filmie „pożyczył” sobie na jakiś czas jego seksowny image, wydawało się, że już na zawsze pozostanie w pierwszej lidze ideałów męskiej urody. Jednak, ku zaskoczeniu swoich fanek, w połowie lat 90. Val mocno się zaniedbał, wyhodował sobie ogromny „mięsień piwny”, a jego twarz zaczęła sprawiać wrażenie wiecznie napuchniętej. Niedawny as Hollywood teraz gra już tylko w filmach klasy B. Patrząc na jego wygląd, można się dziwić, że w ogóle dostaje jeszcze jakieś role.
Kto jest przystojniejszy – Val Kilmer czy Tom Cruise? Dziś odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Nie była jednak taką dwadzieścia lat temu, kiedy obaj panowie rywalizowali o serca kobiecej widowni i miano bożyszcza seksu po występie w filmie „Top Gun”. Ba! Val miał wtedy więcej wielbicielek niż jego mały i nieco pucołowaty rywal. Kiedy zaś kilka lat później Kilmer wcielił się w uwielbianego przez kobiety lidera The Doors, Jima Morrisona, a po filmie „pożyczył” sobie na jakiś czas jego seksowny image, wydawało się, że już na zawsze pozostanie w pierwszej lidze ideałów męskiej urody. Jednak, ku zaskoczeniu swoich fanek, w połowie lat 90. Val mocno się zaniedbał, wyhodował sobie ogromny „mięsień piwny”, a jego twarz zaczęła sprawiać wrażenie wiecznie napuchniętej. Niedawny as Hollywood teraz gra już tylko w filmach klasy B. Patrząc na jego wygląd, można się dziwić, że w ogóle dostaje jeszcze jakieś role.
5
z
5
fot. <a href=http://www.bew.com.pl target=_blank>BE&W</a>, ONS
MATT DAMON
Być może Matt nie ma takiej nadwagi jak były mąż Britney Spears. Być może jego twarz nie jest tak nalana jak oblicze odtwórcy roli Jima Morrisona. Jest jednak powód, dla którego uznaliśmy, że Damon powinien się znaleźć w tym rankingu. Otóż żaden z wymienionych w tej galerii bohaterów nie otrzymał nigdy prestiżowego tytułu „najseksowniejszego żyjącego faceta”, przyznawanego od 1985 roku przez magazyn „People”. Matt to wyróżnienie dostał trzy lata temu. Aktor szaleńczo się z tego ucieszył, po czym najwyraźniej uznał, że... teraz nie musi już dbać o wygląd. W ciągu paru miesięcy przytył ponad 15 kilo. Najpierw twierdził, że wymaga tego rola w filmie „Intrygant”. Ale po zakończeniu pracy na planie ani myślał gubić nadprogramowych kilogramów. „Pierwszy raz, od chwili gdy przyjechałem do Hollywood, nie musiałem regularnie chodzić na siłownię i mogłem jeść wszystko, na co miałem ochotę. Kocham taki styl życia!”, oświadczył Damon. Czyżby zapomniał, że tytuł „najseksowniejszego” zobowiązuje do tego, by nie prezentować się jak teletubiś.
Być może Matt nie ma takiej nadwagi jak były mąż Britney Spears. Być może jego twarz nie jest tak nalana jak oblicze odtwórcy roli Jima Morrisona. Jest jednak powód, dla którego uznaliśmy, że Damon powinien się znaleźć w tym rankingu. Otóż żaden z wymienionych w tej galerii bohaterów nie otrzymał nigdy prestiżowego tytułu „najseksowniejszego żyjącego faceta”, przyznawanego od 1985 roku przez magazyn „People”. Matt to wyróżnienie dostał trzy lata temu. Aktor szaleńczo się z tego ucieszył, po czym najwyraźniej uznał, że... teraz nie musi już dbać o wygląd. W ciągu paru miesięcy przytył ponad 15 kilo. Najpierw twierdził, że wymaga tego rola w filmie „Intrygant”. Ale po zakończeniu pracy na planie ani myślał gubić nadprogramowych kilogramów. „Pierwszy raz, od chwili gdy przyjechałem do Hollywood, nie musiałem regularnie chodzić na siłownię i mogłem jeść wszystko, na co miałem ochotę. Kocham taki styl życia!”, oświadczył Damon. Czyżby zapomniał, że tytuł „najseksowniejszego” zobowiązuje do tego, by nie prezentować się jak teletubiś.